„Jurek był najbardziej charakterystyczną postacią tamtego okresu” – powiedział o Jurku Kukuczce Leszek Cichy. „Niewysoki, krępy – jego wygląd nie był szczególny, zupełnie nie wyglądał na zdobywcę. A to on wniósł nową jakość do polskiego himalaizmu” – dodał Tomasz Malanowski, autor wywiadu-rzeki z Jerzym Kukuczką „Na szczytach świata”. W czwartek 19 grudnia odbyło się na Uniwersytecie Warszawskim spotkanie „Polski himalaizm w okresie PRL. Jerzy Kukuczka i jego osiągnięcia”. Z tej okazji Leszek Cichy i Tomasz Malanowski wspominali nie tylko największego polskiego himalaistę, ale także czasy „fantastyczne i dziwne”.
„Jurek był najbardziej charakterystyczną postacią tamtego okresu, uosabiał wszystkie plusy, które prezentowali polscy himalaiści złotej ery. A mówiąc o tym okresie mam na myśli symboliczne ćwierćwiecze, które otworzyła pierwsza poważna wyprawa w Himalaje na Kunyang Chhish w 1971 roku, a zamknęło piękne, samotne i kilkudniowe zaledwie wejście Krzysztofa Wielickiego na Nangę Parbat. To był jednocześnie jego czternasty ośmiotysięcznik i po Jurku Kukuczce stał się drugim człowiekiem z Koroną Himalajów i Karakorum. Był to okres bardzo pionierski. To były czasy dziwne, ale jednocześnie czasy naszej młodości, więc fantastyczne” – mówił Leszek Cichy. „Co nas napędzało? W PRL-u indywidualność była tłumiona. Był nakaz pracy, niewiele było aktywności, które pozwalały się wyrwać z marazmu codzienności. A w himalaizmie wszystko zależało od nas. Po wyprawach pytałem kolegów na uczelni – co się zmieniło? „Nic, wszystko tak samo”. A mnie wyprawy zmieniały tak, jakbym przeżył drugie życie” – dodaje himalaista.
„Zanim udało mi się przeprowadzić wywiad-rzekę z Jurkiem Kukuczką musiałem sobie na to najpierw zasłużyć. Miałem to szczęście, że redakcja „Kuriera Polskiego”, w której pracowałem była po sąsiedzku z siedzibą Polskiego Związku Alpinizmu (który mieścił się wówczas przy ulicy Sienkiewicza). Nikt w gazecie nie chciał się zajmować tematyką alpinizmu i himalaizmu, a ja robiłem to z przyjemnością, ponieważ miałem własne doświadczenia z czasów studenckich. Ale środowisko alpinistyczne nie było zbyt ufne wobec dziennikarzy i mediów. Musiałem sobie zaskarbić przychylność i związku i poszczególnych himalaistów. Udało mi się i po jakimś czasie dostawałem informacje niemal na wyłączność. A w tamtych czasach nie było relacji na żywo, wyprawa wyjeżdżała i słuch po niej ginął, chyba że w danym kraju był korespondent PAP, który przekazywał informacje do Polski” – wspomina Tomasz Malanowski.
„Z Jurkiem Kukuczką spotkałem się późno, bo dopiero w roku 1986. Wcześniej opisywałem jego wyprawy i sukcesy, ale kontaktowałem się z PZA, nie z nim bezpośrednio. Oczywiście marzyłem o takim spotkaniu. Kiedy rozpoczęła się rywalizacja Jurka Kukuczki z Reinholdem Messnerem zacząłem myśleć o dłuższej formie niż artykuł. Przed wyprawą na Manaslu zaproponowałem Jurkowi książkę. Inspiracją były dla mnie „Rozmowy o Evereście” przeprowadzone przez redaktora Żakowskiego z Leszkiem Cichym i Krzysztofem Wielickim. Ale Jurek mi odmówił. Niespodziewanie zmienił zdanie w 1988 roku. Szczęście moje nie miało granic, ale na napisanie książki mieliśmy tylko trzy miesiące” – dodaje Malanowski, który wiele dni spędził w Katowicach w domu państwa Kukuczków.
„O ile Kukuczka był wspaniałym himalaistą, to rozmówcą był paskudnym. Nie dało się od niego w prosty sposób wyrwać wiedzy. Musiałem się posiłkować własnymi doświadczeniami. Jurek nie dożył wydania tej książki. Ukazała się w roku 1990, więc kilka miesięcy po jego tragicznej śmierci.
Dla mnie to był człowiek, który wniósł w himalaizm nową jakość. Taternictwo, alpinizm, himalaizm to w moim odczuciu dziedziny par excellence akademickie. Tak jak siatkówka czy szermierka – sporty, które kojarzą się ze środowiskiem akademickim. A Jurek Kukuczka był prostym człowiekiem z robotniczej rodziny i w prosty sposób podszedł do wspinaczki wysokogórskiej. Nie należy tego źle rozumieć. On po prostu brał byka za rogi. Uwielbiał wykonywać zadania nie do wykonania. Był sportowcem z krwi i kości. Uwielbiał rywalizować. Wiele osób ze środowiska wspinaczkowego odżegnywało się od jednoznacznego określenia himalaizmu jako sportu. Dodawali do tego mnóstwo innych wartości, dla niektórych był to styl życia jak np. dla Wojtka Kurtyki. Na sportową definicję himalaizmu nie chciała się zgodzić Wanda Rutkiewicz. A Jurek Kukuczka był sportowce z krwi i kości. I historia przyznania mu srebrnego Orderu Olimpijskiego podczas igrzysk olimpijskich w Calgary tego dowodzi. W przeciwieństwie do Messnera przyjął ten medal i nawet żal mu było, że nie był to prawdziwy medal igrzysk olimpijskich, a jedynie order”.
„Jerzy Kukuczka był pierwszym w PRL-u zawodowym alpinistą. Wszyscy dookoła byli studentami, wykładowcami, pracownikami, a on jako jedyny zaczął się utrzymywać ze swojej pasji górskiej. Miał kontrakty z zagranicznymi markami. Umiejętnie korzystał z kontaktów i współpracy ze sponsorami. Kukuczka wprowadził zawodowstwo do polskiego himalaizmu. Miał wprawdzie etat, ale to był taki lipny etat, jaki dzisiaj mają piłkarze. Sam o sobie mówił, że gdyby żył na zachodzie to byłby pełną gębą zawodowcem, jak zagraniczni wspinacze. Był zawodowcem na naszą polską ówczesną miarę”.
Wielicki wszedł od Diamir -drogą Kinshofera nie Shella