Ponad tysiąc osób wzięło w środę udział w nocnym Biegu dla Słonia, czyli dla Artura Hajzera. Przez Park Śląski przepłynęła świetlista fala czołówek. „Artur gdyby tu był z nami, to by urósł fizycznie widząc, jak wiele osób go naśladuje” – powiedział Krzysztof Wielicki, przypominając, że i sam Hajzer biegał i to maratony. Tymczasem w środę pobiegli wszyscy: starsi i młodsi, wspinacze, biegacze i kompletni biegowi debiutanci (to moja grupa).
Znacie ten nerwowy ból w brzuchu przed egzaminem albo trudną drogą wspinaczkową? Nie jest to „będzie jak będzie” ale raczej „boje się jak będzie”.
Z takim nastawieniem przyjechałam 7 sierpnia do Katowic. Dla osoby, która w życiu nie biegała ani nawet nie planowała (i ma duży talent, żeby racjonalizować sobie nierobienie rzeczy, których robić nie chce) dystans 7 km to może nie wielka, ale niewiadoma. I jeszcze jak się zachować w tłumie ludzi, jak się skupić na swoim rytmie. Uspokoiłam się, kiedy o godzinie 20 zjawiliśmy się w Parku Śląskim w Chorzowie. Wszyscy rozgrzewali się w dokładnie ten sam sposób tj. podskakiwali, machali kończynami, próbowali odstraszać komary, a im cieplej nam od tego było, tym komary lubiły nas bardziej. Wzięliśmy je na przetrzymanie – do biegu nie dotrwały…
Jeszcze jedna obserwacja z czasu oczekiwania na start: byliśmy czymś w rodzaju ożywionego portalu społecznościowego – wszyscy się ze wszystkimi witali, poznawali, ujawniali się wspólni znajomi, znajomi znajomych – właściwie w którą stronę się nie spojrzało, można było trafić na kogoś do rozmowy. Zwłaszcza rozmowy o Arturze Hajzerze. Do grona biegaczy dołączyła także rodzina Artura i jego bliscy przyjaciele.
Do biegu, gotowi… ale zanim to… minuta oklasków. Tak! Nie minuta ciszy, tylko minuta gromkich braw. I co Ty na to Słoniu? Zasłużyłeś, wszyscy, którzy zgłosili się do tego biegu zasłużyli. A potem już poszło. Na początku zadziwiająco dobrze.
Gorzej, gdy zaczął się (pod)bieg dla Słonia. Ale właśnie dzięki temu, że było pod górkę, można było obejrzeć się za siebie i zobaczyć… rzekę czołówek, jak nocą podczas ataku na popularny szczyt. Piękny, budujący widok.
Podbieg się dłuuużył. „A może ty po prostu ciapa jesteś?” – to pytanie wraca jak echo ilekroć coś mi nie idzie. Nie wraca podcinając skrzydła, wraca motywując. Trochę się go nasłuchałam od Hajzera – ilekroć narzekałam, że instruktor mnie nie lubi, dzieci w klubie się ze mnie śmieją ;), wspinanie nie idzie mi tak, jak powinno, pisanie też mogłoby lepiej, a jeszcze studiuję na granicy leserstwa. Artur Hajzer owszem był w stanie wysłuchać, ale współczuć już nie. „A może ty po prostu ciapa jesteś?”. Zamykałam się i myślałam: Ja? Dobra, zobaczymy… Więc narzekanie podczas biegu zostało mentalnie stłumione zanim się pojawiło. Zobaczymy, zobaczymy…
…finisz. Dla kogoś, kto nigdy nie biegł w żadnym biegu nie było oczywiste, jak mam się zachować, jak rozłożyć siły itp. Ale jak zobaczyłam w oddali metę, siły i wola walki znalazły się same. Znowu miałam wrażenie, że wbiegam w grupę „swoich”. Ja, jeszcze tydzień temu, identyfikująca się z różnymi środowiskami, ale raczej nie biegającym. Teraz dumna, szczęśliwa, nie-jestem-ciapa, „ja bym i dychę pobiegła, a może więcej”.
Chciałam z całego serca podziękować Marcinowi i Justynie Rudzkim za ich niegasnący entuzjazm. Marcin, który na co dzień pracuje w Radio Katowice napisał do mnie jakiś czas temu, że organizuje taki bieg i od razu mnie kupił, choć cały czas mówimy o idei niekomercyjnej. Z kolei Renata Niezbecka i Artur Małek byli moimi wspaniałymi gospodarzami i trochę mnie obwieźli po śląskich miastach, których bliskie położenie dalej jest dla mnie zagadką. Dziękuję.
Bo to historia, bo to marzenia, bo to bieg godny powtórzenia. I mam nadzieję, że powtórzony będzie. Jeśli przebiegliśmy 7 kilometrów, żeby uczcić Artura i jego siedem ośmiotysięczników, to ja w przyszłym roku postuluję 14 kilometrów – wybiegamy mu resztę! Jestem spokojna, że ta inicjatywa będzie się rozwijać w dobrym kierunku i w przyszłości może jeszcze nie jedną osobę przekona do biegania.
Nadkierowniku melduję, że przebiegnięte tj. 7 tys. metrów w poziomie załojone.