Simone Moro: Nie ma takiego wieku, w którym trzeba przestać marzyć… Relacja ze spotkania w Zakopanem

simone„Zapełnić całą salę zakopiańskiego kina Sokół – to wydawało się wręcz niemożliwe, ale bilety na spotkanie z Simone Moro podczas 9. edycji Spotkań z Filmem Górskim w Zakopanem dość szybko stały się towarem deficytowym. Kolejka do wejścia, jaka utworzyła się przed prelekcją, pozbawiała nieco złudzeń co do liczby wolnych miejsc – nie odstraszyła jednak najwytrwalszych, którym udało się zdobyć ostatnie wejściówki”. Było warto? Było! Simone Moro potrafi nieźle zmotywować. Ale nic straconego, bo część tej motywującej atmosfery na pewno odnajdziecie w relacji Izy Wysockiej.

Od pierwszych chwil wiadomo było, że spotkanie utrzymane będzie w lekkim tonie, do czego w dużej mierze przyczynił się prowadzący je Piotr Pustelnik. Zdobywca Korony Himalajów nie dość, że z właściwym sobie wdziękiem i żartem potrafił wybrnąć z każdej sytuacji, był ponadto autorem wyświetlonej przed rozmową prezentacji, za pomocą której dowcipnie przybliżył publiczności domniemane rodzinne koneksje nazwiska bohatera wieczoru (żeby wymienić chociażby osobę polskiej aktorki Joanny Moro) oraz pokrótce opisał pola jego działalności. Dzięki temu na sali szybko zapanował radosny nastrój, który pomimo późniejszego przejścia do bardziej poważnych tematów, nie ulotnił się już do końca.

Simone Moro w Zakopanem, fot. Czesława Tlałka

Simone Moro w Zakopanem, fot. Czesława Tlałka

W świat gór Simone został wprowadzony przez rodziców, z którymi odbywał piesze wycieczki. Dopiero potem przyszedł czas na wspinaczkę, a wraz z nią – chęć poznania gór nieco wyższych niż te, obok których dorastał.

 „Jeździliśmy z rodzicami pod namiot, chodziłem, biegałem po górach, ale cały czas marzyłem o tym, wyobrażałem sobie jakby to było, gdybym mógł pojechać w wyższe góry” – wspominał włoski wspinacz.

Poznaliśmy również pokrótce drogę jaką przebył, odkąd ojciec oddał go w ręce pierwszych trenerów wspinaczkowych, aż do debiutanckich wypraw w góry najwyższe. Simone opowiedział o tym, jak z biegiem czasu podnosił swój poziom oraz jak wiele nauczył się podczas pierwszej wyprawy na Everest, kiedy – jak wspomina – jako nieco arogancki młody człowiek, chciał niemalże wbiec na szczyt. Wtedy, jak stwierdził, po raz ostatni czuł się w górach źle. Od tego czasu wiele się zmieniło – Piotr Pustelnik wspomniał nawet, jak podczas wyprawy na Lhotse został wyprzedzony przez duet Moro/Urubko i wręcz zawstydzony ich prędkością. Sam Simone tłumaczył, że osiągnięte przez niego wyniki są rezultatem rozpoczęcia działalności w górach od wspinaczki sportowej. Ale oczywiście, nie tylko.

Moro bardzo dużą wagę przykłada bowiem do treningu. Nie bez powodu zresztą – jak mówi, efektem takiego przygotowania jest fakt, że nigdy nie musiał zawrócić z gór z powodu braku formy. Dlatego też stawia sobie wysoko poprzeczkę – oprócz regularnych ćwiczeń wspinaczkowych oraz innego typu aktywności fizycznych, jednorazowo przebiega nawet 30 kilometrów. „Mógłbym nazwać tę listę takim hymnem do radości, taką możliwością podążania za moją pasją” – zareagował na swój tygodniowy plan treningu, odczytany przez Piotra Pustelnika.

Nie chciałbym, żeby z tego wszystkiego wyszedł obraz osoby, która zamęcza się treningami. Wszystko, co robię, robię tylko dlatego, że jestem szczęśliwy robiąc te rzeczy. To jest mój wielki przywilej życiowy. Przywilej, że tak a nie inaczej wygląda moja codzienność, że mogę sobie pozwolić na robienie tych rzeczy. Przywilej codzienności, która mi na to pozwala.

Przyznał również, że nie rezygnuje z biegania nawet podczas wyjazdów: „To, co jako pierwsze wkładam do torby, nawet jeżeli jest mała, to moje rzeczy do treningu. Bieganie jest jedną z najprostszych rzeczy – można biegać wszędzie, w każdym mieście, gdziekolwiek jestem, więc w taki sposób to sobie organizuję, ale jeżeli jestem u siebie, to staram się jak najwięcej wspinać, bo na Everest nie wchodzi się na samych nogach”.

Simone nie zdradził ciekawskim, gdzie planuje trenować w dniu po prelekcji, dopiero następnego dnia rozeszła się wieść, że w towarzystwie polskich skialpinistek pobiegł na Halę Kondratową.

Na kilka chwil przez wyświetleniem jego filmu „Exposed to dreams” Simone wypowiedział słowa, które chyba najbardziej utkwiły w pamięci przybyłych na prelekcję osób – zapytany o porażki w górach, powiedział:

Szczerze mówiąc, nie poznałem jeszcze w górach słowa porażka. Te przypadki, kiedy mi się nie udało, mogę nazwać przesunięciem w czasie mojego sukcesu. Były sytuacje, w których zrezygnowałem z czegoś, ale nie były to porażki” – za co został spontanicznie nagrodzony oklaskami. „To jest ta droga – dodał – droga, którą pokonujemy, podczas której się uczymy, podczas której możemy poprawić nasze błędy, i ona dopiero na końcu nam mówi, czy ponieśliśmy porażkę, czy nie.

„Exposed to dreams” nie jest filmem oskarżycielskim. (..) Nie wskazuję na to, co jest dobre, a co złe, chcę tylko pokazać, w jaki sposób realizuję swoje marzenia i jak widzę alpinizm” – w ten sposób Simone zapowiedział projekcję.

Wiele osób zna go jako wybitnego alpinistę, mądrego i sympatycznego człowieka, wiemy coś o prowadzonych przez Moro akcjach ratowniczych w Himalajach, ale często nie do końca znamy ten temat. Wszystko to przybliża nam wspomniany film. Oprócz mocnego głosu w temacie obecnych wypraw wysokogórskich, w szczególności na Everest, jest świadectwem tego , jak ogromny wpływ mamy na realizację własnych marzeń i że coś pozornie niemożliwego można uczynić możliwym, mając odpowiednio silną wolę i pragnienie. Jak wspomina na początku obrazu włoski alpinista Mario Curnis, „Jeżeli marzysz o czymś wystarczająco długo, to w końcu się spełni”. Jeżeli brakuje Wam w życiu inspiracji czy motywacji do działania, „Exposed to dreams” jest pozycją obowiązkową.

Obraz opowiada o akcjach ratunkowych prowadzonych przy pomocy śmigłowca, w tym także o tych najbardziej ryzykownych, przeprowadzonych jak najbliżej himalajskich ścian oraz na rekordowych wysokościach. O Simone i jego helikopterowej pasji wypowiadają się również inni himalaiści. Jest też polski akcent w osobie Kingi Baranowskiej.

W filmie Simone porusza ważne dla współczesnego alpinizmu kwestie; nieuchronnych zmian, które w nim oraz w jego postrzeganiu zachodzą. Podczas spotkania także wypowiedział się w tym temacie: „Dla mnie alpinizm jest bardzo ważnym wyrazem wolności. (..) A ponieważ alpinizm jest pewnym wyrazem wolności, człowiek się zmienia, no i też zmieniają się te formy wyrazu wolności. Są stare problemy, które mijają, i nowe, które się pojawiają. Everest jest idealną metaforą tego problemu”.

Prelekcja została podzielona na dwie części – w pewnej mierze zostało to wymuszone projekcją filmu. Gdy po przerwie wrócono do rozmowy, można było wyczuć zmianę nastroju. Spotkanie nadal było prowadzone w lekkim tonie, ale na sali dało się wyczuć rosnący podziw i szacunek dla dokonań bohatera wieczoru.

Zapytany o sens prowadzenia akcji ratowniczych w Himalajach przy równoczesnym odnoszeniu sukcesów sportowych, Simone odpowiedział:

Jak wszyscy, tak i ja się starzeję i nie zawsze będę mógł wspinać się na tym poziomie, na jakim robię to teraz. Nie ma natomiast wieku do tego, żeby zacząć marzyć, ani też nie ma takiego wieku, w którym trzeba by przestać marzyć. Eksploracja to nie jest tylko to, co robimy w górach (…), ale eksploracja to przede wszystkim to, co odkrywamy w nas samych. Jeśli chodzi o helikopter i latanie, jest to coś, czym emocjonuję się tak bardzo, jak wspinaniem. (…) Każde uratowane życie jest warte jak największego wysiłku i zrozumiałem, że działając helikopterem, mogę to osiągnąć. Ale takim moim prawdziwym motywatorem (…) jest to żeby pomagać ludziom, którzy mieszkają w Nepalu. Tam nie ma dróg, helikopter tam nie jest dla VIPów, tylko dla ludzi, którzy mieszkają tam na co dzień.

W tym momencie można zacząć zadawać sobie pytanie, co dalej? O czym jeszcze można marzyć i co planować, będąc na takim etapie kariery wysokogórskiej i robiąc tak wielkie rzeczy zarówno w ratownictwie, jak i w himalaizmie, jakie jeszcze pragnienia kryją się w tym człowieku? Simone nie zawiódł: „Moim marzeniem jest, aby zostać tak dobrym pilotem, jakim jestem teraz alpinistą (…).”, „Najbliższa wyprawa, którą planuję, jest zimą. Chcę kontynuować eksplorację zimą, tę eksplorację, której nauczyłem się od Polaków. Nigdy nie ukrywałem, że moją inspiracją do wspinania zimowego byli właśnie Polacy. (..) Moim oficjalnym celem wyprawy jest Nanga Parbat, ale ze względu na zamach, do jakiego doszło latem, przygotowuję też plan B. Wiem też, że na Nangę wybierają się Polacy i nie ma między nami żadnej rywalizacji.” Jak się okazało, polski zespół Mackiewicz/ Klonowski wybiera się na ścianę Rupal, natomiast Simone wraz z Urubko – na Diamir, nie ma więc szans, aby weszli sobie w drogę.

CIMG6028Na pytanie Janusza Kurczaba o następstwa rozbitego śmigłowca (z nieznanych przyczyn 18 czerwca maszyna runęła na ziemię – przyp.), odpowiedział: „Największym szaleństwem w tym projekcie z helikopterem był fakt, że kupiłem go za własne pieniądze (…). Teraz jestem na takim rozstaju dróg i muszę wybrać – jeżeli byłbym rozsądny, to powinienem wziąć te pieniądze (z odszkodowania – przyp.), spłacić co trzeba i zamknąć tę sprawę. Ale ponieważ nie jestem – jestem wręcz trochę szalony, to kupię nowy” – za co publiczność nagrodziła go gromkimi oklaskami.

Zapytany o wydarzenia na Evereście, w których brał udział wraz z Ueli Steckiem, odmówił ich interpretacji, twierdząc, że nie poznał jeszcze powodów, dla których zostali zaatakowani i dlatego chciałby uniknąć podawania własnego osądu sytuacji. „Nawet jeśli bym powiedział, że powiem o tym w sposób obiektywny, to zawsze będzie moja wersja wydarzeń. Chcę unikać takich deklaracji (…). Jedno, co mogę powiedzieć, to że byliśmy w złym miejscu, w złym czasie i spotkaliśmy się ze złymi ludźmi.”

Simone podziękowano również za zaangażowanie i wypowiedzi w sprawie wydarzeń na Broad Peak. Sam zainteresowany skomentował to następująco:

Kiedy wydarzyła się tragedia na Broad Peaku, poczułem, że muszę coś napisać w obronie polskich alpinistów, którzy zainspirowali mnie w wielu rzeczach. (…) Ci wszyscy ludzie, którzy dokonywali jakichś odkryć, nie robili tego, żeby być bogatymi czy żeby zostać sławnymi ludźmi, oni dokonywali tego dla większych celów. Chciałem napisać o tym, jaką wartość ma taka eksploracja i odkrywanie, że himalaiści nie chodzą w góry po to, żeby w nich ginąć. Dlatego napisałem ten tekst – bo chciałem ochronić, obronić to, co czuję, że jest też częścią samego mnie. Mam tylko nadzieję, że nikt nie zgasi w Polsce tego, co zostało rozpoczęte przez wcześniejsze pokolenia tylko dlatego, że ludzie zatrzymają się na pewnym momencie myślenia.

Czy ktoś potrzebuje jeszcze więcej inspiracji? Ja otrzymałam ich solidną dawkę i za każdym razem, gdy wracam do tych słów, znajduję w sobie coraz więcej siły do podążania za swoimi marzeniami. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że zarówno obecni na spotkaniu, jak i Ty, Czytelniku, również. Za wszystko, co powiedział oraz za bycie doskonałym przykładem sukcesów odnoszonych w rezultacie silnych pragnień i ciężkiej pracy, Simone Moro należą się wielkie podziękowania i jeszcze większe oklaski, niż te otrzymane w Zakopanem. A nie były one skromne…

Z Zakopanego Izabela Wysocka

 



komentarze 2

  1. petrol napisał(a):

    „Moim marzeniem jest, aby zostać tak dobrym pilotem, jakim jestem teraz alpinistą (…).”,
    „Na pytanie Janusza Kurczaba o następstwa rozbitego śmigłowca (z nieznanych przyczyn 18 czerwca maszyna runęła na ziemię – przyp.),”
    Czyzby Simone Moro pilotowal maszyne w czasie zdarzenia,czy to moze zbyt daleka
    spekulacja ?

    • Jagoda napisał(a):

      Nie, Simone nie przebywał na pokładzie, był wtedy w Rzymie. Jego helikopter latał na co dzień w służbie nepalskiej organizacji ratowniczej Fishtail Air.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

UWAGA! Jeśli chcesz odpowiedzieć na wybrany komentarz kliknij przycisk "Odpowiedz" znajdujący się bezpośrednio pod tym komentarzem.

Komentarz

Możesz użyć następujących tagów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>