Kategoria: Książki o górach

Wojciech Kuczok „Poza światłem”: reisefieber i jaskinie

„Są jednak u nas góry podziemne, o których nie śniło się filozofom” – pisze w „Poza światłem” Wojciech Kuczok. Zapamiętałam ten cytat inaczej, tak jakby mówił o „podziemnych górach w nas”. Bo speleologia wydaje mi się o wiele bardziej intymnym przeżyciem niż chodzenie po górach czy wspinaczka. Jedno jest pewne – o jaskiniach, czyli tych podziemnych górach, pisze się bardzo niewiele, a jeśli bierze się za to pisarz z osiągnięciami, który jest jednocześnie speleologiem z osiągnięciami, to tym większa pokusa, żeby się w tę książkę zagłębić.

Czytaj dalej…


Tagi: ,

„Soliści” czyli góry na dwie ręce

Jedna z najczęściej powtarzanych zasad bezpieczeństwa w górach – nie chodź w góry sam. A jednak im więcej się chodzi, im więcej się człowiek wspina, tym bardziej ciągnie go do samotnych wyczynów – „wielkiej, ryzykownej walki” na polu której jest tylko przyroda i własny umysł. Choć instynkt podpowiada, że to szaleńcy, podświadomie zazdrościmy „solistom”. W książce o takim tytule Fabio Palma zaprezentował 26 sylwetek osób, które wspinają się solo, wśród nich m.in. kontrowersyjnego Alaina Roberta i zadziwiającego Ueli Stecka.

Do tej książki podchodziłam z prawdziwym namaszczeniem. Przecież wspinaczka solo, często bez  asekuracji to coś równie niedostępnego jak himalajskie ośmiotysięczniki. Coś, co działa na emocje, pobudza wyobraźnię, każe czuć respekt. „Lina jest przewodzącą życie arterią… Rozrzedza obawy i emocje, a solowa wspinaczka kładzie nacisk na te dwa aspekty egzystencji. Lina osłabia odczuwanie…” –  deklaruje na łamach tej książki Pietro Dal Pra. I faktycznie nie brakuje tu głębokich przemyśleń, na jakie mogą sobie pozwolić tylko ludzie żyjący w ekspozycji, ale też ze względu na małą popularność zagadnienia w Polsce – wiele wątków było dla mnie niezrozumiałych. Czułam się jakbym czytała Wikipedię w języku, który znam na poziomie bardzo podstawowym – niby to definicje i objaśnienia, ale momentami zupełnie niejasne.

Czytaj dalej…


Tagi: ,

Spotkanie z Olgą Morawską

W piątek w ramach cyklu „Zainspirowani” w Cafe Pineska w Warszawie będę miała przyjemność poprowadzić spotkanie z Olgą Morawską, na które serdecznie zapraszam. Hasło przewodnie „Miej odwagę!”. Będzie to okazja popytania Olgę o książki – nie tylko górskie, a także plany na przyszłość.

„Miej odwagę” to nazwa Memoriału im. Piotra Morawskiego, który po jego śmierci zorganizowała Olga Morawska. To szansa dla wszystkich eksploratorów i podróżników, żeby zrealizować swoje wyprawowe marzenia.

„Miej odwagę” to także hasło, którym Olga stara się wszystkich zarazić. Sama ma jej sporo. Wystarczyło nie tylko na stworzenie Memoriału, ale także wydanie książek – początkowo Piotrka, teraz już także swoich. Nie wahała się, żeby wraz z dziećmi wyruszyć w podróż, której owocem jest seria przewodników wakacyjnych „Małe Wielkie Podróże”.

Czytaj dalej…


Tagi: ,

„Bieszczady w PRL-u” – jak się góry „budowało”

„Bieszczady w PRL-u”, książka Krzysztofa Potaczały, która ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Bosz to zbiór barwnych reportaży wzbogaconych archiwalnymi zdjęciami. Ale nie ma w niej poetyckich opisów połonin i roztaczających się z nich malowniczych krajobrazów. Jest zdobywanie gór, chociaż nie w znaczeniu, do którego się przyzwyczailiśmy. Gdy w PRL-u jedni uciekali przed reżimem w góry, inni te góry zasiedlali. I z tymi innymi rozmawiał po latach podkarpacki dziennikarz.

Wydawać by się mogło, że jestem idealną osobą, żeby recenzować książkę o Bieszczadach, ponieważ stamtąd pochodzę. Tymczasem mam na sumieniu całkowity brak zainteresowania Bieszczadami aż do czasu studiów, a te spędziłam już w Krakowie. Teraz czytając reportaże odsłaniające nieznaną mi część przeszłości regionu południowo-wschodniej Polski żałuję, że siedzę w Warszawie i nieprędko pojadę nad Solinę, do Cisnej czy Komańczy. Ale przy najbliższej okazji mając już trochę wiedzy o czasach podboju bieszczadzkiej prerii – inaczej na to wszystko spojrzę. Przede wszystkim jest to kolejna cegiełka, która pozwala w mojej głowie zbudować obraz realnego socjalizmu. W trudnym i biednym regionie wszystkie wynaturzenia i dziwactwa systemu skupiały się jak w soczewce. Tak jak w całej Polsce, również mieszkańcy Bieszczadów uczyli się, jak stawiać czoła opresyjnemu ustrojowi i wykorzystać jego słabe miejsca na swoją korzyść. Było i tragicznie i komicznie – jak to w PRL-u.

Czytaj dalej…


Tagi: ,

„Na jednej linie” – od samodzielności do samotności

„Na jednej linie” pokazuje drogę Wandy Rutkiewicz do wielkości, ale i osamotnienia. Spośród wielu artykułów i publikacji, w których przedstawia się ją jako przesadnie ambitną i egoistyczną, za sprawą „Na jednej linie” wyłania się Wanda z czasów, kiedy jeszcze nie myśli o niewyobrażalnie trudnej „Karawanie do marzeń”, mocno bierze do siebie krytykę różnych członków środowiska wspinaczkowego i nie rozumie, czym na nią zasłużyła. Choć ukoronowaniem przedstawionej tu historii jest triumf na Mount Evereście, mam wrażenie, że na poprzedzających go stronach było o wiele więcej porażek niż sukcesów. Brak też jednego partnera na linie czy górskiego przyjaciela… Historię „prowadzi” Wanda, a za nią podąża jej redaktorka i przyjaciółka Ewa Matuszewska.

Czytaj dalej…


Tagi: ,

Mój tydzień z Wandą

Czy Wandę Rutkiewicz można porównywać z Marilyn Monroe? Ja mogę, ponieważ tyle samo czasu spędziłam pisząc o gwiazdach i czerwonych dywanach, co o górach. Nigdy żadna aktorka nie zainspirowała mnie do myśli o karierze scenicznej – głównie dlatego, że nie mam do tego warunków. Ale do wspinaczki warunków też nie mam, a gdy przeczytałam o Wandzie po raz pierwszy to zapomniałam o wszystkich uprzedzeniach i ograniczeniach i po prostu pojechałam w góry.  12 (lub 13) maja mija 20. rocznica jej zaginięcia na Kanczendzondze, więc zaproszę na kilka nie tylko książkowych spotkań z Wandą.

5 maja o godzinie 12 będzie miało miejsce odsłonięcie tablicy pamiątkowej poświęconej Wandzie Rutkiewicz na Symbolicznym Cmentarzu Ofiar Gór pod Osterwą.  Obecnie znajduje się tam około 300 tablic upamiętniających ponad 400 ludzi gór m.in. Klemensa Bachlędę i Jana Długosza. Są też postacie, które podobnie jak Wanda były z Tatrami związane, ale zginęły w innych górach jak Wawrzyniec Żuławski, Stanisław Groński, Jerzy Kukuczka czy  Piotr Morawski.

 

Czytaj dalej…


Tagi:

Denis Urubko – „Skazany na góry”

Denisa Urubko w Polsce nie trzeba przedstawiać. Podczas zimowej wyprawy na K2, na którą zaprosił go w 2002 roku Krzysztof Wielicki, razem z Piotrem Morawskim weszli na wysokość 7650 m.n.p.m. – najwyższy punkt, jaki osiągnięto tam kiedykolwiek zimą. Poza tym  Denis bez tlenu zdobył Koronę Himalajów i w 42 dni uzyskał tytuł Śnieżnej Pantery. Swoje górskie przygody spisywał 10 lat i tak powstała książka „Skazany na góry”: kalendarz spartańskich treningów i zmagań na najwyższych górach świata, poprzeplatany opisem wschodów i zachodów słońca oraz filozoficznymi przemyśleniami. „Nanizanie wydarzeń na nić alpinizmu pozwoliło mi rozważyć i ocenić sens tego, co dzieje się wokoło”.

 „Skazany na góry” to zbiór opowiadań, szkiców i notatek napisanych na przestrzeni wielu lat. Ta rozpiętość sprawiła, że poszczególne teksty żyją swoim życiem – różnią się stylem, a każdy dotyka trochę innej tematyki. Z pewnością spodoba się wszystkim, którzy klasyczne drogi na himalajskich ośmiotysięcznikach – teoretycznie – znają z różnych opisów prawie na pamięć. Wspomnienia kazachskiego mistrza alpinizmu to poza najwyższymi górami świata także katalog radzieckich klasyków jak Pik Lenina, Pik Swobodnej Korei czy Pik Pobiedy. Zimą równie nieprzewidywalnych jak himalajskie giganty. To w końcu szansa na wejście w skórę i zajrzenie w duszę wychowanego w Związku Radzieckim wspinacza, który postawił na swoim i przeniósł się z Rosji do Kazachstanu, a nawet wbrew oczywistym przeciwnościom wstąpił tu do armii, by trenować alpinizm w Centralnym Klubie Sportowym. Czasem miałam wrażenie, że czegoś nie rozumiem albo coś mi umyka, ale Denis uprzedza swoich czytelników, że „Wschód to delikatna sprawa”. „Skazany na góry” to skazany na określony sposób zdobywania gór – sportowy, pionierski, wart najwyższego ryzyka…
Czytaj dalej…


Tagi:

Piotr Morawski – Zostają nie tylko książki…

Piotr Morawski marzył o wydaniu swojej pierwszej książki. A miał przecież o czym pisać. W wieku 32 lat był zdobywcą sześciu ośmiotysięczników i jednym z najbardziej obiecujących wspinaczy młodego pokolenia. A do tego zdolnym fotografem i naukowcem. Niestety 8 kwietnia 2009 roku zginął tragicznie pod Dhaulagiri. Pozostawił po sobie setki notatek i zapisków, które dzięki Oldze Morawskiej trafiły do druku. Dzisiaj o „Zostają góry”, „Od początku do końca” i życiu po śmierci.

Przepraszam, jeśli ten wpis nie będzie tylko prostą recenzją czy opisem wspomnianych wyżej książek, ale w pewnym sensie Piotr Morawski, choć nigdy go nie poznałam, stał się kimś bliskim. W 2009 roku ledwie zarejestrowałam fakt jego śmierci, ale dwa lata później stanęłam przed nie lada wyzwaniem – zadzwonić do Olgi Morawskiej i na podstawie rozmowy z nią napisać rocznicowy tekst. Gdyby to była pierwsza rocznica moja interwencja w jej spokój może byłaby bardziej uzasadniona. Ale zupełnie nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać po dwóch latach i czy mam prawo oczekiwać, że będzie chciała o tym rozmawiać. Chciała.

Czytaj dalej…


Tagi: ,