[Aktualizacja: 30 kwietnia 2017 Ueli Steck zginął w Nepalu 🙁 ]
Trudno było oczekiwać, że Ueli Steck sam napisze książkę. Nie lubi mówić o sobie, stanowczo woli działać. W końcu wymienia się go wśród najlepszych alpinistów Europy właśnie ze względu na jego działania: superszybkie solówki na najtrudniejszych górach świata. Skoro już wiemy, że Steck szybko porusza się w skale i lodzie, ale sam o sobie prędko nie napisze, sprawdźmy, co udało się podczas wywiadu-rzeki z niego wyciągnąć Gabrielli Baumann-von Arx, byłej stewardessie, która specjalizuje się w książkach o ludziach niezwykłych.
Na początek kwestia, która dla mnie była dużym rozczarowaniem. Czytałam na jednym z portali, że to biografia Ueli Stecka – otóż nie, to wywiad-rzeka, co samo w sobie nie byłoby takie złe, gdyby nie fakt, że po raz pierwszy ta książka ukazała się po niemiecku w 2006 roku i dlatego kończy się na dokonaniach Stecka z roku 2005. Ośmiotysięczniki pozostają więc odległymi wizjami. Dla mnie to oczywiste, ale przydałoby się to 6-letnie opóźnienie polskiego wydania uzupełnić jakąś przedmową czy posłowiem dla czytelników, którzy o Uelim Stecku usłyszą po raz pierwszy.
Drugie zastrzeżenie będzie z kolei boleśniejsze dla osób, które i o Stecku i o wspinaczce trochę już wiedzą. Pytania Gabrielli Baumann-von Arx np. o wyceny dróg i dalej, kto je ustala, gdzie się kończy skala…, mogą wydać się irytujące, zwłaszcza, że często takie pytania przerywają dość interesujący wywód Stecka. Co zabawne, w innych miejscach to sama Gabriella błyska wiedzą: „RP znaczy, że wspinasz się z liną, jednym ciągiem, nie obciążając żadnego przelotu”, czyli sprawia wrażenie dziennikarki-prymuski, która odrobiła lekcje, ale specjalnie dla czytelników odegra rolę żółtodzioba. Zdarza się, że pewna terminologia pojawia się wcześniej, ale pytania o nią padają później. Redakcyjnie wygląda to jak kilkanaście długich wywiadów, które nie zostały starannie zredagowane.
Dużo za dużo razy pada też pytanie, czy Steck nie boi się śmierci, myśli o śmierci, wie, że może nie wrócić, odczuwa strach, odczuwał strach, będzie odczuwał strach… Irytuje się nie tylko czytelnik, ale chyba też główny bohater. Aż chciałoby się potrząsnąć autorką wywiadów – masz taką niepowtarzalną szansę, przestań się kurczowo trzymać oklepanych pytań. A z drugiej strony, może żaden inny dziennikarz i autor nie wyciągnąłby ze Stecka tylu prywatnych spraw. Może ta konieczność tłumaczenia wszystkiego od podstaw sprawiła, że spojrzał na swoją rozmówczynię z taką cierpliwością i tolerancją, z jaką przewodnik patrzy na klienta komercyjnego. Nie wiem.
A teraz od początku. Ueli Steck (ur. 1976) jest szwajcarskim wspinaczem, jednym z najlepszych alpinistów młodego pokolenia, który specjalizuje się we wspinaczce w stylu alpejskim oraz solówkach na wielkich ścianach Alp i w górach wysokich. Północną ścianę Eigeru pokonał po raz pierwszy w wieku 18 lat, na zawsze w historii tej ściany zapisze się wytyczeniem drogi „Young Spider” wraz ze Stephanem Siegriestem, z którym zrobił także w ciągu 25 godzin łańcuchówkę łączącą trzy północne ściany: Eigeru, Möncha i Jungfrau. Pomysł ten przeniósł w góry najwyższe, próbując wejść solo na Cholaste (6410), Tawoche (6495) i Ama Dablam (6814), z tej ostatniej ściany musiał się jednak wycofać, ale nawet bez niej był to nie lada wyczyn. Ueli Steck zmienia wyobrażenie o czasie potrzebnym na wejście na himalajski szczyt. W 2011 roku Shishapangma solo zajęła mu 10,5 godziny, a już chwilę później przeniósł się na Cho Oyu. W 2012 roku był na Evereście bez tlenu.
Pewne wyobrażenie na temat tego, kim jest Ueli Steck daje ten trailer:
I wracając do książki, z którą trochę przyszło mi walczyć – po prostu nie tak, ją sobie wyobraziłam/wymarzyłam – podzielona jest na trzy części: Wejście (dotyczy głównie drogi Excalibur; filar południowej ściany Wendensticke w Oberlandzie Berneńskim (VII), który Steck przeszedł free solo), Droga (o wytyczeniu The Young Spinder na Eigerze) oraz Wyjście (Khumbu-Express).
Jeśli czymś się ten wywiad-rzeka broni to wypowiedziami Ueliego Stecka i nawet tymi, które osobom wspinającym wydają się oczywiste, w końcu fajnie, gdy podstawy tłumaczy ktoś z takim dorobkiem. I tak, ważne w przypadku tej książki i tego wspinacza wydaje mi się doprecyzowanie określeń solo i free solo, i to Ueli Steck robi już na początku.
To są dwa różne style wspinania. W stylu solo używa się uprzęży, do której przypięta jest pętla, do niej karabinek. Wspinając się solo, idzie się wprawdzie bez liny, ale ma się zawsze możliwość przypięcia się za pomocą tej pętli do nita i odpoczynku. Zebrania sił. W stylu free solo przeciwnie idzie się bez środków pomocniczych, można powiedzieć tylko w butach wspinaczkowych i z woreczkiem magnezji. Gdy się idzie solo, to wiadomo, że możliwe są przerwy, a w skrajnym przypadku można się przypiąć do haka i czekać na pomoc. Podczas wspinaczki free solo napięcie psychiczne jest dużo większe, ponieważ w tym stylu jedynym ubezpieczeniem jest to, które można znaleźć w samym sobie.
Dla mnie cenniejsze są jednak te wypowiedzi, które odnoszą się do świata przeżyć wewnętrznych Stecka, jego indywidualnego spojrzenia na wspinaczkę i takich na szczęście na łamach tej książki nie brakuje, a odszukiwanie ich między pytaniami ma w sobie coś z szukania dobrych, pewnych chwytów…
Do opisania uczucia towarzyszącego przejściu free solo przez ścianę i samotnemu wejściu na szczyt do dzisiaj nie znalazłem odpowiednich słów. Nie pasuje do tego ani słowo „wspaniale”, ani „obłędnie”. To po prostu wielki krok w moim osobistym rozwoju.
Ueli Steck należy do ludzi, których podziwiam nie dlatego, że robią rzeczy ryzykowne, ale dlatego, że robią bardzo dużo, żeby to ryzyko maksymalnie ograniczyć. Wielokrotnie podkreśla, że podchodzi do dróg, które owszem są ekstremalnie trudne, ale na jego poziomie i etapie treningów są do zrobienia. Wie, że może sobie zaufać i dlatego nie ma tam miejsca na myślenie o śmierci, a nawet na myślenie o jutrze, jest tu i teraz. Trudności i ich pokonywanie. A wszystko przemyślane i perfekcyjnie opracowana jak w… szwajcarskim zegarku. Wtedy: „Nie ma możliwości spadania. Jest możliwość latania”.
Koncentracja jest moim ubezpieczeniem na życie W krytycznym sytuacjach potrafię się bardzo mocno koncentrować, i to na tym, co rozwija się pozytywnie, a nie na tym, co idzie źle.
Cel jest wysoko, na samej górze. Aby tam dotrzeć wspinam się drogą, na której liczy się tylko teraz. Teraz jestem tutaj. Teraz tutaj. Wielu wspinaczy – także dobrych – boi się odpadnięcia na linie. Albo ogarnia ich strach, gdy następny hak wydaje się daleko. Kiedy przychodzi strach, nie można się skoncentrować na ruchach, na miejscu, w którym się jest. Wtedy nie ma wspinania teraz, wspinacz znajduje się już w przyszłości, co potem często prowadzi do odpadnięcia.
Myśli, które biegną naprzód, to stracone myśli, bo niepotrzebne. Przyszłość i tak nadejdzie. Bardzo często jest zależna od teraźniejszości. Im świadomiej postępujemy teraz, tym lepiej wygląda przyszłość. To, co robię dzisiaj, określa to, co będzie jutro. Jeśli teraz się przestraszę, spadnę. Gdy się nie boję, wspinam się.
Jedną z rzeczy, która pozwala Steckowi zachować spokój i uporządkować myśli są rytuały, pewien stały układ rzeczy, rzeczywistość wytrenowana tak jak jego mięśnie.
Rytuały przynoszą spokój, określają wartości. Jest się czego trzymać. Jak już wspominałem, but zawsze wkładam najpierw na prawą nogę, to dla mnie niezwykle ważne. Pozwala mi zachować równowagę. Również picie kawy jest dla mnie rytuałem. Wtedy wiem, że dobrze wstałem, wypiłem swoją kawę, jestem zadowolony.
Przy takim upodobaniu do rytuałów i drobnych przyjemności (trochę wspomina o jedzeniu) – nie jest on w ogóle materialistą, nie jest żądny uznania. Często wręcz podkreśla, że zdaje sobie sprawę, że jego górska działalność nie naprawia tego świata, jest tylko jego egoizmem.
Dlaczego Ueli Steck został cieślą? Często pisze się o tym, jakby było to coś dziwnego, wyróżniającego, tymczasem on uważa to za najbardziej oczywisty wybór . „Jeśli już musiałem iść do pracy, a przecież musiałem – co było jasne jak słońce, to chciałem mieć takie zajęcie, w którym mogłem poruszać się w przestrzeni. Wkrótce zafascynował mnie jeszcze jeden aspekt: że stale trzeba być świadomym, co robić w razie wypadku”.
O swojej drodze The Young Spider na Eigerze: „Na tej drodze trzeba było wspinać się trochę inaczej niż na drogach klasycznych. Ona pasuje do nowej generacji alpinistów, którzy dysponują nowoczesnymi technikami asekuracji. Dawniej rysy w skale były jedyną możliwością założenia asekuracji, bo tylko ta można było wbić haki. Obecnie nawet litą skałę można dobrze ubezpieczyć i dzięki temu wspinać się wprost w górę”.
Młody Pająk jest drogą atrakcyjną, wymagającą, miejscami bardzo eksponowaną. Dotychczas nie znam drogi tak genialnie łączącej wyciągi lodowe ze wspinaczką sportową. Weszliśmy w ścianę w górskich butach, dalej wspinaliśmy się w butach do wspinaczki sportowej, a na końcu na górze w rakach. Wyciąg na odnóżu Pająka jest najdoskonalszym wyciągiem, jaki kiedykolwiek przeszedłem. Otoczenie jest niepowtarzalne. U góry sześćdziesiąt metrów lodu, na dole tysiąc pięćset metrów powietrza. Po prostu marzenie.
Jak wspominałam, miejscami można się zupełnie pogubić w opowieści Stecka i pytaniach Gabrielli Baumann-von Arx i przeskakiwaniu od ściany do ściany, za to dużo wnoszą fragmenty pisane przez osoby trzecie: filmowca i fotografa Roberta Boscha, wspinacza Michela Darbellaya czy specjalistę od choroby wysokościowej profesora Odwalda Oelza.
Jeden z opisów zdradza też lektury Stecka. „Na regale piętrzą się pisma wspinaczkowe i stoją książki – na ich grzbietach można przeczytać na przykład nazwiska: Catherine Destivelle, Erhard Loretan, Wolfgang Gullich, Reingold Messner, Anderl Heckmair i Walter Bonatti„.
Na koniec. Bardzo bym chciała, ale pewnie się nie doczekam własnej książki Ueli Stecka. Po tej doskonale rozumiem, dlaczego „lepiej być jeden dzień tygrysem niż tysiąc owcą”. Autorce też muszę podziękować, że przybliżyła tego niezwykłego wspinacza, choć dało, oj dało się, to zrobić lepiej.