Spotkanie z Olgą Morawską

W piątek w ramach cyklu „Zainspirowani” w Cafe Pineska w Warszawie będę miała przyjemność poprowadzić spotkanie z Olgą Morawską, na które serdecznie zapraszam. Hasło przewodnie „Miej odwagę!”. Będzie to okazja popytania Olgę o książki – nie tylko górskie, a także plany na przyszłość.

„Miej odwagę” to nazwa Memoriału im. Piotra Morawskiego, który po jego śmierci zorganizowała Olga Morawska. To szansa dla wszystkich eksploratorów i podróżników, żeby zrealizować swoje wyprawowe marzenia.

„Miej odwagę” to także hasło, którym Olga stara się wszystkich zarazić. Sama ma jej sporo. Wystarczyło nie tylko na stworzenie Memoriału, ale także wydanie książek – początkowo Piotrka, teraz już także swoich. Nie wahała się, żeby wraz z dziećmi wyruszyć w podróż, której owocem jest seria przewodników wakacyjnych „Małe Wielkie Podróże”.

Czytaj dalej…


Tagi: ,

„Bieszczady w PRL-u” – jak się góry „budowało”

„Bieszczady w PRL-u”, książka Krzysztofa Potaczały, która ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Bosz to zbiór barwnych reportaży wzbogaconych archiwalnymi zdjęciami. Ale nie ma w niej poetyckich opisów połonin i roztaczających się z nich malowniczych krajobrazów. Jest zdobywanie gór, chociaż nie w znaczeniu, do którego się przyzwyczailiśmy. Gdy w PRL-u jedni uciekali przed reżimem w góry, inni te góry zasiedlali. I z tymi innymi rozmawiał po latach podkarpacki dziennikarz.

Wydawać by się mogło, że jestem idealną osobą, żeby recenzować książkę o Bieszczadach, ponieważ stamtąd pochodzę. Tymczasem mam na sumieniu całkowity brak zainteresowania Bieszczadami aż do czasu studiów, a te spędziłam już w Krakowie. Teraz czytając reportaże odsłaniające nieznaną mi część przeszłości regionu południowo-wschodniej Polski żałuję, że siedzę w Warszawie i nieprędko pojadę nad Solinę, do Cisnej czy Komańczy. Ale przy najbliższej okazji mając już trochę wiedzy o czasach podboju bieszczadzkiej prerii – inaczej na to wszystko spojrzę. Przede wszystkim jest to kolejna cegiełka, która pozwala w mojej głowie zbudować obraz realnego socjalizmu. W trudnym i biednym regionie wszystkie wynaturzenia i dziwactwa systemu skupiały się jak w soczewce. Tak jak w całej Polsce, również mieszkańcy Bieszczadów uczyli się, jak stawiać czoła opresyjnemu ustrojowi i wykorzystać jego słabe miejsca na swoją korzyść. Było i tragicznie i komicznie – jak to w PRL-u.

Czytaj dalej…


Tagi: ,

„Art of Freedom” – dokument o złotym polskim himalaizmie

„Paradoks. Sytuacja w Polsce była bardzo zła, ale alpinizm miał się bardzo dobrze” – tak o złotej erze polskiego himalaizmu powiedział Krzysztof Wielicki. Dokument „Sztuka wolności” („Art of Freedome”) to kolejna po książce Bernadette McDonald „Ucieczka na szczyt” próba odpowiedzi na pytanie o fenomen Lodowych Wojowników.

Zagraniczni wspinacze – wśród nich Reinhold Messner – podkreślają często, że gdyby w Polsce nie było komunizmu, Polacy nie odnosiliby sukcesów na najwyższych szczytach świata, bo chcieli jak najwyżej uciec z tego piekła. Sami zainteresowani (m.in. Krzysztof Wielicki, Janusz Onyszkiewicz) powtarzają, że dzięki sukcesom górskim często byli oczkiem w głowie władzy. I kto nie zginął to do socjalistycznej wówczas ojczyzny zawsze z wyprawy wracał. Nie czuli się zniewoleni, bo wolność zawdzięczali górom i nosili w sercach.

Czytaj dalej…


Tagi: , , , , ,

Spóźniona miłość Tadeusza Różewicza do Wandy Rutkiewicz

Jeszcze jeden sposób na upamiętnienie rocznicy przyszedł mi do głowy. I  też nie będzie to długi wpis, za to coś dla miłośników poezji. Znacie „Gawędę o spóźnionej miłości”, wiersz Tadeusza Różewicza o Wandzie? Jeśli nie to poniżej jego geneza i treść.

Po zwiedzaniu Muzeum Sportu i Turystyki w Karpaczu Tadeusz Różewicz został poproszony o wpisanie się do pamiątkowej księgi honorowej. Tam trafił na wpis Wandy Rutkiewicz.  Himalaistka dziękowała za zorganizowanie w 1979 roku wystawy „Polka na szczycie świata”, która była podsumowaniem jej działalności wspinaczkowej, a zwłaszcza wielkiego sukcesu, jakim był „polski Everest”.

Czytaj dalej…


Tagi: ,

„Temperatura wrzenia” – pająki pod Gasherbrumami

Wanda Rutkiewicz ostatni raz była widziana 12 maja 1992 roku w drodze na szczyt Kanczendzongi. Nie będę z tej okazji kompilować długaśnych opisów jej życia i dokonań. Przecież i tak je znamy, a mimo to nie wiemy, jaka była naprawdę. A ci, którzy ją znali? „Dla mnie coraz mniejsze znaczenie miało to, j a k a była Wanda. Najważniejsze, że b y ł a…” – mówi Ewa Matuszewska. Z okazji rocznicy wybrałam się obejrzeć „Temperaturę wrzenia” (TVP, 1976, 33 min) – film, którego długo mi brakowało w mojej kwerendzie źródeł na temat Wandy, a wokół którego od dawna „wrzało”.

Jest to dokument Andrzeja Zajączkowskiego, który powstał w trakcie kierowanej przez Wandę wyprawy na Gasherbrumy. Rok 1975 ONZ okrzyknęło Międzynarodowym Rokiem Kobiet – nic więc dziwnego, że pierwsza kobieca wyprawa w Karakorum spotkała się z przychylnym przyjęciem ze strony opinii publicznej, zwłaszcza, że jej uczestniczki miały na swoim koncie już znaczne osiągnięcia i istniała realna szansa na sukces. PZA wsparło kobiecą wyprawę Wandy również wyprawą męską, którą kierował Janusz Onyszkiewicz. Formalnie jednak jedynym liderem zdobywania Gasherbrumów była Wanda Rutkiewicz. Była też – wydawać by się mogło w ramach oficjalnej, niepisanej umowy – obiektem powszechnej krytyki i ataków. Właśnie tę temperaturę wrzenia pośród chłodu gór wysokich przede wszystkim rejestruje kamera Zajączkowskiego.

Czytaj dalej…


Tagi: , , ,

Relacja z odsłonięcia tablicy Wandy Rutkiewicz w Tatrach

Na tydzień przed 20. rocznicą zaginięcia Wandy Rutkiewicz na Kanczendzondze na Tatrzańskim  Cmentarzu Symbolicznym pod Osterwą zebrali się przyjaciele, wspinacze i przedstawiciele środowisk górskich, by odsłonić pamiątkową tablice poświęconą himalaistce. „Teraz, kiedy jest tablica odejście Wandy jest jakby nieodwołalne, dzisiaj to do mnie dotarło” – mówiła jej przyjaciółka i biografka Ewa Matuszewska. Ale okazało się też, że Wanda żyje – we wspomnieniach i anegdotach – jako postać niezwykła, wykraczająca ponad swoje czasy, zdeterminowana i uczynna „Lady Gór”.

O 5:40 planowo wjechaliśmy na dworzec w Zakopanem. Od razu inne powietrze i nie żal tej nocnej eskapady. Stwierdziłam, że dworzec jest bardzo zaniedbany, zwłaszcza szkoda mi neonu, bo do neonów mam słabość. Ale Aleks uświadomił mi, że skoro nikt dworca nie remontował to prawdopodobnie jest on dokładnie taki sam, jak w czasach, gdy w Tatry przyjeżdżali najwięksi polscy wspinacze. Ci warszawscy przecież wielokrotnie wspominali o nocnych pociągach, z których prosto szło się na wspin. No to jesteśmy. Czasu na wspinaczkę nie będzie. Tylko kilkanaście godzin, żeby „przywitać się” i „pożegnać” z Wandą.

Czytaj dalej…


Tagi:

„Na jednej linie” – od samodzielności do samotności

„Na jednej linie” pokazuje drogę Wandy Rutkiewicz do wielkości, ale i osamotnienia. Spośród wielu artykułów i publikacji, w których przedstawia się ją jako przesadnie ambitną i egoistyczną, za sprawą „Na jednej linie” wyłania się Wanda z czasów, kiedy jeszcze nie myśli o niewyobrażalnie trudnej „Karawanie do marzeń”, mocno bierze do siebie krytykę różnych członków środowiska wspinaczkowego i nie rozumie, czym na nią zasłużyła. Choć ukoronowaniem przedstawionej tu historii jest triumf na Mount Evereście, mam wrażenie, że na poprzedzających go stronach było o wiele więcej porażek niż sukcesów. Brak też jednego partnera na linie czy górskiego przyjaciela… Historię „prowadzi” Wanda, a za nią podąża jej redaktorka i przyjaciółka Ewa Matuszewska.

Czytaj dalej…


Tagi: ,

Mój tydzień z Wandą

Czy Wandę Rutkiewicz można porównywać z Marilyn Monroe? Ja mogę, ponieważ tyle samo czasu spędziłam pisząc o gwiazdach i czerwonych dywanach, co o górach. Nigdy żadna aktorka nie zainspirowała mnie do myśli o karierze scenicznej – głównie dlatego, że nie mam do tego warunków. Ale do wspinaczki warunków też nie mam, a gdy przeczytałam o Wandzie po raz pierwszy to zapomniałam o wszystkich uprzedzeniach i ograniczeniach i po prostu pojechałam w góry.  12 (lub 13) maja mija 20. rocznica jej zaginięcia na Kanczendzondze, więc zaproszę na kilka nie tylko książkowych spotkań z Wandą.

5 maja o godzinie 12 będzie miało miejsce odsłonięcie tablicy pamiątkowej poświęconej Wandzie Rutkiewicz na Symbolicznym Cmentarzu Ofiar Gór pod Osterwą.  Obecnie znajduje się tam około 300 tablic upamiętniających ponad 400 ludzi gór m.in. Klemensa Bachlędę i Jana Długosza. Są też postacie, które podobnie jak Wanda były z Tatrami związane, ale zginęły w innych górach jak Wawrzyniec Żuławski, Stanisław Groński, Jerzy Kukuczka czy  Piotr Morawski.

 

Czytaj dalej…


Tagi:

Wojciech Franus zastanawia się jak wygląda Mount Everest…

Wojciech Franus jest dyrektorem artystycznym polskiej edycji „National Geographic”. Przez jego ręce przeszła niezliczona liczba zdjęć (górskich). Zwłaszcza, że fotograf prawie etatowo juroruje w różnych konkursach. Najbliższy to 4. edycja konkursu fotograficznego „Najpiękniejsza góra świata”, który startuje 30 kwietnia, więc macie jeszcze czas przejrzeć archiwa lub wyruszyć z aparatem na szlaki. Tymczasem przeczytajcie, co o fotografowaniu gór mówi Wojciech Franus i dlaczego nie każde zdjęcie góry jest z góry skazane na sukces.

Czy góra jest dla fotografów wdzięcznym obiektem?

Jak najbardziej, góry i krajobrazy są bardzo wdzięcznymi do fotografowania obiektami. To duże wyzwanie, a jednocześnie duża radość, gdy się uda. Takie zdjęcie wymaga od fotografa wysokiej klasy profesjonalizmu, dużych umiejętności warsztatowych, opanowania techniki fotograficznej, jak i zrozumienia specyfiki gór – tego, jak bardzo jest tam niestabilna pogoda, w jaki sposób układa się światło, w którą stronę i dlaczego podążają chmury, jak rzucają cień itd. Jednym słowem jest to bardzo wdzięczny temat, ale wymagający dużego skupienia i zaangażowania za strony fotografa.

Czytaj dalej…


Tagi: , , , ,

Najpiękniejsza góra świata – konkurs fotograficzny

30 kwietnia rusza 4. edycja konkursu fotograficznego „Najpiękniejsza góra świata”. Do 15 maja można nadsyłać zdjęcia, a finał i wręczenie nagród zbiegnie się z akcją Czyste Tatry i będzie miał miejsce 1 lipca, dzień po „Największym sprzątaniu Tatr w historii” – do którego zachęcam! Na zwycięzców czeka m.in. sezonowa chwała na Krupówkach.

Bywają wysokie i niedostępne, bywają też niższe, swojskie, dobrze znane, ale za każdym razem odsłaniające inne oblicze. Inaczej wyglądają wiosną, inaczej złotą jesienią, a jeszcze inaczej okryte śniegiem. Jest wiele kandydatek do tytułu Najpiękniejszej góry świata, ale muszą najpierw znaleźć swoich piewców-fotografów.

Czytaj dalej…


Tagi:

Denis Urubko – „Skazany na góry”

Denisa Urubko w Polsce nie trzeba przedstawiać. Podczas zimowej wyprawy na K2, na którą zaprosił go w 2002 roku Krzysztof Wielicki, razem z Piotrem Morawskim weszli na wysokość 7650 m.n.p.m. – najwyższy punkt, jaki osiągnięto tam kiedykolwiek zimą. Poza tym  Denis bez tlenu zdobył Koronę Himalajów i w 42 dni uzyskał tytuł Śnieżnej Pantery. Swoje górskie przygody spisywał 10 lat i tak powstała książka „Skazany na góry”: kalendarz spartańskich treningów i zmagań na najwyższych górach świata, poprzeplatany opisem wschodów i zachodów słońca oraz filozoficznymi przemyśleniami. „Nanizanie wydarzeń na nić alpinizmu pozwoliło mi rozważyć i ocenić sens tego, co dzieje się wokoło”.

 „Skazany na góry” to zbiór opowiadań, szkiców i notatek napisanych na przestrzeni wielu lat. Ta rozpiętość sprawiła, że poszczególne teksty żyją swoim życiem – różnią się stylem, a każdy dotyka trochę innej tematyki. Z pewnością spodoba się wszystkim, którzy klasyczne drogi na himalajskich ośmiotysięcznikach – teoretycznie – znają z różnych opisów prawie na pamięć. Wspomnienia kazachskiego mistrza alpinizmu to poza najwyższymi górami świata także katalog radzieckich klasyków jak Pik Lenina, Pik Swobodnej Korei czy Pik Pobiedy. Zimą równie nieprzewidywalnych jak himalajskie giganty. To w końcu szansa na wejście w skórę i zajrzenie w duszę wychowanego w Związku Radzieckim wspinacza, który postawił na swoim i przeniósł się z Rosji do Kazachstanu, a nawet wbrew oczywistym przeciwnościom wstąpił tu do armii, by trenować alpinizm w Centralnym Klubie Sportowym. Czasem miałam wrażenie, że czegoś nie rozumiem albo coś mi umyka, ale Denis uprzedza swoich czytelników, że „Wschód to delikatna sprawa”. „Skazany na góry” to skazany na określony sposób zdobywania gór – sportowy, pionierski, wart najwyższego ryzyka…
Czytaj dalej…


Tagi:

Piotr Morawski – Zostają nie tylko książki…

Piotr Morawski marzył o wydaniu swojej pierwszej książki. A miał przecież o czym pisać. W wieku 32 lat był zdobywcą sześciu ośmiotysięczników i jednym z najbardziej obiecujących wspinaczy młodego pokolenia. A do tego zdolnym fotografem i naukowcem. Niestety 8 kwietnia 2009 roku zginął tragicznie pod Dhaulagiri. Pozostawił po sobie setki notatek i zapisków, które dzięki Oldze Morawskiej trafiły do druku. Dzisiaj o „Zostają góry”, „Od początku do końca” i życiu po śmierci.

Przepraszam, jeśli ten wpis nie będzie tylko prostą recenzją czy opisem wspomnianych wyżej książek, ale w pewnym sensie Piotr Morawski, choć nigdy go nie poznałam, stał się kimś bliskim. W 2009 roku ledwie zarejestrowałam fakt jego śmierci, ale dwa lata później stanęłam przed nie lada wyzwaniem – zadzwonić do Olgi Morawskiej i na podstawie rozmowy z nią napisać rocznicowy tekst. Gdyby to była pierwsza rocznica moja interwencja w jej spokój może byłaby bardziej uzasadniona. Ale zupełnie nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać po dwóch latach i czy mam prawo oczekiwać, że będzie chciała o tym rozmawiać. Chciała.

Czytaj dalej…


Tagi: ,