Relacja z prelekcji Adama Bieleckiego „Od Beskidów po Himalaje” – Wrocław

adam-minW ostatnim czasie było kilka okazji, żeby spotkać i posłuchać Adama Bieleckiego. Jedno z takich wydarzeń – prelekcję „Od Beskidów po Himalaje, czyli opowieść o pogoni za marzeniami”, która prezentuje górską drogę pochodzącego z Tychów himalaisty  – opisał dla „Gór książek” Paweł Obszarny. Skorzystał z okazji i zapytał też Adama o największy zimowy problem: K2… „tam gdzie się kończy Gaszerbrum czy Broad Peak zimą, tam zaczyna się K2″.

W pierwszej części Adam starał się wytłumaczyć, w jaki sposób obrał górską drogę i jak stała się jego późniejszym sposobem na życie. Oczywiście największy wpływ na jego wybór mieli rodzice, którzy od najmłodszych lat zarażali dzieci swoją pasją. Rodzice Adama w tym czasie byli wybornymi turystami i jak powiedział – każda wolną chwilę spędzali w górach, a to przełożyło się na jego zamiłowanie do wspinaczki. Nie bez wpływu była także tzw. kultura górska: książki, spotkania oraz fascynacja bohaterami złotej epoki alpinizmu czy też himalaizmu. Adam opowiedział kilka anegdot pochodzących z tego okresu m.in o jednym z pierwszych dużych osiągnięć, czyli samotnym wejsciu na Chan-Tengri w Kazachstanie w wieku 17 lat, za co dostał nominację do nagrody Kolosów w 2000 roku. Ale samo rozdanie nagród wspomina jako jeden z najgorszych dni w swoim życiu, gdyż… dostąpił go zaszczyt wygłoszenia krótkiej prelekcji na ten temat. Zwykle bardzo pewny siebie, zaniemówił, gdy zobaczył w pierwszych rzędach osoby, które znał tylko z książek i które były jego bohaterami, a później też mentorami.

adam-plakatAdam wyjaśnił, że jego wejście solo na Chan-Tengri tak naprawdę dużo odbiegało od prawdziwego samotnego wejścia, gdyż towarzyszyło mu kilka osób, a określenie tego wejścia w stylu alpejskim, też było mocno przesadzone.

Dużą część spotkania himalaista poświęcił na wyjaśnienie genezy powstania polskiego himalaizmu zimowego tj. tego, jak się zrodził i kto był jego prekursorem, mowa tu oczywiście o Andrzeju Zawadzie, którego zresztą Adam Bielecki miał okazję poznać osobiście.

W dalszej części prelekcji Adam wszedł właśnie na temat gór najwyższych podkreślając przy tym, że chciałby trochę zmienić bieg wydarzeń i nie zostawiać temat zimowego wejścia na Broad Peak na sam koniec, by nie skończyć tego spotkania smutnym akcentem. Zaczął więc od swojego pierwszego wejścia na ośmiotysięcznik Makalu, którego dokonał z Arturem Hajzerem. Oczywiście z tą wyprawą wiązało się także kilka śmiesznych anegdot.

Pierwszą z nich była historia związana z selekcją osób na wyprawę, prowadzoną wówczas przez Artura Hajzera. Adam bardzo długo zastanawiał się, czym tak naprawdę mógłby się wyróżnić. Koniec końców skupił sie na liczbie wejść, ich wysokości oraz w jakim czasie ich dokonał. Odpowiedź Hajzera była szybka i rzeczowa: „twoje czasy wejść całkowicie nie robią na mnie wrażenia, nie zamykam drogi, proszę przesłać pełny wykaz przejść”. Adam trochę się podłamał, ale oczywiście wysłał tę listę i okazało się, że nie jest tak źle, a nawet całkiem dobrze i… że muszą się spotkać. W ten oto sposób dostał się do kadry programu PHZ 🙂

Druga opowieść dotyczyła już ataku szczytowego. Kiedy Adam razem z Arturem doszli do tzw. Fore Summit, czyli przedwierzchołka, wówczas jak to Adam określił „siadła mu psycha” i stwierdził, że bez lin ani poręczówek nie decyduje się na wejście, natomiast Artur się uparł, żeby iść na szczyt. Więc konwersują 🙂

B: no to idź sobie sam!

H: no to mogę iść pierwszy

za chwilę Artur

H: no to prowadź

B: nie, nie ty prowadź

H: nie, ty prowadź

Wreszcie Artur zaczął się wspinać, ale zabierał się do tego jak pies do jeża. Podchodził metr w górę i metr w dół i w końcu Adam się wkurzył, bo są na grani, na wysokości 8400, a oni stoją w jednym miejscu.

B: do cholery Artur albo idziemy do góry albo schodzimy!

A : no, ale idź młody, spróbuj!

B: dobra!!ale jak sie upierdolę to powiesz moim rodzicom, że wcale nie chciałem tam wejść!

Na Arturze te słowa nie zrobiły wrażenia i tylko kiwną głową żeby iść 🙂

Po tej całej przepychance okazało się, że wejście na ten przedwierzchołek zajęło dosłownie parę minut 😉

Adam Bielecki na szczycie Makalu (fot. A. Hajzer, PHZ)

Adam Bielecki na szczycie Makalu (fot. A. Hajzer, PHZ)

Na tej wyprawie padły z ust Artura słowa, które Adam wspominał jako ważne: nie warto nawet paznokcia poświęcić za taką górę, gdyż jeśli jesteśmy gotowi oddać palec za takie wejście to gdzie jest granica. Dalsza historia tej wyprawy jest znana, wiadomo, że była ona okupiona trwałym kalectwem dwóch uczestników: Maćka Stańczaka i Tomka Wolfarta. Jak to określił Adam – sukces osobisty jednych przerodził się w tragedię innych i zrozumiał, że to pierwsze polskie wejście po 23 latach bez tlenu, nie było tego warte.

temp

Kolejnym ważnym wydarzeniem w życiu Adama była zimowa wyprawa na Gaszerbrum I z Januszem Gołębiem, którą zaproponował mu organizator po wyprawie na Makalu. Można powiedzieć, że dana mu została możliwość spełnienia dotychczasowych marzeń. Zaczął od wyjaśnienia, dlaczego tak trudno wspinać się zimą w Karakorum. Oczywiście największy problem stanowił wiatr, który powyżej wysokości 8tys nie dawał najmniejszych szans.(np. w temp -30 przy wietrze powyżej 30-35km/h temp odczuwalna wynosi -53 stopni)

Jedynym sposobem na pominięcie tych trudności jest czekanie na okno pogodowe, które zdarzyło się od 2 do 3 razy w tym okresie, co w ich przypadku oznaczało kiblowanie w namiocie nawet do 2 tygodni. W dalszej części można było posłuchać o całym przygotowaniu logistycznym, które samo w sobie jest dużym wyzwaniem dla organizatora. Już dotarcie do bazy składało się z kilku etapów. Ile się dało korzystali z transportu mechanicznego. Adam nie wspomina tego najmilej, gdyż była to jazda po wąskich serpentynach w aucie na łysych oponach po śniegu i z adrenaliną porównywalną z tą z ataku szczytowego 😉 Ogromne znaczenie miał więc wybór kierowcy. Jeśli do wyboru mieli kierowcę młodego lub starego i doświadczonego, wybierali tego drugiego, gdyż młodych cechuje tendencja do popisywania się na drodze, co mogło być tragiczne w skutkach. Następnym etapem przeprawy był trekking do bazy, liczący około 90km. Baza była zakładana już jesienią, żeby zminimalizować koszty, które zimą są czterokrotnie wyższe.

adam-namiotJak wiadomo w bazie każdy ma swój prywatny namiot noclegowy. Artur Hajzer stwierdził, że jest za „stary”, ma już tyle wypraw na koncie i nie będzie się cisnął w małym namiocie ;). No i rzeczywiście jego namiot robił duże wrażenie, gdyż był dość wysoki porównując do reszty (jak Adam powiedział: klasy De LuX). Niestety okazało się, że na te warunki był totalnie niekomfortowy, w przeciwieństwie do tych małych i niskich. Przy takiej sile wiatru luksusowym hajzerowym namiotem tak rzucało, że sztuką było przespać w nim choć godzinę.

Jak można się domyśleć, Artur po każdej nocy wstawał coraz bardziej zmęczony i z coraz bardziej podkrążonymi oczami. Po dziesięciu dniach chłopaki widząc, w jakim stanie jest powiedzieli: „Artur nie wygłupiaj się rozbij normalny namiot”. Przytaknął, znalazł miejsce i w końcu rozbił ten mniejszy. Jednak jak to w życiu bywa pogoda zweryfikowała żywotność namiotów i po 4 podartych namiotach okazalo się, że ten wysoki Artura przetrwał bez szwanku ;).

Później Adam opowiedział trochę o samych podejściach i o ich trudnościach. Jak wspomniał, dostąpił go wówczas zaszczyt założenia dwóch pierwszych obozów. Jak wiemy, cała akcja ataku szczytowego przebiegła bez problemu. Warto zaznaczyć, że wtedy chłopaki po raz pierwszy złamali jedną z niepisanych zasad Krzysztofa Wielickiego, że w zimie nie wychodzi się w nocy do szczytu. Wybór tej pory był oczywiście zasadny, gdyż jak powiedział Adam do godziny 12-14 jest jeszcze w miarę dobra pogoda na wejście, natomiast po tej godzinie nikt już nie powinien mieć prawa przebywać na wysokości 7 tys.

Jeśli chodzi o samą wyprawę na Broad Peak, Adam nie powiedział nic szczególnego ani nowego. Cały czas podkreślał, że ta wyprawa miała dla niego ogromne znaczenie ze względu na udział Maćka Berbeki, którego był wielkim fanem. Przyznał, że złapali doskonały kontakt i tym trudniej mu, o tym mówić. Tomka Kowalskiego wspominał jako osobę, której chciał pomagać, gdyż widział w nim po części siebie z czasów pierwszej wyprawy w góry wysokie. Chciał mu zapewnić to, czego jemu brakowało na pierwszej wyprawie na ośmiotysięcznik, czyli osoby, która by go poprowadziła i doradziła w wielu kwestiach. Również złapali dobry kontakt, na nizinach mieli podobne zainteresowania, chodzili na podobne imprezy i wydarzenia, a nawet jak się okazało – słuchali tej samej muzyki. O tragicznej nocy i długiej rozmowie z Tomkiem nie chciał mówić. Powiedział jedynie, że jest to bardzo przykre przeżycie rozmawiać z towarzyszem wiedząc, że mu się nie uda. Większość czasu z tej części prelekcji zeszła na projekcji zdjęć z wyprawy oraz filmów, których wcześniej nie widziałem.

Ostatnim punktem spotkania była wyprawa na K2. Wyprawa, którą Adam wspominał najlepiej pod każdym względem. Myślę, że nie ma tu co się rozpisywać o samej wyprawie, gdyż niejednokrotnie była ona opisywana w mediach oraz raporcie PZA. Warto natomiast wspomnieć, że w tym samym czasie działało na górze kilka wypraw, których uczestnicy w sumie wyrobili 10% wszystkich wejść na ten szczyt w historii, gdyż tego dnia stanęło na szczycie aż 28 osób! Można to nazwać ewenementem w skali światowej. Miało to też swoje minusy. Adam wspominał o tworzących się zatorach, które powodowały długie przestoje na wysokości 8 tys. metrów. W jednym z takich momentów Adam zarejestrował nagranie, na którym wylewa swoje „gorzkie żale” i narzekania na wchodzących z tlenem, którym takie kolejki nie były straszne. Koniec końców Adam wszedł na szczyt na którym zrobił się zwyczajny tłok (całkiem jak dziś na Giewoncie).

Na sam koniec prelekcji można było zadać kilka pytań. Oczywiście skorzystałem z sytuacji i zadałem pytanie: „Jak widzi swoje możliwości na K2 zimą?”

Adam stwierdził, że jest to jego „ulubione pytanie”. Z odpowiedzi utkwiło mi w pamięci najbardziej jedno zdanie: „tam gdzie się kończy Gaszerbrum czy Broad Peak zimą, tam zaczyna się K2″. Myślę, że to zdanie mówi wszystko… Dodał również, że trzeba myśleć realnie, ponieważ na wyprawie na Gaszerbrum I, jak i na Broad Peaku jego siły były praktycznie an granicy wyczerpania (jak powiedział pojechali po bandzie), a wówczas nie trzeba dużo o nieszczęście. Oczywiście nie wyklucza takiej wyprawy w przyszłości, ale na tę chwilę wie, że jeszcze nie jest gotów.

Relacja: Paweł Obszarny

 


Tagi:

Dołącz do dyskusji!

  1. tomek napisał(a):

    Mam jedno pytanie… Czy Adam Bielecki mówił coś o tym czy on sam robił kurs taternicki? Czy raczej uczył się wszystkiego sam?

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

UWAGA! Jeśli chcesz odpowiedzieć na wybrany komentarz kliknij przycisk "Odpowiedz" znajdujący się bezpośrednio pod tym komentarzem.

Komentarz

Możesz użyć następujących tagów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>