„Nauczyłem się, że nieważne ile razy upadasz, ale [ważne] że zawsze wstajesz, idziesz dalej i spoglądasz w przyszłość. Każda wspinaczka jest opowieścią samą w sobie. Z każdej wracasz odmieniony. Twoja świadomość rośnie i to jest najważniejsze. A jeżeli cieszy cię każda z tych podróży, to nie ma już nic więcej do dodania”.
Chociaż nieco egzaltowane, słowa te doskonale podsumowują wspinaczkową karierę słoweńskiego alpinisty Tomaža Humara. Książka tej postaci poświęcona autorstwa Bernadette McDonald ukazała się niedawno nakładem wydawnictwa Stapis.
Przeczytajcie całą recenzję Aleksandry Ogłozy (III miejsce w konkursie na recenzję).
O Tomažu Humarze wiedziałam wcześniej raczej niewiele – brawurowa akcja ratunkowa ze ściany Rupal na Nandze Parbat, nagrodzona Złotym Czekanem wspinaczka na Ama Dablam, przejścia wielkich ścian, nic konkretnego. I oczywiście śmierć gdzieś w kolejnej ścianie, w nie do końca jasnych okolicznościach. Lektura tej biografii sprawiała, że wśród tych wszystkich osiągnięć zaczęłam dostrzegać człowieka, z krwi i kości. Człowieka trudnego, bezkompromisowego, silnego.
Młody chłopak wychowany w rodzinie hołdującej tradycyjnym wartościom w Alpach Kamnickich nie przypominał późniejszego Tomaža. Na jego osobowość miała ogromny wpływ wojna w Jugosławii i to, co na niej zobaczył. Najprawdopodobniej doświadczony jakże znaną dziś i powszechną w świadomości chorobą PTSD, po powrocie z Kosowa zmienił się nie do poznania. Jego ucieczką przed wspomnieniami były góry i wspinanie. Zaczął pokonywać coraz trudniejsze drogi, szukać coraz śmielszych projektów, dokonywać w górach rzeczy niemal niewyobrażalnych. Po pierwszej wyprawie w Himalaje na Ganesh V zrozumiał, że góry te będą jego głównym polem działalności – interesowały go niemal wyłącznie wielkie ściany, z ogromnymi trudnościami technicznymi.
Sukcesy na polu górskim, jego bezkompromisowość oraz nonkonformizm w połączeniu z umiłowaniem Humara dla sławy i rozgłosu przysporzyły mu jednak wielu wrogów, zwłaszcza w słoweńskim środowisku górskim. Wspinacz zachował siłę, by mimo nieprzychylnych głosów iść wciąż tą samą ścieżką, nie oglądać się na opinie innych, nie zważać na nic, co mogło stanąć mu na drodze. Autorka pokazała nam tu niezłomnego bohatera, którego pasja przezwycięża wszystkie niedogodności. Humar jednak nie jest tu herosem bez skazy, widać to w opisach innych aspektów jego życia. Ogromna pasja Humara nie pozostawia mu wiele czasu dla rodziny. Odpowiedzialny za utrzymanie żony i dwójki dzieci Tomaž między jedną wyprawą a drugą wpada w wir pracy, zapewnienia bytu dla swoich bliskich. Czasu tego nie starcza już dla samej rodziny, po wielu latach życia praktycznie osobno jego małżeństwo się rozpada, widzimy małżonków, którzy stale i ustawicznie się od siebie oddalają. Góry okazują się miłością silniejszą. Również jego stosunki z rodzicami, od początku nieakceptującymi jego pasji, są napięte, pełne wzajemnych pretensji, żalu i goryczy, ulegają poprawie dopiero pod koniec życia alpinisty. Wszystko to składa się na obraz Tomaža Humara, człowieka pełnego pasji i hartu ducha, jednak mocno osamotnionego w dążeniach.
Bernadette McDonald polskim czytelnikom znana jest już jako autorka „Ucieczki do wolności”, książki poświęconej najwybitniejszym polskim himalaistom. W mojej opinii książka o Polakach jest jednak bardziej wyważona. W nowej pozycji widać podziw autorki dla Słoweńca, co sprawia, że książka nie jest do końca obiektywna. Choć zawarto w niej także głosy krytyczne wobec Tomaža, fascynacja autorki jest niepodważalna, a krytycy Humara nieprzekonujący.
O ile jednak postawy autorki zmienić się już nie da, zdecydowanie można zadbać o lepsze wydanie. Stapis jako jedno z większych wydawnictw na rynku literatury górskiej powinno zdecydowanie zadbać o formę wydawanych pozycji – tu błędy korektorskie, gramatyczne, stylistyczne, a nawet merytoryczne odbierają nieco radości z czytania, jakby nie było, naprawdę interesującej biografii niezwykle skomplikowanej i interesującej postaci, jaką był Tomaž Humar. Aleksandra Ogłoza
Szkoda, że o konkursie i stronie dowiedziałam się poniewczasie…literatura górska też należy do moich ulubionych.