Simone Moro: Zima dodaje wspinaniu magii

simonePodczas spotkania promocyjnego polskiego wydania książki Simone Moro „Zew lodu”, włoski himalaista odpowiedział za pośrednictwem Skype’a na pytania dotyczące publikacji i jego dalszych, górskich planów. Mimo choroby i gorączki, nie rozczarował publiczności, uchylając znacznie więcej niż tylko rąbka tajemnicy, którą długo otoczona była jego wyprawa na Manaslu. Przy okazji dał się też poznać  jako rodzinny, ciepły człowiek, a w duszy „syn polskiej tradycji wspinania zimą”. Poniżej niektóre z jego wypowiedzi.

Szczegóły na temat najnowszej wyprawy poznaliśmy w dwóch ratach. Początkowo Simone Moro był zachowawczy, ponieważ obiecał, że opowie o wszystkim dopiero podczas konferencji prasowej, a ta odbyć się miała dzień po spotkaniu w Agorze. „Teraz jestem w Bergamo, ale już w niedzielę lecę do Nepalu. Tym razem wyjątkowo zachowałem informacje o mojej ekspedycji w tajemnicy aż do ostatniej chwili. Pierwotnie miałem jechać zrobić nową drogę na południowo-zachodniej ścianie Cho Oyu, pomiędzy drogą Kurtyki  i drogą japońską. Ale na początku listopada władze Chin poinformowały mnie, że żadna wyprawa nie otrzyma tej zimy zezwolenia na wspinanie w tym kraju. Z tego samego powodu zrobiło mi się żal Denisa Urubko, który chciał zrealizować swój projekt zimowego wejścia na K2. Byłem zaskoczony, ponieważ Chińczycy powiedzieli, że nie ma takiej opcji, a Denis wierzył, że pojedzie. Koniec końców okazało się, że moje informacje były właściwe”.

Po pewnym czasie himalaista uległ jednak presji (za taką należy uznać obecność na spotkaniu wielkich polskiego wspinania: Janusza Majera, Krzysztofa Wielickiego, który nie omieszkał zamienić z Simone kilku zdań po włosku i Janusza Gołąba) i zdradził znacznie więcej: „Jedziemy we dwójkę, jadę z Tamarą Lunger, młodą, włoską skialpinistką. Chcę wprowadzić kobiety na karty zimowego himalaizmu. Zeszłego lata Tamara weszła na K2 bez tlenu. Była pierwsza ze wszystkich zagranicznych wspinaczy, którzy zameldowali się w tamtym sezonie na szczycie. Jest niezwykle silną i utytułowaną zawodniczką. Nasza wyprawa zadedykowana będzie Jerzemu Kukuczce i Arturowi Hajzerowi. Nie chcemy rywalizować z tym, czego dokonali, tylko odświeżyć pamięć o ich dokonaniu. Teraz zmagam się z ciekawym problemem, ponieważ władze Nepalu oczekują ode mnie, ze wykupię zarówno pozwolenie zimowe, jak i wiosenne, gdyby moja wspinaczka zaczęła się po 28 lutego. Próbowałem ich przekonać, żeby sprawdzili w Google i na Wikipedii, kiedy zaczyna się i kończy zima, ale Wikipedia do nich nie przemawia”.

Simone i Tamara/facebook.com/SimoneMoroOfficial

Simone i Tamara/facebook.com/SimoneMoroOfficial

Dziś nie ma żadnych wątpliwości – Simone Moro i Tamara Lunger zamierzają zrobić trawers Manaslu z wierzchołka Wschodniego (7992 m) do Głównego (8163 m). Nieprzypadkowo wspominał Jerzego Kukuczkę i Artura Hajzera, którzy zrobili tę drogę w 1986 roku. Wcześniej dokonał tego także zespół: Ryszard Gajewski i Maciej Berbeka.

W kategorii „plany na przyszłość” nie mogło też zabraknąć pytań o dwa zimowe i wciąż niezdobyte cele: K2 i Nanga Parbat. O ile Simone jest zdziwiony, że nikt nie stanął na szczcie Nangi w tym sezonie, wielu zdziwi powód, dla którego on odpuszcza zimowe K2:

Byłem prawie na 100 proc. pewny, że w tym roku komuś się uda wejść zimą na Nanga Parbat. Stawiałem na ekipę z Rosji, ponieważ była liczna i mocna, było niemal pewne, że osiągną szczyt. Z kolei tomek i Elisabeth dokonali czegoś nieprawdopodobnego. 10 dni w górze to nie w moim stylu, ale bardzo ich za to podziwiam. Rosjanie i Tomek opuścili górę. Gdyby miała pozostać niezdobyta, myślę, że wybrałbym się tam w przyszłym roku od strony Diamir, czyli tej, od której po raz pierwszy próbowali tego dokonać Polacy. Moim zdaniem to najlepsza droga.
(…)
Szczerze mówiąc pragnienie o zimowej wyprawie na K2 noszę w sobie od dawna. I to pragnienie jest wciąż we mnie żywe, ale jednocześnie złożyłem obietnicę, że na taką wyprawę nie pojadę. Po zimowym wejściu na GII w 2011 roku, moja żona miała sen, z którego wynikało, że gdybym spróbował zimą zdobywać K2, mógłbym z takiej wyprawy nie wrócić. Rzadko mnie wstrzymuje przed realizowaniem moich pasji, ale tym razem poprosiła, a i ja sam nie chcę się przekonać, że miała rację.  Ale cierpię i to z kilku powodów. Przede wszystkim jestem na 100 proc pewny, że da się wejść na K2 zimą. Po drugie, że z odpowiednią ekipą, a nie ma wątpliwości, że w jej składzie znaleźliby się Polacy, byłaby to wspaniała wspinaczka. Niełatwo jest stać w oknie i obserwować, jak inni się pakują na wyprawę. Ale umrzeć byłoby jeszcze gorzej. Więc będę stał w tym oknie, a polskiemu środowisku wspinaczy mogę tylko życzyć, żeby szczyt należał do was.

Natychmiast pojawił się żart, że podobne deklaracje składał swojej żonie i Denis Urubko, ale Simone miał na to rispotę: „Powiem tak – Denis miał wiele żon. Może wydawało mu się, że obiecał, ale poprzedniej żonie, a potem doszedł do wniosku, że to nie była jeszcze ta właściwa. Ale zdecydowanie, Denis był gotowy, by tej zimy wyruszyć na K2. Jednak moim zdaniem lepsza będzie strona pakistańska. Wie o tym, Krzysztof Wielicki, który był tam niejeden raz zarówno latem jak i zimą”.

Pojawiło się też pytanie o wiek. Simone Moro ma 48 lat, wspomniany już Denis Urubko (razem dokonali pierwszego zimowego wejścia na GII) ma lat 41.
simone_denis

Przyznaję, że nie jestem już najmłodszy, zaczynam się starzeć. Ale dobrze akceptuję zmiany, które przychodzą z wiekiem.  Nigdy wcześniej nie traktowałem mojego ciała z takim rygorem, mam na myśli dietę i trening. Moje ciało jest podobnie sprawne, a trenuję znacznie więcej niż gdy byłem dwudziestolatkiem. Ale wydaje mi się, że to nie ciało decyduje o wszystkim. Problemem byłoby gdybym stracił entuzjazm, głód i pragnienie eksploracji. Nie chodzi tylko o mięśnie czy kości, ale o to, co w głowie. A ja wciąż jestem zafascynowany zimową eksploracją, ta pora dodaje wspinaniu magii. I trzeba dodać, że z eksploracją nie wiąże się tylko osiąganie szczytów. Ilekroć wracałem z zimowych prób, nawet bez sukcesu, miałem w sobie wielkie poczucie, że jestem odkrywcą, a wielokrotnie po powrocie z normalnych dróg lub wspinania latem, nie czułem takiej satysfakcji czy magii odkrywania czegoś nowego.

Pasją do eksploracji próbuje zarazić swojego syna. Jednym z dowodów był namiot, który uczestnicy spotkania widzieli za plecami Simone Moro. „To namiot, w którym bawi się mój syn. Najlepszym sposobem, żeby zarazić dzieci pasją do gór i eksploracji jest właśnie zabawa w namiocie. W naszym domu organizowane są „wyprawy górskie”, jest baza, wspinanie, loty helikopterem”.

simone_agora

Fot.facebook.com/WYDAWNICTWOAGORA

Simone sporo powiedział też o kulisach powstawania książki oraz, po raz kolejny (w podobnym duchu wypowiadał się już po tragedii na Broad Peaku), wyraził swoją solidarność z polskim środowiskiej wspinaczkowym i podziw dla naszej tradycji zdobywania gór najwyższych i zimowej eksploracji.

Książkę pisałem podczas ostatniej zimowej próby na Nanga Parbat. Przebywanie na wyprawie jest dla mnie idealnym czasem na pisanie, ponieważ mam wystarczająco dużo wolnego czasu, żeby coś przemyśleć. Na dobre warunki pogodowe zwykle trzeba trochę poczekać, a wtedy zamiast słuchać muzyki czy czytać książki, zdecydowałem, że biorę się za pisanie własnych. A pisanie książki o zimowych wyprawach w czasie zimowej wyprawy dodaje tekstowi autentyzmu. Moje trzy ostatnie książki powstawały właśnie w czasie trwania wypraw. Najwyraźniej zła pogoda i czekanie, stały się dla mnie sposobem na pisanie. Korzystam ze sprawdzonych metod na ogrzewanie baterii laptopa – waterboila lub dwóch.  Ponieważ nie mógłbym siedzieć tyle czasu w jednej pozycji bez ryzyka odmrożeń, jeden waterboli stawiam przy stopach, a drugi na kolanach i na nim trzymam komputer. Ale to nie aspekty techniczne stanowią największą trudność. Kiedy się zacznie pisać książkę i ma się postanowienie ją skończyć, trzeba być twardym. Trzeba pisać. A od tego można zwariować. Kiedy człowiek budzi się i ma nadzieję, że pogoda będzie wystarczająco dobra, żeby wyjść w górę, a tymczasem ma przed sobą jedynie cały dzień pisania. Ale nie można porównywać wspinania zimą z pisaniem książki zimą. Wspinanie, czy choćby próba podejścia, jest 10 tys. razy trudniejsze niż pisanie książki, nawet gdy warunki są trudne. Czasem wręcz łatwiej jest siedzieć i pisać niż wyjść się wspinać.

(…)

Książka powstała w hołdzie polskiemu dziedzictwu zimowemu w Himalajach. To wasze dziedzictwo. Nie Amerykanów, nie Włochów… Kiedy mówi się o zimie w górach wysokich, nie ma żadnej wątpliwości i nikt z tym nie dyskutuje, wszyscy patrzymy z podziwem na biel i czerwień waszej flagi. Cieszę się, że najczęściej tłumaczona z moich książek poświęcona jest dziedzinie, w której to Polacy są liderami. Czuję się synem waszej zimowej tradycji i czerpię inspirację z postawy polskich himalaistów. Ta tradycja jest bardzo ważna i powinniście ją kultywować i przekazywać kolejnym pokoleniom. Może będzie to zimowa eksploracja 7-tysięczników, może 6-tysięczników albo powtórzenie zimą wybranych dróg. Bardzo namawiam do tego polskie środowisko wspinaczkowe, ponieważ to najlepszy sposób na uczczenie tych wspinaczy, których już z nami nie ma – to, że odeszli, nie jest powodem, żeby odchodzili z naszej pamięci. Nie jestem typem marketingowca, który będzie namawiał do zakupu tej książki, ale chcę podkreślić, że jestem zaszczycony, że ukazała się po polsku.

zew_lodu

Tłumaczenie: Jagoda Mytych


Tagi: ,

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

UWAGA! Jeśli chcesz odpowiedzieć na wybrany komentarz kliknij przycisk "Odpowiedz" znajdujący się bezpośrednio pod tym komentarzem.

Komentarz

Możesz użyć następujących tagów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>