Namgel i Thundu to dwaj Szerpowie z Everestu, którzy porzucili ryzykowne zajęcie na rzecz wytwarzania w Katmandu luksusowych zegarków. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie mieli zamożnego opiekuna w osobie Michaela Kobolda. Okazało się jednak, że ekskluzywna seria zegarków Kobold „Made in Nepal” z kawałkiem skały z Everestu wzbudziła poważne kontrowersje w Nepalu.
Zacznijmy od tego, że dla Namgela i Thundu świat luksusowych zegarków był tak odległy, jak dla nas Katmandu. Nowa kariera himalajskich przewodników zaczęła się od spotkania z brytyjskim podróżnikiem sir Ranulphem Fiennesem i jego kolegą, amerykańskim producentem luksusowych zegarków, Michaelem Koboldem. Zamożny biznesmen w 2010 roku postanowił wraz z żoną Anitą wejść na Everest. Patrząc na popularność komercyjnych wypraw i tegoroczne tłumy to raczej nic niespotykanego. Jednak ta wyprawa mogła zakończyć się źle.
„Namgel dwukrotnie uratował moje życie” – wspominał Kobold. powiedział Kobold wspominając niebezpieczne sytuacje, które miały miejsce w drodze na szczyt. W tzw. strefie śmierci, czyli powyżej 8 tys. m.n.p.m. Szerpa naprawił butlę z tlenem swojego klienta. Zaś podczas schodzenia pomógł Koboldowi rozwiązać problem ze sprzętem asekuracyjnym. Największe podziękowania należą mu się jednak za reanimację żony Kobolda, która w obozie drugim nagle straciła przytomność i przestała oddychać. „Z pomocą Namgela i Thunda udało się ją przywrócić do życia” – wspomina Kobold.
Swoją wdzięczność postanowił wyrazić w praktyczny sposób i skorzystać z pomysłu, który podsunął mu Fiennes. W 2008 roku brytyjski podróżnik był świadkiem tego z jakim zainteresowaniem Szerpowie przyglądali się mechanizmom zegarków, które przywiózł ze sobą do bazy pod Everestem Kobold.
„Ich ciekawska natura i podekscytowanie spowodowane precyzyjnym mechanizmem i tajemnicą konstrukcji zegarków dało się łatwo zauważyć. Pomyślałem wtedy, że dobrze by było, gdyby Mike ich tego nauczył” – powiedział Fiennes.
Nauka trwała rok, choć w świecie ekskluzywnych czasomierzy to naprawdę niedługo. Kobold zaprosił Szerpów do Stanów Zjednoczonych i w pełni sfinansował ich szkolenie. Celem miała być specjalna limitowana seria zegarków „Made in Nepal” – himalajska wersja produktów Kobolda, która od początku do końca powstawać będzie w nowoczesnym warsztacie w Katmandu. Namgel i Thundu wspominali, że wyjazd i nauka w Stanach była dla nich wyzwaniem. Po pierwsze tęsknili za swoimi rodzicami, a po drugie w znacznie krótszym czasie musieli opanować umiejętności przyswajane zwykle na dwuletnich kursach.
„W tak precyzyjnych zegarkach wszystko musi być perfekcyjne – nie było nam więc łatwo. Ale nasza praca przewodników himalajskich też nie należała do łatwych. Musieliśmy wnosić duże ciężary i nie korzystaliśmy z butli tlenowych aż do wysokości 8 tys. metrów” – powiedział 27-letni Namgel, który na szczycie Everestu był już 7 razy. Jego starszy kolega, 38-letni Thundu osiągnął wierzchołek 9 razy. Ale nawet tak duże doświadczenie nie eliminuje ryzyka związanego ze wspinaczką w górach wysokich. „Jesteśmy bardzo szczęśliwi, ponieważ nie musimy już wychodzić w góry. Kocham wspinaczkę, ale cieszę się, że nasze rodziny nie muszą się już o nas martwić”.
„Są wspaniałymi twórcami zegarków. Praca pod presją i w niebezpiecznych warunkach sprawiła, że ich ręce w ogóle się nie trzęsą, a ruchy są bardzo precyzyjne” – chwali swoich podopiecznych Michael Kobold.
Himalajskie zegarki Kobolda trafiły na rynek w marcu. Amerykański biznesmen choć udzielił Szerpom nazwy swojej marki nie będzie czerpał z tych produktów żadnych zysków, a ich sprzedaż ma zapewnić twórcom godne i bezpieczne życie ich rodzinom. Cena jednego zegarka to 16,5 tys. dolarów.
Szybko jednak ich produkcja wzbudziła spore kontrowersje, ponieważ cyferblat wykonany został ze skał zniesionych ze szczytu Everestu, a ten znajduje się w rejonie parku narodowego Sagarmatha, a to oznacza, że usuwanie z niego jakichkolwiek obiektów naturalnych jest nielegalne. Sprawę podniosły lokalne media m.in. największy nepalski dziennik „Kantipur Daily”, zaś Ministerstwo Leśnictwa skierowało do Kobolda list z nakazem zaprzestania działalności. Mimo to 10 z 25 zegarków udało się sprzedać jeszcze w dniu premiery.
Michael Kobold – wielki miłośnik gór i Nepalu – bronił się, że przyświecał mu jedynie szczytny cel zapewnienia Szerpom bezpiecznej pracy. I dodaje, że „zabranie kawałka skały z Everestu to nic wielkiego. Każdy to robi i robił od czasu, gdy po raz pierwszy go zdobyto”.
W tym jednym trudno przynajmniej nie przyznać mu racji – zrezygnowalibyście ze zniesienia kawałka skały z najwyższej góry świata?