Książki górskie tak, film górski też, fotografia górska może jeszcze kiedyś, ale o muzyce, czy też piosence górskiej, a nawet szerzej turystycznej, niewiele mogę powiedzieć/napisać. Nie jest to wyraz krytyki tego nurtu. Po prostu nigdy się nie wciągnęłam. Za to o górach w muzyce klasycznej chciałabym kilka słów napisać. Dzisiaj rzadko można sobie pozwolić na luksus wysłuchania całej symfonii (sic!) w należytym skupieniu, ale jeśli ktoś nie może akurat w góry jechać to jest to sposób na przeniesienie się tam choćby w wyobraźni.
„Symfonię alpejską” („Eine Alpensinfonie”) Richard Strauss zaczął pisać już w 1899 roku, a ostatecznie spisał między 1911 a 1915. Miała być muzyczną ilustracją 11 godzin alpejskiej wspinaczki. Aby tego dokonać Strauss rozpisał utwór na 22 części (otwierająca i zamykająca noszą taką samą nazwę „Nacht”, czyli „Noc”) i aż 125 instrumentów. Ze względu na takie wymagania symfonia nie należy do najczęściej wystawianych dzieł kompozytora, ale w 1981 roku jej wykonanie przez Filharmonię Berlińską pod batutą Herberta von Karajana zostało pierwszym utworem muzycznym wytłoczonym na płycie CD.
Strauss zawarł w utworze swoje własne doświadczenia i zamiłowanie do alpejskiej przyrody, które pochodziło jeszcze z czasów, gdy jako chłopiec odbywał górskie wędrówki. W 1908 roku kompozytor kazał wybudować sobie w Bawarii dom z widokiem na Alpy. A jego zainteresowanie przyrodą podsycały pisma Friedricha Nietzschego. Premiera utworu miała miejsce w październiku 1915 roku. Recenzje były mieszane, ale niektórzy określali dzieło mianem „muzycznego kina”. Sam Strauss, który pełnił także rolę dyrygenta, był zadowolony.
„Symfonia Alpejska” zaczyna się niepokojącymi, dobiegającymi z daleka smyczkami. Wraz z nastaniem dnia włączają się kolejne instrumenty, ogromna orkiestra „rozkwita”. Zaczyna się wspinaczka.
Droga prowadzi przez las i alpejskie łąki (dzwonki krów!), lodowiec , gdzie dochodzi do sytuacji budzących grozę („potykające się” fagoty, szarpane smyczki). Gdy w końcu udaje się osiągnąć szczyt rozlega się spokojny, skłaniający do refleksji obój. W próbie opisu literackiego pewnie taki patos graniczyłby z kiczem, tymczasem tu majestatyczne ograny uchodzą Straussowi na sucho. W przeciwieństwie do bohaterów jego dzieła, nad których głowami zawisną za chwile czarne chmury, a zejściu towarzyszyć będzie burza. Jedna z najpiękniejszych ze znanych mi utworów orkiestrowych.
Z czasem wiatr cichnie, muzyka się uspokaja, przebije się nawet kilka ostatnich promieni słońca i jest czas na refleksje – czy cała ta górska przygoda odbyła się naprawdę, czy była tylko snem. Z kolei krytycy muzyczni pytają, czy cała ta symfonia była rzeczywiście hołdem złożonym górom, czy tylko wyrazem wielkiego ego jej twórcy.
Można o tym posłuchać na BBC (od ok. 00:40, nie wiem, jak długo udostępniany będzie podcast).
I właściwie stąd całe zamieszanie z muzyką klasyczną na Górach Książek, że ja dużo BBC słucham i akurat trafiłam na audycję o utworze Straussa. Bynajmniej nie będę się teraz wznosić na ośmiotysięczniki dziedzictwa muzycznego, ponieważ nie mam do tego kompetencji i już wracam do czytania literatury górskiej, w której oczywiście też nie brakuje autorów z dużym ego.
Fajnie, prosto opisane. Nie rozumiem jedynie, dlaczego krytycy w ogóle zastanawiają się nad tym czy wędrówka Straussa miała miejsce. „Alpejska” to po prostu kawał najwspanialszej – jeśli wolno mi tak oceniać – muzyki w naszej historii. Przebrnąłem przez Mozarta, Dvoraka, Bartoka i wielu innych. Nie mam zapewne wiedzy akademickiej z zakresu historii muzyki na tyle obszernej by wymieniac sie pogladami o tej czy tamtej symfonii, ale Straussa oceniam mianem „pierwszego kompozytora muzyki filmowej”.
Jesli posłuchamy dzisiejszych „GWIAZD” wyłączając telewizyjną wizję to co nam pozostanie? Mysle ze mimo wszystko niewiele.
Nieistotne…słucham Alpejskiej juz ponad rok (niemalze ciagle tego samego) i osobiscie po pokuszę się o wystawienie recenzji tego dzieła (mam tu na mysli tzw. krytyków muzycznych). Według mnie do Alpejskiej trzeba naprawdę mocno dorosnąć, zasypiając przy niej, budząc się z nią, jadąc z nią w tramwaju itp.
Pozdrawiam serdecznie i wyczekuję innych artykułów 🙂