Książki górskie tak, film górski też, fotografia górska może jeszcze kiedyś, ale o muzyce, czy też piosence górskiej, a nawet szerzej turystycznej, niewiele mogę powiedzieć/napisać. Nie jest to wyraz krytyki tego nurtu. Po prostu nigdy się nie wciągnęłam. Za to o górach w muzyce klasycznej chciałabym kilka słów napisać. Dzisiaj rzadko można sobie pozwolić na luksus wysłuchania całej symfonii (sic!) w należytym skupieniu, ale jeśli ktoś nie może akurat w góry jechać to jest to sposób na przeniesienie się tam choćby w wyobraźni.
„Symfonię alpejską” („Eine Alpensinfonie”) Richard Strauss zaczął pisać już w 1899 roku, a ostatecznie spisał między 1911 a 1915. Miała być muzyczną ilustracją 11 godzin alpejskiej wspinaczki. Aby tego dokonać Strauss rozpisał utwór na 22 części (otwierająca i zamykająca noszą taką samą nazwę „Nacht”, czyli „Noc”) i aż 125 instrumentów. Ze względu na takie wymagania symfonia nie należy do najczęściej wystawianych dzieł kompozytora, ale w 1981 roku jej wykonanie przez Filharmonię Berlińską pod batutą Herberta von Karajana zostało pierwszym utworem muzycznym wytłoczonym na płycie CD.