Personal mountains: Wolę być sobą. I jechać w góry.

jm-des-ecrinsTym razem trwałam z mocnym postanowieniem niemieszania się w polemiki. A jednocześnie pracowałam nad tekstem o zimowym himalaizmie, więc chcąc nie chcąc byłam z nimi na bieżąco. I nagle ktoś pyta, po której ja jestem stronie. Jak to po której? No po stronie tych, co chcą być żywym Lwowem czy martwym Kukuczką? W jednej chwili dotarł do mnie tragikomizm tej sytuacji włącznie ze wszystkimi konsekwencjami próby argumentacji. Ale spróbuję. Wolę być sobą.

Całkiem niedawno, nawet bez związku z rocznicą urodzin Jerzego Kukuczki zastanawiałam się nad fragmentem piosenki grupy Kaliber 44, której fanką nie jestem, nie-fanką też nie – i taka postawa będzie się w całym tym tekście przewijać. „Dzień jak Kukuczka zleciał” – przecież to o Kukuczce – dość późno to do mnie dotarło. No i zastanawiałam się dalej i dłużej, czy takie porównanie nie jest w jakiś sposób obraźliwe dla pamięci o himalaiście, a może wręcz przeciwnie, dzięki specyficznemu i dobitnemu obrazowaniu w tekstach hip-hopowych, tylko przyczynia się do legendy Kukuczki? Nie wiem, czy były na ten temat dyskusje – ja za swoją zabieram się, gdy nie żyje nie tylko Kukuczka, ale i Magik, a dystans czasowy pozwala przyjąć, że tak już po prostu jest, ani to nikogo nie obraża ani nie gloryfikuje. Jeśli ktoś ma na ten temat jakieś przemyślenia to chętnie przeczytam i nie jest to kokieteria w stylu – komentujcie, komentujcie, bo mi to ego podbija, autentycznie ten związek Kalibra i Kukuczki mnie zastanawiał, ale to tylko w ramach ciekawostki.

A teraz wracając do tego miażdżącego pytania, po czyjej jestem stronie? Jeśli do tych stron mam podchodzić personalnie, to obie strony poznałam, obie lubię i uwaga – nie jestem po żadnej stronie tzn. że nie będę odpowiadać na zapytania, gdzie leży prawda. Jak ktoś oglądał „Archiwum X” to wie, gdzie. A teraz poważnie. Środowisko górskie prowadzi polemiki, a nawet bardziej otwarte spory personalne, nie od dziś. Wydaje się, że tzw. afera Golden Lunacy ciągnie się długo, ale przecież ona rozgrywa się za naszego życia, a wiele antypatii sięga czasów, kiedy przynajmniej mnie, na świecie nie było. Skąd wiem, że tak jest? Bo często, jak poznaję ludzi gór (to też istotne – ja ich poznaję, nie ja ich znam), słucham wspomnień, to daje się wyczuć, że dana relacja przebiegała burzliwie. Wystarczy wspomnieć Wandę Rutkiewicz i wzbudzane przez jej charakter negatywne oceny. Nie piszę tego, żeby wytknąć środowisku wspinaczkowemu, że jest podzielone, a wszyscy na siebie nadają za plecami. To raczej kwestia tego, że w góry najwyższe zwykle jeżdżą osobowości – i takie nagromadzenie mocnych charakterów musi się wcześniej czy później skończyć rozłamami. Moim zdaniem charakterni himalaiści, którzy skazani byli na swoje towarzystwo w ekstremalnych warunkach mają prawo się „nie lubić”. I zdarzało się, że po wyprawie jej członkowie nie chcieli więcej ze sobą rozmawiać na nizinach.

Więc niech się himalaiści nie lubią według uznania, ale skąd takie emocje u ludzi, do których wszystkie przekazy docierają w sposób zapośredniczony? Pojawiają się zarzuty, że ktoś zadziera nosa, jest gburem, nie dba o partnera, źle się wspina i pasożytuje na innych, naraża innych, jest tchórzem… właściwie wszystkie negatywne cechy, jakie można przypisać alpinistom zostały już do kogoś przyklejone. I to trochę martwi, ponieważ nie wierzę, że wszyscy wypowiadający się mieli okazje wszystkie krytykowane osoby choć raz spotkać. A jeśli nie, to w oparciu o co budowały swoje stanowisko i czy nie było im szkoda takich negatywnych emocji u siebie rozwijać?

I teraz trzecia strona konfliktu, czyli… Ty drogi Internauto (przepraszam za ten protekcjonalny ton, ale samą siebie też pod to podciągam i ku przestrodze dla samej siebie też to piszę). Czy nie jesteś wobec podziwianych przez Ciebie himalaistów bezkrytyczny lub przesadnie krytyczny? To są ludzie. Owszem ludzie, którzy robią wielkie, fajne rzeczy; którzy motywują, ale wciąż ludzie, którzy też żyją swoim życiem, mają swoje słabości, problemy, radości i gdy nikt nie patrzy robią i dobre i złe rzeczy. Ale nie będę robić za ich adwokata – dadzą sobie radę beze mnie. Każda ze stron ma swoich fanów i sojuszników. I właśnie te grupy mnie najbardziej zastanawiają. Czasem odnoszę wrażenie, że komentarze piszą ludzie, którzy cały dzień się zastanawiali, jak tu się włączyć do wielkiej himalajskiej sprawy i zostawić po sobie ślad… na Facebooku. Niestety często nie ma to nic wspólnego z merytoryką czy zadawaniem konkretnych pytań, wyrażaniem wątpliwości (i to niezależnie, po której stronie barykady się stoi), a raczej stanowi egotyczną i infantylną próbę wpisania się w dyskusję, która dotyczy nas w o wiele mniejszym stopniu niż nam się wydaje. I to, że te nasze słowa ktoś potem lajkuje, komentuje i wątek się nakręca nie jest chyba powodem, dla którego miałby nam się poprawić dzień. No chyba, że wirtualny dzień.

Nawiązując dalej do tego zapytania, po czyjej być stronie. Wyrażona tam była też nadzieja, że jako osoba kompetentna może będę wiedziała lepiej. Nie jestem osobą kompetentną w zakresie himalaizmu, tym bardziej zimowego. Nie powiem, czy jakaś wyprawa została dobrze zorganizowana (zresztą nawet w głowie mi się nie mieści stopień, w jakim to wykracza poza możliwości mojej oceny), ale mogę zapytać organizatorów i to robiłam. Nie wiem, czy zarzuty pod kątem PHZ są w pełni zasadne, ale mogę zapytać, na czym są oparte i to też zrobiłam. Jest za to jedna rzecz, w której czuję przypływ kompetencji i o której myślałam przy okazji lektury różnych słownych przepychanek. Medioznawstwo (przy okazji pozdrawiam piszących – kim ty w ogóle jesteś, żeby o górach pisać).

Patrząc na tę łatwość z jaką uwielbiamy/nienawidzimy himalaistów zaczynam myśleć o celebrytach. Kiedy na dobre zawładnęli opinią publiczną, naturalnym stało się, że przechodzimy od krytykowania ich mniej lub bardziej wątpliwego dorobku (załóżmy, że artystycznego) do uderzania w ich osoby. Przyznam też, że sami się o to prosili i dziś nikogo nie dziwi fala nienawiści w komentarzach na portalach. Górnolotnie mówi się, że ktoś sławny może być albo kochany albo nienawidzony, ale rzadko mamy do czynienia z prawdziwymi sławami, więc kogo i za co tu kochać? Bo jeśli ktoś sprzedaje swoją prywatność za błysk fleszów to czytelnik ma prawo uznać, że go poznał (te wszystkie „ekskluzywne, szczere wywiady”), a w związku z tym i ocenić. Wydaje mi się, że w dziwny sposób to się przeniosło z celebrytów na himalaistów. Dystans między ocenianiem działalności górskiej a ocenianiem zajmującej się nią osoby bardzo się skrócił. Po zapytaniach, z jakich trafia się na stronę bloga z wyszukiwarki wiem, że życie prywatne himalaistów wzbudza coraz większe zainteresowanie.

I tak dochodzę do akapitu, który miał być moim głównym przesłaniem. Nie żyjmy ani życiem celebrytów ani życiem himalaistów. Szukajmy prawdy, gdy odczuwamy taką potrzebę, ale nie szukajmy okazji, by zmieszać kogoś z błotem, gdy chcemy zaakcentować swoją obecność. Tę obecność akcentujmy, gdzie indziej – tam, gdzie wnosi ona coś dobrego. Pyskówka w wątkach dotyczących himalaizmu nie przybliży nas do wyjazdu w Himalaje, obawiam się, że wręcz oddali, bo często jest bezproduktywną stratą czasu. Osobiście mam nadzieję, że następny wpis oznaczony jako „Personal Mountains” (dla niewtajemniczonych: takie moje snucie refleksji), będzie już dotyczył… planowanej przeze mnie wyprawy. No chyba, że się w coś uwikłam, ale wtedy mi wypomnijcie, co sama pisałam.

Czy lepiej być żywym Lwowem czy martwym Kukuczką? Z największym szacunkiem dla obu, ja wolę być sobą i jako ja uważam, że lepiej być w górach niż przed komputerem. Po czyjej jestem stronie? Nie czytam wszystkiego dosłownie i wierzę w dobre intencje nawet wyrażane w mocny sposób; wierzę też, że na Broad Peaku zrobiono wszystko, co było w mocy i doceniam, że taki program jak PHZ w ogóle powstał. Obu Panów adwersarzy lubię (a to już nie jest argument za niczym) i przede wszystkim bardzo polecam ich książki, bo to kawał dobrej górskiej literatury i na pewno nie zaszkodzi ich przeczytać, jeśli ktoś mimo wszystko dalej zamierza przypuszczać internetowy szturm.

jm-des-ecrins-2

PS. Kto nie wie, o jakie polemiki chodzi i przeszkadza mu taki „uniwersalny” charakter wpisu, raczej bez problemu je znajdzie. Przepraszam, jeśli ktoś się poczuł urażony wpisem, tonem, pouczaniem. Może to i stąpanie po kruchym lodzie, ale czasem piszę o własnych błędach, żeby komuś ich nie tyle oszczędzić, co dać pod rozwagę. Ale nikt nie musi tego czytać ani pod rozwagę brać! To nie jest tekst o tym, że jesteście głupi, bo dyskutujecie na Facebooku, tylko że czasem przy braku wiedzy, lepiej zaczekać; lepiej nie mieć zdania niż usilnie mieć zdanie.  A zdjęcie z wyjazdu, na którym sporo błędów popełniłam i z radością, że wszystko skończyło się dobrze – wyciągałam wnioski.



komentarzy 6

  1. petrol napisał(a):

    „Więc niech się himalaiści nie lubią według uznania, ale skąd takie emocje u ludzi, do których wszystkie przekazy docierają w sposób zapośredniczony? ”
    Wypowiedz Twoja dotyczy szerzej tematu himalaizmu i himalaistów.Ja może
    pozwolę sobie wrócić jeszcze raz do Broad Peak 2013.Dla mnie „człowieka nizin”
    i myślę,dla większości mi podobnych,było niespodzianką,by nie powiedzieć szokiem,dowiedzenie się tego że -tak naprawdę-w górach wysokich każdy jest sam.
    Wypowiedz Artura Hajzera ze,zdaje się konferencji 19-03, że zadecydowano
    o zbiorowym wejściu ponieważ: 1- tak było bezpieczniej,2-prawdopodobieństwo
    zdobycia szczytu było większe, nie w całości pokrywa się z rzeczywistością.
    Przecież,tak czy owak,uczestnicy pojedynczo zdobywali szczyt,oddzielnie
    z tego szczytu schodzili. Gdzie więc było owo zwiększone”bezpieczeństwo”?
    Oczywiście nie ma tutaj niczyjej winy,uchowaj Boże od pochopnych opinii.
    W przedsięwzięciu brali udział profesjonaliści.Wiedzieli z czym się mierzą.
    Tylko,jakoś tak,pozostaje ten smak tego „Tough Luck”,kołacze się cytat
    Wawrzyńca Żuławskiego”Przyjaciela nie opuszcza się nawet wtedy gdy jest
    tylko bryłą lodu”.Wiem, nie znam się.Nigdy nie byłem powyżej 1500 m npm.
    Tough Luck

    • Jagoda napisał(a):

      Tak, to była wypowiedź szeroko o himalaizmie, ale jednocześnie „z wąską genezą” -w postaci sporów toczonych na Facebooku, które nasiliły się po publikacji wywiadu z Aleksandrem Lwowem w „Newsweeku”. Odniosłam wrażenie, że polemika na linii Alek Lwow-Artur Hajzer to jedno, natomiast reakcje internautów to drugie i to drugie zaczyna żyć swoim życiem, czasem zupełnie odchodząc od merytorycznych wypowiedzi. Można by się cieszyć, że temat gór wysokich tak wiele osób interesuje, ale obawiam się, że to te „wysokie” emocje napędzają rozmowy. Ja też się nie znam i mało kto się zna i na szczęście też niewielu z nas będzie miało okazję się sprawdzić w sytuacji przytoczonej przez Żuławskiego. Jeśli z tych rozmów mogłoby coś dobrego wyniknąć to niwelowanie ryzyka w przyszłości, ale do tego potrzebne są spokojne rozmowy ekspertów i obiektywne podejście do PHZ (również otwarcie na krytykę), nie burzliwe pyskówki facebookowiczów napędzane sympatiami i antypatiami. Mam nadzieję, że komisja zajmie stanowisko właśnie w sprawie takich wątpliwości, jakie Pan przytoczył. Cytat z Żuławskiego (który również dla mnie jest dużym autorytetem) to zasada etyczna, która może czasem stać w opozycji do bezpieczeństwa. Decyzja czy wyprawa idzie na szczyt jako zespoły dwójkowe czy jako czwórka – to coś konkretnego pod rozwagę. Pozdrawiam i dziękuję za komentarze!

  2. petrol napisał(a):

    Jeszcze tylko dodam że jestem pewien że A Małek i A Bielecki robili wszystko co
    było w granicach ich możliwości.

    • petrol napisał(a):

      „tak naprawdę-w górach wysokich każdy jest sam.”
      być może to ta „samotność”człowieka z górą,konieczność liczenia tylko na siebie jest tym co,co poniektórych, tam pcha ?

  3. Bartek Szaro napisał(a):

    Jagoda zamknęłaś temat:) Czekam na wyyyprawę!

  4. joly_fh napisał(a):

    Zgadza się, w dzisiejszych czasach każdy uważa się za osobę „kompetentną”, czerpiąc informacje z mediów i Facebooka. Wszak wiadomo, że każdy Polak zna się najlepiej na: polityce, medycynie, sporcie, a zwłaszcza piłce nożnej, kierowaniu samochodem, etc., a teraz jeszcze na himalaizmie.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

UWAGA! Jeśli chcesz odpowiedzieć na wybrany komentarz kliknij przycisk "Odpowiedz" znajdujący się bezpośrednio pod tym komentarzem.

Komentarz

Możesz użyć następujących tagów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>