Na hasło „K2” zawsze reaguję ożywieniem. Wyprawy na K2, zwłaszcza zimowe, zawsze śledzę. Tak też było, gdy zaczęłam czytać o akcji „Wejdź z nami na „K2”. I tu nastąpił szok. Na drugi, co do wielkości szczyt świata ma wejść osiem poruszających się na wózkach osób? Czy to w ogóle możliwe?! I tak i nie. „K2 to symbol. Każdy ma swoje K2” mówi o zainicjowanej przez Janusza Świtaja i Fundację Anny Dymnej kampanii jej honorowa ambasadorka Kinga Baranowska.
Może pamiętacie – w 2007 roku historia Janusza Świtaja obiegła całą Polskę. 33-latek sparaliżowany po wypadku motocyklowym poprosił sąd o prawo do eutanazji. Tłumaczył, że boi się chwili, gdy zabraknie mu rodziców, którzy się nim zajmują: karmią go, przewijają, oklepują, żeby nie miał odleżyn. Dzień w dzień od 15 lat.
W tej chwili Janusz Świtaj mówi, że nie ma czasu myśleć o śmierci. Jest aktywny, pracuje, pomaga innym, a w maju tego roku, wraz z Fundacją Anny Dymnej „Mimo Wszystko” organizuje wyprawę na „K2” dla osób, które są podobnym stanie zdrowia co on. Ale jak?
Janusz odnalazł swoje K2 w Polsce. 12 maja on i siódemka innych niepełnosprawnych osób wjadą na „K2”, czyli Kopiec Kościuszki. Krakowskie wzgórze, na którym wznosi się Kopiec, ma 333 m. n.p.m., a wysokość samego Kopca to 34,1 m.
Kierownik wyprawy tak komentuje swoje plany:
Dla zdrowej osoby taka wysokość, być może, wydaje się czymś śmiesznym, ale dla kogoś, kto jest całkowicie sparaliżowany i zależny od respiratora, jest to prawdziwe K2. Poza tym droga na Kopiec jest wyboista i bardzo wąska, co dla osób poruszających się na wózkach stanowi niemałe wyzwanie. Nie każdy ma odwagę je podjąć. Wiem, bo osobiście próbowałem zachęcić do tego kilkanaście osób. Odpowiedziała jedna.
Dlatego jeśli poruszacie się na wózku albo znacie kogoś takiego, kto gotowy byłby podjąć wyzwanie, możecie do 23 kwietnia zgłosić chęć uczestnictwa w wyprawie na „K2” do Fundacji Anny Dymnej „Mimo wszystko”. Rekrutacja ma charakter konkursu.
Równie symboliczna jak dwa K w nazwie Kopca Kościuszki jest liczba uczestników. Ponieważ prawdziwe K2 jest ośmiotysięcznikiem, Janusz chce, żeby krakowskie K2 miało ośmiu zdobywców.
Ambasadorką wyprawy została Kinga Baranowska, która symbolicznie czy nie, właśnie wyruszyła na próbę zdobycia swojego ósmego ośmiotysięcznika – Lhotse. O K2 mogłaby mówić sporo – już dwukrotnie była w Karakorum z misją wejścia na „Górę Gór”. Choć dotąd bezskutecznie, to nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
K2 jest marzeniem każdego himalaisty. Jest dla mnie najpiękniejszą piramidą górską na świecie, jest też nie lada wyzwaniem. Niewielu wspinaczom udaje się wejść na jego wierzchołek. Po pierwsze dlatego, że K2 jest trudne technicznie, po drugie – warunki pogodowe są tam bardzo kapryśne i nie dają zbyt wielu szans na wejście.
Podziwiam wszystkie osoby, które mozolnie dążą do celu dzień po dniu. Nie ma znaczenia, czy jest to prawdziwe K2, czy Kopiec Kościuszki. Każdy ma „swoje K2”. Każdy ma też prawo do marzeń, dużych i małych. Niech K2 będzie symbolem męstwa i nie poddawania się. Jak już wejdziemy na szczyt, to znajdźmy kolejne K2, bo ważna jest droga, a nie cel. Cieszę się, że mogę kibicować takim osobom jak Janusz, które mają odwagę walczyć. Dla mnie oni już są zwycięzcami. Dokładnie w tym samym czasie będę wspinać się na inny ośmiotysięcznik i całym sercem będę z uczestnikami wyprawy na „K2”.
Wyprawa na „K2” odbędzie się w ramach projektu „Małe Kilimandżaro” organizowanego przez Fundację Anny Dymnej „Mimo Wszystko” dla osób niepełnosprawnych.
Anna Dymna tak mówi o projekcie:
Kiedy w 2008 roku organizowaliśmy wyprawę na Kilimandżaro, chcieliśmy pokazać, że wokół nas są ludzie niepełnosprawni, którzy też mają marzenia, ambicje i chcą normalnie żyć. Potrzebują tylko, żeby im trochę w tym pomóc. Mówienie i pisanie na ten temat, niewiele daje. Czasem trzeba krzyknąć. Wyprawa na Kilimandżaro była takim krzykiem. „Popatrzcie na nas. Jesteśmy, możemy, żyjemy! Jeśli ktoś nam poda rękę to możemy naprawdę wysoko się wspiąć. To, że jesteśmy niepełnosprawni nie może nam zabierać marzeń”.
Zdajemy sobie sprawę z tego, że dla wielu osób to Kilimandżaro jest zupełnie gdzie indziej. Nasza Fundacja ma m.in. kontakt z osobami, które są całkowicie sparaliżowane i oddychają za pomocą respiratorów. Wiadomo że tacy ludzie się na Kilimandżaro nie wyprawią. Wielu z nich nie opuszcza nawet swoich domów. Dla takich osób Kilimandżarem może być to, że ktoś im pomoże wyjść z domu, będą mogli znów zobaczyć niebo i popatrzeć na słońce.
To właśnie dla nich organizujemy wyprawę na „K2”. Dlaczego „K2”? Bo to jest KK, czyli Kopiec Kościuszki – śliczna, zielona górka, którą mamy w Krakowie. To była pierwsza „góra” którą w życiu zdobyłam. Z tej górki widać całe miasto. Człowiek ma poczucie jakby się wzniósł gdzieś wysoko. Ta „góra” kryje w sobie wiele nadziei. Pomyśleliśmy, że dla wielu ludzi wyjście z domu i dotarcie na Kopiec, będzie wyzwaniem na miarę „K2”. Zdajemy sobie sprawę z tego, że uczestnicy tej wyprawy bez naszej pomocy nie dotarliby na szczyt, ale sam fakt, że będą chcieli wziąć w niej udział, podjąć wyzwanie i choć przez chwilę będą się mogli poczuć jak zwycięzcy, będzie ogromnie ważny. To będzie symboliczna wyprawa. Nie trzeba już nic więcej mówić…
I jeszcze Janusz Świtaj, który właśnie dzięki Fundacji Anny Dymnej zdobył elektryczny wózek i po 15 latach mógł wyjść z domu, a dziś jest pracownikiem tej fundacji:
Bardzo bym chciał, aby ta wyprawa na „K2” przywróciła nadzieję zarówno jej uczestnikom, jak i osobom, które dzięki mediom będą mogły o nas usłyszeć. Nie potrafimy się samodzielnie poruszać, jesteśmy w pełni zależni od innych osób, ale to nie znaczy że w naszych chorych ciałach nie ma już życia, ani ambicji. My też chcemy mieć jakieś osiągnięcia i żyć pełnią życia. Też chcemy mieć nasze „K2”.
Mam nadzieję, że ta akcja faktycznie doda wielu osobom – nie tylko niepełnosprawnym – wiary i motywacji.
Przy okazji przypomniał mi się problem (nie)przystosowania infrastruktury miejskiej do potrzeb osób poruszających się na wózkach. Tam, gdzie my napotykamy schody – dla nich mogą to już być góry…