Jeszcze jeden sposób na upamiętnienie rocznicy przyszedł mi do głowy. I też nie będzie to długi wpis, za to coś dla miłośników poezji. Znacie „Gawędę o spóźnionej miłości”, wiersz Tadeusza Różewicza o Wandzie? Jeśli nie to poniżej jego geneza i treść.
Po zwiedzaniu Muzeum Sportu i Turystyki w Karpaczu Tadeusz Różewicz został poproszony o wpisanie się do pamiątkowej księgi honorowej. Tam trafił na wpis Wandy Rutkiewicz. Himalaistka dziękowała za zorganizowanie w 1979 roku wystawy „Polka na szczycie świata”, która była podsumowaniem jej działalności wspinaczkowej, a zwłaszcza wielkiego sukcesu, jakim był „polski Everest”.
„Gawęda o spóźnionej miłości” (Karpacz 1996, Wrocław 1997) Tadeusz Różewicz
II
Karkonosze powstawały
w okresie kaledońskich
ruchów górotwórczych
ja ujrzałem światło dzienne
9 października 1921 roku
Skąd się tu wziąłem?
z Radomska
urodzony pod znakiem Wagi
uformowany
w okresie ruchów totalitarnych
przeszedłem przez
ogień powietrze wojnę
przez lasy nad Wartą i Pilicą
przez Kraków Gliwice Wrocław
przez siedem gór i siedem rzek
i tak wędrując po matce ziemi
po pięknej błękitnej planecie
nad którą unosi się czerwony Mars
i Saturn w tysiącu pierścieni
doszedłem do Gór Olbrzymich
na uliczce prowadzącej do
Muzeum Sportu i Turystyki
trafiłem na ślad
ślad jej stopy
ślad uśmiechu
ślad ręki
„Dziękuję za miłe uhonorowanie
mojego wejścia na MT. EVEREST
wystawą, która przygotowana została
tak bardzo serdecznie przez Muzeum Sportu i Turystyki
Wanda Rutkiewicz
Karpacz, 27 X 1979”
przed laty
przeglądając poranna gazetę
dowiedziałem się
że kobieta z Wrocławia
zdobyła Mount Everest
przy innej sposobności
przeczytałem
(w „Przekroju? „Panoramie”?)
krótki
wierszyk pióra Wandy
pamiętam że chciałem
do niej zadzwonić zapytać
co skłoniło Wspaniałą
Kryształową Górę
do urodzenia myszki
ale nie starczyło śmiałości
może dlatego że w dzieciństwie
zdobyłem tylko „psią górkę”
koło Radomska (25 metrów)
i „kocią górę”
w sosnowym lasku
koło Gabrielowa
dopiero po jej śmierci
zadałem to pytanie
uśmiechnęła się i powiedziała
otwierając oczy
– a pan? Panie Tadeuszu
dlaczego Pan pisze wiersze
– ja? ja nie wiem
ulicami Wrocławia
płynęły rwące górskie
strumienie rzeki potoki
w brudnym lustrze wody
które wznosiło się i opadało
stały kościoły teatry domy
ludzie na dachach
machali białymi niebieskimi
czerwonymi płachtami
państwo Gucwińscy budowali arkę
dla swoich zwierząt
ratowali słonie żyrafy lwy i motyle
śmigłowce unosiły się
nad wodami
w parku Szczytnickim
w zatopionym japońskim ogrodzie
chwyciłem Wandę
za rękę
przepraszam! A Pani dokąd
śpieszy – a wiedziałem już
że śpi snem wiecznym –
machnęła ręką
– ja? idę na Mount Everest
a po drodze
na Matternhorn Nanga Parbat
Annapurnę…
potem wejdę jeszcze
na Kangczendzongę…
– ale to bardzo wysoko
powiedziałem
– to tylko 8586 metrów
powiedziała
z zagadkowym uśmiechem
– ale Pani nie zabrała ze sobą
ani śpiwora ani zapasu jedzenia
(a wiedziałem już że ona umarła)
ani maszynki do gotowania
a ta płachetka
ten kolorowy namiocik
jest dobry dla dzieci
można go ustawić
w ogródku działkowym
pod jabłonką
koło grządki z marchewką
koperkiem pietruszką
niech Pani odpocznie
powiedziałem z troską
kto to widział! żeby chodząc o kulach
skakać po górach
„korona Himalajów” poczeka
na panią
– „potrzebne jest mi poczucie
zagrożenia i to takiego,
którym mogę sterować”
– niech pani zostawi w spokoju
Kangczendzongę… przecież
tego nawet wymówić nie można…
zapiszemy panią do związku literatów
urządzimy pani wieczór poetycki
przy świecach przeczyta pani wierszyk
wyda tomik otrzyma wyróżnienie
zostawi ślad stopy
na skale Kaliopy
Wanda rozejrzała się
po świecie i powiedziała do siebie
– nie stał się jeszcze dla mnie
towarzyszem liny… nie może zrozumieć
25 maja 1992 roku
doszła do kraju wiadomość
że Wanda Rutkiewicz
zginęła w Himalajach
III
siedziałem w muzeum zabawek
w domku lalek panował ruch
nakrywano do stołu
ktoś grał na pianinie
zegar wybijał godzinę
porcelanowy kotek lizał łapę
na palcach weszła Wanda
stanęła przy kaflowym zielonym
piecu
grzejąc skostniałe ręce
zapytałem szeptem
co ją skłoniło do powrotu
na naszą dolinę łez
i odpowiedziała mi
mówiąc
„czasem myślę, że wspinam się dlatego,
aby przekonać się,
jaka droga jest mi
nasza szara codzienność.
Wracając poznaję, jak smakuje
kubek gorącej herbaty,
po dniach pragnienia,
sen po wielu nieprzespanych nocach,
spotkanie z przyjaciółmi
po długiej samotności
cisza…”
myślałem o życiu i śmierci
i zobaczyłem jej oddech
który
połączył się z oddechami
żywych
ludzi zwierząt drzew i kwiatów
zamek z lodu
wyparował
wieczne śniegi ruszyły się
szklana góra
spływała w dolinę
cichym strumieniem
do muzeum weszła kolorowa
grupa dzieci i wykipiała
wypełniając śmiechem i krzykiem
małe uliczki mieszkania lalek
i ciszę
wyszedłem z uśmiechem
na zalaną słońcem ulicę
przez mgnienie oka
zdawało mi się że zrozumiałem
upływanie czasu i życia
że poznałem drogę
do wnętrza matki ziemi
do śmierci
matki matek
rodzaju ludzkiego
szliśmy wzdłuż strumienia
i ja wiedząc że ona już była
umarła
zawołałem do niej po imieniu
a ona idąc dalej obejrzała się i
położyła palec na ustach
Tak o wierszu mówił podczas spotkania autorskiego w 1997 roku sam poeta:
Natknąłem się na wpis Wandy Rutkiewicz i na jej fotografię. Na poemat składa się bardzo wiele elementów; krajobraz, elementy przyrody i oczywiście mojego stosunku do tego miejsca. Była ona tu, zdaje się tylko jeden raz. Stała się w jakiś sposób przez swoją śmierć osobą, która zaginęła i weszła do mitu. W jakiś sposób została wniebowzięta. Muszę powiedzieć, że choć Wanda Rutkiewicz mieszkała i chodziła do szkoły we Wrocławiu przez wiele lat osobiście jej nie poznałem. Byłem bardzo zafascynowany jej osobą. Była dla mnie, jako dla człowieka równiny, czymś niezwykłym. Była dla mnie zagadkową, niezwykłą istotą, choć była podobno bardzo zwykłą osobą. Włączyłem również wątek nieosobisty, bo jak mówię nie znałem jej i jak gdyby wprowadziłem jej postać w ten krajobraz już po jej śmierci. Zresztą to była operacja dość skomplikowana, poemat nazywa się „Gawęda o spóźnionej miłości”. Nie jest to spóźniona miłość do W. Rutkiewicz, ale do Karkonoszy, do krajobrazów, do roślin. Wanda Rutkiewicz występuje w tle, ale jest główną osobą tego poematu .
„Gawęda o spóźnionej miłości” została opublikowana po raz pierwszy w miesięczniku „Śląsk” i ostatecznie trafiła do tomu „Zawsze fragment. Recycling” (1998).