Czyste, a na pewno czystsze Tatry

Śmieci w Tatrach to wstyd. Z takim przesłaniem wróciłam z weekendowego sprzątania Tatr, czyli akcji Czyste Tatry zorganizowanej przez Albina Marciniaka z Klubu Podróżników Śródziemie. Zebraliśmy w sumie pół tony śmieci i naprawdę nie żałuję uporu z jakim do tej akcji namawiałam. Atmosfera była wspaniała, choć warunki trochę spartańskie, co pozwala mi napisać: przybyłam, zobaczyłam, posprzątałam.

Po nocnej podróży trafiliśmy prosto do miasteczka namiotowego na Równi Krupowej w samym centrum Zakopanego. Jednym słowem – namiot z widokiem na Giewont, a nawet węzeł sanitarny, a wszystko legalnie i bezpłatnie. W piątek, a niektórzy już w czwartek, rozstawili swoje namioty i udali się na górski rekonesans – trochę chodzenia po górach (w moim przypadku przez Zawrat do Piątki) i trochę zbierania śmieci. Za to w sobotę już w pełnym uposażeniu: koszulki z logiem akcji, imienne identyfikatory, plecaki i specjalne worki na śmiecie ponad 850 osób wyruszyło na zadeklarowane wcześniej szczyty i w doliny tatrzańskie.

Niestety – a może na szczęście – w rejonie Orlej Perci śmieci nie było za wiele. Ale już z Czarnego Stawu Gąsienicowego można je było wyławiać. Na brak pracy nie narzekali także wolontariusze sprzątający wokół Morskiego Oka. Głównie były to śmiecie typy „PET”: butelki po napojach i niedopałki po papierosach, a także wszechobecne chusteczki. Tego dnia wszędzie dosłownie wszędzie w Tatrach (250 km szlaków) można było spotkać uczestników akcji Czyste Tatry. Wśród turystów budzili zainteresowanie, do siebie nawzajem wysyłali porozumiewawcze uśmiechy. Pozdrowienia były także elementem finału akcji – zanim przystąpiliśmy do zbierania śmieci, na godzinę 15 większość dotarła do wybranego przez siebie miejsca i z niego pozdrowiła sprzątaczy sąsiednich szczytów. Z mojej perspektywy (Orla Baszta) łańcuszek sprzątaczy Granatów prezentował się bardzo pozytywnie.

  

A propos pozytywnych odczuć muszę wspomnieć o kilku osobach. Czy to bladym świtem, czy ciemną nocą po Base Campie akcji kręcił się Albin Marciniak. Mimo że wcześniej sobie wymarzył, że finał akcji zobaczy ze szczytu Nosala – pracy było tak dużo, że całą sobotę spędził kursując między schroniskami i odbierając worki ze śmieciami.

O tej akcji zacząłem myśleć dwa lata temu. Wtedy myślałem o większej grupie znajomych np. klubowiczach Klubu Podróżników Śródziemie, który prowadzę od czterech lat. Chciałem chodzić po górach i dawać dobry przykład. Ale najłatwiej dotrzeć do ludzi przez media, a żeby zainteresować media potrzebowałem naprawdę sporej liczby uczestników akcji. Samo sprzątanie to happening, wbrew pozorom jedynie element dodatkowy, a najważniejszym założeniem jest edukacja – podniesienie poziomu świadomości zanim na dobre zaczną się wakacje. Z roku na rok ma to być coraz większa akcja edukacyjna. Turyści często pytają, dlaczego na szlakach nie ma koszy na śmiecie. Po tej akcji powinni już wiedzieć, że to nakłaniałoby zwierzęta do żerowania w jednym miejscu, przyzwyczajania się do bliskości człowieka i łatwego pożywienia. Tymczasem niedźwiedź brunatny to nie jest kochany miś, jak często opowiadają dzieciom rodzice. To groźny drapieżnik. Szkoły mogłyby więcej lub w ogóle zacząć mówić o Tatrach. Zachęcam wszystkich do przyjeżdżania tutaj, ale do chodzenia po górach z głową. Często widzę turystów, którzy dzierżą ze sobą na szlaku reklamówkę z piwem. Koniec końców ta reklamówka ląduje w kosówce, a pusta puszka pod kamieniem. Paradoksalnie ciężką reklamówkę jest łatwo wynieść do góry, pustą puszkę trudno znieść.

Kolejna osoba, która swoim uśmiechem opromieniała akcję to Karolina pracująca przy punkcie rejestracji uczestników. I znowu podobna sytuacja – poranek Karolina wygląda pięknie i z niezwykłą życzliwością obsługuje „interesantów”, wieczór (my wracamy zmachani z gór), Karolina piękna jak rano. Po nocy (a uczestnicy zjeżdżali się przed samą akcją o różnych godzinach) Karolina znowu kwitnąca. A raczej na brak zajęć nie narzekała, a z nieba lał się ukrop.

I w końcu główny sponsor Czystych Tatr i dobry, zmotoryzowany, duch całej imprezy – Rafał Sonik – który wraz z grupą ok. 60 dzieci ze Stowarzyszenia „Siemacha”, ks. Andrzejem Augustyńskim i Marszałkiem Województwa Małopolskiego Markiem Sową wyruszył zielonym szlakiem przez Myślenickie Turnie na Kasprowy Wierch. To właśnie Rafał Sonik podkreślił kilka razy, że śmiecenie w górach to wstyd i jeśli wolontariuszom uda się wywołać u śmiecących turystów poczucie wstydu to jest szansa, że i oni włączą się w przyszłości w podobne akcje. Bo że będą potrzebne nikt nie wątpi.

Dziękuję także wszystkim, którzy nie bali się odpowiedzieć mi na kilka pytań dotyczących ich zaangażowania w akcję mimo że nie wypudrowałam ich jak Anna Popek i nie postawiłam przed kamerą zapewniając sławę i nieśmiertelność. Szkoda, że zabrakło jakiegoś jednego finałowego wydarzenia typu koncert czy ognisko – choć ze względu na lokalizację rozumiem problemy z zapewnieniem tego drugiego. Wiele osób po prostu przyjechało, pozbierało śmieci i wyjechało. I może nie mieli okazji tego usłyszeć, ale organizatorzy bardzo dziękowali za pomoc.

Ze sprzątaniem – Tatr, własnego pokoju, czy choćby biurka zawsze jest tak samo. Albo udaje się to robić regularnie, albo wymaga wielkiej mobilizacji. Jednak efekty „wielkiego sprzątania” nie utrzymają się długo, jeśli nie zmienimy swoich nawyków i nie wprowadzimy nowych jak odkładania rzeczy na miejsce. W górach mamy nawyk pozdrawiania się na szlakach, miejmy też nawyk sprzątania tych szlaków. Poziom podstawowy – wniosłeś, znieś.  Zaawansowany – zobaczyłeś, posprzątaj. Wszyscy na tym skorzystamy. Ten weekend to było połączenie przyjemnego z pożytecznym – mogłam zrealizować swoje cele górskie i jednocześnie przebyć „nudne, dłużące się, oklepane” trasy z nową motywacją – polując na nieraz zmyślnie poukrywane śmieci. Dlaczego to taka frajda? Jak głosił slogan akcji  robi się to „z miłości do gór”.

Za co kocham Tatry? Bo są. Ciężko jest wytłumaczyć, dlaczego kocha się Tatry. Czasami przy dobrej pogodzie nawet z Krakowa widzę moje kochane Tatry i jest to uczucie, które ciężko wytłumaczyć. Zaczęło się 27 lat temu, gdy po raz pierwszy tu przyjechałem i nie puszcza. Nie walczę z tą chorobą, zarażam innych. Tatry to najwspanialsza choroba zakaźna – powiedział Albin Marciniak.

Zgodnie z jego zapewnieniami już teraz mogę powiedzieć: do zobaczenia za rok na kolejnym sprzątaniu Tatr, w które zaangażowana będzie również strona słowacka. A przyszłości można by tę akcję rozszerzyć na… Alpy, Bałkany  – rozmarzył się pod koniec długiego dnia Albin Marciniak. „Niech inni małpują ten pomysł!”.


Tagi: ,

komentarzy 7

  1. zk pisze:

    świetny artykuł! pozdrawiam i do zobaczenia za rok 🙂

  2. PaulinaM pisze:

    Artykuł odzwierciedla to, co działo się w ostatni weekend w Tatrach. Akcja i pomysł naprawdę świetne:)Za rok też sprzątamy:) No i może uda się wtedy troszkę bardziej zintegrować towarzystwo:)

  3. ŁucjaS pisze:

    Dokładnie! Pomysł wyśmienity, ludzie bardzo zaangażowani. Udział w akcji był wielkim przeżyciem i niezwykłym doświadczeniem. Owszem brakowało trochę integracji wśród wolontariuszy ale myślę, że wszystko jest do nadrobienia już w przyszłym roku:) Jestem przekonana, że akcja cieszy się dobrą sławą-co raz więcej osób o niej mówi i za rak będzie nas dużo więcej;) A wszystko to z „miłości do gór”! 🙂

  4. Miłosz pisze:

    właśnie wróciłem z tegorocznej edycji i nie rozumiem co się stało z tą akcją. Klub Podóżników napisał oświadczenie, że się od niej odcina na ich FB widziałem to, a jednocześnie pan Albin nadal występuje w ramach tej akcji w mediach chociaż to jest w ogóle inna akcja niż była, głównie promo dla firm. Mocno się zniechęciłem. Na miejscu raczej tak sobie. Bliżej do „Lata z radiem” niż tego co widziałem rok temu. Nie rozumiem kto jest organizatorem teraz. Jadąc tam sądziłem, że „Czysta Polska” to jest fundacja założona przez ludzi z klubu jakoby się zalegalizowali prawnie, bo tam na miejscu gadałem w zeszłym roku z facetem i on mi powiedział, że klub nie jest prawnie zarejestrowany tylko tak towarzysko oni to robią i że ma być później jakaś fundacja. No to jest. Sądziłem, że to oni, a na miejscu w tym roku nikt nic nie wie, jest jakiś kwas czego nie rozumiem. Nie było klimatu z zeszłej edycji w moim odczuciu, taki raczej festyn. Gdy ktoś lubi takie klimaty to spoko, można obalić browara w namiocie i nawiązać kontakty, ale ja wolę tak jak było w zeszły,m roku gdy promocja sponsorów nie była taka nachalna tylko promowali wtedy Skodę i Jan Niezbędny to jeszcze uszło, ale teraz to już żal patrzeć pod kościołem na odpust takie klimaty pasują, a nie do górskiej akcji. Pozdrawiam, może ktoś coś wie co się z ta akcją stało?

    • Jagoda pisze:

      Nie umiem odpowiedzieć na pytanie, co się stało z akcją. W tamtym roku bardzo się w nią zaangażowałam i ludzie związani z blogiem do samego końca sprzątali Rówień Krupową. W tym roku pytałam, kiedy będzie konferencja zapowiadająca i czy mogę na nią przyjechać – nie dostałam odpowiedzi, choć na inne pytania tak. Ostatecznie nie braliśmy udziału, choć miałam nadzieję, że coś pozytywnego usłyszę od uczestników.

      • Miłosz pisze:

        Dzięki Jagoda za odpowiedź. Może ktoś się jeszcze odezwie i napisze coś. Po zeszłej edycji byłem nastawiony bardzo na plus dlatego pojechałem, ale w następnym roku odpuszczę sobie. Ręce mi opadły najbardziej chyba jak zobaczyłem na Równi ciężarówkę reklamującą rajd Dakar i pana Sonika. Po co tam takie ciężkie auto na trawnik w deszczowej pogodzie jak pod nogami nawet robią się ślady błotne? Na stoisku Jana N. sprzedawali też kosmetyki, również to mnie zszokowało lekko. Najbardziej nie wporządku było mnóstwo banerów reklamowych akcji, porobili te takie płachty plastikowe i ponawieszane to było w wielu miejscach. Ma to niby być edukacja ekologiczna, a organizator obwiesza miasto plastikowymi banerami jakie się rozkładają 1000 lat i są nie „eko” tylko całkowicie coś przeciwnego. Ponadto jeden taki baner to jest wydatek na poziomie kiluset złotych, to przecież taką kasę można wydać nie na robienie plastikowych gadżetów promujących akcję, a na sprzątanie w ciągu roku choć może to tylko mnie się taka logika nasuwa 🙁

        • Jagoda pisze:

          Miłoszu, nie zniechęcaj się, bo to byłoby najgorsza możliwa konsekwencja takiej akcji. Po pierwszej edycji były głosy, że było za mało integracji wieczorem i każdy dobie siedział w swoim namiocie i nic się nie działo. Może to, co opisujesz to odpowiedź na koszty zorganizowania dodatkowych atrakcji. Do trzech razy sztuka! Może i po tej edycji będą wnioski na przyszłość. Zwłaszcza, że idea jest słuszna.

Skomentuj Miłosz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

UWAGA! Jeśli chcesz odpowiedzieć na wybrany komentarz kliknij przycisk "Odpowiedz" znajdujący się bezpośrednio pod tym komentarzem.

Komentarz

Możesz użyć następujących tagów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>