Z Krakowa przywiozłam „Tygodnik Powszechny”, ponieważ słyszałam, że w dużej części poświęcony jest wydarzeniom na Broad Peaku. Inna sprawa, że po skandalicznym tekście Frondy, trochę się obawiałam perspektywy katolickich publicystów. Niepotrzebnie. Tekst Bartka Dobrocha, który sam jest przewodnikiem tatrzańskim i alpinistą nie nakręca sensacji – porządkuje to, co na ten moment wiemy i upomina… W tym samym wydaniu znalazły się także rozmowy z Simone Moro i Piotrem Pustelnikiem.
Niezwykle cienka linia dzieli w górach najwyższych radość od dramatu, nadludzką siłę i wytrzymałość od nieludzkiej słabości i niemocy, a także dumę z tych, którzy osiągnęli szczyt, od pogardy dla tych, którzy zdołali wrócić, gdy inni zostali w górze. Linia cienka jak widziana z oddali szczelina na lodowej ścianie Broad Peak” – pisze Bartek Dobroch w tekście „Tryumf i dramat na Broad Peaku”.
Simone Moro: wybór alpinisty to hymn na cześć wolności
Simone Moro miał okazję poznać wielu polskich wspinaczy, a na swoim koncie ma trzy pierwsze wejścia zimowe na Sziszapangmę (z Piotrem Morawskim), Makalu i Gasherbrum II. Niesamowite wrażenie podczas lektury robi to, że ten Włoch nie tylko broni himalaizmu zimowego i programu Artura Hajzera, on wręcz tłumaczy nam, Polakom, jak wielkie znaczenie może mieć dla nas to zimowe dziedzictwo. Rozmowę Pawła Bravo z Simone Moro na pewno warto przeczytać w całości, ja przytaczam kilka wypowiedzi włoskiego himalaisty:
Łatwo osądzać, kiedy siedzimy sobie teraz w ciepłych domach. Dlatego nas sposób myślenia odpowiada raczej racjonalnemu działaniu. Tymczasem wspinanie się na ośmiotysięczniki w zimie jest czysto irracjonalne, bo nie zmienia wcale świata, nie wpływa na rozwój gospodarczy, na dynamikę systemu politycznego, ale odmienia życie tego, kto tego dokonał. Osoby powracające po takiej przygodzie – bez względu na to, czy zdobyły szczyt – czują się w pełni wolne i szczęśliwe. Wracają jako szczęśliwi przyjaciele, szczęśliwi ojcowie, szczęśliwi Polacy.
Moim zdaniem sens operacji, jaką przeprowadza teraz Artur Hajzer, kontynuując program Polskiego Himalaizmu Zimowego, polega na przekazaniu nowym pokoleniom alpinistów tych zdolności, z których znani byli dotąd Polacy. Chodzi o to, żeby młodsi nie popadli w błąd dążenia tylko do technicznej doskonałości, by nie utracili fizycznej siły i głody eksploracji. Chodzi o alpinizm, który nie jest uprawiany wyłącznie jako sport, ale alpinizm jako przygoda, poszukiwanie.
Myśląc o tej tragedii, nie trzeba dopatrywać się tylko wymiaru bezużyteczności (…) Nie wolno zabraniać człowiekowi, by żył. I nie wolno nie dopuszczać, by brał na siebie ryzyko, jeśli to ryzyko dotyka tylko jego. Nie można postawić tamy wolności (…) Kazać przestać uprawiać alpinizm – zwłaszcza Polakom – to tak, jakby świadomie ich zabić, choć niby będą dalej żyli. Mówię to jako Włoch: w trzecim tysiącleciu niewielu jest takich, którzy potrafią udowodnić, że eksploracja dalej jest możliwa. Jeśli zniweczycie ten sposób poznawania gór, to tak jakbyście podeptali waszą flagę.
Piotr Pustelnik: za wcześnie na oceny
Z kolei Piotr Pustelnik w rozmowie z Anetą Żukowską mocno podkreśla to, co wydawało mi się naturalne, a co oburza większość dziennikarzy, z którymi miałam (nie zawsze przyjemność) o tym rozmawiać:
Do momentu, w którym wyprawa nie wróci do Polski, a jej uczestnicy nie porozmawiają zarówno z najbliższymi, jak i z rodzinami tych, którzy zginęli, nikt nie ma prawa oceniać. Nie mamy podstaw do ocen, a prawo by się dowiedzieć z pierwszej ręki o tym, co się stało, mają przede wszystkim rodziny zmarłych, potem osoby zaangażowane w program Polski Himalaizm Zimowy, a na końcu opinia publiczna. Dlatego debata, która się na ten temat toczy jest nieuprawniona i niemoralna.
Na pytanie, jak w takim razie mówić i pisać o pierwszym zimowym wejściu na Broad Peak, himalaista odpowiada:
Niestety, to jest tak, jak w tytule książki Jima Currana „Triumf i tragedia”. Z jednej strony mamy pierwsze zimowe wejście tak dużej liczby osób jednocześnie na ośmiotysięcznik, pierwsze zdobycie zimą tego szczytu – ogromny sukces. Z drugiej strony nie wszyscy wrócili. To dwie strony tego samego przedsięwzięcia, niebo i piekło jednocześnie. Sam mam w głowie mętlik i boję się szufladkowania.
Gdyby ktoś miał przeczytać tylko kilka stron na temat Broad Peaku i na ich podstawie wyrobić sobie zdanie (choć wcale nie uważam, że to właściwe) te z „Tygodnika Powszechnego” mogę polecić, ponieważ nie idą w stronę publicystyki z tezą, ale zostawiają spory margines do rozważenia we własnym sercu i umyśle. Piszę to jako stały nie-czytelnik „Tygodnika”.
Zostawiam komentarz, jako, tylko i wyłącznie, ślad, że tu byłem, przeczytałem i podziwiam Moro, Pustelnika, autorkę bloga. Generalnie wszystkich, którzy wspinają się lub nie, ale są w stanie, jeśli nie zrozumieć, to przynajmniej zaakceptować czyjeś wybory. Pozdrawiam. Lublinianin, Filozof, Fotograf, Realista z przekory, z natury chyba też idealista (niestety). PS. mam taką samą chustę 🙂
Ja z kolei bardzo polecam książkę Bartka Dobrocha i Przemysława Wilczyńskiego „Broad Peak. Niebo i piekło” (teraz już wiem, skąd się wziął ten tytuł…). Wyważona, reporterska w najlepszym tego słowa znaczeniu. Autorzy dotarli do bardzo wielu ludzi związanych z tą tragedią i z himalaizmem w ogóle, zaprezentowali szerokie spektrum opinii i wypowiedzi, pokazując ogromną złożoność sprawy. Nikogo nie beatyfikowali, ani nikogo nie skazali na potępienie. I napisali to wszystko w pasjonujący sposób.