Adam Bielecki: Nie jestem emocjonalnym terminatorem

adam-minDla mnie ten atak szczytowy jeszcze się nie skończył – mówi Adam Bielecki, uczestnik zimowej wyprawy na Broad Peak. Silna psychika przyda mu się nie tylko na 8 tysiącach, ale także teraz, gdy musi odpowiadać na krytykę. Bo Bielecki nie jest emocjonalnym terminatorem.

„Jeśli ktoś uważa, że dało się inaczej, to może powinien zacząć jeździć na takie wyprawy i szkoda, że go tam nie było. Dla mnie to zejście to był wysiłek ostateczny. Po dotarciu do obozu nie było żadnej ulgi, żadnego spania, przysypiałem tracąc przytomność. Wyszedłem po Artura, były rozmowy z Tomkiem, rano próba kolejnego wyjścia. Dla mnie atak szczytowy nie skończył się ani po dotarciu do namiotu, ani po powrocie do kraju. Myślę, że jeszcze się nie skończył”.

Unikałeś wywiadów?

Nie, ale wcześniej ciężko mi było rozmawiać z mediami, ponieważ przeżywałem żałobę. Zamknąłem się w sobie. Po konferencji prasowej odgórnie ustalona była cisza medialna. Chodziło o to, żeby uszanować rodziny tych, którzy nie wrócili z Broad Peaku i nie podsycać niezdrowych emocji. Przyznam, że ta cisza była mi na rękę, ponieważ ciężko byłoby mi o tym mówić. To naturalne, gdy ginie ktoś bliski, a chłopcy byli dla mnie kimś takim. Takie wydarzenia przeżywam w środku, nie mam ochoty mówić o nich publicznie.

To była cisza przed burzą. Debata publiczna zaczęła się toczyć o tobie, ale bez ciebie.

Po czasie który minął i komentarzach, jakie się pojawiły mam potrzebę opowiedzenia swojej historii. Pokazania mojej perspektywy i odniesienia się do zarzutów. Dopiero niedawno przygotowałem pierwsze prelekcje na temat Broad Peaka, wcześniej nie byłem w stanie, ale teraz już jestem i mają one dla mnie wartość.

Chciałbym, żeby ktoś zwrócił się do mnie i merytorycznie mnie zaatakował. Chciałbym, żeby dziennikarze przyszli do mnie ze wszystkimi trudnymi pytaniami. Tymczasem poczyniłem niesamowitą obserwację. Mam do czynienia z dwiema rzeczywistościami. Jedna to ta, w której spotykam ludzi ze środowiska, dziennikarzy, mam prelekcje z udziałem publiczności – nie spotkałem się z żadną krytyką ani z żadnym atakiem. Były trudne pytania, na które odpowiadałem i ludzie przyjmowali moje odpowiedzi. Nawet w podtekstach nie wyczułem żadnej niechęci. A gdy wchodzę na fora internetowe, czy czytam niektóre wywiady w gazetach, spotykam się z ostrą krytykę. To są tematy, których nie załatwia się SMSowo, listownie, czy za pośrednictwem nagłówków w prasie, tylko załatwia się osobiście. Mam poczucie, że krytykuje mnie masa bez twarzy i ciężko mi wejść z tymi wszystkimi, anonimowymi krytykami w polemikę. Odnoszę wrażenie, że w internecie dużo łatwiej wyrażać radykalne sądy. Mamy złudne wrażenie czytając komentarze na forach, że taki jest społeczny odbiór tego, co się wydarzyło. Ja widzę, że to jest fałsz. To sądy, które funkcjonują w rzeczywistości wirtualnej, ale nie funkcjonują w życiu realnym. Nie mam ochoty ich podsycać i wchodzić w dialog internetowy, ponieważ wiem, że w tym utonę. Nie chcę być traktowany jak osoba publiczną, którą można sobie zawłaszczyć, nieustannie krytykować, „jechać po niej”. Gwiazdy czy politycy wystawiają się na taki ostrzał mniej lub bardziej świadomie, ale ja jestem himalaistą. Nie mam ambicji być na świeczniku. Chcę robić swoje, czyli się wspinać. Istotne są dla mnie głosy płynące od osób ze środowiska. Chętnie bym z kimś osobiście porozmawiał, pojechał do Zakopanego, spotkał się z oponentami. Chciałbym usłyszeć prosto w twarz, co mogłem zrobić inaczej i gdzie popełniłem błąd. W tej chwili nie mam poczucia dialogu tylko ataku. Ale trzeba też powiedzieć, że dostaję wiele ciepłych, pełnych wsparcia wiadomości. Niektórzy piszą, że dzięki mnie zapisali się na kurs skałkowy i uwierzyli, że wszystko jest możliwe – to szczególnie mnie cieszy. Polacy za granicą się cieszą z naszych sukcesów, ponieważ wszyscy im gratulują. Polski himalaizm stał się popularny.

Wyprawa na Broad Peak od początku była relacjonowana prawie na żywo i w końcu urosła do medialnej tragedii. Mam wrażenie, że w Polsce to osobny gatunek dziennikarski.

Przy okazji relacjonowania wydarzeń na Broad Peaku i po powrocie wyprawy, można było się dowiedzieć wiele na temat rzeczywistości medialnej i zjawisk takich jak np. fakt medialny, czyli nie sytuacja, która miała miejsce, ale jedynie doniesienie oparte na tym, że ktoś gdzieś coś powiedział. Ten świat jest złudny. Wierzę, że ludzie, którzy piszą agresywne komentarze na portalach w życiu codziennym tacy nie są. Że ekran monitora pozbawia niektórych wrażliwości. Zaś moje doświadczenia z dziennikarzami, jeśli chodzi o relacjonowanie Broad Peaka póki co są pozytywne. Nie miałem żadnego agresywnego wywiadu, nikt nie podsuwał mi z wyrzutem jakiejś tezy.  Mam żal o niewrażliwość, ponieważ szukanie kolejnych osób ze środowiska, które zgodzą się mnie skrytykować w mediach utrudnia przeżywanie żałoby. Przyjaciele mogliby pomóc w pożegnaniu i zaakceptowaniu tego, co się stało, a nie rozgrzebywać, jątrzyć i zatruwać tę ranę.

Potępienie ciebie ulży rodzinom?

To prosty mechanizm. Osoba, która zawaliła swoje relacje z kimś uświadamia sobie to gdy braknie tej osoby, zdarza się, że później próbuje odkupić swoje winy kosztem osoby trzeciej. Dzisiaj taki żal ma do mnie Jacek Berbeka i czyni mnie winnym.

Wielokrotnie opowiadałeś, jak ważna jest dla ciebie historia polskiego alpinizmu. Już jako chłopiec biegałeś na festiwale i spotkania górskie. Jak reagujesz, gdy teraz bohaterowie twojego dzieciństwa, autorytety, mówią, że nie związaliby się z tobą liną?

Komu jak komu, ale mi nie brakuje szacunku do osiągnięć krytykujących mnie dzisiaj czy Macieja Pawlikowskiego czy Ryszarda Gajewskiego. Wydaje mi się, że w ocenie wydarzeń na Broad Peaku popełniają jednak błąd. I chyba nie do końca wiedzą, o czym mówią. Jest sześć żywych osób, które zimą przekroczyły 8 tysięcy w Karakorum. Warunki zimą są tam  inne od warunków zimą w Himalajach, że już w ogóle nie wspomnę o warunkach letnich. O ile zasady moralne, etyczne, są wszędzie takie same i nie zależą od warunków ani wysokości. Nie są względne. To przy ataku zimowym w Karakorum jesteśmy na absolutnej krawędzi. Nie wiem, czy ktokolwiek z wypowiadających się osób wspinał się w temperaturze – 35 – 40. Mam bardzo dużo wyrozumiałości dla osób, które mnie krytykują. A to dlatego, że nawet mając za sobą doświadczenia z Makalu i wcześniejsze z siedmiotysięczników, jadąc na wyprawę na Gaszerbrum I nie zdawałem sobie sprawy, w co się pakuje i jakie to są warunki. Więc nie mam prawa wymagać od ludzi, żeby sobie zdawali sprawę, jak to tak naprawdę wygląda. Trudno to sobie wyobrazić. Już wychodząc z ostatniego obozu na atak jesteśmy poza granicami przyjętymi dla normalnego człowieka jeśli chodzi o wyczerpanie, odwodnienie i wychłodzenie. Próbuję powiedzieć, że nawet jeśli te zasady moralne są identyczne, to warunki są bardzo grubo ciosane. Nie ma półcieni, to system zero-jedynkowy. Partnerstwo liny – oczywiście, te zasady są ważne i dobrze mi znane. „Nie zostawia się przyjaciela nawet gdyby był już bryłą lodu” – ja też wyrastałem na książkach Żuławskiego, Jagiełły i Długosza. Natomiast konkretnie w przypadku akcji na Broad Peaku, bardzo chciałbym zrobić dla chłopaków coś więcej. Jeśli ktoś twierdzi, że zrobiłby więcej, wspaniale, ale byłem tam ja. I mam poczucie, że więcej zrobić nie mogłem. Bardzo żałuję, że nie mogłem. Schodząc – wcale się tego nie wstydzę – nawet nie uwzględniłem pomysłu, żeby czekać na chłopaków, ponieważ nie byłbym w stanie. Gdy ich spotkałem podczas zejścia wszystko było w porządku, nie działo się nic złego, miałem prawo zakładać, że zejście przejdzie sprawnie. W takich sytuacjach nikt nie jest autorytetem, ponieważ każdy może jedynie powiedzieć, co chciałby zrobić, bo co by zrobił nie wie, dopóki nie znajdzie się w tej sytuacji. Dziwi mnie brak świadomości i łatwość do wydawania sądów moralnych w przypadku sytuacji ekstremalnych. Łatwo jest uśmiercić kogoś w imię zasad, ale czy jest to w porządku?

Spodziewałeś się aż takiej krytyki?

Nie i szczerze mówiąc jestem zaskoczony. Poprzez niezrozumienie kontekstu sytuacja na Broad Peaku stała się elementem większej krucjaty i myślenia, że dzisiejsi wspinacze mają zupełnie inne podejście i że nie szanują wartości. Najwięcej ataków kierują na mnie wspinacze, których osiągnięcia przypadają na lata 80. Niektórzy mówiąc o sobie  wpadają w w sentymentalny nastrój „za moich czasów”.  Funkcjonuje jakiś zestaw stereotypów na temat młodych i tego, jak podchodzą do gór. Moim zdaniem sięgając po te stereotypy ludzie się mylą. To nieprawda, że jesteśmy nastawieni już tylko na wyczyn i wytrenowanie fizyczne, a magię gór mamy gdzieś. To kompletna bzdura. Ja jeśli chodzi o góry jestem beznadziejnym romantykiem i góry zawsze były dla mnie miejscem szukania wartości, przekraczania siebie i nawiązywania przyjaźni. Gdy słyszę, że na Broad Peaku zabrakło braterstwa liny – przytłacza mnie to swoją bezsensownością. Podczas ataku szczytowego byłem przez kilka godzin związany z Arturem Małkiem liną i to związany na śmierć i życie. Były może dwa przeloty. To nie była asekuracja lotna, to była asekuracja ulotna i każdy najmniejszy błąd mój albo Artura w 90 procent przypadków skończyłby się śmiercią nas obu. Mieliśmy tego pełną świadomość, że jeśli ktoś się pomyli to obaj zginiemy. Linę rozwiązaliśmy w momencie, gdy przestała być pomocą, a mogła być zagrożeniem. Gdy usłyszałem, że zabrakło partnerstwa liny – opadły mi ręce.

Mówi się, że fizycznie jesteś terminatorem, a emocjonalnie?

Jestem przyzwyczajony do samodzielnego radzenia sobie z problemami, niedzielenia się emocjami. Nie jestem osobą, która się zwierza, raczej taką, która regularnie wysłuchuje innych i im pomaga. W końcu jestem psychologiem. Staram sobie radzić samodzielnie z problemami, ale terminatorem oczywiście nie jestem. Jeśli chodzi o obecną sytuację to najpierw przeżywałem żałobę, odciąłem się, musiałem pożegnać się w myślach z chłopakami, przepracować to w sobie. Dać czasowi czas. Kolejne artykuły i wywiady brałem na klatę i przyjmowałem z godnością. Mówiłem sobie: mają prawo do krytyki, takie jest ich zdanie, być może wynika ono z niepełnej wiedzy.  Byłem pogodzony z tym, że krytyka musi się pojawić. Taka jest kolej rzeczy. Poza tym zawsze można coś zrobić lepiej. Po dowolnym wypadku, nie tylko górskim, jest grono osób, które wytykają błędy i pewnie mają rację. Ale był taki moment, że ta seria artykułów i wywiadów pełnych krytyki przebiła jakiś mój pancerz i się podłamałem. Miałem ochotę wyjechać. Zatęskniłem za czasami, kiedy się ostro wspinałem i nikogo to w ogóle nie interesowało. Przelała się czara goryczy i powiedziałem dość. Nie pozwolę się aż tak szkalować. Wspinanie i śmierć przyjaciół to moja intymna sprawa, nie cieszy mnie rozmawianie o tym publicznie, ale chyba trzeba bronić swojego dobrego imienia. Jeśli ktoś mnie wysłucha i nie zmieni zdania to ok, pogodzę się z tym. Ale niech mnie najpierw wysłucha.

adam-wywiad1

fot. Mieszko Stanisławski

A jak twoi bliscy reagują na to, co się o tobie mówi i z tobą dzieje?

Moja żona ma już dość. Bardzo przykre jest to zestawienie – ogromnej empatii wobec rodzin zmarłych i potępiania żywych, a to odbija się również na rodzinach. Nasi bliscy też mają swoje emocje, też ich to boli. Dlatego uważam, że tę walkę o dobre imię jestem winny również swojej rodzinie. Pilnuję ojca, żeby przestał czytać fora i nie angażował się w internetowe dyskusje, ponieważ go to wykańcza, nie potrafi przejść nad tym do porządku dziennego. Walczę więc dla niego, dla moich bliskich, znajomych. Marzy mi się pojechanie do Zakopanego, zrobienie tam prelekcji i rozmowa. Chciałbym żeby ktoś powiedział mi słowa, które teraz czytam w mediach prosto w oczy. Wszyscy mnie pytają, czy jestem atakowany. Nie, nikt mnie ani mojej rodziny nie atakuje bezpośrednio. Nie miałem ani jednej nieprzyjemnej rozmowy czy sytuacji. Ani jednej. Od powrotu z wyprawy nikt nic wprost nie powiedział ani nie zasugerował. Gdybym nie czytał mediów ani Facebooka żyłbym poza kontrowersjami.

Jak wyglądają teraz twoje relacje z Arturem Małkiem? On niewiele się wypowiada, ale pojawiają się głosy, że schodziliście osobo, więc go zostawiłeś.

Nasze relacje są bardzo dobre. Artur to nie jest osoba, która poklepie po ramieniu i powie, że będzie wszystko dobrze. Ale swoją postawą jest dla mnie wsparciem. Planujemy wspólne wspinanie i wyprawy. Rozmawiamy szczerze i bez ogródek . Nigdy nie pojawił się żal. Przechodzimy przez to razem, chociaż krytykowany jestem tylko ja. Czy zostawiłem Artura? Nie chciałbym się tłumaczyć przytaczaniem cudzych czynów, ale nie brakuje w historii przykładów tego, że partnerzy schodzili osobno. Tak było choćby podczas pierwszego zimowego wejścia na Everest. Leszek Cichy zszedł jako pierwszy bez problemu, zaś Krzysztof Wielicki był odmrożony i długo szukał namiotu. W relacji z tej wyprawy jest o tym wprost napisane. Z Gaszerbruma I też schodziliśmy osobno z Januszem Gołębiem, ale wtedy był wielki sukces i słychać było jedynie głosy, że atak był bardzo sprawnie przeprowadzony. Gdy atak zakończył się tym, że jeden zespół nie wrócił, szuka się nie tylko winnych, ale także krytykuje styl w jakim zszedł pierwszy zespół. Przebieg akcji kładzie się pod mikroskop. Dużo rozmawialiśmy o tym z Arturem Małkiem. Zastanawialiśmy się, że skoro dwóch ludzi nie wróciło, gdzieś musiał być popełniony błąd, co zrobiliśmy źle, co trzeba zmienić na przyszłość, żeby już  nie było takich wypadków. Od takich pytań nie można było uciec. Bardzo szczerze rozmawialiśmy na ten temat podczas karawany. I zaglądając w głąb siebie i nie ukrywając niczego – do tej pory nie wiem, co mogliśmy zrobić inaczej. Zawrócić? Ale nie mieliśmy ku temu powodu. Wyszliśmy późno i od początku liczyliśmy się z tym, że będziemy schodzić w nocy. Nikt nie zgłaszał zastrzeżeń.

Nie było żadnych wątpliwości?

Podczas ataku był jeden kluczowy moment. Zaraz przed Rocky Summit była łączność. Krzysiek się uparł, że chce porozmawiać z Maćkiem. Wszyscy się zatrzymaliśmy. Krzysiek zasugerował, że być może jest za późno i powinniśmy zawrócić. Maciek nie chciał. Powiedział, że przyjechaliśmy, żeby wejść na szczyt, a nie zawrócić. Też zacząłem wtedy kalkulować. Mogę to szczerze powiedzieć, że bez przekonania, ale czułem się w obowiązku powiedzieć, że może zawrócimy. I zostało to zignorowane. Maciek popatrzył na mnie, wziął czekan i zaczął się wspinać. To punkt, w którym przekroczyliśmy pewną granicę. Każdy musiał wejrzeć w siebie i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy mam dość siły, żeby wejść i zejść. Ja takiej kalkulacji dokonałem.

Gdyby Maciej Berbeka kazał zawracać, zawróciłbyś?

Podczas ataku szczytowego było jakby dwóch liderów.  Sam Krzysiek Wielicki podkreślał: zdaję się na ciebie Maćku i na twoje doświadczenie. Dla nas liderem był wtedy Maciek. To on  był kierownikiem ataku szczytowego i dopóki któryś z nas nie czułby się źle albo nie chciał zawrócić, to ostateczna decyzja o odwrocie zależała od Maćka. W naturalny sposób stał się liderem tej grupy. Gdy najbardziej doświadczony nie widzi przeciwwskazań, żeby kontynuować atak uznałem, to za zielone światło, by każdy z nas przekroczył pewną granicę. Bardzo sensowne jest dla mnie to, co zaraz po zejściu powiedział Artur Małek: naszym błędem było to, że nie przeprowadziliśmy tego ataku według współczesnych standardów bezpieczeństwa, zrobiliśmy go w stylu lat 80. Mieliśmy świetne warunki pogodowe i uznaliśmy, że to nas uprawnia do podjęcia takiej próby; poszliśmy po bandzie. Wydaje mi się, że w ostatecznym rozrachunku jest taki moment, kiedy człowiek będąc na grani wie, że nikt mu w tym nie pomoże, że tylko on sam może ocenić swoje siły. Nie zrobi tego lider na dole, ani partner wspinający się obok, trzeba samemu ocenić i zadecydować. Od lat mówię, że w górach wysokich trzeba być bardzo mocnym psychicznie, żeby umieć w odpowiednim momencie zawrócić, albo bardzo mocnym fizycznie, żeby być w stanie wejść i zejść. Jeśli zabraknie i jednego i drugiego to przy tak wysokiej stawce kończy się to śmiercią, nie ma czegoś pomiędzy.

Podczas tej decydującej łączności zszedłem parę kroków niżej – to dużo jeśli tyle się o te kroki walczyło – żeby tylko wyjść na słońce. Zacząłem się trząść, było mi zimno. Kiedy padła decyzja, że idziemy dalej pomyślałem ok, ale ja w tym tempie tego nie przeżyję, muszę iść szybciej. Gdyby Maciej powiedział, że zawracamy – zawróciłbym. Sam bym raczej nie poszedł. Wcześniej cały czas dopasowywałem swoje tempo do chłopaków, ale dalej było to niemożliwe, ponieważ bym się wychłodził, dla mnie od Rocky Summit zaczął się wyścig, żeby przeżyć.

I dlatego tak ci zależało, żeby schodzić jak najszybciej?

Podczas trzeciego dnia akcji górskiej, przy minus 35 i na wysokości powyżej 8 tysięcy zimno nie jest elementem dyskomfortu, jest czymś, co chce cię zabić. Przesłania ci całą resztę. Kontrolujesz zimno i teren przed sobą. Czas, warunki pogodowe to sprawy drugorzędne. Trzeba się wspinać tak, żeby nie zlecieć i uważać, żeby nie złapać hipotermii, czyli kontrolować przerwy, unikać postojów dłuższych niż 5- 8 minut.

Czy to odczuwanie zimna to kwestia indywidualna? Mniej się męczyłeś podchodząc i dlatego było ci tak zimno, a inni tego tak nie odczuwali?

To miało też związek z tym, jak każdy z nas ubrał się na atak szczytowy. Tej kwestii poświęciliśmy godziny rozmów. To jest bardzo skomplikowane, ponieważ można się ubrać i za ciepło i za zimno. Ja mam tendencję do tego, żeby ubierać się lekko. To kolejna góra, na której byłem lekko ubrany, ale przy dużym wysiłku bardzo się grzeję i jest to dla mnie ogromny dyskomfort. Wolę zmarznąć niż się przegrzewać, ponieważ wtedy się odwadniam, a tego się boję. Zazwyczaj chodzę w górach ubrany na granicy lekko poniżej komfortu – tę granicę trzeba dobrze wyczuć. Na pewno na Broad Peaku byłem najsłabiej ubrany ze wszystkich uczestników. Biorąc pod uwagę, że byłem cały czas w ruchu, ten strój się spisał, dał radę. Natomiast moje ubranie pozostawiało mały margines na przerwy i odpoczynki. Byłem ubrany 10 procent poniżej granicy komfortu. Ani razu się nie zgrzałem. Gdy wychodzi słonce to nawet na ośmiotysięczniku, przy takiej temperaturze, człowiek zaczyna się pocić. A kiedy słońce zachodzi lub wychodzi się na grań to zimno zaczyna się do człowieka dobierać. Bardzo mało wiemy o fizjologii człowieka, który oddycha tak zimnym powietrzem. Z własnego doświadczenia wiem, że jest kolosalna różnica przy wchodzeniu w temperaturze minus 20, minus 25, czyli minimalnych temperaturach latem, a wtedy, gdy jest minus 35, minus 40. Ogrzewanie powietrza niewątpliwie zużywa dużo energii.

Gdybyś wiedział, że będziecie iść wolniej ubrałbyś się inaczej? Nic nie wskazywało na to, że możecie nie utrzymać tempa?

To nie jest do przewidzenia. Dobieram swój strój tak, żeby był optymalny dla mnie. Jakikolwiek błąd podczas tej decyzji mógł spowodować, że będę zmuszony zawrócić, bo albo będę przegrzany i stracę za dużo płynu albo będzie mi za zimno. Dobrałem strój najlepiej pod siebie jak umiałem. Zdał egzamin – wszedłem, zszedłem i się nie odmroziłem. Być może gdybym miał cieplejszy strój może mógłbym dłużej czekać na chłopaków, ale to gdybanie bo może wcześniej bym musiał zawrócić i w ogóle by mnie tam nie było. Gdybym drugi raz szedł na atak szczytowy nie wiem, jak bym się ubrał. Nie ma możliwości wzięcia na atak szczytowy dodatkowego ubrania np. polara do plecaka. Przebieranie się w ogóle nie wchodzi w grę. Suwak od kombinezonu jest tak zalodzony, że żeby zdjąć go w obozie IV trzeba, żeby w ogóle się rozpiąć, najpierw wytopić bryłę lodu nad palnikiem. W ataku zimowym zasada jest taka, że tak jak ubrani wyjdziemy to dokładnie tak wrócimy. Nie ma miejsca na poprawki. Dlatego tak długo dyskutowaliśmy o tym, jak się ubrać. Najcieplej był ubrany Tomek, potem Maciej.

Czy uważasz, że poprzez tę milczącą aklamację pod Rocky Summit – Maciek Berbeka wziął sam za siebie odpowiedzialność?

Myślę, że Maciek wziął odpowiedzialność nawet nie za siebie, tylko za grupę. Dobrze wiedział, że Krzysiek zdaje się na niego. I ja też miałem pełne zaufanie do jego oceny, doświadczenia i zdrowego rozsądku. Nie wiem, komu zaufałbym bardziej niż TOPRowcowi, przewodnikowi wspinaczowi takiej klasy, facetowi, który wkosił wcześniej dwa ośmiotysięczniki zimą.

Drugi ważny moment to nawet nie szczyt, ale ponowne spotkanie z Maćkiem i Tomkiem pod kopułą szczytową. Oceniłeś ich szanse i stan?

Tak, ale trzeba powiedzieć, że byłem w stanie amoku, odwodniony, niedotleniony, wyczerpany stanem maksymalnej koncentracji i analizowaniem najbardziej pierwotnych rzeczy. W zejściu wybiłem się ze swojego transu, stanu głębokiej medytacji, właśnie z intencją oceny stanu, w jakim są podchodzący.  Włączył mi się kontroler grupy i sytuacji. Chciałem pogratulować chłopakom, ale przede wszystkim nawiązać krótki kontakt wzrokowy i werbalny, żeby ocenić ich stan. Ten test wyszedł pozytywnie, ich stan był dobry. Schodząc zastanawiałem się, jak to zejście ma wyglądać. Tok myślenia był krótki i prosty, grubo ciosany: Artur da radę, idzie zaraz za mną, technicznie wspina się lepiej ode mnie, w razie czego będzie miał linę, specjalnie mu ją zostawię (była zdeponowana na Rocky Summit), zaś Tomek jest z Maćkiem i dlatego o niego się nie martwiłem. Traktowałem ich jako drugi zespół, ale przede wszystkim miałem dbać o bezpieczeństwo swoje i Artura, to za niego byłem bezpośrednio odpowiedzialny.

Pamiętam z relacji, że mówiłeś do Tomka, żeby pod żadnym pozorem nie nocowali, tylko cały czas schodzili. Wyglądało jakbyś to ty był najbardziej przerażony całą sytuacją zejścia, nikt inny się nie bał?

Byłem przerażony i bardzo zestresowany. Już w momencie wyjścia z Rocky Summit po ostatniej łączności miałem świadomość i pełne przekonanie, że jesteśmy na granicy i to jest bardzo cienka granica. Uważałem, że w tym momencie stawiamy na szali wszystko i że jest to sytuacja bezpośredniego zagrożenia życia. To się da zrobić, ale trzeba się bardzo spieszyć i bardzo koncentrować. Według moich kalkulacji mieliśmy na przełęczy około dwóch godzin opóźnienia. Na każde 4-5 godzin marszu mieliśmy 2 godziny opóźnienia.

Jak wyłoniono zespół Tomek-Maciek?

Pierwsze wyjście zrobiliśmy wszyscy razem. Potem ja miałem problemy żołądkowe i nie chciałem wychodzić. Zupełnie naturalnie wyszło, że Artur z Tomkiem rwali się do przodu, a ja z Maćkiem robiliśmy za tragarzy i nosiliśmy za nimi sprzęt. Potem zaczęliśmy się zmieniać na prowadzeniu. Przed pierwszym atakiem szczytowym inicjatywa wyszła od Krzyśka Wielickiego, że rozważa zmianę zespołów. Nikt tego nie kwestionował. Nie pamiętam, jak Krzysiek to uzasadniał, ale było to dla mnie bardzo naturalne i oczywiste. Sam sobie tłumaczyłem to tak, że my z Arturem wyglądaliśmy na najszybszych, czyli byliśmy dobrani pod względem tempa. A druga kwestia to taka, żeby w każdym zespole był ktoś, kto zna górę. Ja ją znam ze swojej aklimatyzacji podczas wyprawy na K2, a Maciek oczywiście ze swojej próby sprzed 25 lat. Trzecia sprawa to połączenie najbardziej doświadczonego z najmniej doświadczonym – średnia doświadczenia w obu zespołach była dzięki temu podobna. Zadecydowały te trzy czynniki: doświadczenie, znajomość góry i tempo. Tomek był trochę rozżalony, ponieważ bał się, że w ten sposób odsuwa się go do drugiej linii, ale mu wytłumaczyliśmy, że absolutnie tak nie jest. Do końca wyprawy już takie zespoły zostały. Idąc do obozu szczytowego szliśmy z perspektywą, że będziemy iść dwiema dwójkami.

Jak wyglądała komunikacja między wami?

Wszyscy dogadywaliśmy się dobrze. Nasza czwórka była świetnym zespołem. Wszyscy bardzo się lubiliśmy. Dziś dla wielu osób brzmi to nieprawdopodobnie, ale łączyła nas silna więź i przyjaźń. Dla mnie szczególnie przykre jest to, że jeszcze zanim pojechałem na tę wyprawę miałem świadomość, że środowisko zakopiańskie za mną nie przepada. Nikt i niczego prosto w oczy nie zarzucał, ale moje komercyjne wyjazdy kłóciły się trochę ze środowiskiem przewodnickim i czułem, że nie jestem lubiany. Ale gdy poznałem Maćka Berbekę od razu złapaliśmy fajny, bezpośredni kontakt. O wszystkich, najtrudniejszych nawet kwestiach, rozmawialiśmy szczerze i otwarcie. Cieszyłem się, że po powrocie może będę miał swój głos w tym „wrogim domu” i myślę, że gdyby wyprawa skończyła się inaczej to siedziałbym w Morskim Oku z Pawlikowskim i Berbeką przy piwie i mówiliby, że ten młody to jednak nie taki straszny. Ale gdy Maciek z wyprawy nie wrócił to wiem, że już lepiej nie będzie. Wiedząc, jaki Maciek miał do mnie stosunek i co o mnie myślał, przypuszczam, że spoglądając z góry na to jak Ergaj i Pawliczan mnie krytykują, kręci głową. Tego nie wiemy, ale myślę, że nie byłby zadowolony z ich postawy.

Odbyłeś przed Maćkiem coś w rodzaju górskiej spowiedzi?

Tak. Opowiedziałem mu, jak dochodziłem do gór, jaka była moja historia wspinania, dlaczego prowadziłem wyjazdy komercyjne i parałem się nie do końca legalnym przewodnictwem… To były długie rozmowy.

Teraz czeka cię nawet więcej takich spowiedzi, a Maćka nie ma.

Myślę, że gdyby był wziąłby mnie w obronę. Może to spekulacja, ale wydaje mi się, że mam wyczucie ludzi i potrafię wczuć się w relację i jej charakter. Nie mam wątpliwości, że Maciek mnie rozumiał i miał do mnie pozytywne nastawienie. Dla mnie był przyjacielem. Absolutnie wspaniałym facetem. Byłem w nim zakochany – zarówno jako w człowieku, jak i wspinaczu. Dla mnie Maciek to olbrzymi autorytet i ktoś z rzadkiej kategorii dobrych ludzi. To samo odczułem, gdy byłem u rodziny Maćka w Zakopanem.

Opowiedz o tej wizycie.

To była trudna wizyta i bardzo mocno ją przeżyłem. To cudowni ludzie i pomimo mojej roli i niepokoju z jakim przyjechałem, czułem się tam dobrze. Jakby widziałem Maćka w tej rodzinie. Nie wiem, ale sądzę, że rodzina Maćka z atakami na mnie nie ma nic wspólnego.

Niedawno zeznawałeś przed powołaną przez PZA komisją, która ma sporządzić raport dotyczący wydarzeń na Broad Peaku. Bałeś się?

Bardzo się cieszyłem, że powołano tę komisję. Sam byłem jej orędownikiem. Mówiłem, że chcę takiej komisji i to jak najszybciej. Eksploracja zimą w Karakorum to zupełnie nowe rzeczy, więc trzeba ustalić pewne standardy. Trzeba odpowiedzieć na pytanie, jak to zimowe wspinanie ma wyglądać. To jest pionierstwo podczas którego zbieramy doświadczenia. Niech się ktoś temu przyjrzy i powie, co mogliśmy zrobić lepiej, ponieważ sam chciałbym wiedzieć. Oczywiście mam delikatną obawę, ponieważ z całym moim ogromnym szacunkiem do członków komisji, nie ma w niej nikogo, kto był w Karakorum zimą powyżej 7 tysięcy, że już nie wspomnę o 8 tysiącach. To komisja, która musi sobie wyobrażać coś czysto teoretycznie. Ale mam nadzieję, że uda jej się wypracować jakieś standardy na przyszłość. Jeśli miałbym powiedzieć, czego ja oczekuję to oczyszczenia mnie z zarzutów. Podstawowe pytanie brzmi, czy i co byłem w stanie dla chłopaków zrobić. Pojawiły się głosy, że mogłeś zaczekać, że zawsze można zachęcić, zmotywować, podać lek i założyć raka. Ale jeśli ktoś nie jest w stanie sam sobie zapiąć raka, to nie będzie w stanie zejść 800 metrów trudnego terenu. Próbowaliśmy motywować Tomka przez radio. Szansy udzielenia realnej pomocy po prostu nie było. Jeśli ktoś uważa, że dało się to może powinien zacząć jeździć na takie wyprawy i szkoda, że go tam nie było. Dla mnie to zejście to był wysiłek ostateczny. Po dotarciu do obozu nie było żadnej ulgi, żadnego spania, przysypiałem tracąc przytomność. Wyszedłem po Artura, były rozmowy z Tomkiem, rano próba kolejnego wyjścia. Dla mnie atak szczytowy nie skończył się ani po dotarciu do namiotu, ani po powrocie do kraju. Myślę, że jeszcze się nie skończył.

Raport komisji go zakończy?

Nie, czas. Potrafię spojrzeć na to oczami bliskich moich kolegów, którzy nie wrócili i oczami moich krytyków, którzy przeżywają żałobę. W żałobie skrajne reakcje są uprawnione, to naturalne etapy: niedowierzanie, bunt, niezgoda, szukanie winnych, próba wyjaśnienia, a dopiero po jakimś czasie przychodzi pogodzenie się, pożegnanie i zaakceptowanie straty. Myślę, że wszyscy którzy są w tę sprawę głęboko zaangażowani, czyli przyjaciele Maćka i Tomka oraz ich rodziny, potrzebują czasu. Tego czasu potrzebuję także ja. Też przeżywam tę żałobę, też straciłem ważne dla mnie osoby. Dziś potrafię już o tym rozmawiać. Myślę, że przyjdzie taki czas, że będę mógł z uśmiechem wspominać Maćka i jego hasełka które zostaną ze mną na całe życie. Trzeba dać czasowi czas. A póki co mam wiarę w tę komisję i ufam jej.

A co myślisz o próbie stawiania Maćka Berbeki na pomniku, dorabiania mu legendy?

Dla mnie to jest okropne. On był tak cudowną i dobrą osobą, że naprawdę nie potrzeba mu żadnych przekłamań, dorysowywania czy budowania legendy. On sam swoim życiem wystawił sobie pomnik i powlekanie go złotem w imię jakiejś ideologii jest bez sensu.

Zaskakuje mnie, że cała krytyka skupia się na mnie, ponieważ ze wszelkich danych wynika, że każdy z nas schodził osobno; ja schodziłem nie czekając na Artura, Artur schodził nie czekając na Maćka i tak samo Maciek nie czekał na Tomka, tylko schodził tak samo jak Tomek krańcowo wyczerpany. Na końcu był Tomek, który w pewnym momencie schodzić przestał, ponieważ nie był w stanie. Nasz wspólny atak się załamał. Czułem, że to konsekwencja naszej decyzji spod Rocky Summit, podejmowaliśmy decyzję życia, po której przypuściliśmy atak, ale i zaczęliśmy walkę o życie. Mam poczucie, że ja i Artur wywinęliśmy się śmierci. Ja też mogłem opaść z sił i tam zostać. Miałem świadomość, że igramy ze śmiercią.

Jesteś w stanie dalej to robić? Wyjść na atak szczytowy bez obciążenia?

Żona się teraz boi mnie puścić. Czuję się trochę naznaczony i jest to trudne brzemię, nawet przyszło mi do głowy, żeby wspinać się solo. Na pewno dołożę starań, żeby się wspinać z ludźmi, którzy mają podobną wydolność jak ja, żeby nie musieć podejmować ostatecznych decyzji.

Czym jest ta druga strona lustra, o której mówił Maciej Berbeka i czy już tego doświadczyłeś?

Ja tego nie traktuję w kategoriach zaglądania na drugą stronę życia, ale doskonale rozumiem, co miał na myśli Maciek. Nie mam czegoś takiego, co dałoby mi więcej i było intensywniejsze. Przebywanie w warunkach zagrożenia życia, w stanie wyczerpania, jest swego rodzaju dotknięciem absolutu. Człowiek zrzuca wszystkie maski. To niezwykle mocne doświadczanie życia. Spojrzenie z dystansu. Są to rzeczy, które wymykają się słowom. Człowiek wgłębia się w siebie, odkrywa, a z drugiej strony życie się kurczy i zawiera w tych trzech konkretnych krokach naprzód. Jest to forma uzależnienia i jest mi to potrzebne do życia. W górach szukam stanu krawędzi i możliwości oceniania własnych warunków fizycznych i psychicznych. Eksplorowanie własnych granic to masochistyczna przyjemność. Lubię nawet długotrwały stan zmęczenia i oczekiwania na sen. Mogę być głodny i cieszyć się myślą, że następny posiłek będzie mi tak bardzo smakował właśnie przez to, że go długo nie było. W górach z pokorą przyjmuję całe cierpienie, ponieważ wiem, ile mogę dostać w zamian, w zupełnie innej walucie.

Jakiego partnera potrzebujesz w górach? Chciałbyś wspinać się z drugim Adamem Bieleckim?

Tak, być może najlepiej wspinałoby mi się z klonem samego siebie.

Dlaczego?

Potrzebuję kogoś, kto jest odpowiedzialny, rozsądny, profesjonalny, silny psychicznie i fizycznie. To są wartości, których oczekuję od partnera i które sam staram się rozwijać.. Na drugim planie jest to, że chcę sie z tą osobą dobrze dogadywać – może to jest ta zmiana pokoleniowa. Bycie w przyjaźni wpływa na komfort na wyprawie, jest ważne, ale jako profesjonalista potrafię oddzielić sympatię i antypatię od działania w górach. Idealnie, kiedy jak w przypadku Broad Peaka uda się te wszystkie elementy połączyć: profesjonalizm i przyjaźń. Przy całej mojej sympatii do Janusza Gołębia, mamy tak różne charaktery, że nie połączy nas głęboka przyjaźń, ale w górach pracowało mi się z nim świetnie. Był profesjonalny, spokojny, mocny. Od zawsze mam problem, żeby znaleźć partnera.

Gdyby ci się coś stało, nie chciałbyś, żeby twój partner przy tobie został?

Absolutnie, kategorycznie nie. Dla mnie bohaterem jest Art Gilkey, który prawdopodobnie odciął się na K2, żeby ratować kolegów. To jest prawdziwe bohaterstwo. Nie wiem, czy umiałbym się tak zachować w takiej sytuacji, życzę sobie tego. Nie chciałbym narażać kogoś na ostateczne decyzje, czy ze mną zostać, czy nie. To są sytuacje tak ekstremale, że nie wiemy, jakbyśmy się zachowali, ale z perspektywy tu i teraz nie chciałbym, żeby ktoś poświęcał dla mnie życie. Sprawa jest prosta – mamy jednego trupa, albo dwa trupy. Ja wolę jednego, nawet gdybym to miał być ja. Jest taka zasada w ratownictwie, żeby nie mnożyć ofiar.

Ktoś napisał w komentarzu, że możemy podziwiać bohaterskie postawy w czasie wojny, kiedy ktoś oddaje życie za kogoś albo ginie w imię zasad, ale nie wiem, czy możemy z urzędu takich zachowań wymagać. Boli mnie świadomość, że gdybym nie przeżył tej wyprawy wielu ludzi miałoby o mnie lepsze zdanie. Gdyby tam zginął, byłbym bohaterem, a gdy przeżyłem jestem antybohaterem.

Może za szybko stałeś się bohaterem.

Na pewno im wyżej się wspinasz, tym mocniej spadasz i może warto się na coś takiego przygotować. Jeśli ktoś osiąga sukces to potencjalnie coś jest z nim nie tak, nie ma ludzi sukcesu, którzy cieszą się sympatią wszystkich. Często zaczynam swoje prelekcje tak, że moja historia to historia o spełnianiu marzeń z dzieciństwa. Te marzenia się spełniły, ale teraz muszą się zderzyć z rzeczywistością środowiska wspinaczkowego poza którym wyrastałem.

Jakie jest to środowisko?

Wspinanie przestało być sportem elitarnym. Dziś wspinają się i wypowiadają na temat alpinizmu bardzo różni ludzie. I choć naturalne, że nie będziemy się zgadzać czy kłócić wewnątrz tego środowiska, to jednak na zewnątrz powinniśmy stawać za sobą murem. Dbać, żeby wspinaczka czy himalaizm miał dobrą markę. Mam wrażenie, że tak nie jest. Akceptuję to, ponieważ wcale nie chodzi mi o to, żeby zamykać komuś usta solidarnością środowiskową. Przykre było, że nie wszyscy uszanowali prośbę o ciszę medialną w czasie trwania żałoby. Nawet dziennikarze doskonale rozumieli, że mają zadzwonić później, a część osób ze środowiska nie chciała i nie potrzebowała tej ciszy. Nie było samoograniczenia.

Zaczęto też wracać do wydarzeń na Pizu Bernina – co się tam wydarzyło?

Byłem tam na wyprawie z moim przyjacielem, który zginął w wypadku. Dziś przypomina się tę sytuację mówiąc, że był to mój klient i że go zostawiłem. Wręcz upraszcza się to w taki sposób, że jeśli było płacone i to był wyjazd komercyjny to powinienem ponieść konsekwencje, a jeśli nie było płacone to wszystko w porządku. Dla mnie to idiotyczne podejście, ponieważ na tej wyprawie straciłem partnera i czuję się za to odpowiedzialny szczególnie , że to ja byłem bardziej doświadczony. Odpowiedzi na kluczowe dla wielu pytania brzmią: nie był to wyjazd komercyjny, nie czerpałem zysków, ale to nie zmienia faktu, że czułem się fatalnie. Śmierć Krystiana była klasycznym nieszczęśliwym wypadkiem. Dostaliśmy się w trwające cztery doby załamanie pogody, co było o tej prze roku anomalią pogodową. Po sprawnym wejściu na szczyt, podczas zejścia zostaliśmy zatrzymani przez te masywne opady śniegu. Miałem problemy żołądkowe i nie byłem w najlepszym stanie. Krystian był w dość dobrym i schodziliśmy w miarę łatwym terenem. Zapytałem go, czy chce się związać czy czuje się swobodnie. Wcześniej pokonaliśmy już setki metrów takiego terenu. Miałem prawo przypuszczać, że sobie świetnie poradzi, może to błąd, ale decyzja, żeby się nie wiązać była wspólna. Ja przez pole śnieżne przeszedłem, a pod Krystianem się zawaliło. To była czysta loteria. Potem był dramat mojego zejścia i walka o życie zakończona pobytem w szpitalu. Dla mnie nie miało znaczenia, czy był to wyjazd komercyjny, czy nie. Ale nie był. Krystian był wcześniej moim klientem i płacił mi za prowadzenie go w góry. Pierwotnie umawialiśmy się na wyjazd komercyjny i chciał jechać na Piz Bernina jako mój klient, ale zaproponowałem wejście Biancogratem, uważałem, że to za trudny cel, żebym brał za kogoś odpowiedzialność, a ponieważ i dla mnie był to atrakcyjny pomysł, to zaproponowałem, żebyśmy pojechali jako partnerzy. I tak już więcej go nie mógłbym nauczyć, wszedł na taki poziom, że już mógł być dla mnie partnerem. Za ten wyjazd żadnych pieniędzy nie dostałem, i pomimo, że Krystian pokrył koszta benzyny to nie był to klient, to był przyjaciel.

Straciłem przyjaciela na Piz Bernina, straciłem na Gaszerbrumie I, a ostatnio straciłem bliskie osoby na Broad Peaku. Mam dość. W wieku 30 lat to za dużo, przedawkowałem już kontakt ze śmiercią. Cena, którą płaci się za wspinanie jest wysoka i zmusza do refleksji.

Wyobrażam sobie sytuacje, że nie wróciliście z Broad Peaku wszyscy i teraz nie rozmawiamy – jak inaczej wyglądałaby rzeczywistość górska.

Myślę, że niektórym łatwiej byłoby zaakceptować to, że nie wróciła czwórka niż to, że dwójka wróciła. Czy naprawdę większą wartością jest to, że ginie więcej osób? Może zasady na tym zyskują. Jeśli ktoś uważa, że powinienem tam zostać w imię zasad, niech powie mi to w twarz, mojej żonie i rodzicom.

Rozmawiała: Jagoda Mytych


Tagi: ,

komentarze 373

  1. krokus pisze:

    Wielki szacunek dla Pana Adama.

    • Krakus pisze:

      Adamie,

      też się wspinam, wiem ile radości potrafią dać góry, zdobycie szczytu przepełnione ogromnym wysiłkiem. JESTEŚ DLA MNIE MISTRZEM! Osobą, która potrafi ciężką pracą spełniać swoje marzenia. Przykro mi słuchać tyle negatywnych, nieuczciwych opinii na Twój temat.
      Ktoś kto nie ma pojęcia, jak wyglądała dana sytuacja nie powinien się wypowiadać.
      Jakże trudne warunki potrafią sprawić nasze Tatry zimą… Dwutysięczniki! Co dopiero 8 tys. w Karakorum! Podziwiam Cię i wspieram całym sercem. Bądź dalej sobą ! Maciek i Tomek nie potępiliby Cię! Oni też kochali góry całym sercem. Każdy kto decyduje się na wspinanie w górach wysokich musi zdawać sobie sprawę z tego, że za chwilę szczęścia można zapłacić najwyższą cenę. I to jest indywidualna decyzja. Nikt do tego mieszać się nie powinien.

      pozdrawiam ciepło i rób dalej to co kochasz!

      • Taki jeden pisze:

        Dołączam do słów KRAKUSA. Idź swoją drogą i nie przeglądaj się w oczach innych!

        • jasiek pisze:

          droga swoja we wspinaczce hmmm no wiesz zostawiając kolejny raz towarzyszy zwyczajnie z nim nie będą chcieli chodzić czas pokaże jeśli się Bielecki okaże człowiekiem a nie jak do tej pory zwykłym pasożytem to może jeszcze pochodzi po górach wysokich

      • ghjgjh pisze:

        podpisuje sie tez pod tym!!!

      • Janusz pisze:

        Gość jest solistą i grał na swój solowy sukces.
        Trudno mieć pretensje, ale z każdego jego słowa wynika, że robił wszystko dla osiągnięcia PRZEZ NIEGO (a nie przez zespół) sukcesu.
        Nie znam się na himalaizmie, więc nei wypowiem się czy taka postawa jest ok, czy nie ok – ale tak to wygląda z tego wywiadu.
        Psycholog zafiksowany tak bardzo na swój sukces, że nawet życie kolegów jest mniej ważne…

    • Anonim pisze:

      Gdybys nie pomógł niedoświadczonemu człowiekowi, który bylby nieprzygotowany do wspinaczki, mógłbyś mieć wyrzuty sumienia. W tym sporcie, każdy z Was był przygotowany do wyprawy i wiedział co się z tym wiąże. Nie można na Was zrzucać odpowiedzialności za to co się stało, gdybyście wrócili wtedy, dzis szukalibyśmy czterech zaginionych… a tego co piszą na forach nie czytaj, to mniejszości! Szkoda tamtych wspaniałych ludzi, ale mamy chociaż dwóch, którzy wrócili z tej cholernie trudnej wyprawy. Gratulujemy z całego serca!

    • Krzysztof Belugowaty pisze:

      Ocalony ma gorzej,bo martwi koledzy już zawsze dociążają plecak.

    • e. pisze:

      Pani Adamie , kocham góry od dzieciństwa i moim marzeniem było wspinanie się , zycie niestety potoczyło się tak jak się potoczyło i góry na wiele lat znikneły z mojego horyzontu… teraz powoli w racam w Tatry … nigdy pewnie nie będzie dane mi przezyć takich emocji , nigdy tez pewnie nie pojadę w himalaje , ale nie p tym chciałam . Od poczatku sledziłam wyprawę na Broad Peak , strasznie przeżywałam tragedię Pana Maćka i Pana Tomka ,ale nigdy nie wypowiem się zle o Panu i Pana towarzyszu bo ja niewiem jak bym się zachowała w takiej sytuacji. Strasznie to przykre , że w ludziach jest tyle zła. Trzymam za PAna kciuki i proszę robić Swoje Pozdrawiam z Warmi 🙂

    • cedric pisze:

      Myślę, ze nie powinno sie oceniać postępowania w sytuacjach ekstremalnych.

    • Justyna pisze:

      wolne żarty

    • Albert pisze:

      co zrobi alpinista z którym idzie jego dziecko i niedomaga? wie, że nie pomoże mu i to, że zostanie niczego nie zmieni na dole w obozie czeka drugie dziecko? schodzi jw. bo nic nie da sie zrobić czy zostaje i próbuje ratować?
      czy te zasady w ekstremalnych stuacjach a właściwie ich brak są stałe czy zależa od podmiotu?

      • Anonim pisze:

        trollujesz, czy naprawdę uważasz, że porównywanie wyjścia zespołowego do wyjścia z dzieckiem trzyma się kupy?

    • Katrina pisze:

      Ja nie wspinam się, nie znam się nic na himalaiżmie. Ale wiem co to jest kręgosłup moralny i tego uważam brakuje niektórym wspinaczom. Nie zrozumiem tego nigdy, bo to moim zdaniem szczy egoizmu- jedziemy wspólnie na wyprawę, raze grupą atakujemy szczyt i razem schodzimy. Przecież to nie była samotna wyprawa, to była grupa. grupa ludzi ktora powinna się wspierać, pomagać. Ja jak jadę z przyjaciółmi np. na Śnieżkę, to idziemy razem, mimo że są silniejsi, którzy weszliby i zeszli szybciej. Ale to nasza wspólna wyprawa. A co dopiero w tak wysokich górach, w takich ekstremalnych warunkach. To niemoralne gdy sie mówi, liczysz na siebie. to brak człowieczeństwa, to tak samo jak kradzież kawałak chleba przez więźnia obozu koncentracyjnego drugiemu człowiekowi. To piertwotne, nie ludzkie odruchy.

  2. Sroczka pisze:

    Bede kibicować Panu zawsze!

  3. Julio Medina pisze:

    ¡Felicitaciones Adam! la verdad te admiro, no tienes que disculparte mucho por lo del Broad Peak la conducta humana a tanta altitud a veces es cuestionable, pero el esfuerzo increíble que se realiza y soportar tan bajas temperaturas merecen el respeto de todos las personas que critican sin tener un mínimo de conocimiento del tema, espero esto se supere y el Himalayismo Polaco nos regale de tu mano Adam y de eso estoy plenamente seguro la cumbre invernal de la Montaña de las Montañas, el Tesoro mas grande y codiciado del alpinismo mundial invernal el K2…. SUERTE PANA ADAM…

  4. Anonim pisze:

    Adam Szacun.

    • Matt Ox1 pisze:

      Podoba mi się to co mówisz Adam. I myślę, że gdyby Maciej zszedł, a tylko Tomek zginął, to ta krytyka poleciała by na Maćka. Musisz to przyjąć jako coś w rodzaju pokuty za to że przeżyłeś – jakkolwiek kolokwialnie by to nie brzmiało. Trzymaj się!

  5. Polka pisze:

    Wielki człowiek. Jak dla mnie Adam Bielecki jest chlubą narodową !!! 🙂

  6. Goli pisze:

    Kolego Adamie,

    Wiem ze bedzie ciezko, ale niestety zujemy w tak popierd…. kraju, gdzie zawisc jest numerem 1.
    Jestes bohaterem I tego sie trzymaj !!!

    A z czasem pojawiaja sie pytania, czy moglem cos zrobic, czy popelnilem blad. Ale aby na nie odpowiedziec, musisz sie wspiac raz jeszcze na szczyt I odpowiedziec na to pytanie wlasnie tam, gdzie kazda sekunda to walka o zycie.

    Ludzie tego nie rozumieja. Byc moze powinienes im jeszcze ugotowac zurek, aby poczuli sie lepiej …

    Kazdy jest dorosly, I jest sam sobie kowalem losu …

    Powodzenia zycze
    Bartek

    • Przemek pisze:

      Kluczowym slowem w tym wywiadzie jest slowo: zespol. Szedl zespol, albo dwa zespoly. Po co ida zespoly? Po to aby zdobyc szczyt w zespole i zejsc w zespole.
      Jesli „kazdy jest dorosly…” to czemu szli w zespolach? Skoro umawiali sie na wejscie i zejscie w zespolach to uczciwy i honorowy czlowiek trzyma sie umowy.
      Moze Adam jest takim mocarzem, ze nikt nie wytrzyma jego tempa, niech chodzi sam, niech nie umawia sie z innymi na prace w zespole zeby lamac umowe kiedy jemu tak pasuje.
      Nie mam pojecia o himalaizmie i nie o tym pisze, pisze o stosunkach miedzyludzkich i o zasadach. Tak to czuje.

      • Ela pisze:

        Jest taka najwazniejsza miedzyludzka zasada Przemek, nie osadzac innych, bo mozna byc samemu kiedys osadzonym.
        A tak na marginesie to honor i uczciwosc nie ma tutaj nic do rzeczy.

        • Przemek pisze:

          Absolutnie nie osadzam Adama Elu. Nie takie byly moje intencje. Po prostu nie rozumiem po co szli w zespolach, po co dzielili sie na zespoly, po co kierownik wyprawy podzielil ich na zespoly skoro wg. Goli nie mialo to zadnego znaczenia i kazdy powinien martwic sie o siebie. Po prostu slowo i definicja „zespol” i dzialanie w zespole nie pasuje do obrazu sytuacji przedstawionego przez Adama.
          Nie mnie oceniac takich ludzi jak himalaisci, o nie…

      • Kasia pisze:

        Nie znasz się na himalaizmie, więc nie rozumiem po co się wypowiadasz. Stosunki międzyludzkie obowiązujące w normalnym życiu raczej nie obowiązują w sytuacjach ekstremalnych. Nie rozumiem czemu każdy musi być w tym kraju męczennikiem, żeby zostać bohaterem. Z Twojej krytyki płynie jasny przekaz, że skoro ‚zespół’ miał wejść na szczyt, to cały zespół powinien również zginąć.

        • Przemek pisze:

          Rozumiem, ze Ty znasz sie na himalaizmie, OK.
          Widocznie jestem z innego pokolenia, dla mnie umowa to umowa. Dla mnie nie ma takiego czegos jak: zrobilo sie niemilo to mam was w d…
          Nie chce osadzac nikogo, na prawde, ale uczciwosc i honor to wartosci same w sobie niezaleznie od okolicznosci i warunkow. Bylem kilka razy w ekstremalnych sytuacjach, pracuje w takim zawodzie, ze jest to nieuniknione i nie wyobrazam sobie, ze koledzy albo ja „odpuszcza” bo cos tam.
          Nie oczekuje zrozumienia ani nie staram sie przekonac nikogo do swoich racji, wyrazam po prostu swoja opinie, kazdy ma prawo.

        • Climberine pisze:

          A Ty się znasz? Gdzie się wspinasz, ile czasu z życia na to poświęciłaś? Co rozumiesz przez „partner od liny”? Bo jak już łączysz się w zespół to z tego NIGDY nie idzie się wymigać. Rozumiesz to? Albo solujesz, albo idziesz w zespole. Inaczej partnerstwa nie ma, jakkolwiek by nie usprawiedliwiać ignorancji. Gdyby chociaż raz ktoś się do Ciebie odwrócił plecami a Ty zostałabyś sama w ścianie, to teraz byś tak nie ćwierkała. Podejrzewam, że Twoje wspinanie to tylko panel na wędkę, bo tam jedynie obowiązuje tendencja, że każdy wspinający się jest „fajny”. Pojedź raz w góry i wejdź w skalne środowisko a się przekonasz ile tam fermentu i jakim lustrem dla środowiska jest Adam i jego partnerskie zachowania w górach.

        • ruda pisze:

          piszesz: Stosunki międzyludzkie obowiązujące w normalnym życiu raczej nie obowiązują w sytuacjach ekstremalnych.
          A ja wątpię czy ktoś kto w sytuacji ekstremalnej nie potrafi zachować się etycznie, zrobi to w „normalnym życiu”…. To sytuacje ekstremalne pokazują prawdę o tym jakim się jest człowiekiem. I tytułem podsumowania
          można być świetnym himalaistą, niekoniecznie jednak świetnym człowiekiem

    • maciek pisze:

      W Polsce wpaja się ludziom quasi religijny kult rytualnego samobójstwa. Kult masakr w powstaniach etc. wyrabia w ludziach odruch że albo dałeś się poszatkować i jesteś bohaterem, albo nie dałeś i jesteś miernotą. Adam jest aktuanie sprowadzany do roli nieposzatkowanego nie-bohatera.

  7. A. pisze:

    Świetny wywiad!

  8. Matt pisze:

    Genialny wywiad, wyraz szacunku dla autorki i Adama!

  9. Łukasz Radwaniak pisze:

    Trzymam kciuki za jesienne Manaslu. Powodzenia!

  10. Zasmucona pisze:

    Ja niestety nie przyklasnę i nie dodam Panu otuchy. Nie jestem ani ekspertem ani himalaistą i nie będę nikogo przekonywać do swoich racji. Ale po przeczytaniu tego i kilku innych wywiadów z Panem…przebija z nich jedno – strasznie dużo w tych opowiedzianych historiach „chłodnego profesjonalizmu”, „przekalkulowanej siły i rozsądku”, a bardzo mało „ludzkich uczuć” i „człowieczeństwa”. Wysłuchując Pana wypowiedzi… ja przynajmniej odnoszę tylko takie wrażenie, że tego „człowieczeństwa” być może właśnie tam…wysoko…zabrakło. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że przebywanie na granicy „własnych” możliwość odbiera zdolność logicznego myslenia… ale serce chyba wtedy nie przestaje bić, a przyjaciel jest dalej przyjacielem…prawda?

    • Aga pisze:

      Mam wrazenie że trudno niektorym czytać ze zrozumieniem. Tyle emocji jest w tym wywiadzie, tyle bólu, ale zawsze mało. Szkoda, że tam nie został? Szkoda, że nie siedzi w kącie w czarnej depresji? Ludzie, wy, którzy tak wyczekujecie empatii, okażcie jej trochę!

      • Zasmucona pisze:

        @Aga – Ty też chyba nie rozumiesz albo raczej nie próbujesz zrozumieć, bo masz swoje zdanie i koniec…. Tu nie chodzi o „ból w wywiadzie” i nie chodzi o to „że szkoda, że tam nie został”… Szkoda, że zostawił tam przyjaciół, którzy nie wrócili, bo profesjonalizm stał się ważniejszy od przyjaźni…

        • Anonim pisze:

          Napisz w takim razie co powinien był tam zrobić? Co byłoby wyrazem i okazaniem wtedy przyjaźni?

          • tenmisza pisze:

            powinien podkasać rękawy, naprężyć muskuły, w podskokach wrócić na górę, wziąć pod pachy jednego i drugiego i również w podskokach w ciągu godziny zlecieć do bazy. Nie no sorry za to, ale po prostu ręce opadają na takie zarzuty „zasmuconej” dziewczynki siedzące pod ciepłym kocykiem z herbatką w jednej ręce i harequinen w drugiej.

          • ramsad pisze:

            Znamienne są słowa Pana Adama o wspinaniu się solo. Również to, że od dawna nie może znaleźć odpowieniego partnera, że ubrał się tak lekko wiedząc, że tempo wspinania bedzie niższe niż jego optymalne, wszystko to może sugerować, że nie jest to tzw. typ team playera, ale może w górach tak trzeba?! Ja go lubię, ale w góry z nim nie pójdę…

          • paulina pisze:

            może jednak warto było założyć jedną warstwę ubrania więcej? właśnie wtedy kiedy idzie się w zespole, bo wiadomo że sytuacje kryzysowe mogą się zdarzyć.

            jak dla mnie z tej wypowiedzi Adama Bieleckiego wynika, że jednak trochę zabrakło myślenia zespołowego. myślę że tylko Ci którzy wzięli udział w wyprawie, mogą wydawać sądy. ja nie chcę oceniać. ale myślę, że warto wyciągnąć wnioski na przyszłość.

        • Beata pisze:

          …szkoda, że ich zostawił, a co twoim zdaniem miał zrobić? zostać? poczekać? przecież tłumaczy, że jakby zaczekał to by zginął… wziąć pod rękę sprowadzić? z ośmiu tysięcy? gdzie pojedynczy krok jest wyzwaniem? Jedyne co mógł dla nich zrobić to ich nie zostawiać i umrzeć tam z nimi… tego się od niego oczekuje? wtedy byłby bohaterem dla którego przyjaźń jest ważniejsza?
          Nie powinni byli w ogóle wchodzić wiedząc pod Rocky Summit, że jest tak późno i trudno technicznie. To tam został popełniony błąd. Ale tak jak pisze Pan Adam decyzję o pójściu dalej podjął każdy samodzielnie, biorąc odpowiedzialność za samego siebie. Nikt nikogo na siłę tam nie ciągnął. Można było zawrócić. A jeżeli chce się ukrzyżować Pana Adama za to co się stało, to chyba nie ma to sensu, bo on sam biedny i tak już dźwiga ten krzyż na swoich barkach… był tam, tak blisko, bezsilny, bezradny… nie mógł zrobić nic dla swoich przyjaciół… to zostanie z nim do końca życia… to najwyższy wymiar kary jaki chyba może zostać nałożony na człowieka…

        • Beata pisze:

          i jeszcze jedno… może abyś lepiej zrozumiała temat, emocje, uczucia i to co tam na górze się dzieje zachęcam do przeczytania „Mój pionowy świat” Kukuczki albo „Ucieczka na szczyt” McDonald…

        • Ela pisze:

          To ja nie rozumiem. To on powinien siedziec teraz i zalewac sie lzami, pokazujac wszystkim „czlowieczenstwo” w pani rozumieniu? Kazdy prosze pani inaczej przezywa tragedie. Jedni placza i pokazuja calemu swiatu jak cierpia a inni milcza i przezywaja wszystko w sobie. Nie zawsze ten co pokazuje swoje uczucia naprawde je silnie przezywa.

      • nav pisze:

        Chyba brakuje jednego stwierdzenia – które przez te wszystkie wywiady się nie pojawia – „szkoda że zdobyliśmy tę górę”, „nie była tego warta” lub po prostu – „żałuję że wtedy nie zawróciłem”. To właśnie tu gryzie ten profesjonalizm – jest żałoba i ból ale i jest sukces. Do mnie zdecydowanie bardziej przemawia podejście Wielickiego – „ta wyprawa to porażka”.

    • blaz pisze:

      prosze nie wybieraj sie wyzej niz twoje mieszkanie na 10 pietrze wierzowca a i tam pomysl o windzie.

      • Anonim pisze:

        @ blaz – Myślę, że takie wypowiedzi, tylko zaniżają poziom całego wywiadu. Anonimowość jest najlepszym przyjacielem ignorancji zwłaszcza w internecie… Warto to o tym pamiętać, zanim napisze się wszystko co „ślina na język przyniesie”…

        • Anonim pisze:

          masz racje ale irytuje mnie kiedy czytam takie wypowiedzi ktore kłuja prosto w serce. Ta laska pisze o uczuciach nie znajac jego, jego przyjaciol i tego co razem robili… Takich rzeczy sie nie robi… zamiast mnie zwracaj uwage osobom ktore krzywdza Adama Bieleckiego.

          • Zasmucona pisze:

            😉 Komentarz powyżej też napisałam ja – „Zasmucona”, tylko podpis się nie dodał… A czy Ty oceniasz zawsze innych ludzi znając osobiście ich samych, ich przyjaciół i to co razem zrobili…? Nie musisz na to pytanie mnie odpowiadać – odpowiedz sobie sam w duchu…

            Każdy ma prawo po przeczytaniu i wysłuchaniu pana Adama do swojego zdania i opinii…i nie wszyscy, tak jak błędnie zakładasz, są pełnymi zawiści „kibicami pilki noznej i za chwile beda sie podniecac nowa fryzura ronaldo”.

            Wierz mi, że są to też ludzie, którzy kochają góry, którzy chylą czoła przed ich potęgą…ale jeszcze mocniej kochają swoich bliskich i przyjaciół. I ta empatia, o której tak często tu wspominacie karze sięgać również do tego co mogli czuć „WTEDY” p. Tomasz i p. Maciej i co czują teraz ich bliscy…a nie tylko Pan Adam i Pan Artur.

          • cepr pisze:

            @Zasmucona – Zakładając, że piszesz prawdę, że znasz góry (oczywiście mówimy o górach wysokich, himalajach i karakorum), znasz klimat tam panujący latem i zimą, wiesz na czym polegają naturalne niebezpieczeństwa (np. w postaci szczelin, półek śnieżnych itp.), więc wystarczającą odpowiedzią na wszystkie nurtujące Cię pytania „dlaczego, po co, co by było gdyby” powinny być słowa Ś.P. Tomka – nie w sensu stricte, ale co przedstawiały. Pełny chaos i spustoszenie! „…mam białe ręce…” co świadczy jak psychika i organizm człowieka reagują na -40 stopni i ponad 8000 m! Co mógł mieć Adam w głowie i w sercu TOTALNIE NIEŚWIADOMIE! Czy docierają do Ciebie jakiekolwiek merytoryczne wytłumaczenia czy Ty tylko swoje – zostawił przyjaciół, zostawił przyjaciół… jak w transie. Jak wspominali inni w powyższych komentarzach – widzę, że podobnych Tobie „miłośników gór i znawców tematu” usatysfakcjonowała by jedynie śmierć Adama. Bo jak pisał ktoś wyżej, gdyby Ś.P. Maciej zszedł, to pewnie te wszystkie mądrości wypisywała byś o Nim… Tak po polsku. A co, pokażmy nasz narodowy charakterek…

    • Krakus pisze:

      Droga zasmucona,

      powiedz Ty mi dziewczę czy kiedykolwiek byłaś w górach?
      Czy kiedykolwiek miałaś do czynienia z sytuacją zagrożenia życia?
      Czy kiedykolwiek byłaś wychłodzona, odwodniona, wyczerpana do ostatnich sił?

      i kolejne pytania:

      Wg Ciebie jakie osoby mają jeździć w Karakorum zimą?
      Takie które nie cechują się profesjonalizmem?

      Skoro Maciek i Tomek schodzili w parze to oni sami za siebie byli odpowiedzialni.

      W warunkach, które my – zwykli śmiertelnicy- nie jesteśmy sobie w stanie nawet wyobrazić, nie ma mowy o jakiejkolwiek pomocy w takiej sytuacji. Gdy sam ledwo żyjesz, brakuje Ci tlenu, tracisz świadomość – nie jesteś w stanie pomóc drugiemu człowiekowi, nawet jeśli to Twój najlepszy przyjaciel.

      pozdrawiam Cie i proponuję przemyśleć Ci tę sytuację

      • Ela pisze:

        Pani Zasmucona, tak kazdy moze miec swoja opinie na dowolny temat ale nie mamy prawa oceniac innych.

      • Dorota pisze:

        Zgadzam się z Tobą.
        Najłatwiej oceniać innych, nic nie wiedząc o tym jak tam jest.
        Ci co zeszli, muszą całą resztę swojego życia przeżyć z tym bólem, że nic nie mogli zrobić i zostawili tam swoich najlepszych Przyjaciół.

    • Pat. pisze:

      Nieprawda . Bo czy naprawdę skakanie za tonącym przyjacielem w morzu gdy nie umie się pływać jest takie pożadane i godne naśladowania ? Czy może właśnie tu ma pojawić się rozsądek, profesjonalizm i „przekalkulowanie siły i rozsądku” aby nie poświęcać sie bez sensu gdy się nie jest wstanie pomóc? Nie rozumiem takiego podejścia… Kto nie stanął na krawędzi i nie musiał podejmować wyboru, ten nigdy nie zrozumie powagi sytuacji.
      Choć w tym przypadku chłopaki nawet nie wiedzieli, że pozostała dwójka nie daje rady. Dowiadzieli się będąc już w namiocie nie byli w stanie wyjść i do nich dotrzeć.

    • Aloiza pisze:

      sporo o tym myslę, o Bieleckim o Małku, o chłopakach, którzy nie wrócili.
      nie potrafiłam zwerbalizować moich odczuc na temat Adama i dopiero teraz kiedy napisałaś o być może niedostatku ludzkich emocji uczuć to jest właśnie to.
      nie sympatyzuje z chłopakami, którzy „zostawili” kolegów, ale zdaje sobie sprawę, ze żeby dokonywac rzeczy niecodziennych trzeba być „maszyną” Adam bielecki jest taką „maszyną” wspinającą się nawet jesli zostawił kolegów, nawet jesli mógł zrobić więcej to chyba nie mamy prawa go potępiać tzn to bycie maszyną nastawioną na sukces nie jest złem dopóki nie obiecuje nikomy, że w razie czego zostanie, że będzie ryzykował zyciem i zdrowiem zeby ratowac innych… a przeciez nie obiecywał Krzyśkowi nie obiecywał Mackowi, że poświęci swoje zycie więć wszytsko jest ok. Myślę, że w duzo gorszej sytuacji był Maciek, Maciek obciążony przez Wielickiego odpowiedzialnością za resztę chłopaków musiało być potężną presją… myslę, ze właśnie dlatego maciek został z Krzysiem może gdyby nie to zszedłby?
      to, że Bielceki jest taki jest, że jest solistą a nich tam, nie mamy prawa mówić mu że wybrał złą drogę tu nic nie jest ani czartne ani białe. Jest jaki jest zrobił jak zrobił. Możemy jedynie decydować czy na wyprawy zyciowe wyruszać z Adamami czy Maćkami i oby ludzie pokazywali nam swoją prawdziwą twarz, a nie maski mające nas zmanipulować.
      Adam stawia sprawę jasno i za to nabrałam do niego szacunku.
      Strzałka Adam mam nadzieję, że zrealizujesz swoje cele i bedziesz w zyciu szc zęsliwy, bo nic ponad to nie jest cenniejsze .

  11. blaz pisze:

    Adam przkro mi ze musisz sie tlumaczyc z tego ze zyjesz. Jestes facetem z jajami i profesjonalista. Nie zapominaj o tym ze masz fanow, kibicujemy i podziwiamy cie z calego serca. Ludzie ktorzy pisza te bzdury pewnie sa kibicami pilki noznej i za chwile beda sie podniecac nowa fryzura ronaldo. Badz profesjonalista i nie wchodz w dialog z nimi. Rob swoje i przezywaj GORY a nie belkot zazdrosnikow.

  12. Aga pisze:

    Jestem z Tobą, Adamie. Wielu wejść i tyle samo zejść, spokoju sumienia! Nie przestawaj się wspinać, kupa ludzi odczuwa dumę, gdy wyrywasz dla nas karty historii, a przy tym realizujesz pasję. Powodzenia, ściskam!

  13. bania pisze:

    widać, ze drecza go wyrzuty sumienia i na wszelki sposób probuje się usprawiedliwić. egoizm prędzej czy później doprowadza do śmierci i autodestrukcji.

    • Dorotka W. pisze:

      @bania

      A do czego doprowadza zawiść tak duża żeby pisać takie nieżyczliwe, wręcz podłe komentarze?
      Nie wspominając już o tym co pisze „Zasmucona”. To niesamowite zarzucać komuś brak uczuć i człowieczeństwa, kiedy samemu pisze się coś tak zupełnie pozbawionego empatii i choć odrobiny chęci zrozumienia… Sprawiacie wrażenie jakbyście chciały przelać całą swoją negatywną energię na drugiego człowieka.

      Co do samej rozmowy – bardzo ciekawa. Uważam, że to bardzo dobrze, że Adam zaczął udzielać wywiady, mam nadzieję że wielu osobom pozwoli to na inne spojrzenie na tą całą sprawę i zobaczenie, że on też jest człowiekiem.

      Życzę Adamowi dużo sukcesów nie tylko górskich i dużo odporności nie tylko na minusowe temperatury, ale też na ludzką zawiść. I żeby pamiętał, że jest całe mnóstwo osób, które mu kibicują i życzą mu jak najlepiej i żeby to o tym właśnie myślał będąc w górach:-)

  14. Justyna pisze:

    Adamie, wspieram Cię z całą moją rodziną. Wszyscy życzymy Ci kolejnych sukcesów. Mam nadzieję, że Ci ludzie, którzy atakują Cię tak ostro, ochłoną i złagodzą swój niesprawiedliwy osąd. Bądź silny i nie poddawaj się. Pozdrowienia dla żony i rodziców. To muszą być wspaniali ludzie. Trzymaj się!

  15. Ania Ś. pisze:

    Czekałam na to, co powie Adam. Kipiało we mnie ze złości po kolejnych komentarzach na forach czy facebook’u. Kipiało we mnie ze złości na ludzi, którzy jednym ruchem ręki nad klawiaturą, przekonani o posiadanej przez siebie mądrości życiowej i zdolności przewidzenia własnych zachowań w ekstremalnych warunkach, próbowali…no właśnie, czego próbowali? Zniszczyć człowieka? Załamać go? Obarczyć winą za składający się z tysięcy elementów ciąg przyczynowo-skutkowy, który doprowadził do tej tragedii? Nie wiem, doprawdy nie wiem skąd w ludziach bierze się tyle hipokryzji, tyle przekonania o własnej nieomylności, własnym nieskończonym bohaterstwie i skłonności do poświęceń w hipotetycznych sytuacjach, które zapewne nigdy się w ich życiu nie wydarzą? Skąd w ludziach tyle nienawiści, że zawsze muszą znaleźć kozła ofiarnego i czerpać chorą satysfakcję i radość z widoku człowieka, który po tak zmasowanym ataku musi w końcu poczuć się jak zwierzak zapędzony w pułapkę?

    Zawsze wydawało mi się rzeczą absolutnie naturalną, że aby móc wypowiadać się na jakiś temat, zwłaszcza który wywołuje skrajne emocje, należy mieć jakąkolwiek wiedzę. Ponadto, co równie istotne, należy posiąść umiejętność analizowania sytuacji z punktu widzenia każdej z zainteresowanych stron. Potem – umiejętność choćby mglistego postawienia siebie w podobnej sytuacji. I na końcu wreszcie – elementarną kulturę osobistą i dozę empatii, również w stosunku do rodzin zainteresowanych. Tak niewiele, a dla wielu tak wiele…

    A podejrzewam, że aby przekonać się o stabilności i sile przekonań, kręgosłupa moralnego czy przyjaźni wypowiadających się ostoi moralności i zasad – wcale nie trzeba byłoby wysyłać ich na 8 tys.m.n.p.m. w Karakorum i kazać poświęcać życie w imię wzniosłej idei braterstwa. Wystarczyłoby postawić na biurku walizkę z, powiedzmy, milionem złotych. Większość sprzedałaby wszystko, a przyjaźń na pierwszym miejscu. Bardzo łatwo osądzać i potępiać innych. Ciężko natomiast choćby spróbować osądzić samego siebie, zwłaszcza jeśli robi się to w okolicznościach domowego zacisza, z dala od dramatów związanych z niektórymi wyborami.

    Rozpisałam się okrutnie, może trochę górnolotnie, ale cała ta nagonka i syf, który zebrał się wokół ludzi, których podziwiam i kocham, zwyczajnie mnie boli.

    Adam, trzymaj się ciepło! Rób swoje, w zgodzie ze sobą, a innym wara od tego. Ciepłe myśli także do Twoich bliskich – niech wiedzą, że jest wielu ludzi, którzy są z Tobą! I na koniec gratuluję Autorce wywiadu, bo jest chyba jedyną osobą, która zachowała obiektywizm, takt i wyczucie w całej tej sytuacji.

    Pozdrawiam:)

  16. hehe pisze:

    Zapraszamy do Zakopanego, tam na pewno dostaniesz wszystko PROSTO w twarz…!

    • Komtur pisze:

      Może podpisz się swoim imieniem i nazwiskiem co? A może umiesz tylko głośno „szczekać” i prowokować, a na prelekcjach siedzisz z tyłu z „podwiniętym ogonem” i boisz się zabrać głosu?

      • cepr pisze:

        Jakich prelekcjach? Przecież to jeden z tych, dla których „akcja broad peak” była modna na „fejsie” i można było „lajkować” „słit focie” z gór. A teraz wrócił ze szkoły, odrobił lekcję, siadł przed komputerem (co mają robić teraz dzieciaki-ironia) i stwierdził, że wyleje wszystkie smutki i żale za 1 z polskiego i 2 z historii. Gdzieś kiedyś przeczytałem, że jakakolwiek reakcja na te idiotyzmy to „karmienie trolla” którego nakręcają odpowiedzi. Nie reagować – i na komentarze, i na forum, i na największych znawców wszelakich dziedzin jakimi są dziennikarzyny.

        • nosallo pisze:

          Dobrze, ale to też jest przykre, że ta nagonka internetowa przenosi się na grunt medialny oraz prywatny. Trzeba się bronić przed tym idotyzmem. To nie żadne wylewanie żalu, tylko konstruktywne i odważne stawanie naprzeciw rzeczywstości cyberprzestrzeni.

    • Joanna pisze:

      idiota

    • marcin pisze:

      hehe to jakis dzieciak, poprostu robi zeby zwro cic na siebie uwage

  17. Asia pisze:

    Większość argumentów w wypowiedzi Adama mnie przekonuje. Jest to w miarę logiczne, spójne…. Wszystko byłoby OK, gdyby nie konferencja, jakieś udzielili wspinacze po powrocie. Pozostali uczestnicy wyprawy naprawdę przeżywali ból, żałobę… to dało się wyczuć w głosie, w twarzy, gestach. Ale nie u Adama 🙁 Adam opowiadał historię tak, jakby dotyczyła wyprawy z przygodami na „wielkiego suma”, którego w końcu udało się złowić.
    Mnie ta wypowiedź już wtedy wdała się nieco …psychopatyczna… tego typu osobowość cechuje bardzo często inteligencja, wyrachowanie, egocentryzm, niezwykła umiejętność opisywania emocji…. przy kompletnym braku uczuć wyższych, empatii. Oni dobrze WIEDZĄ jak opisywać, jak sprawiać wrażenie ale nie potrafią tego POCZUĆ! Nie wiem, czy taki jest Adam ale tak się pokazał podczas tej konferencji. Tak czy inaczej – życzę Adamowi jak najlepiej.

    • Wojtek pisze:

      Uważam że nikt z nas nie powinien oceniać tej sytuacji, gdyż po pierwsze większość z nas nie ma wiedzy jak działa organizm człowieka w takich warunkach, po drugie siedzimy w Polsce, w ciepłych kapciach i fotelach i po trzecie mamy informację tylko od osób, które żyją. Do tego zespoły były dwa. Adam odpowiadał za swoje bezpieczeństwo i SWOJEGO partnera. Obaj przeżyli, więc uważam że ich współpraca działa dobrze, polegała na wspólnym podejmowaniu decyzji i choć zeszli osobno to razem o tym zadecydowali.

      • Anonim pisze:

        Odpowiadał za bezpieczeństwo swojego partnera? Tutaj niestety nie można się zgodzić. Przy braku łączności (wzrokowej/poprzez tel satelitarny) „odsadził” swojego kompana na 4 GODZINY i sam przyznaje, że nawet przez myśl mu nie przeszło,aby na kogokolwiek czekać. Bielecki na Rocku Summit przekreślił istnienie „zespołu” i stał się solistą.

    • Magda pisze:

      Panie Adamie, gratuluje odniesionego sukcesu i skladam kondolencje. Nie latwo zegna sie przyjaciol, szczegolnie gdy patrzy cala Polska. Patrzy i ocenia nic nie wiedzac. Nie trzeba plakac przed kamerami.. ale nie wszyscy o tym wiedza, nie wszyscy zrozumieja i na pewno niewielu znalazloby odwage, by powiedziec panu w twarz co mysla. Dla mnie jest pan przykladem niesamowicie silnego czlowieka, fizycznie i psychicznie. Mam nadzieje, ze sie Adam nie poddasz! Pozdrawiam i podziwiam.

    • Rolka pisze:

      Wtedy podczas tej konferencji mogło się wydawać, że Pan Adam nie przejmuje się niczym, żwawo opowiada…ale to pozory, bo po części były to silne emocje, swego rodzaju szok, i chęć przekazania wszystkiego co zapamiętał z tych trudnych chwil podczas ataku szczytowego.
      Zresztą każdy człowiek ma inną energetykę, Pan Małek z natury wygląda na spokojnego człowieka, co nie znaczy, że bardziej przeżywał tę tragedię, takie ma po prostu usposobienie. Każdy reaguje inaczej, jeden w szoku będzie klepał i klepał, a drugi milczał.
      Zresztą Pan Adam nie będzie ronił łzy przed kamerami, żeby zadowolić gawiedź. Jestem pewna, że przeżywa to na swój sposób.

      Życzę wiele siły Panie Adamie i proszę się nie zrażać do wspinania, jest Pan genialny w tym co robi.

  18. Natka pisze:

    @Asia, wiesz mialam podobne uczucia, Artur podczas konferencji prasowej to ten , ktory wszystko przezywal i nam pozwolil czuc ten smutek. Adam zimny, jakby wyrachowany, … ale jednak kazdy ze smutkiem radzi sobie inaczej. To nie byla codzienna zwykla sytuacja i moze trudno przepisac kazdemu sposob reakcji na to czy tamto. on sam mowi w tym wywiadzie, ze on nie jest wylewna osoba i na tej konferencji taka nie byl, ale widzialam tez wywiad z nimi i Arturem (chyba jeszcze w marcu to bylo) , ktory pokazal go z innej perspektywy. Byl to wywiad, gdzie prawie sie rozplakal i wlasnie wtedy byl takim czlowiekeim, ktorego my byc moze chcielismy zobaczyc. No a co do tego zostawienia Tomka i profesjonalizmu, to wlasnie trzeba zauwazyc, ze to byly warunki ekstremalne. Szalenie smutne byly te rozmowy z Tomkiem, ale i wtedy ani Adam ani Artur sil nie mieli, zeby wejsc na gran. I z tego punktu widzenia, chciec wejsc, a moc to byly dwie rozne rzeczy. Sama sie miotam w mojej prywatnej ocenie, bo nie znam sie na himalaizmie wcale, ale wierze, ze trzezwosc myslenia jest na wage zlota czy zycia, a moze tylko tym wlasnie Adam sie wykazal, a nie zimna kalkulacja. A Adama pozdrawiam bardzo serdecznie jak rowniez wszystkich pasjonatow himalaizmu. RIP panie Macku i Tomku.

  19. Anonim pisze:

    Szacunek za sile, doswiadczenie i osiagniecia.
    Przykre to co sie stalo ale takie jest zycie, takie sa gory… Oczywiste jest jak bardzo musi to bolec. Oczywiste jest i to ze kazdy uczestnik wyprawy nie poszedlby tam gdyby nie ufal reszcie ekipy. Gdyby ktokolwiek mial watpliwosci ze ktos moze chciec jego smierci (sick!) to nie zdecydowalby sie na taka wyprawe. Skoro doszlo do tej tragedii i gosc twierdzi ze nic nie dalo sie zrobic to znaczy ze tak wlasnie bylo. Ale ktos kto siedzi wiekszosc zycia wsrod czyerech scian pozerajac masowo informacje z tv i tanie hollywodzkie sensacje nigdy tego nie zrozumie. Walic ciemnote.
    Jeszcze raz ogromny szacunek!

  20. rhodi pisze:

    heh, powiem tak wywiad bardzo udany, tylko wiele osób nie rozumie tego i nie widzi wypowiedzi psychologa (trzeba być po tej stronie lustra – studiować ten kierunek, chyba by to zauważyć). Sposób wypowiadania czesto przesycony jest wiedzą, a nie brakiem empatii, emocji, czy też czego innego. Mam na koncie ten sam kierunek i wiem co mówię, na pierwszych zajęciach usłyszeliśmy, że prawdopodobnie nie będziemy w stanie dogadać się po tych studiach z nikim innym jak z psychologiem i chyba coś w tym jednak jest, choć bardzo starałem się w to nie wierzyć.

    A dla tych co mówią, że można było inaczej, choć tam nie byli mam propozycję – zapoznajcie się z eksperymentem Miligrama – ludzie nie zabijają, a blisko 90 procent badanych niejako to zrobiła.

    Taka szersza konkluzja, ale może da do myślenia….

  21. Joanna von Mruff pisze:

    Witamy w polskim piekiełku. Wszyscy wiedzą wszystko najlepiej, nikt nie ma odwagi powiedzieć tego w twarz. Kojena sprawa, że rodziny zaginionych muszą mieć kogoś odpowiedzialnego, winnego i stał się tą osobą Pan Adam. Taki kozioł ofiarny odpowiedzialny za wszystkie bolączki. Życzę wytrwałości i wiary w siebie Panu Adamowi, bo sytuacja jest trudna, przykra i będzie się jeszcze dłuuuuugo ciągnąć.

  22. ola pisze:

    Trzymaj się chłopaku …

  23. Anonim pisze:

    @Asia Piszesz, że ludzie pokroju Adama wiedzą jak sprawiać dobre wrażenie. Gdyby tak było, to na konferencji Adam zagrałby rolę i roniłby łzy. Tymczasem był sobą. W ten sposób radzi sobie ze stresem. Jest wielu ludzi, którzy nie dają tego poznać po sobie, że cokolwiek w środku przeżywają.

    • Asia pisze:

      @Anonim
      Nie wiem, jakiego pokroju jest Adam, pisałam tylko o tym, jak się pokazał – zachował na konferencji. Jego zachowanie nie świadczyło o tym, że stała się tragedia. Nie oczekuję spazmów, płaczu, histerii.. ja tam nie widziałam nawet powagi, smutku, zadumania. Tylko relacja z „przygody”, w której zwyciężył.
      Nie oceniam jego zachowania w górach – bo tam nie byłam i guzik o tym wiem. Cieszę się że ktokolwiek przeżył. Dla mnie himalaiści są bohaterami za realizację tak trudnej pasji.

      Ale w każdym środowisku są osobowości psychopatyczne, a odsetek takich osobowości w przekroju społeczeństwa jest całkiem spory. Czy Adam ma psychopatyczną? Nie wiem – tak się zachowywał (CO NIE MUSI OZNACZAĆ, ŻE MA TAKĄ OSOBOWOŚĆ). Studiował psychologię – więc na pewno gdyby tak było – sam się już zdiagnozował… I jeżeli tak – to nie powinien już nigdy wspinać się w grupie.

  24. Michal pisze:

    Uważam, że na Broad Peak A. Bielecki nie zrobił niczego, co możnaby mu zarzucić. Dla mnie zarzuty w tym zakresie nie są uprawnione. W opisanej sytuacji nie obowiązuje ogólna etyka, ale szczegółowa – a tą tworzą wyłącznie uczestnicy tych zdarzeń.
    Z drugiej strony nie mam wątpliwości, że A. Bielecki w góry się nie nadaje. A na pewno etyka, która on wyznaje jest mi obca. Przekonuje mnie o tym informacja z Gazety Rybnickiej Nr 11/497; listopad 2012, strona 18:

    http://www.rybnik.eu/__files/gr_11_2012.pdf

    Czytamy tam, że: „….. Bielecki występował prawdopodobnie w roli przewodnika.”.
    W powyższym wywiadzie A. Bielecki przyznaje: „ prowadziłem wyjazdy komercyjne i pałałem się nie do końca legalnym przewodnictwem… „
    Nie mam złudzeń, A. Bielecki nie ma żadnej wiedzy na temat prowadzenia klientów w górach – mimo to, parał się „nie do końca legalnym przewodnictwem” (sic!). Trudno mi przesądzać, czy i w jakim zakresie brak umiejętności i wiedzy przewodnickiej, pozostaje w związku z narażanie kogoś na niebezpieczeństwo w trakcie wyjazdów w góry.

    • cepr pisze:

      „Prawdopodobnie…” – i wszystko jasne. Wystarczy jedno słowo zaczepienia, a można prawić i prawić i ksiąg setki zapisać…
      Zatem, co mógł zrobić kierowca wraz z żoną i 3 dzieci, którzy pakują się rano na wakacje a popołudniu giną staranowani przez innego kierowcę który zasnął? Mógł przewidzieć, że na polskich drogach jest niebezpiecznie i jechać autem sam, a całą resztę puścić różnymi środkami transportu, w razie gdyby statek zatonął, samolot spadł a pociąg się wykoleił??
      To może napiszmy od razu, że doszło do MORDERSTWA!! Niech fuckt zrobi nagłówek: Adam B. oskarżony o morderstwo na Broad Peak. A co? Jak się bawić to się bawić – w końcu polskie korzenie i narodowa cech „miłości bliźniego” wyjdzie z nas!
      Nie czytałem w ogóle forum, ale już rozumiem ojca Adama, który „walczy z wiatrakami” i wkurza się szarpiąc sobie nerwy i zdrowienie niepotrzebnie…

  25. Komtur pisze:

    Dobrze w końcu przeczytać coś napisanego z dystansem i wyczuciem, nie z intencją odnalezienia sensacji.

    Myślę, że na większość zarzutów można odpowiedzieć cytując pana Nalaskowskiego, który jako jeden z pierwszych zaatakował Adama i Artura. W ich opiniach jest „przekaz pozawerbalny i celecbrycko akceptowalny. Jeden człowiek może stać się drabiną do sukcesu innego.” Ich tragedia, stała się okazją do kolejnego artykułu, podbicia klikalności, oglądalności, jednym słowem zysku.

    Uczestnicy wyprawy na pewno popełnili jakieś błędy, ale pamiętajmy o tym, że była tam nie tylko Adam i Artur, ale również Maciek i Tomek. To ich wspólne decyzje złożyły się na tragiczny finał ataku szczytowego. Ale od wyjaśnienia tego co poszło źle jest komisja powołana przez PZA. A oskarżanie, szukanie winnych na siłę to brak szacunku zarówno dla tych którzy zostali w górach na zawsze, jak i tych którzy przetrwali. Szkoda, że anonimowość w internecie i postawa „nie zanm się, ale i tak się wypowiem” wygrywa ze współczuciem i zrozumieniem…

  26. Piotr pisze:

    Niesamowity wywiad. Szczerze współczuję Adamowi i jego rodzinie. Ci co go krytykują nie mają najmniejszego pojęcia jak tam jest, tam wysoko, gdy walczy się o każdy oddech, o każdy krok. To co spotkało Adama i Artura to najgorszy sen każdego wspinacza, najgorszemu wrogowi tego się nie życzy. W ataku szczytowym były dwa zespoły, jeden zszedł, drugi nie. Może i Adam powinien schodzić związany z Arturem ale skoro nie szli związani znaczy, że nie było takiej konieczności. Zarzucanie w szczególności Adamowi, że zostawił partnerów to jakiś absurd. Każdy idąc w góry liczy się z tym że może coś się stać, każdy rozsądny wspinacz nigdy by niepotrzebnie nie narażał partnera. Nie wiemy co stało się z tą drugą dwójką, dlaczego nie byli związani, dlaczego tak osłabli. Obecność Adama i Artura w zejściu Tomka i Maćka skutkowała by, że mielibyśmy cztery ofiary. Niech powołana komisja wypowie się co tam mogło się stać, jeśli popełniono błędy to niech wspinający się wyciągną z tego wnioski na przyszłość. Trzeba jednak mieć świadomość jednego, wspinanie się zimą na 8000 to sprawa mego ekstremalna i każdy powinien brać odpowiedzialność za siebie. Dajcie spokój Adamowi naprawdę nie jestem w stanie ogarnąć co chłop ciągle przeżywa. Adam jesteś wielki ogarnij się i do zobaczenia gdzieś w górach byle wysokich i zimnych.

  27. Anonim pisze:

    Hm. Mieszane uczucia. Rozumiem złość pana Bieleckiego na polskie piekiełko, żal bierze jak się to czyta. Z drugiej strony z wypowiedzi pana Bieleckiego ujawnia się obraz himalaizmu, który wielu się nie podoba i wielu go po prostu nie rozumie. A mianowicie brutalne prawo- zwycięzca bierze wszystko, bo jest silniejszy, lepszy kondycyjnie, podejmuje dobre decyzje, zdrowo ryzykuje,no i ma ten łut szczęścia. Dla mnie oczywiste jest, że błąd został popełniony. I jest on tylko jeden-zła ocena sytuacji. O czym zresztą pan Bielecki mówi. Cieszę-mimo wszystko-że Jemu i panu Małkowi się udało. Ale martwi mnie co innego- w pewnym momencie pan Bielecki mówi, że wspinać to najlepiej chciałby się z klonem samego siebie oraz że będzie szukał na następne wyprawy tylko rewelacyjnie przygotowanych partnerów. I z tego tylko 2 wnioski: koledzy, którzy zginęli nie byli tak dobrzy jak pan Bielecki. Czy gdyby to właśnie Jemu się nie powiodło na Broad Peak, to chciałby żeby koledzy którzy przeżyli wygadywali takie rzeczy? Z drugiej strony przypominam sobie postać Wandy Rutkiewicz, kontrowersje wokół Jej osoby, decyzji, które podejmowała, i tak myślę, że świat się nie zmienia. Czasem tylko my, tu na dole, mamy mylne wyobrażenie tego, co to znaczy zmagać się z górami. I że na heroizm na ponad 8000 tys metrów może oznaczać śmierć.

    • nosallo pisze:

      „- w pewnym momencie pan Bielecki mówi, że wspinać to najlepiej chciałby się z klonem samego siebie oraz że będzie szukał na następne wyprawy tylko rewelacyjnie przygotowanych partnerów….koledzy, którzy zginęli nie byli tak dobrzy jak pan Bielecki. ”

      Kierownikiem wyprawy na Broad Peak był Wielicki, a nie Bielecki?

  28. Grzegorz pisze:

    Adamie – ja najwyżej byłem na Grossglocknerze (wycofałem się 40 m od szczytu bo było późno i w moim odczuciu niebezpiecznie – głównie ze względu na braki kondycyjne)
    Ludzie jak Ty są elitą i zawsze będą kąsani !!! Łatwiej się ocenia niż robi coś dobrze, każdy z Was mógł w każdym momencie zawrócić, ale nikt tego nie chciał, a doświadczenia innych himalaistów pokazują, że nie każda wyprawa kończy się sukcesem. I każdy z Was o tym wiedział. Szkoda ludzi, którzy giną, ale mimo wszystko każdy zna stawkę. Życzę Ci zdrowia i tyle samo wejść – ile zejść.

  29. filemon pisze:

    Brakuje mi w tym wszystkim takiego górskiego etosu… czegoś, czego kompletnie nie czuję w tym wywiadzie ani w innych… Poza tym zdaje się, że opinia „do celu po trupach” nie pojawiła się w przypadku Pana Bieleckiego tylko po Broad Peak ale jest to niejako znak rozpoznawczy tego „sportowca”.

    • jaco pisze:

      Etos górski?? nie występuje u 90 procent wspinaczy, himalaistów, alpinistów itd więc się ciężko doszukać tego w ogóle…po trupach do celu..hmm przeczytałeś cały wywiad? i do jakich wniosków doszedłeś? że śp. Maciek i Tomek zginęli przez Adama bo im nie pomógł? Pastwić się nad żyjącymi jest najłatwiej… co smutne w przypadku pana Macieja – to on poszedł po trupach do celu…pastw się nad nim to on i Tomek nie mieli sił ani predyspozycji żeby zdobyć szczyt w tych okolicznościach: (nadchodzi wieczór, wyczerpanie, słaba kondycja) mieli obowiązek wręcz zawrócic wg mnie zaraz po wejściu na grań i zorientowaniu się że będa schodzic po zmroku i narazaja swoje zycie a przede wszystkim innych… Adam pytał lidera jakby nie było czy jednak atakują przed Rocky Summit… zapomniałeś dodać jeszcze jeden grzech Adama- że żyje! no tak to takie typowe: ferowanie wyroków i przypinanie łatek z ciepłego fotela, rusz głową chłopie chociaż raz w życiu!

  30. Dominika pisze:

    Panie Adamie, ja również czekałam na ten wywiad i w końcu te słowa. Wspieram Pana mocno i bardzo proszę nigdy się nie poddawać i nie brać tego wszystkiego co czyta Pan w sieci do siebie, bo „ci najbardziej wrażliwi” Pana zaszczują … Mam przyjaciela który również w górach stracił kogoś.. prawie go otoczenie nie zlinczowało, na jakiś czas wyjechał z kraju… jak wielki był to dla niego ból wiem bardzo dobrze. Proszę pozostać takim jakim Pan jest, nie załamywać się. To że ktoś nie płacze i nie rozdziera szat na wizji nie znaczy że nie krzyczy z bólu… gorąco pozdrawiam z Krakowa

  31. aksa pisze:

    Bardzo dobry wywiad. Panie Adamie – gratulacje. Myślałam, że tacy ludzie jak Pan wyginęli. Przebija się przez ten wywiad głęboka szczerość – i tym powinien Pan zamknąć hejterom usta. Tacy są niestety wszędzie, a internet to skupisko wirtualnej nienawiści, która nigdy nie wychodzi poza ekran. Skąd w ludziach taka omnipotencja żeby wiedzieć lepiej od kogoś, kto to przeżył?

  32. Mariusz pisze:

    Panie Adamie niech Pan się nie przejmuje tymi idiotycznymi atakami. Wygrał Pan z tą górą to i z tym Pan sobie poradzi. Niech Pan odda hołd „chłopakom” zdobywając kolejny szczyt…

  33. Joanna pisze:

    Adamie, dziekuje Ci z calego serca za ten wywiad. Nie wolno oceniac czlowieka zanim sie go nie wyslucha… CZekamy na kolejne sukcesy….. !!!

  34. Koski Jan pisze:

    Szacun!

    A tym którzy uważają, że można jeszcze było zrobić jeszcze to i tamto, sugeruję mały eksperyment. Proszę wstrzymując oddech, przespacerować się niespiesznie po schodach cztery piętra w górę. Następnie będąc na górze zastanowią się przez 5 sekund, czy dadzą radę zejść bez nabierania powietrza, po czym w połowie drogi w dół spróbują zawrócić by pomóc przyjacielowi (cały czas na bezdechu).

  35. Anonim pisze:

    Tak to prawda, to jest cena jaka przyszło Ci zapłacić za Twoje osiągnięcia, w życiu nie ma nic za darmo, wszystko ma swoją cenę, siły życzę

  36. Michał K pisze:

    Bardzo dobry wywiad.

    Adam – 3maj się!

  37. Anonim pisze:

    a ja naj bardziejn Adam Polska górą i basta

  38. Anonim pisze:

    Panie Adamie,życzę, wejscia z zimie na K2 i szcześliwego powrotu do domu!
    wierzę w Pana każde slowo..
    pozdrawiam i dziękuje za bardzo ciekawy wywiad
    roman

  39. Bartek Mosiński pisze:

    Każdy negatywny komentarz bez podania imienia i nazwisko to klasyczny przykład internetowego trolla, który nie ma odwagi do wyrażania własnej opinii i leczy w ten sposób swoje kompleksy, budząc przy tym sprzeciw obiektywnej publiki i prowokując swoją niesprawiedliwą oceną.
    Chwała Bohaterom! – tym którzy wrócili i tym którzy zostali.

  40. Kathy pisze:

    Od początku wiedziałam, że tak będzie, że będziecie karani za to że przeżyliście, ale dzisiaj widzę drugie dno tej sytuacji: prawdziwie czarne dno.Dlaczego ludzie krytykują tylko Ciebie? Czemu wobec Artura nie ma żadnych zarzutów? Uważam, że Broad Peak i ta tragedia była potrzebna do wylania goryczy wielu ludziom ze środowiska wspinaczkowego, to doskonały pretekst do poniżania Cię i oceniania Adamie. Wielu zazdrości Ci sukcesów w tak młodym wieku, wielu faktycznie nic nie wie o ośmiotysięcznikach, wielu już dawno było przeciwko Tobie tylko brakowało im argumentów które przebiją się przez mur Twoich osiągnięć, Broad Peak stał się taki argumentem, niestety. Pomimo mojej całej sympatii do Maćka i Tomka, wiem że jeśli sami sobie nie pomogli to nikt im nie mógł pomóc. A za Ciebie trzymam kciuki, nie poddawaj się i nie załamuj, nie każdy anonim siedzący po drugiej stronie monitora jest Ci przeciwny 😉 Powodzenia na Manaslu 🙂

  41. Roman Mykieta pisze:

    Panie Adamie, życze , zimowego weiscia na K2 i bezpiecznego powrotu do domu…
    pozdrawiam roman
    ps wywiad znakomity!

  42. Jaremi pisze:

    Nie trzeba mieć żadnego przygotowania górskiego, nie trzeba chodzić w góry, można siedzieć w ciepłym fotelu przed komputerem, żeby racjonalnie ocenić tą sytuację i nie rzucać krzywdzących oskarżeń w kierunku Adama Bieleckiego. Wystarczą umiejętność czytania ze zrozumieniem, umiejętność przyswajania i analizy faktów, odrobina rozsądku i wyobraźnia.

    • jaco pisze:

      Nie mogles tego lepiej ująć kolego… ale cóż nic nie poradzisz bo u nas oczywiscie wszyscy sie znaja na wszystkim…

  43. Gosia pisze:

    W końcu rzetelny wywiad (po nasyconej oskarżeniami publikacji Newsweeka szczerze zwątpiłam w rzetelność dziennikarską). Dokonał Pan rzeczy wielkiej!!! Nikt nie powinien przepraszać za to, że okazał się lepszy od innych. Kocham moje bieszczadzkie górki w skali mikro i zazdroszczę obecności w tych w skali makro 🙂 Serdecznie pozdrawiam.

  44. Magda K. pisze:

    Panie Adamie!

    Może jednak warto trochę odciąć się od tego internetowego szamba? Co da czytanie opinii internetowych kozaków, anonimowych, schowanych za monitorem, którzy być może na ulicy życzliwie się do Pana uśmiechają? Jeśli ma pan czyste sumienie i wszystko w sobie już poukładane, to może warto dać sobie z tym spokój? Niesamowite jak w dzisiejszych czasach ludzie przypisują sobie prawo do bezrefleksyjnej oceny innych. Nie można, nie powinno się brać tego do siebie.

    Jestem pełna podziwu dla umiejętności i osiągnięć. Niech moc będzie z Panem, a góry niech wciąż sprawiają przyjemność i przede wszystkim niech dają wytchnienie. Zimowej wyprawy na K2 życzę, udanego wejścia i bezpiecznego powrotu!

  45. Kasia pisze:

    W końcu głos rozsądku w tym całym szumie. Ważny i potrzebny wywiad, za który dziękuję. Ciągle mam nadzieję, że w Polsce zbyt pochopne osądzanie innych się skończy. Ja nie oceniam tego co się stało – mogę tylko powiedzieć, że przykro mi, że nie wszyscy wrócili i pogratulować żywym nadludzkiego wyczynu…

  46. Dida pisze:

    Świetny wywiad. Spokojnie Adam, zabierz małą i jedźcie odsapnąć w Szkocji. Tam pięknie o tej porze roku 😉

  47. Anonim pisze:

    Świetny wywiad. Wielkie słowa uznania i wsparcia dla pana Bieleckiego.

  48. Anonim pisze:

    Panie Adamie gratulacje. To olbrzymi sukces. Doskonale wiem co Pan czuje po stracie kolegow. Zaloba potrwa przez pewien okres czasu. Mysle, ze w gorach bierze sie wlasne zycie we wlasne rece. Kazdy wie na co sie decyduje. Wywiad pokazal Pana klase. Dziekuje i zycze wielu sukcesow.

  49. Paweł pisze:

    Panie Adamie było ciezko, jest cieżko, ale prosze sie nie poddawać i dalej spełniać swoje marzenia, żyć pasją do gór!!!

  50. struna pisze:

    Panie Adamie, duży szacun. Kocham góry (niestety najwyżej weszłam tylko w Tatrach ;)) i na bieżąco śledziłam relacje z Broad Peak. I to z dużymi emocjami. Płakałam, gdy weszliście na szczyt, a potem niestety płakałam gdy Tomek i Maciek nie wrócili.
    Ale prawdę mówiąc rozmawiając wśród znajomych, czy w pracy NIGDY nie usłyszałam żadnego negatywnego komentarza na temat Pana, czy Artura Małka. Chcę żeby Pan wiedział, że zwykli ludzie w zwykłych codziennych komentarzach mówili o Was z szacunkiem, podziwem dla pasji i wytrzymałości (fizycznej i psychicznej). Ludzie ogólnie wiedzą, że nie można oceniać ekstremalnych sytuacji siedząc z kawą przed telewizorem.
    W internecie na forach odzywają się anonimowi zaburzeni ludzie, którzy absolutnie nie odzwierciedlają podejścia większości. Chcę, żeby Pan to wiedział – że ludzie ogólnie są za Panem.

    pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów

  51. Hanka pisze:

    Współczuje tym, którzy tam byli, tym którzy tam zostali i ich rodzinom. Współczuję tym, którzy wrócili tutaj i tłumaczą sie z tego, ze zyją. Nikt z nas , laików nie ma prawa wypowiadac sie na ten temat, nas tam nie było, nie mamy tez pojecia o tym jak tam było. A poza tym, tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono…

  52. anita pisze:

    Calkiem ciekawy wywiad. Troche rozjasnia cala atmosfere tam.
    Kazdy ma prawo do wlasnych refleksji i sadow- tego uczyli nas w szkole, wiec po co tyle zacieklych klotni i pietnowania tych, ktorzy maja odmienne zdanie.
    Wywiad podsumowalabym: Pan Adam chcial wejsc i zejsc. Taki byl jego cel i tak zrobil.

  53. TTOM pisze:

    Fantastyczny wywiad.
    Panie Adamie, współczuję krzywdzących opinii wyrażanych z pozycji ciepłego fotela, w którym właśnie siedzi komentujący. Sam kocham góry, choć w zupełnie innym wymiarze. Sytacja, w której się Pan znalazł, jest poniekąd znakiem naszych czasów – wiele ważnych wydarzeń można na bieżąco śledzić, stając się niejako ich uczestikami. Z tym, że to jest uczestnictwo wirtualne, choć wielu osobom się wydaje, że mogą wydawać osądy i wyrażać opinie, jakby sami w tym wszystkim w rzeczywistości uczestniczyli. Niestety często rzeczywistość, którą komentują jest im zupełnie obca.
    Panie Adamie, życzę wielu kolejnych sukcesów, życzę aby miał Pan siłę i determinację do ich osiągnięcia, jednocześnie – o ile to możliwe – pozostając w harmonii z rodziną. Proszę się także nie przejmować zawiścią niektórych środowisk. Tak zwykle jest, kiedy coś się osiąga, idąc swoją własną drogą. Dla niektórych jest to nie do przyjęcia.

    Panie Adamie, życzę wielu kolejnych wypraw i tej samej ilości powrotów do domu.

    Pozdrawiam
    Tomek

  54. Maria Szachnowska pisze:

    Miałam kiedyś taką sytuację w życiu, że znalazłam się w centrum medialnej nagonki (oczywiście nieporównywalnie mniejszej w kwestii skali problemu). Jednym z najbardziej zaskakujących doświadczeń było czytanie wypowiedzi internautów. Pomimo swojej inteligencji, mądrych poglądów, logiki przeprowadzanych wywodów itp., ci ludzie wydawali się nie zdawać sobie sprawy z tego, że osoba o której mówią, też ma dostęp do internetu. Czy ktoś, udzielając takiego wywiadu, wypchnięty jest na piedestał „osoby publicznej”, skąd nie widać, co się pod tym piedestałem dzieje? Wam się wydaje, że rozmawiacie sami między sobą. Gdzieś w kuluarach wymieniacie poglądy na temat gór, etyki, bezpieczeństwa, moralności, a wreszcie na temat siebie nawzajem (niekiedy obniżając przy tym niebezpiecznie loty). Czy Wy sobie tak naprawdę zdajecie sprawę z tego, że on to wszystko może właśnie w tej chwili czytać? Spróbujcie to sobie wyobrazić -może się Wam zmieni optyka. Ja oczywiście nie mogę mówić za Adama Bieleckiego i nie mam pojęcia, co on czuje. Natomiast mnie, kiedy czytałam fora na swój temat, nie tylko bolały negatywne wypowiedzi, ale również irytowały pozytywne. Myślałam sobie: „jakim prawem człowiek, który gdzieś przeczytał zaledwie pare zdań na mój temat może mieć o mnie opinię, nawet jeśli jest ona pozytywna?”.Gdybym była na miejscu Bieleckiego, drażniłoby mnie, że robieni się ze mnie bohatera i daje tym samym pretekst pieniaczom do jeszcze większej nagonki. Ja nie mówię, że nie należy się publicznie wypowiadać -po prostu warto mieć z tyłu głowy wizualizację Bieleckiego, jak śledzi tę dyskusję. Ja mam, a Wy?…

  55. marcin pisze:

    Ten wywiad niech będzie nauczką dla internatów.

  56. Anonim pisze:

    oby więcej Pan z nikim nie wchodził na wysokie góry, K2 zimą jest Pan w stanie zdobyć sam….
    zostawiając partnerów w górach nie powinien się Pan porywać na prowadzenie komercyjnych wypraw…i ile wiem juz Pan to robi lub lada chwila poprowadzi Pan taką…

    • Proponuję, żeby administrator forum zamienił słowo Anonim na Idiota, może ludzie zaczną brać odpowiedzialność za słowa. P.S. Świetny wywiad.

    • Anonim pisze:

      Anonim zgadzam się z Tobą. Pan Adam to świetny młody człowiek nastawiony na SUKCES, Jest profesjonalistą w każdym calu, ale wspinać powinien się już SAM, Ja również życzę mu K2 ale SOLO bo on jest SOLISTĄ w każdym tego słowa znaczeniu . I dla dobra Swojego i innych przy SOLÓWCE powinien pozostać

  57. robso pisze:

    Adam,
    zawsze będą dwie grupy osób, szczególnie w takich sytuacjach. Zawsze! Nic na to nie poradzisz chociaż to przykre.
    Ja rozumiem tą pasję, sam wdrapuję się na szczyty. Co prawda tylko alpejskie ale to wystarczy żeby to zrozumieć.
    Stałeś się popularny. Zauważyłem że tak będzie już po Twoim wejściu na Makalu. Kolejne szczyty tylko pokazały, że jesteś naprawdę wybitny. Niestety niemal każdej Twojej wyprawie towarzyszyły dramatyczne okoliczności (poza K2) a to ściąga uwagę jeszcze mocniej niż Twoja wybitność.
    Tu zaczyna się problem. Tu zaczyna się ludzka natura. Życzę Ci żebyś to przetrwał. Życzę byś znalazł oparcie w Bogu.

    • Beata pisze:

      A nikt już nie pamięta jak niemal każdej wyprawie Jerzego Kukuczki towarzyszyły tragiczne okoliczności i ludzie też bali się z nim wspinać… a teraz jak nie żyje jest wybitnym polskim himalaistą… takie rzeczy w wysokich górach po prostu się zdarzają i zdarzać się będą… jak w każdym „zawodzie” o podwyższonym ryzyku…

  58. agu pisze:

    pochodzę z Zakopanego i osobiście mam żal o jedno to że pan Maciej pochodził z tej miejscowości nie oznacza że każdy jest przeciw Panu Adamowi nieładnie wszystkich wkładać do jednego worka a na kilka razy podkreślał Zakopane ……jak poczytałam komentarze choćby na polskim himalaizmie to mało kto był z naszej miejscowości ….oprócz żalu do ludzi więcej obiektywnego spojrzenia …bo zachował się tak samo jak ludzie do niego nie wspomniał o miejscowości z której pochodził Tomek tylko Zakopane ….a wszędzie są ludzie i ludziska ….warto o tym pamiętać

    • Jagoda pisze:

      Agu, przykro mi, jeśli odebrałaś niektóre komentarze zainspirowane tym tekstem jako nagonkę na ludzi z Zakopanego. Faktycznie określenie środowisko (wspinaczkowe) zakopiańskie jest niebezpieczną generalizacją. Mam nadzieję, że nie będzie tutaj takich konfliktów, bo tworzenie podziałów na podstawie miasta pochodzenia byłoby głupie. Pozdrawiam

      • nosallo pisze:

        To jest niebezpieczne, ale jakoś każdorazowa krytyka pochodzi od ludzi ze „środowiska” zakopiańskiego alpinizmu(?) więc Adam ryzykownie, ale bardzo odważnie zarzucił temu środowisku. Słusznie, ponieważ nie zechcięli go zaprosić nawet na wspólne spotkanie. Zamiast żalić się, że tak jest nieładnie zastanów się co z tym zrobić, jak ten stereotyp przełamać. Ja uwielbiam Zakopane, są tam otwarci ludzie (młodzi). Ale wystarczy pospacerować między „przestrzenią prywatną”, wspomnieć znamionowe zablokowanie przez jednego niefartnego górala podhalańskiego zablokowanie „Gubałówki” aby przestać tych górali lubić. Mam wrażenie, że najchętniej góry obkręcilibyście wysokim płotem i zagarnęli dla siebie „Nasze Tatry”. Także do działań Pani @Agu. Odczarujcie krainę Witkacego na nowo bo Polacy lubią Zakopane, ale górali to już mało kto… ja nie:( Pozdrawiam

        • agu pisze:

          nie Każdy góral jest taki jak go pan opisał czy tez pani ….jak napisłam są ludzie i ludziska i nie tylko na podhalu …..ale jak nie bedziemy reagować na sprostowania to za chwile wszyscy beda zli —dokładnie tak jak pan ujął ” nie lubie gorali’ —a czy wszystkich pan poznał zeby wydac ogólna ocene …..sa tacy z którymi mozna naprawde miło spedzic czas czy wiele sie dowiedziec a sa tacy który warto omijac ale nawet ja która tu mieszkam nie wkładam wszystkich do jednego worka
          pozdrawiam …:)

  59. ASIK pisze:

    WIELKI SZACUN!!!MEGA,MEGA,MEGA WYCZERPUJĄCA INTELIGENTNA WYPOWIEDŹ,NAPRAWDĘ OTWIERA OCZY!!!

  60. ASIK pisze:

    ADAM UWAŻAM ŻE JESTEŚ MEGA ZIOMEK I SUPER ŻE NAPISAŁEŚ TAKIE SPROSTOWANIE,MYŚLĘ ŻE KAŻDY KTO SIĘ INTERESOWAŁ CHODŹ TROCHĘ WASZĄ WYPRAWĄ CZEKAŁ NA TAK FASCYNUJĄCY WYWIAD!SZACUN ZA OSIĄGNIĘCIA I TO CO ROBISZ!!!!JA TYLKO MOGĘ PODZIWIAĆ,ODWAGĘ,I ADRENALINĘ KTÓRĄ DOŚWIADCZACIE PODCZAS WYPRAW,MNIE BY STRACH OBLECIAŁ NA TAKĄ DAWKĘ ADRENALINY :))))POZDROWIONKA Z POZNANIA
    🙂

  61. Kris pisze:

    Każdego krytykującego zachowanie Adama (pani zasmucona, pani bania i kilka innych apatycznych osobników) bardzo chętnie zabiorę zimą na Babią Górę 1725m. n.p.m przy niskiej temperaturze, poczekamy na odpowiedni wiatr który odczuwalną zwiększy do ok. -30 stopni. Wyjdziemy na szczyt i będziecie musieli ustać tam 20 minut(i nie ma chowania się za skalną scianą na diablaku). Komu z tych krzykaczy się uda wytrzymać 20 minut temu w schronisku na Markowych stawiam żurek + piwo.

  62. Kris pisze:

    odczuwalną zmniejszy*

  63. Anna pisze:

    Panie Adamie, piękny wywiad! Proszę się nie poddawać! Niestety, ale musi Pan nosić znamię bohatera tragicznego! Dlatego życzę dużo siły, by pośród opiniotwórczych, zawsze mądrzejszych obywateli, umiał Pan zachować spokój wewnętrzny! I faktycznie przykre jest to, że niektórym łatwiej byłoby zrozumieć tę tragedię, gdyby cała czwórka nie wróciła! Proszę być silnym dla pokoleń!

  64. Anonim pisze:

    Nie mam za duzego pojecia o himalaizmie ale strasznie mnie dziwi ten zachwyt nad Adamem. Jaki bohater….Ludzie opamietajcie sie… Zeby takie bzdury, rodem z liceum wypisywac. Jest takie przysłowie tybetańskich pielgrzymów: „możesz wejść na górę, jak na kupę kamieni albo jak na święte miejsce. Ale z góry możesz zejść bardziej człowiekiem albo bardziej małpą”.
    Tu nie trzeba brac niczyjej strony, nie trzeba wczuwac sie w warunki zimowe na szczycie, tylko trzezwo przeanalizowac fakty, popatrzec uwaznie na zdjecia, obejrzec filmik Bieleckiego ze szczytu, przekalkulowac czas zejscia…. Fakty same mowia za siebie.

    • Sebastian Slomka pisze:

      Co Ty chcesz analizowac? Ich, czytaj: Kowalski i Berbeka nie powinno tam byc. Powinni zrobic wycof. A Adam i Artur powinni spierniczac po topie na doł.

  65. Sebastian Slomka pisze:

    Niesamowity czlowiek ktory „wygral” z gora a „przegral” nasza polska mentalnoscia. Niestety zawsze wybitne jednostki byly u nas tak traktowane. Podziwiam tego faceta a zarazem Mu wspolczuje. Mam nadzieje ze wyjdziesz z tego szamba czysty jak łza Adamie. Jestes wielki.

  66. Anita V pisze:

    Jest takie przysłowie tybetańskich pielgrzymów: „możesz wejść na górę, jak na kupę kamieni albo jak na święte miejsce. Ale z góry możesz zejść bardziej człowiekiem albo bardziej małpą”.
    Jaki bohater???? Ludzie , czy wyscie powariowali????. Tu nie trzeba doszywac ideologii. Wystarczy przeanalizowac fakty, poczytac relacje, popatrzec na zdjecia Bieleckiego ze szczytu, obrjrzec filmik, powiazac to z jego relacja…Dla mnie sie nie klei… I jak tu robic z niego bohatera, wybitna jednostke…. Coz za brednie.
    Tak na marginesie przerazajaca jest laicyzacja i liberalizacja naszego spoleczenstwa. Wszystko wolno, kazdy sobie rzepke skrobie, a im lepiej wyskrobie tym wiekszy pomnik mu postawimy. Sory, ale nie tego uczyl mnie moj stary profesor w szkole.

  67. Anonim pisze:

    „Znów wracamy do Bieleckiego. Dlaczego rysuje pan postać potwora?

    Mówiąc o nim, musimy pamiętać o kilku sprawach. Makalu – zostawił do spółki z Hajzerem dwóch partnerów – efekt poważne amputacje palców. Zszedł do obozu poniżej po tlen, ale go nie wniósł bo się zmęczył, za to szybko zbiegł do bazy.

    Na Gasherbrumie I uciekł Januszowi Gołębiowi jeszcze przed zdobyciem szczytu. Rozmawiałem niedawno z Gołębiem. Opowiadał o tym zimowym wejściu. Był wkurzony i rozżalony. Jak Bielecki miał problem z żołądkiem to Gołąb czekał. Kiedy trzeba było sprawdzić drogę, Janusz poszedł w prawo i krzyknął, że nie tędy droga. Wtedy Bielecki od razu ruszył w drugą stronę. Nie poczekał też na szczycie, nie zrobili sobie razem zdjęć. A to ważne. Pokazać, że zrobiliśmy to razem. Janusz chciał po wyprawie porozmawiać z kimś o Bieleckim, zgłaszał się do Hajzera, ale rozmowy nie było.

    Dalej. Na Piz Berninie, najwyższym szczycie Alp Wschodnich, zostawił klienta w trudnym dla niego terenie – partner zginął. Bielecki poszedł tam jako przewodnik. Podobno mimo złych prognoz wyszli w góry. Nie byli związani liną. To nie jest trudna grań, ale ja nawet na łatwych graniach wiążę się. Gdy na jednym ze spotkań ktoś zapytał Bieleckiego o tę śmierć himalaista odpowiedział, że gdyby byli związani liną, to byłyby dwa trupy. Idiotycznie.

    Na Broad Peak porzucił trzech słabszych partnerów jeszcze przed szczytem – dwóch zginęło – nawet nie poczekał w obozie na wynik poszukiwań Karima tylko pomknął do bazy. Małek został i za to ma plus.”
    Tak napisal Ryszard Gajewski

    • Jaremi pisze:

      Napisał też, że Berbeka został razem z Kowalskim, tylko nie wytłumaczył, dlaczego to on nie podał mu lekarstw, nie włożył raków i nie założył rękawic. Pominął też kilka istotnych faktów, związanych z tym, że Berbeka decydował sam za siebie, podkreślając przy tym, że był on za słaby na tą wyprawę. Wywiad z Gajewskim jest tak nieobiektywny, wewnętrznie sprzeczny, przesycony nienawiścią, zawiścią, brakiem szacunku i tym podobnym emocjom, że nie warto się nad nim zatrzymywać.

  68. Anonim pisze:

    to ogromne szczęście, że ta 2ka wróciła cała i zdrowa. szaleństwem jest obwiniać ich za cokolwiek czy mieć żal. nie można mieć pretensji, że walczyli o swoje przetrwanie. ja nie mam. zrobiłabym to samo.

  69. Michał pisze:

    piękny, nadzwyczajny wywiad. Szkoda tylko, że nie podpisany – to oddaje całą jego wartość. „Szacunek” za wyjątkową delikatność podjęcia tematu i jednostronność. Mam nadzieję, że nikt nie wyśle już Bieleckiego w góry z ludźmi.

  70. nika pisze:

    przykro aż czytać ten wywiad
    najlepiej charakterek p.Bieleckiego widać, gdy mota się w opowieści nt wypadku w którym zginął jego klient na Piz Bernin
    niby nie klient, ale był jego klientem
    niby nie płacił, ale jednak płacił
    niby był uczniem, ale jakby już się nauczył

    oj, pan Adam ucieka od przykrej prawdy o sobie

  71. Daniel pisze:

    Martwią mnie słowa typu „podjąłem decyzję, byłem na granicy śmierci, czułem ,że mogłem zginąć”. To niedobrze, i nie chodzi mi nawet o to, że ktoś przecenia swoje umiejętności, czy nadmiernie ryzykuje. Góry są piękne, są jak narkotyk, ale trzeba mieć do nich pokorę i odpowiedni szacunek. Raz się uda, drugi raz się uda, ale trzeba wyczuć ten moment kiedy trzeba się wycofać. Żadna góra nie jest warta ludzkiego życia, czasem większym bohaterstwem jest się w porę wycofać niż być 30 sekund na szczycie i zapłacić za to życiem.

  72. ordakul pisze:

    W górach poświęcenie siebie dla innych czasem jest dobre a czasem złe. Warto przypomnieć sobie postać Pani Miodowicz – Wolf , „mrówki”. Opłacało się czy nie – każdy sam oceni.

  73. Mariusz pisze:

    Nie przejmuj się Adam takimi ludźmi jak Gajewski czy Pawlikowski – plują jadem, oskarżają, dyskredytują, zżera ich zawiść i nienawiść… Typowe dla ludzi, których czas minął, a młodzi zrobili coś więcej, niż oni.
    Rób swoje, trzymaj się z dala od takich ludzi i od Hajzera (lubi popełniać kardynalne błędy w przygotowaniach, wiem coś o tym), oglądaj się zawsze za partnerami, z którymi się wspinasz, a będzie dobrze.

  74. Nie Kumoter pisze:

    Witam,
    napiszę tutaj trochę ze swojej wiedzy, łaziłem po górach całe moje życie choć mieszkam na d morzem, zszedłem wszystkie polskie góry, w stylu lekkim trekkingowym, no bo polskie góry aż tak wymagające nie są (nie mówię tutaj o wspinaczce, bo tego nie uprawiam tylko w zakresie pozwalającym na zrobienie jakiejś prostej traski i założenie stanowiska, bądź do asekuracji kolegi) Zawsze miałem problem z tym że szybko zasuwałem do góry, i zawsze chcę iśc do góry to zostało mi do dziś, nie byłem w takich warunkach jak Ekipa Garfielda, ale zawsze dostosowywałem tempo wejścia i zejścia do osób najsłabszych w grupie, i tego własciwie uczy chyba każdy przewodnik górski. Oczywiście Panowie startujący zimą do Karakorum powinni mieć doświadczenie, siłe fizyczną(wytrzymałość) no i mocną psychę, a tutaj chyba tego jednak własnie zabrakło, nie uważam że Adam jest winny śmierci ŚP M.Berbeki i T.Kowalskiego, bo oni szli tam na własne życzenie, winnym bardziej myślę jest kierownik wyprawy niestety, i możliwe że ich zbyt mocna psycha, głowa i serce chcą wejść a organizm niestety nie daje rady, a w warunkach 7000+ w zimie jest hardcore, trochę poczytałem o tej sprawie w różnych źródłach mniej lub bardziej wiarygodnych, i dużo rzeczy się nie zgadza, np. wersje podawane przecz członków PZA, a o Piz Bernina-Bieleckiego to wynika z tego że Podobno P.Krystian zleciał z deski śnieżnej a tutaj wersja jest o zawalającym się polu śnieznym. Ale ok to się mogło różnie skończyć, a poza tym skoro sam P.Bielecki zauważa ze komisja PZA w składzie członków ma osoby które nie były w karakorum zimą, no to trochę mi to będzie przypominać farsę smoleńską. Kolejna niejasność jest więcej osób niż 6 w polsce które weszły zimą powyżej 7000+ i doskonale o tym wiecie, mało tego przecież Hajzer zawistny nie chciał ludziom udostępniać informacji a propo’s wejść na szyty 7000+ zimowe, moge podać nazwiska osób które robią akcje zimowe wysokogórskie a pza udaje że to amatorzy, problem w tym że ci amatorzy nadal żyją a robią piękne rzeczy, na które ja nie mam umiejętności dlatego nie lezę wyżej niż 4000+, no ale reasumując i tak uważam że P.Bielecki nie zawinił, no dobra jest wyścigowcem n o ale co z tego, no taki jest, ale decyzję o wejściu na szczyt każdy podejmuje sam, (wie jak się czuje jego organizm-albo tak mu się wydaje) i potem jest prawdzia walka, bo nie sztuką wejść, sztuką zejść, w warunkach high extreme8000+ to nie ma wujków, kumpli teamu, jest ratuj się kto może, ktoś też powiedział że gdzieś tam na dhaulagiri była akcja ratunkowa i sie udała, owszem na 6000 a nie na 8000 i nie zimą a w maju bodajrze, więc myślę że i tak już ludzie swoją postawą ukarali p.Bieleckiego, ale za co za pasję? Przeciez atak szytowy to jest zwieńczenie tak naprawdę cięzkiej górskiej pracy tj: Zakładanie stanowisk, zakładanie obozów, poręczówki , przeloty, torowanie, high porting itd.atak szytowy to jest próba dla kazdego cżłonka takiej wyprawy, to jest decyzja kluczowa, życie albo śmierć, albo pójdziesz dasz rade i masz się czym pochwalić, albo nie idziesz i się nie chwalisz, chociaz sam pobyt pod górą dla mnie byłby już życiowym topem, bo było by 6000+, znaleziono kozła ofiarnego w osobie Bieleckiego, a przecież jest jesscze Małek, Hajzer,Wielicki. P.Bielecki ma rację komisja powinna wypracować pewne standardy, aczkolwiek za czasów p.Zawady to jakoś chłopaki włazili ostro w zimie, posiadając sprzet nieporównywalny z dzisiejszym, ale też ginęli…to jest ryzyko gór wysokich nie tylko zimą…

  75. co? pisze:

    Mam nadzieję że ten przypadek nakreśli pewne standardy współpracy i wyraźnie zaznaczy podział między wspinaczką zespołową i pasożytniczą.

    • anita v pisze:

      Krotko i tresciwie. Bielecki chcial zdobyc zdobyc szczyt i zejsc i tak zrobil. I nie bardzo go obchodzilo co sie dzieje na gorze. Tak wynika z tego wywiadu i z rozmow radiowych. Jest sprinterem i powinien chodzic sam. Bo to nie bylo wejscie zespolowe. Tak sie zwyczajnie nie robi. Bo nie wazne jakie sa warunki. Nie w takich sytuacjach ludzie robili nadzwyczajne rzeczy, pomagali sobie. A tu facet zostawil wszystkich przyjaciol. Zszedl do bazy kilka godzin szybciej. Nie zostal by szukac pozostalych a internauci probuja zrobic z niego bohatera narodowego. To chyba jakas kpina z systemu wartosci. Chyba ze ten swiat oszalal.

      • Nie Kumoter pisze:

        Bohatera? nie… teraz przecież zrobiono z A. Bieleckiego głównego winnego śmierci dwóch wspinaczy,ok. można mieć wątpliwości co do jego etyki górskiej, ja mam, ale nie robię i ludzie też nie powinni robić z niego sprawcy tych zdarzeń, bo za tym idą bardzo poważne oskarżenia, a jak napisałem wyżej, on ich na siłę tam nie ciągnął na górę żeby ich tam potem zostawić, szli na własną odpowiedzialność no i odpowiedzialność Kierownictwa wyprawy…

        • anita pisze:

          Jak do tej pory chyba nikt nie powiedzial, ze Kowalski i Berbeka zgineli z winy Bieleckiego. To byloby absurdem. I byloby krzywdzace. Ten wypadek to suma bledow. Pozostaje jednak kwestia oceny etycznej, do ktorej mamy chyba prawo. Pozostaje jeszce kwestia podejscia do gor, do wspinania sie. Moze to byc sport i wtedy wspinasz sie jak na kupe kamienia, a moze byc filozofia zycia i wtedy wspinajac sie poznajesz samego siebie. Mi blizszy jest drugi styl- styl starszego pokolenia Himalaistow.
          A co do bohaterstwa, to moze raczej Maciek Berbeka, ten ktory zostal z Tomkiem, zasluguje na to miano….

  76. Ela pisze:

    Adam a moze ksiazke napiszesz?
    Himalaizm to ciezka dyscyplina ale dajaca wiele satysfakcji. Ludzie, ktorzy ja uprawiaja musza byc twardzi inaczej nie poradziliby sobie w ekstremalnie trudnych warunkach.
    Wielu z wielkich himalaistow stracilo swoich partnerow. I dla kazdego z nich byl to wiekszy lub mniejszy cios ale zawsze wracali w gory. To jest ich pasja bez ktorej nie umieja zyc.
    Pozdrowienia

    • anita pisze:

      Tak tak . Niech ksiazke napisze. I jeszcze film nakreci. To teraz takie modne, dochodowe i w ogole cool. Wszyscy celebryci tak robia. A my mu zalajkujemy. Dodamy do ulubionych i polecimy znajomym. Ale zesmy sobie pokolenie wychowali….

  77. Ela pisze:

    A ciekawa jestem czy ktos pamieta, ze byly glosy oskarzajace Ryszarda Pawlowskiego o smierc Jerzego Kukuczki. Kompletny absurd.

  78. siosio pisze:

    A czy to nie było tak?

    Wolniejszym i słabszym zespołem był Berbeka z Kowalskim,
    ten słabszy wydolnościowo i szybkościowo zespół, ubrał się najcieplej i zaczął się odwadniać, tracić szybciej siły, Kowalski miał problemy ze schodzeniem (przemęczenie plus słabsza psychika, plus upadek, po którym widać nie potrafił się zebrać w sobie), Berbeka starał się na niego czekać i sam przemarzł oraz osłabł …
    Berbeka był jednak trochę zbyt wiekowy na taką wyprawę, a Kowalski okazał się za słaby (za słaby psychicznie).

    Błąd to, to, że wyszły 2 zespoły. Powinien był wyjść tylko 1den, ten mocniejszy zespół.

    2gi błąd zły skład członków ekipy – mieli różne tempa – skoro nie można się zatrzymać i poczekać, co jest bardzo potrzebne partnerowi słabszemu (jako wsparcie psychiczne), to być może najważniejsze by było, aby dobrać ekipy tak, żeby wszyscy mieli podobne tempa….

    Może należałoby się ewentualnie zastanowić, czy można było wymusić w tym składzie aby wszyscy szli razem tym samym tempem – i byli do tego odpowiednio ubrani.

    Tak czy siak, ośmiotysięczniki zimą to jest loteria, albo się na nią godzimy i podejmujemy ryzyko, albo nie.

  79. Zafascynowany pisze:

    Adam jesteś moim bohaterem!
    Nie daj się przytłoczyć tym oczerniającym komentarzom i opiniom. Niestety niczego innego w Polsce nie można się spodziewać.
    Chciałem powiedzieć, że to strasznie wzruszający wywiad – naprawdę. Niesamowicie „czuję” to co mówisz mimo, że sam w wysokich górach nie byłem.
    Góry kocham, fascynują mnie, chodzę po nich non stop, a Twoją karierę śledzę od paru lat i uważam za kogoś niesamowitego. Czytanie o Twoich sukcesach i relacji z nich jest lepsze niż każda książka czy film.
    Nie poddawaj się i rób to co kochasz!
    Życzę Ci wielu szczęśliwych wejść i zejść.

  80. emdzi pisze:

    Jedyne doświadczenia jakie mam z górami to wycieczki w karkonosze. Wspinalam sie kilka razy na sciance, jestem nikim jesli chodzi o znajomosc tematu. Ale kurcze, jestes dla mnie bohaterem, mocarzem. cala wasza czwórka jest. rob dalej to co kochasz i wpisuj sie do historii tego najpiekniejszego na swiecie sportu. Poza tym zajebiscie mądrze gadasz.

  81. anita pisze:

    Ludzie. odsylalam do slownika. Kto to jest BOHATER.????Znacie znaczenie tego slowa????To nie chodzi o zadne oskarzanie o smierc, bo od tego jestem najbardziej daleka. Bielecki to sportowiec, wspinacz, sprinter ale nie bohater. W czym objawia sie jego bohaterstwo? Pobawmy sie w szkole i napiszmy rozprawke, bo zaczyna mnie to juz bawic.

    • ciekawie pisze:

      „Dla mnie bohaterem jest Art Gilkey, który prawdopodobnie odciął się na K2, żeby ratować kolegów. To jest prawdziwe bohaterstwo. Nie wiem, czy umiałbym się tak zachować w takiej sytuacji, życzę sobie tego. Nie chciałbym narażać kogoś na ostateczne decyzje, czy ze mną zostać, czy nie. ” Chyba Adam nie umialby sie tak zachowac, skoro nie byl w stanie poczekac na kolegow, mimo prosby Berbeki.
      Jesli poczytac ten wywiad z uwaga, odslania sie cala prawda o tej tragedi. Wiele sprzecznych faktow.

  82. Nie Kumoter pisze:

    No dobra a le z drugiej strony nie można być Anita zaciećwierzonym tak jak ty, zafiksowanym na tragedię i nieetyczność? i ty piszesz co jest chore…?!jedni się zafiksowali na bohaterstwo Bieleckiego inni na to że etyka wspinania była nie taka, każdy ma prawo do oceny, ale okazuje się ze oceniać mogłoby jedynie kilkanascie osób w polsce,najlepiej zostawić ten temat, myślę że i tak roztrząsanie tego nie pomaga nikomu, myślę tutaj o bliskich osób które nie wróciły, a prawdziwym jak już bohaterem tej wyprawy był chyba Karim Hyatt

    • Jaremi pisze:

      Nie wydaje mi się, żeby ludzie fiksowali się na to, że Bielecki jest bohaterem. Używają tego słowa, bo trudno znaleźć takie, które by go opisywało. Bielecki rozpala wyobraźnię, ponieważ jest bardzo mocny, ma ogromny potencjał i może w himalaizmie zrobić to, co nie udało się innym. Poza tym jest też bardzo sympatyczną osobą, a większość ataków ma emocjonalny wydźwięk i opiera się na teoriach, które można snuć dopiero po fakcie.

      Przypomina mi się tutaj rok 1970. Messner schodzi ze swojego pierwszego ośmiotysięcznika, Nanga Parbat, ze swoim młodszym bratem. Gunther nie ma siły, jest wolniejszy, więc Reinhold idzie przodem, szuka trasy. Czeka na niego niżej, ale Gunther ginie. Messner jest potem oskarżany, że zostawił własnego brata.

      To są wszystko decyzje. Messner ocenił, że jego brat da radę zejść i uznał, że lepiej będzie, jeżeli pójdzie przodem. Tu też były decyzje. Decyzja Bieleckiego była tylko jedną z wielu.

    • Amatorka pisze:

      I tu się zgadzam!Prawdziwy bohater to Karim!Jak usłyszałam,że poszedł sam szukać pozostałych na 7700 to mnie zamurowało.

  83. Jaremi pisze:

    Zbyt wiele negatywnych emocji krąży obecnie wokół tej sprawy. Dla mediów jest to wspaniała gratka. Każdy wywiad jest w jakiś sposób zmanipulowany, w zależności od tego, kto go przeprowadza i kto go udziela, jednak z przykrością, a może i ze zrozumieniem trzeba stwierdzić, że tylko Adam Bielecki zachowuje na tym polu jakiś poziom.

    Z przeczytanego niedawno wywiadu z Krzysztofem Wielickim z ogromną przykrością muszę stwierdzić, że stara się on winą obarczyć Bieleckiego – gdybym miał z nimi kontakt, to kazałby im poczekać. Dlaczego jednak wcześniej, nie wykazał się takim zdecydowaniem? To, w jakim tonie się teraz wypowiada jest krzywdzące w stosunku do Bieleckiego i Artura Małka.

    Interesuje mnie też jeszcze jedna kwestia. Jak fakt, że Bielecki dotarł do obozu i zapalił światło wpłynął na to, że Artur Małek dotarł tam bezpiecznie. Nigdzie na ten temat nie udało mi się znaleźć informacji, a wydaje mi się, że jest to jedna z kluczowych kwestii związanych z oceną tego zejścia.

  84. paulina pisze:

    Ciekawe jak każdy z nas zachowałby się w tej sytuacji. Człowiek nigdy się nie dowie póki nie doświadczy, a nikt z nas tego nie doświadczy. Ekstremale sytuacje nie są naszym chlebem powszednim, to nie jest codzienne życie więc nie mamy prawa moralnego oceniać Pana Adama Bieleckego.

  85. pol pisze:

    Całkowicie muszę się zgodzić że nie mieli możliwości ratowania tamtych. Pierwszy odruch na doniesienia medialne i komentarze części himalaistów to potępienie ale tak konkretnie to trudno podać konkretny zarzut. Nie mogli czekać, nie mogli po nich wracać a gdyby nawet narażając życie wrócili to co? Może i poklepanie po plecach coś dało ale to trudno ocenić. Winny taktycznego błędu jest w sposób oczywisty Maciej Berbeka jako najbardziej doświadczony i decydujący się na atak z Tomkiem Kowalskim który jak widać z prosby o powrót na szczyt dla zrobienia zdjęcia już miał zaburzenia świadomosci.

  86. Justyna pisze:

    Uważam, że pan Adam Bielecki powinien wspinać się solo. Nie przekonuje mnie ten wywiad. Uważam, że jest skrajnym egoistą, który w trudnym momencie nikomu by nie podał pomocnej dłoni. Ok, uważał, że Tomka nie dało się uratować, ale był przecież jeszcze Maciek, dla którego można było coś zrobić.Szansa uratowania Maćka Berbeki wg. Wielickiego była bardzo duża.
    Dla Adama Bieleckiego liczy się wyłącznie osobisty sukces- po trupach do celu, nie ma pojęcia co oznacza pojęcie braterstwa w górach, nie próbował absolutnie nic zrobić! Nawet Krzysztof Wielicki w ostatnim wywiadzie skrytykował jego system zero-jedynkowy w górach- a kto jak kto, Wielicki wie dużo w wspinaniu się zimą w górach i o ratowaniu skrajnie wyczerpanych osób ( nie raz taką akcję przeprowadzał- choćby zima pod k2 razem z Denisem Urubko sprowadzali skrajnie wyczerpanego Marcina Kaczkana z 7650m.
    Bez urazy, ale dla mnie po wszystkich ” wyczynach”: m.in zostawienie chłopaków pod Makalu, gdzie mieli b. poważne odmrożenia, to jak postąpił z klientem z Alapach, opinie Janusza Gołębia o Bieleckim czy Karima Hayyeta , totalnie go dyskwalifikuje jako człowieka.

    • Marek_wspinacz pisze:

      Wielicki próbuje przerzucić część odpowiedzialności na Bieleckiego i Małka. Nic nie dało się zrobić. Ani Bielecki, ani Małek nie mogli poczekać na grani, a wejść żaden nie zdołał rano. Za wydarzenia na Makalu odpowiedzialność ponosi Artur Hajzer, a nie Bielecki, który nie miał wtedy jeszcze doświadczenia na ośmiotysięcznikach zimą. Na temat wydarzeń w Alpach, czy na Gasherbrumie I się nie wypowiadam, ale odradzam czerpania wiedzy z komentarzy, czy pełnych jadu wywiadów.

      • Justyna pisze:

        Wielicki na nikogo nie próbuje zwalić winy, po prostu w głowie mu się to nie mieści jak można zostawić tak kolegów i udawać, ze radio się przestroiło-ok, załóżmy że tak było, to i tak odwracając się musiał widzieć, że nie ma za nim światełek kolegów, że coś jest nie tak. Polecam film K2 na krawędzi, gdzie jest pokazana akcja ratowania Marcina Kaczkana przez Denisa Urubko i Krzyśka Wielickiego- było b. źle, musieli go opuszczać na linach ciężarem własnego ciała- to była wyprawa zimowa, Karakorum 1765m. Kaczkan nie miał sił iść, poza tym była fatalna pogoda, huraganowy wiatr, prawie zero widoczności. Zresztą Wielicki kilka razy pomagał w beznadziejnych przypadkach w ” strefie śmierci”, gdzie ktoś nie miał siły iść- np. jak zdobywał Annapurnę ratował małolata, który został 200m przed szczytem. Poczytaj sobie o akcjach Urubko i moro- było tego trochę, także zimą. Adam Bielecki nie zwraca uwagi na nikogo, tylko na siebie. Dlatego mam nadzieję, że będzie się dalej wspinał, ale solo.
        Jeśli chodzi o Makalu, to Bielecki w wywiadzie dla Newsweeka przyznał się, ze zachował się źle, a Hajzer wrócił ratować kolegów, Bielecki miał donieść tlen, ale jak zwykle był zmęczony, bo za szybko zbiegał.
        Doceniam Bieleckiego jako wspinacza, ale bezwzględnie powinien zdobywać szczyty solo, dopóki nie nauczy się etyki w górach.

        • Thathco pisze:

          … doceń to, że Bielecki przyznał się do błędu na Makalu. Środowisko naszych himalaistów jest raczej impregnowane na błedy, sa tylko wielkie dokonania i tragedie których „nie dało” się uniknąć…. On bierze to na klatę. I jest pewnie wielu wspinaczy na świecie , którzy marzą o tym by zostać Jego partnerami ….sa pewnie tacy i w Polsce ale czy odważą się ” na ostracyzm środowiska zakopiańskiego”. Maciek Berbeka to był wspaniały czlowiek i Wielka Legenda ….chyba nie byłby zadowolony z działań swoich kolegów……………

          • Justyna pisze:

            Doceniłabym, gdyby jeszcze wyciągnął z tego jakieś wnioski, a tu te same błędy w każdej wyprawie.
            Myślę, że nikt nie marzy, żeby być partnerem Bieleckiego w górach z jednej prostej przyczyny: nie można na niego liczyć w trudnych sytuacjach, po co komu taki partner, który zbiega z góry nie oglądając się na partnera? Jest setki przykładów w środowisku polskich ( choć nie tylko), w których partnerstwo w górach okazało się kluczowe- każdy ze środowiska tzw. starych himalaistów ratował kolegę z górach i niemal każdy z żyjących himalaistów był ratowany w trudnej sytuacji przez kolegę. Musisz poczytać trochę literatury górskiej, to może zrozumiesz, o czym piszę. Ja trochę się wspinam, na razie tylko w Tatrach i raz w Aplach, ale uwierz, że nie znam nikogo kto by marzył o partnerstwie liny z Adamem. Można go podziwiać za siłę i wytrzymałość, ale nie widzę żadnych zalet takiego z partnerstwa. Na pewno miałabym poczucie bezpieczeństwa z Urubko, Pustelnikiem, Moro, Wielickim, Jawieniem itp. ale na pewno nie z Bieleckim czy Małkiem- myślę, że w trudnym momencie ratowaliby przede wszystkim siebie. Myślę, że Berbeka Maciej w trudnym momencie liczył na pomoc silniejszych kolegów, o czym choćby świadczy fakt, iż zaproponował Małkowi, żeby spiął się z nimi liną. Myślę, że już wtedy czuł się słabo, ale by zbyt ambitny, żeby się do tego przyznać. Myślę, że teraz patrzy z góry z pewnym zażenowaniem, zwłaszcza na niestosowne komentarze Bieleckiego, który głównie Maćka obarcza odpowiedzialnością za to co się stało, a w sobie nie znajduje winy. Nie zrobił nic żeby pomóc kolegom, a był najsilniejszym wspinaczem, nie próbował nawet nic zrobić…, a myślę, że o ile tomek był trudnym przypadkiem( choć nie wiadomo czy beznadziejnym), to dla Macieja Berbeki dało się coś zrobić. Nad ranem był widziany na ok. 7600m, więc nie był słaby i gdyby koledzy poczekali, może by żył.
            Uważam, że jest jednym z najlepszych wspinaczy młodego pokolenia- pod względem wydolności, ale będzie mu ciężko znaleźć partnera, bo jest za bardzo skoncentrowany na sobie, w górach widzi tylko cel do osiągnięcia czyli szczyt i sprintem w do, koledzy, partnerzy są w ogóle nieważni.

        • Marek_wspinacz pisze:

          Nie przekonują mnie Twoje argumenty, ponieważ Twoja ocena opiera się głównie na opiniach zasłyszanych, na opiniach ludzi, którzy kierują się emocjami. Ja znam kilka opinii o Adamie Bieleckim ludzi, którzy go znają, (znają, a nie „znają”, jak sugerował dziennikarz Newsweeka w wywiadzie z Wielickim). Są one radykalnie różne, od tych które powtarzane są w mediach. Bywałem na jego prelekcjach. To człowiek bez pamięci zakochany w górach.

          • wspinacz pisze:

            Marku zgadzam się z Tobą masz słuszność „to człowiek bez pamięci zakochany w górach” Sobie i dlatego powinien zostać SOLISTĄ .

          • Justyna pisze:

            Moją opinię na temat Bieleckiego opieram głownie na własnych obserwacjach, na autentycznych relacjach z wypraw, gdzie przeczytałam o akcjach ratowania partnerów w górach- to są fakty, a nie zasłyszane opinie. A propos opinii ciekawa wydaje mi się opinia Janusza Gołębia, który wspinał się z Adamem na G1. gołąb uważa, że bez problemu można się dostosować w zejściu do słabszych partnerów, dla niego temat nie podlega dyskusji- przeczytaj artykuł „Zabrakło poszanowania podstaw wspinania”. Himalaiści o wyprawie na Broad Peak: zacytuję krótką wypowiedź Janusza Gołębia:
            Maciej Pałahicki: To co się stało podczas zejścia to normalna sytuacja czy jednak nie jest to standard himalajski?

            Janusz Gołąb: Ostatnio stara się lansować taką teorię, że powyżej pewnej wysokości to jest standardem, iż każdy działa na własną odpowiedzialność. Ja się z nią absolutnie nie zgadzam. Dla mnie nie ma problemu, żeby poczekać na partnera czy dostosować do niego tempo, tak żeby iść razem. Dla mnie nie ma takiego problemu.

            Nie przeczę, że Adam Bielecki jest zakochany w górach, ale o partnerstwie na wysokościach nie może tu być mowy.
            Z kolei Artur Hajzer tłumaczy Bieleckiego, że jest słaby psychicznie i ma niską odporność na zimno. Czy to jest partner idealny dla kogokolwiek? chyba jedynie dla siebie.

        • CFA pisze:

          Nie chcę nikogo oceniać. Ale proszę, Justyno, nie porównuj akcji ściągania Kaczkana do Broad Peaku. Tam (pod K2) wszystko odbyło się przed atakiem szczytowym, Denis miał dość sił, żeby ściągnąć Marcina trochę w dół, bo to podwyższało jego szanse przeżycia. Byli wystarczająco nisko, żeby z dolnej bazy wyruszyła pomoc. To jednak trochę inna sytuacja.

          • Ultima Thule pisze:

            racja ! Ja w ogóle zauważyłem, że wiele argumentów przeciwko Adamowi po bliższym przyjrzeniu się faktom okazuje się albo nieprawdziwych, albo wręcz świadczących na korzyść Adama …

            Niestety – jest dużo osób ze ZŁĄ WOLĄ, które metodycznie niszczą wizerunek Adama …

    • anita pisze:

      Podziwiam za odwage napisania na tym forum otwarcie tego co myslisz. W pelni popieram.
      Przytocze jeszcze raz to stare przysłowie tybetańskich pielgrzymów: „możesz wejść na górę, jak na kupę kamieni albo jak na święte miejsce. Ale z góry możesz zejść bardziej człowiekiem albo bardziej małpą”.

  87. Nie Kumoter pisze:

    Przecież przy każdym przejściu mostu śnieżnego jest własciwie system zero jedynkowy? zawali się albo się nie zawali…
    niemniej jednak ciężko mi uwierzyć w to że teraz ten „team” skacze sobie do gardeł…

  88. Janek pisze:

    1) Nie „pałałem się nie do końca legalnym przewodnictwem”, tylko parałem się zupełnie nielegalnym przewodnictwem (i mam tego skutki).

    2) Bez względu na to, że Ergaj przesadza z Bieleckim bym się liną nie związał. Jego ego jest zbyt duże, żeby ręce dały radę porządnie przywiązać linę do łącznika uprzęży i zdarza się, że lina się nagle rozwiązuje …

    3) Słowa żałoba, przyjaciel i żal brzmią w ustach Bieleckiego bardzo mało wiarygodnie. Pięknie za to brzmi racjonalizacja swoich zachowań i za serce łapie czynienie ze swoich bliskich żywych tarcz.

    4) Wykaz Bieleckiego jest jaki jest. Określanie siebie mianem profesjonalnego wspinacza jest daleko idącym nadużyciem …

  89. Thathco pisze:

    …TRZYMAJ SIE PRZYJACIELU. To, że jestes najlepszym polskim wspinaczem nie może być Twoim problemem. Środowisko okazało sie niegodne uznania jakim do tej pory było obdarzane przez tzw opinię publiczną. Okazało się, że jest tak samo „skorumpowane moralnie” jak np politycy. To bardzo przykre dla mnie odkrycie….bo zawsze byli dla mnie bohaterami, robili to o czym ja tylko marzylem. Na szczęście tylko niektórzy. Wymaganie od Ciebie tłumaczeń – „dlaczego przeżyłeś” to ABSURD…. SKORO DOSZEDŁEŚ TAK DALEKO, TO ZNACZY ŻE JESTEŚ WSPANIAŁYM FACETEM . I oni muszą to uznać. Bo podważając Twoje dokonania …deprecjonują własne. Podważając Twoje wybory…..ulegają pokusie niepamięci…. Powodzenia !!!! i wyluzuj.

  90. Janek pisze:

    Jakie są kryteria cenzurowania komentarzy ?

    • admin pisze:

      Aktualnie nie mamy ściśle określonych zasad moderowania. Usuwane są treści jawnie obrażające innych, totalnie niezwiązane z tematem, spamerskie linki, itp…

      W Pana przypadku, oba komentarze (ten i wcześniejszy) zostały zaklasyfikowane przez automat jako spam. Już zostały przywrócone.

      • Janek pisze:

        Dziękuje za informacje i pluralizm :). Przy okazji posłodzę . Góry Książek to świetny pomysł z doskonałym wykonaniem. Gratuluję i życzę powodzenia.

  91. Bartek pisze:

    Pan Bielecki to najlepszy wspinacz swego pokolenia , powinien dalej się wspinać i realizować ale już SAM .
    Alpinizm, bieganie, gra w szachy wszystko co jest dla nas pasją to sport a w sporcie gra się FER. W rodzinie gra się FER. Jak z kimś śpisz, jesz, i wąchacie swoje smrody (dla mnie nie ma znaczenia czy to jest dom na 10 piętrze wieżowca czy himalaje na 8t) to trzeba sprawę postawić jasno, UDCZIWIE JA, WY. Myślę że Adam tego nie zrobił, w pewnym sensie to tchórzostwo. Nie jest winny śmierci „kolegów” lepiej posuje tu słowo „znajomi” . Ale on jest SOLISTĄ i w końcu powinien to zrozumieć. KAŻDY Z NAS MA ZASADY KTÓRYCH SIĘ TRZYMA, W RODZINIE, PRACY, HIMALAJACH, PAN ADAM CHCE ŻYĆ MA PRAWO TYLKO POWINIEN TERAZ JUŻ CHODZIĆ W GÓRY SAM . Jestem przekonany że K2 będzie JEGO.

  92. vrikolax pisze:

    komisja, której członkowie nigdy nie byli powyżej 7 tys metrów…
    dziennikarze, z których większość pewnie uważa, że Krupówki to nazwa jednego z tatrzańskich szczytów…
    i cała masa ludzi, którzy nie wiedzą jaka jest różnica pomiędzy alpinistą a himalaistą…
    zaiste, godne grono ludzi, którym wolno oceniać.
    a ja mówię: OLAĆ ich wszystkich!
    Adam- nigdy nie zapominaj skąd przyszedłeś i co osiągnąłeś i myśl o tym, co jeszcze osiągniesz. głupota ludzka odebrała mi w górach żonę i matkę moich dzieci. i nadal twierdzę, że dla mnie i osób, które również zostawiały w górach swoich bliskich zawsze będziesz jednym z Lodowych Wojowników.
    jeżeli ktoś popełnił w trakcie tej wyprawy błąd, na pewno nie był to nikt z Was, którzy wróciliście…
    a maluczkich zostaw samych sobie, oni nie winni…

  93. Ktoś pisze:

    Muszę przyznać, że Adam osiągnął jeszcze coś niesamowitego – W tak krótkim czasie większość polaków stała się specjalistami himalaizmu zimowego oraz wykrzesała ogromne pokłady empatii. Szkoda tylko, że nie widać tego na codzień i jakoś mało ludzi udziela pomocy osobie leżącej na ulicy, gdy najczęściej wystarczy podejść i zapytać jak się czuje, ewentualnie wykręcić trzy dziewiątki, a z „miną” profesjonalisty wypowiadają się o empatii w górach powyżej 8000m. (Użyłam słowa większość, a nie wszyscy).
    Uważam, że nikt z nas nie powinien ani potępiać, ani bronić Adama i wygłaszać teorie na temat tzw „braterstwa liny”, bo po prostu nikt z nas tam nie był, nie wie i najprawdopodobniej nigdy się nie dowie co tam się wydarzyło.
    Uważam również, że powinniśmy zostawić ocenę sytuacji sumieniu Adama i Artura, bo tylko one mają do tego prawo i myślę, że są najsurowszymi sędziami (przynajmniej jeszcze w to wierzę).
    Ta wyprawa była wielkim sukcesem i jeszcze większą tragedią, ale takich wypadków Himalaje pamiętają wiele. Nie znaczy to, że mamy o tym wydarzeniu zapomnieć, ale dajmy już spokój i zmarłym i żyjącym, bo co te kłótnie zmienią – poza jeszcze większym pogorszeniem samopoczucia wielu ludzi, którzy na to nie zasłużyli.
    Adamie gratuluję i współczuję, bo śmierci bliskich nam osób się nie zapomina. Rób dalej to, co kochasz, obojętnie czy solo, czy w zespole. Trzymam kciuki.

  94. anita pisze:

    Nie jest latwo w naszym kraju miec odmienne zdanie od wiekszosci. Ale niestety nic nie poradze, ze nie zachwyca mnie postac Pana Bieleckiego. Intuicja nigdy mnie jeszcze nie zawiodla, . Wywiad tylko potwierdzil moje obawy. Szkoda tylko Berbeki i Kowalskiego.
    Nic nie podwaza umiejetnosci Bieleckiego, ale poza tym jest cos jeszcze o czym niektorzy czytelnicy wspominali. jakkolwiek to nazwiemy: etyka, moralnosc, sumienie, zasady fair play a tego najzwyczajniej zabraklo.

    • damiandeco pisze:

      szkoda ci Macka Berbeki bo sie napalil na szczyt a powinien zawrocic? i narazil wszystkich na smierc??

  95. Nie Kumoter pisze:

    góry wysokie nie wiedzą co to fairplay…pierwsze zimowe wejście to raczej eksploracja, przeciez nikt tam nigdy nie był w takich warunkach, anito a czy intuicja nie podpowiada ci ze nie dobrze mierzyć wedle swojej miary? zwłaszcza ze nie sądze iż kiedykolwiek byłas w karakorum zimą na wys. +7000? ja również nie byłem i staram się nie osądzać bo nie wiesz co ty byś zrobiła gdybyś nie miała czym oddychać(wejście bez tlenu), zamarzały by ci palce, i wiedziałabyś ze zbliza się bezlitosna noc…dla mnie to dostateczna argumentacja aby nie osądzać działań ludzkich w warunkach ekstremalnych…nie każdy jest alfa i omegą w kapciach przed kompem…

  96. anita pisze:

    1. Gory nie wiedza, co tro fair play, ale to chyba nie gory maja wiedziec…
    2. A wedle jakiej miary mierzyc, jesli nie swojej…..
    3. Masz racje. Nie wiem , co bym zrobila, gdybym nie miala czym oddychac, palce by mi zamarzaly i nadeszla bezlitosna noc. Nie wiem. I dlatego wlasnie siedze w kapciach przed kompem, ale jesli ktos wspina sie zawodowo, to chyba wie, co go czeka i na co go stac..

    • vrikolax pisze:

      ‚jeżeli ktoś wspina się zawodowo, to chyba wie, co go czeka i na co go stać…’
      o co w takim razie masz pretensje do Bieleckiego? każdy z nich wiedział na co go stać i co go czeka, jeżeli nie da rady…

    • damiandeco pisze:

      tak to pytanie powinno byc zadane Tomkowi i Mackowi a ty jak zwykle w Polsce bywa placzesz nad rozlanym mlekiem…

  97. Dakum pisze:

    Celny komentarz Ryszarda Gajewskiego na temat A. Bieleckiego:

    „Znów wracamy do Bieleckiego. Dlaczego rysuje pan postać potwora?

    Mówiąc o nim, musimy pamiętać o kilku sprawach. Makalu – zostawił do spółki z Hajzerem dwóch partnerów – efekt poważne amputacje palców. Zszedł do obozu poniżej po tlen, ale go nie wniósł bo się zmęczył, za to szybko zbiegł do bazy.

    Na Gasherbrumie I uciekł Januszowi Gołębiowi jeszcze przed zdobyciem szczytu. Rozmawiałem niedawno z Gołębiem. Opowiadał o tym zimowym wejściu. Był wkurzony i rozżalony. Jak Bielecki miał problem z żołądkiem to Gołąb czekał. Kiedy trzeba było sprawdzić drogę, Janusz poszedł w prawo i krzyknął, że nie tędy droga. Wtedy Bielecki od razu ruszył w drugą stronę. Nie poczekał też na szczycie, nie zrobili sobie razem zdjęć. A to ważne. Pokazać, że zrobiliśmy to razem. Janusz chciał po wyprawie porozmawiać z kimś o Bieleckim, zgłaszał się do Hajzera, ale rozmowy nie było.

    Dalej. Na Piz Berninie, najwyższym szczycie Alp Wschodnich, zostawił klienta w trudnym dla niego terenie – partner zginął. Bielecki poszedł tam jako przewodnik. Podobno mimo złych prognoz wyszli w góry. Nie byli związani liną. To nie jest trudna grań, ale ja nawet na łatwych graniach wiążę się. Gdy na jednym ze spotkań ktoś zapytał Bieleckiego o tę śmierć himalaista odpowiedział, że gdyby byli związani liną, to byłyby dwa trupy. Idiotycznie.

    Na Broad Peak porzucił trzech słabszych partnerów jeszcze przed szczytem – dwóch zginęło – nawet nie poczekał w obozie na wynik poszukiwań Karima tylko pomknął do bazy. Małek został i za to ma plus”.

    http://off.sport.pl/off/1,111379,14095239.html

    • mariusz pisze:

      Dakum – chyba nie przeczytałeś całego wywiadu.
      „Od początku było wiadomo, że Wielicki nie będzie atakował szczytu, ma 63 lata. Z Berbeką sprawa nie była jasna choć miał tylko 5 lat mniej. Można jechać w takim wieku?

      Gdy oglądamy filmy, gdzie wspina się Wielicki, to widzę, że wieku nie da się oszukać. To, że Maciek Berbeka wyszedł tak wysoko mając 58 lat, jest dla mnie zaskakujące. Nie wierzyłem, że on przekroczy 7500 m. Kiedy zobaczyłem jego zdjęcia po pierwszym ataku, to byłem pewny, że nigdzie dalej już nie pójdzie. Jak się dowiedziałem, że atakuje drugi raz, to zacząłem się martwić.

      Z relacji wynika, że do Rocky Summit Berbeka ciągnął całą grupę. Czyli był mocny.

      Do przełęczy. Maciek miał mocną głowę i to, że tak szybko szedł, to było psyche. Poza tym całe życie chodził w rakach. To bardzo istotne. Chodził lepiej od reszty grupy. Poza tym miał z góra swoje porachunki.”
      „Leszek Cichy, pierwszy zimowy zdobywca Everestu, powiedział, że Małek i Bielecki fizycznie nie byliby w stanie sprowadzić do obozu Berbeki i Kowalskiego, gdyby się coś stało.

      Pawłowski miał złamaną nogę na Nanga Parbat, a udało się go sprowadzić. Kowalski, który miał deteriorację, już przed szczytem szedł powoli. Maciek Berbeka to widział i szedł z nim, a Bielecki pobiegł na szczyt. Ani jego, ani Małka nie interesowało, że Kowalski czuł się źle. Złamali podstawowe reguły. Po wejściu na szczyt uznali, że są już tyle przed nimi, że nie będą czeka. Kowalski był słabszy, powinni byli o niego dbać. ”
      „A Kowalski?

      Był najsłabszym wspinaczem. Zrobił cztery szczyty ”Śnieżnej Pantery”. Ale normalnymi drogami. Widziałem na zdjęciach z Broad Peak, że wszędzie, gdzie jest Kowalski, to on leży i odpoczywa. To był sygnał, jeszcze przed przełęczą, że jest nieźle wycieńczony. ”
      Gajewski twierdzi, że Maciek był zbyt słaby aby atakować szczyt ale poszedł bo miał porachunki z górą, że Tomek już przed przełęczą był wycieńczony, że Maciek jeszcze przed szczytem widział, że Tomek jest zdeteriorowany i źle się czuje.

      no więc jak? – Maciek, chociaż był najbardziej doświadczony wszystkie te sygnały zlekceważył i nie zawrócił, nie zwracał uwagi na zły stan partnera tylko parł do szczytu? A gdy nie dał rady (jednocześnie świadomie „ciągnąc” za sobą mniej doswiadczonego i „chorego” Tomka) zejść, to Gajewski za ich śmierć obwinia Bieleckiego i Małka! Nie widzisz w tym sprzeczności???
      Dla mnie to szczyt bezczelności i wręcz patologicznej nienawiści Gajewskiego do tych, którzy zeszli.

  98. Ultima Thule pisze:

    tutaj zebrałem wszystkie dostępne informacje i poddałem je analizie:

    google: Broad Peak Nowy Ekran

    Szczególnie polecam tym, którzy krytykują Adama …

    • Amatorka pisze:

      Przeczytałam.Dwa razy.Jako amatorka nadal będę trwać przy tym,że nie chcę oceniać żadnego uczestnika tej wyprawy.Nie zmienia to jednak faktu,że bardzo dobra analiza sytuacji moim skromnym zdaniem i wreszcie ktoś napisał jak to miało wyglądać.

  99. granit pisze:

    Adam Bielecki po zdobyciu B P był w namiocie w obozie IV o 21- ej zaś Artur Małek ” Wreszcie, po godz. 2 w nocy, udało mi się wrócić do namiotu „ i co zrobił Adam Bielecki po raz kolejny zostawił Artura i zszedł do bazy takiej postawy nie można usprawiedliwić wymiotami to maksymalny egoizm i brak przyzwoitości .

    Z wywiadu z Arturem Małkiem z tygodnika „Przegląd”
    „– Nad ranem Krzysiek prosił, żebyśmy spróbowali iść w górę. Czułem się lepiej, pomyślałem, że muszę jeszcze z siebie wykrzesać trochę sił i wyjść chłopakom naprzeciw. Adam miał do mnie dołączyć. Po 40 minutach marszu odwróciłem się – i stałem 30 m od namiotu. Kilkunastogodzinny atak szczytowy i dwie noce na tej wysokości sprawiły, że nie byłem w stanie nigdzie podejść. Adam też był strasznie zmęczony, nie mógł nawet niczego się napić, bo od razu wymiotował. On zaczął schodzić, ja na prośbę Krzyśka postanowiłem zostać w IV obozie. To była ostatnia nadzieja, jeszcze wtedy mogliby cudem zejść, nie należało rezygnować z tej szansy. Namówiłem Karima Hayyata, który rano doszedł z dołu i, szukając ich, dotarł pod przełęcz, żeby został ze mną. Dla jednej osoby byłoby to niebezpieczne. Pod wieczór dostaliśmy jednak prognozę, że w nocy pogoda się załamie – i kierownik kazał wracać, żeby nie narazić jeszcze dwóch osób. No i zaczęliśmy schodzić, o północy byliśmy w dwójce, następnego dnia dotarliśmy do bazy.”

    • mariusz pisze:

      Granit pisze: „Adam Bielecki po zdobyciu B P był w namiocie w obozie IV o 21- ej zaś Artur Małek ” Wreszcie, po godz. 2 w nocy, udało mi się wrócić do namiotu „ i co zrobił Adam Bielecki po raz kolejny zostawił Artura i zszedł do bazy takiej postawy nie można usprawiedliwić wymiotami to maksymalny egoizm i brak przyzwoitości .”

      do granit – w jednym twoim zdaniu są dwa kłamstwa – czy to aby nie jest brak przyzwoitości?

      – Adam do obozu IV-go dotarł o 22.10
      – Adam z obozu IV-go wyszedł dopiero po powrocie Karima Hayata z rozpoznania w rejonie szczelin (ok.godz.14.00) gdy wszyscy (Artur, Adam i Karim) dostali od Wielickiego polecenie zejścia na dół – Adam zaczął schodzić jako pierwszy, Artur i Karim przygotowywali się do zejścia i wtedy Wielicki zmienił zdanie i poprosił aby jeszcze zostali w czwórce. Adam był już poniżej obozu i jego powrót był niemożliwy więc Wielicki zdecydował, że ma schodzić a w czwórce zostanie Artur i Karim, którzy zaczęli schodzić do bazy cztery godziny później.

      • Justyna pisze:

        Pudło kolego- na oficjalnej stronie Polski Himalaizm Zimowy w zakładce relacje jest informacja: „Adam Bielecki osiągnął obóz IV na 7400 m ok. 21.00 5 marca.
        Artur Małek osiągnął obóz IV ok. 2.00 6 marca”
        Czyli ta sama, o której mówi Małek w wywiadzie.
        ok 22.00 Bielecki dopiero skontaktował się z bazą( tak wynika z opublikowanych nagrań, a przecież jeszcze naprawiał radio…
        Artur Małek tez na pewno ” nie wyssał sobie z palca” godziny 21.00, o której mówi w „Przeglądzie”.
        Co do drugiej informacji, to dokładnie nie wiem, o której wyszedł Adam czy przed czy po powrocie Karima.Tak czy inaczej duży plus dla Małka, że został, Bieleckiemu jak zwykle się spieszyło w dół.

        • mariusz pisze:

          Pudło koleżanko Justyno:

          „Adam Bielecki powrócił ze szczytu do obozu IV o godzinie 22:10 (czas zweryfikowany, wcześniej podawano inną porę), a Artur Małek o 2:00 nad ranem. Oboje w czasie zejścia nie łączyli się radiotelefonicznie z powodów technicznych (przestawienie się częstotliwości w radiu Adama, trudności z uruchomieniem radia przez Artura).
          Po odpoczynku, jeszcze tej samej nocy Adam Bielecki wyszedł z namiotu w górę naprzeciw Arturowi Małkowi i pozostałym schodzącym. Zdołał wspiąć się w górę zaledwie kilkadziesiąt metrów i musiał zawrócić z powodu wyczerpania fizycznego po zdobyciu szczytu. Rano Artur Małek, po odpoczynku, także podjął próbę wyjścia na poszukiwania pozostałej dwójki. Wyposażony w płyny w termosie itp. wyszedł w górę, w stronę przełęczy. Zdołał wspiąć się zaledwie kilkadziesiąt metrów i podobnie jak Adam Bielecki z powodu ogólnej słabości zszedł do obozu IV.”
          źródło: http://polskihimalaizmzimowy.pl/pages/posts/informacja-prasowa-o-zakonczonej-wyprawie-zimowej-na-broad-peak-704.php

      • granit pisze:

        Mariusz,
        przeczytaj ze zrozumieniem to co powiedział Artur Małek
        „Z wywiadu z Arturem Małkiem z tygodnika „Przegląd”
        “– Nad ranem Krzysiek prosił, żebyśmy spróbowali iść w górę. Czułem się lepiej, pomyślałem, że muszę jeszcze z siebie wykrzesać trochę sił i wyjść chłopakom naprzeciw. Adam miał do mnie dołączyć. Po 40 minutach marszu odwróciłem się – i stałem 30 m od namiotu. Kilkunastogodzinny atak szczytowy i dwie noce na tej wysokości sprawiły, że nie byłem w stanie nigdzie podejść. Adam też był strasznie zmęczony, nie mógł nawet niczego się napić, bo od razu wymiotował. On zaczął schodzić, ja na prośbę Krzyśka postanowiłem zostać w IV obozie. To była ostatnia nadzieja, jeszcze wtedy mogliby cudem zejść, nie należało rezygnować z tej szansy. Namówiłem Karima Hayyata, który rano doszedł z dołu i, szukając ich, dotarł pod przełęcz, żeby został ze mną. Dla jednej osoby byłoby to niebezpieczne. Pod wieczór dostaliśmy jednak prognozę, że w nocy pogoda się załamie – i kierownik kazał wracać, żeby nie narazić jeszcze dwóch osób. No i zaczęliśmy schodzić, o północy byliśmy w dwójce, następnego dnia dotarliśmy do bazy.”

  100. patryk pisze:

    dobry wywiad.według mnie nie ma absolutnie żadnego racjonalnego powodu wchodzic powyzej 8000. nie przekonują mnie historie o głebokich przezyciach wewnetrznych.czy tak bardzo róznia sie od myśli i stanów świadomosci podczas np. spaceru doliną Koscieliska ?gdzie by człowiek nie był ma własną głowe na własnej szyi .czy nasze stane umysłu stanowia o tym kim jesteśmy? tłumacze sobie to prosto góry to nie wszystko. tyle że , ja nigdy nie byłem na 8000…

  101. granit pisze:

    A to dla prawdy, przyzwoitości i Mariusza

    piszesz pudło do Justyny, mnie zarzucasz kłamstwa a sam jesteś stronniczy i cytujesz uładzoną informację ze strony PHZ przeczytaj cały wywiad z Arturem Małkiem, który zdobył B P, cudem po nocy udało mu się dotrzeć do obozu IV i udzielił jedynego na ten temat wywiadu w tygodniku Przegląd i ja wierzę Małkowi a nie Bieleckiemu

    http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/bo-sa-rozmowa-arturem-malkiem

    i relację z wyprawy na, którą powołała się Justyna

    Wyprawa zimowa PZA na Broad Peak – 6 marca, 20.00 czasu lokalnego, 16.00 czasu polskiego
    W ciągu dnia 6 marca od kierownika wyprawy Krzysztofa Wielickiego dotarło do nas więcej informacji porządkujących wydarzenia ostatnich 24 godzin.
    4 himalaiści zdobywali szczyt kolejno ok. godziny 17-18.00, po czym bez zwłoki z/w na późną porę rozpoczynali zejście w dół. Chodziło o zejście jak najniżej zanim zapadną ciemności. Jako ostatni schodził Tomasz Kowalski. Przed nim był widoczny przez niego Maciej Berbeka. Choć każdy z uczestników posiadał radiotelefon to łączność była utrzymywana jedynie z Tomkiem Kowalskim i Arturem Małkiem (u Adama przestroiła się częstotliwość, Maciej nie używał radia z niewiadomych względów). Tempo schodzenia Tomka i idącego przed nim Maćka zaraz po zdobyciu szczytu od pierwszych minut zejścia było dramatycznie wolne. Do ok. godz. 2.00 6 marca – wciągu aż 7-8 godzin marszu i wspinaczki w dół – pokonali oni odcinek prawie do przełęczy -, który standardowo zajmuje ok. godzinę.
    Adam Bielecki osiągnął obóz IV na 7400 m ok. 21.00 5 marca.
    Artur Małek osiągnął obóz IV ok. 2.00 6 marca.
    Tomasz Kowalski zgłosił kierownikowi przebywającemu w bazie, Krzysztofowi Wielickiemu, trudności z oddychaniem i ogólne osłabienie i miał zażyć lekarstwa w/g instrukcji. W czasie schodzenia z przedwierzchołka Rocky Summit zaliczył mały upadek w efekcie którego wypiął mu się rak. Podczas ostatniej łączności o 6.30 rano 6 marca meldował trudności z zapięciem tego raka. Mówił też, że widzi Macieja Berbekę. Tuż przed świtem widać było z bazy na wys. 4950 m światełko latarki na siodełku przełęczy. Rano jeden z pracowników bazy (kucharz) widział(?) postać pod przełęczą w okolicy szczelin (uznano, że to Maciej).
    Od 6.30 czasu lokalnego nie ma żadnego kontaktu z zaginionymi. Ostatnia rozmowa z Maciejem Berbeką miała miejsce na szczycie o 18.00. Maciej rozmiawiał najprawdopodobniej z radia Tomka.
    O świcie 6 marca z obzou II na 6200 m wyszedł do góry oczekujący tam w odwodzie Karim Hayyat i ok. 13.00 dotarł w/g raportu Wielickiego do szczelin. Oceniamy tą wysokość na ok 7700 m. Nie napotkał on żadnych śladów, widział wszystkie szczegóły drogi aż do przełęczy i wycofał się do obozu IV. Dwójkę himalaistów uznano od tego momentu oficjalnie za zaginionych.
    Pogoda i widoczność 5 i 6 marca są dobre. Jest ok minus 35 stopni Celsjusza na 8000 m w nocy i 27 w ciągu dnia. Nie wieje wiatr. Ścianę cały czas przez lunetę z bazy lustruje Krzysztof Wielicki.
    W obozie IV zostali na jeszcze jedną noc Artur Małek i Karim Hayyat. Ich zadaniem jest wypatrywanie zaginionych himalaistów. Rano będą oni musieli rozpocząć zejście do bazy. Pogoda ma się popsuć 7 marca w godzinach południowych. Od wysokości 7000 m aż to bazy ciągną się non stop liny poręczowe, dzięki którym zejście do bazy jest ułatwione, szybkie i bezpieczne nawet w trudnych warunkach.
    Ok. godziny 2 6 marca z bazy do góry wyruszyli Shaheen Baig i Amin Ullah. Shahhen doszedł odo obozu II a Amin do obozu III.

    Kierownik programu „Polski Himalaizm Zimowy 2010 – 2015” Artur Hajzer
    dodał marek karnecki dnia 06.03.2013

  102. lukas pisze:

    Chyba za mało wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że zdobywcy BP byli pionierami, nikt tam przed nimi wcześniej nie był. Niestety tak to z pionierami w wielu dziedzinach bywa, że wielu nie wraca. Owszem mieli doświadczenie, pan Berbeka i Bielecki zdobywali nawet ośmiotysięczniki zimą ale to jest Karakorum, w zejściu trzeba było podejść pod Rocky Summit, akcja trwała już kilkanaście godzin a na dodatek wracali po zmroku… Niestety tu już decydowała tylko siła i odporność psychiczna przy skrajnym wyczerpaniu a nie jakieś romantyczne dyrdymały, że jakby ktoś na kogoś poczekał to wszyscy by zeszli. Błąd został popełniony na Rocky Summit w czasie wejścia, bo wtedy Tomek z Maćkiem powinni zawrócić.. Niestety Maciej był obciążony psychicznie niejako obowiązkiem wejścia na tą górę. Dlatego nie zawrócili. Tam był punkt krytyczny a reszta(czyli brak sił na zejście) już była tylko konsekwencją tego kroku.

  103. lukas pisze:

    chodziło mi oczywiście o to, że nikt tam nie był przed nimi ZIMĄ.

  104. granit pisze:

    Dzień zdobycia BP 5 marca to sukces, emocje, walka o przetrwanie, ludzkie słabości a 6 marca powinien być „przepracowany” przez Adama Bieleckiego psychologa i himalaistę bo jak się nie zmieni to będzie zdobywać szczyty z własnym klonem , którego pewnie też zostawi w górach

  105. esmeralda pisze:

    To wzruszająca, choć trochę nieścisła opowieść, a to trochę – robi różnicę….!
    Na zdjęciu z ataku szczytowego widać,że szli JEDNYM ZESPOŁEM – tzw. szybką czwórką.a to znaczy,że wszyscy SOLIDARNIE powinni pracować na sukces – wyszukiwać drogę,asekurować torować., czyli tracić siły- dla WSPÓLNEGO SUKCESU..tak było aż do Rocky Summit.Tam zakończyli współpracę i rozpoczęli wyścig o sławę.To nie fair.Nie zmienia się reguł w trakcie gry.
    Wzruszyłam się czytając kolejne wpisy o bohaterstwie w NIEZNANYM – tak jakby poszli pieszo w przestrzeń kosmiczną – pozwolę więc sobie przypomnieć,że zimowe zdobywanie szczytów Wysokich zaczęto dokładnie 40 lat temu( zimowe wejście na Noszak).zanotowano tam temperatury -40 stopni, tyle,ze sprzęt był z przed 40 lat…., a -30 można znaleźć każdej zimy w Tatrach, trzeba się tylko wybrać na biwak, albo lepiej złapać kibel( niezaplanowany biwak)- bez sprzętu, wtedy łatwiej przyzwyczaić się do myśli,że zimą w Himalajach czy Karakorum może być zimno.A droga nawet pokonywana wielokrotnioe – ZIMĄ – zawsze jest nowa i inna.To powinni wiedziec adepci zimowego szkolenia tatrzańskiego, nie kandydaci na bohaterów narodowych.Na całej Syberii dzieci chodzą do szkół również zimą, a historia zna przypadki ucieczek z łagrów bez termosprzętu.
    Z każdego słowa wywiadu bije strach o własną d… – czułem ,że zaraz zamarznę, umrę, nie dam rady – muszę więc uciekać….. i pomknął z rekordową szybkością: ( z wywiadu po powrocie: …”z przełęczy widać było grań skalną o trudnościach 2-3…”).wiedząc,że trudności przy schodzeniu są o stopień większe( 3-4), a w ciemności również należy dodać stopień za trudność – ( wychodzi 4-5), trudno mi nie podziwiać,że wyczerpany , wychłodzony, na granicy wytrzymałości ludzkiej człowiek zbiega tą granią w godzinę( wychodził w zespole 4 godz.) , a następnego dnia zbiega następne dwa kilometry deniwelacji.Dokonał niemożliwego? Nie – jest panikarzem, przecenił trudności oraz nie potrafi prawidłowo ocenić własnego zasobu sił, stosuje „defensywne wsparcie psychologiczne” – ( zaraz umrę, muszę uciekac) .zresztą tak samo jak jego kolega Artur -który nie mógł 5 minut poczekać na Maćka i Tomka, „bo by zamarzł”, ale nie zamarzł wymieniając przez 40 minut baterie w czołówce..( chyba,że zrobił to w biegu arcytrudną granią)
    W żadnym zespole nie jest tak,że wszyscy mają identyczne warunki- kondycję, wiedzę, doświadczenie – zespół pomaga wykorzystać w pełni zalety każdego z członków i zmniejszyć zagrożenie wynikające z braków( wiedzy, kondycji) Czterech solistów to nie zespół lecz rywalizujący ze sobą PRZECIWNICY
    Jeśli pan Adam przyznaje,że musiał przyspieszyć – rozbił zespół , podzielił go na solistów zdanych na własne siły – nadwątlone być może w części pierwszej – wspólnym działaniu dla wspólnego sukcesu- cieszę się,że tym razem jemu i Arturowi się udało, ale nie poszłabym z nimi nawet na Babią Górę i zrobię wszstko co możliwe,żeby nie zrobił tego żaden z moich przyjaciół…
    Dalej to już wszyscy plączą się w zeznaniach – przed świtem, czyli po ciemku ktoś widział postać!!! i wydumał,że to Maciek( po kształcie światełka??),
    Przez nagle ( cudem) naprawiony radiotelefon prowadzone z Tomkiem rozmowy ostrzegające przed pozostaniem samotnie w strefie śmierci – gdyby to był żart Jasia Fasoli wszyscy by odczuli zażenowanie i niesmak, ale to zdarzyło się naprawdę i nikt nie zauważa w tym nic osobliwego!
    Nikt nawet nie spróbował podejść pod ścianę, sprawdzić,czy nie spadli, uznano ich za zmarłych i wszyscy pogrążyli się w żałobie – to wszystko brzmi jak farsa.
    Piękny wywiad, prawie uwierzyłam ,że nic takiego się nie stało…prawie uwierzyłam.

    • Amatorka pisze:

      Proponuję wybrać się w rejon Karakorum,pokazać Bieleckiemu i Małkowi jak się to robi,a po wszystkim złożyć zeznania trzymające się kupy,a my poszukamy nieścisłości i się popastwimy…

  106. Anonim pisze:

    Ja nie rozumiem dwóch rzeczy.1 Dlaczego Bielecki wzbudza takie kontrowersje,a o Małku cicho jakby go nie było na tej górze?Dlaczego nikt jemu nie zarzuca,że mógł zaczekać na resztę??? 2.Może to głupie porównanie ale mam wrażenie,że zarzuty stawiane Bieleckiemu są pokroju zarzutów stawianych kobiecie,która idzie do komory gazowej z dwójką dzieci i esesman pozwala jej jedno dziecko oddać,żeby przeżyło.Kobieta jakimś trafem przeżywa i do końca swoich dni musi się tłumaczyć dlaczego oddała syna,a nie córkę. Nie znam się na górach wspinaczce itd. Ale burza jaka się wokół tej sprawy rozpętała mnie trochę zaskakuje. Banda amatorów będzie się wypowiadać jeszcze przez pół roku na ten temat nie mając pojęcia o czym się mówi.Tyle!

  107. Amatorka pisze:

    Nie mogę się powstrzymać. Po pierwsze nie mogę zrozumieć nagonki na Bieleckiego.Gdzie w tym wszystkim jest Małek?Dlaczego winą za wszystko obarcza się tylko Bieleckiego? Dwa-nikt z nas nie wie co się tam właściwie stało.Zarzuty,że Bielecki specjalnie rozstroił radio.Może Berbeka też specjalnie rozstroił radio bo wiedział,że pakują się w taką kabałę,że nie chciał z nikim rozmawiać…Może Berbeka nie został tam na górze bo chciał pomóc Kowalskiemu tylko po prostu zabrakło mu sił i niestety nie doszedł do bazy… Może.To wszystko sfera domysłów.
    Trzy-wszyscy są teraz najmądrzejsi.Jeżeli w którymś momencie Bielecki nie zachował się w 100% fair to wie o tym tylko on i zostanie z tą myślą do końca swoich dni i będzie to jego kara po kres jego dni.Jednak ocenianie go za to uważam za zagranie poniżej pasa.Wszyscy którzy tam szli byli osobami dorosłymi,z pełną wiedzą gdzie i po co idą i jakie podejmują ryzyko.
    Zgadzam się z wpisami pt. „Witajcie w polskim piekiełku”.Zawsze musi być winny.Zawsze należy komuś dokopać.Gdyby wszyscy zeszli to nikt by się tej wyprawie tak naprawdę nie przyjrzał i wszyscy pialiby z zachwytu jakich to wspaniałych chłopaków mamy.Stało się nieszczęście.I to jest jedyny fakt niezaprzeczalny.I mnie osobiście do głowy by nie przyszło oceniać tutaj kogokolwiek.

  108. granit pisze:

    FAKTY :
    Off.sport.pl
    Z wywiadu z Ryszardem Gajewskim
    „Mówiąc o nim, musimy pamiętać o kilku sprawach. Makalu – zostawił do spółki z Hajzerem dwóch partnerów – efekt poważne amputacje palców. Zszedł do obozu poniżej po tlen, ale go nie wniósł bo się zmęczył, za to szybko zbiegł do bazy.

    Na Gasherbrumie I uciekł Januszowi Gołębiowi jeszcze przed zdobyciem szczytu. Rozmawiałem niedawno z Gołębiem. Opowiadał o tym zimowym wejściu. Był wkurzony i rozżalony. Jak Bielecki miał problem z żołądkiem to Gołąb czekał. Kiedy trzeba było sprawdzić drogę, Janusz poszedł w prawo i krzyknął, że nie tędy droga. Wtedy Bielecki od razu ruszył w drugą stronę. Nie poczekał też na szczycie, nie zrobili sobie razem zdjęć. A to ważne. Pokazać, że zrobiliśmy to razem. Janusz chciał po wyprawie porozmawiać z kimś o Bieleckim, zgłaszał się do Hajzera, ale rozmowy nie było.

    Dalej. Na Piz Berninie, najwyższym szczycie Alp Wschodnich, zostawił klienta w trudnym dla niego terenie – partner zginął. Bielecki poszedł tam jako przewodnik. Podobno mimo złych prognoz wyszli w góry. Nie byli związani liną. To nie jest trudna grań, ale ja nawet na łatwych graniach wiążę się. Gdy na jednym ze spotkań ktoś zapytał Bieleckiego o tę śmierć himalaista odpowiedział, że gdyby byli związani liną, to byłyby dwa trupy. Idiotycznie.

    Na Broad Peak porzucił trzech słabszych partnerów jeszcze przed szczytem – dwóch zginęło – nawet nie poczekał w obozie na wynik poszukiwań Karima tylko pomknął do bazy. Małek został i za to ma plus. „
    Wspinanie.pl
    Janusz Gołąb o wyprawie na Gasherbrum I
    „A, więc w skrócie; w nocy w c3 daję Allemu swoje baterie bo skarży się, że nie ma i marznie (paluszki do ogrzewaczy, takie same co do radiotelefonu). Tym samym uznaję, że trzy (lub dwa bo nie wiem czy Alli miał) radia w tym samym miejscu to dostateczna ilość abym mógł swoje wyłączyć w okolicznościach w których swoje zapasowe baterie oddałem Allemu. Zawsze informowałem Adasia, że wyłączam radio wiec sądzę że i wtedy poinformowałem.
    Rano i to jest autentycznie mój błąd zapominam aktywować radio. W troje zwijamy obóz i zasypujemy namiot kamieniami. Po tej operacji każdy zakłada raki. W trakcie tej czynności Alli upuszcza rękawicę! Biegnę za nią ok. 30m pod górę. Nie udaje mi się jej złapać. Zdyszany wracam, Adam siedzi na plecaku i dalej ubiera raki. Alli stoi z gołą ręką na zewnątrz. Wieje. Pytam Alego co się dzieje, dlaczego stoi bez rękawicy, dlaczego nie ubiera zapasowej!? Mówi, ze nie ma, ściągam plecak i daję mu swoje. Alli mnie przytula i widzę że leci mu łza. Zrozumiałem, że coś się dzieje niedobrego z Allim. Spojrzałem na Adama, zabierał się za drugiego raka. Więc uznałem, że można zaczynać łagodne podejście ok 40m do pierwszej poręczy. Pierwszy ruszył Alli . Gdy wchodziłem w pierwszy zjazd Adam ruszył (nie jest prawdą że zabezpieczał jeszcze obóz). Po ok. 15-20 minutach z góry zaczął się zsypywać śnieg co mnie uspokoiło. Na ile mogłem asystowałem niezgrabnie poruszającemu się Allemu na stromych odcinkach. U wylotu kuluary poczekałem puszczając Allego w dół. Gdy 3 poręcze wyżej zobaczyłem plecy Adama, ruszyłem dalej w dół za Allim.
    Adam w asyście Sahina przyszedł do c2 w dostępie nie dłuższym niż ok. 20 minut (tu mogę się mylić ale takie odniosłem wrażenie). Nie skarżył się że ktokolwiek go zostawił, cieszyliśmy się że szczęśliwie przetrwaliśmy noc i bezpiecznie dotarliśmy do c2. Adam użalał się na odmrożenia rąk. Faktycznie nie było nawet 1 stopnia, po prostu nic.
    Artur pyta mnie czy mam włączone radio, odpowiadam że tak. Pyta dlaczego nie reagowałem i się nie zgłaszałem gdy wołał i czy słyszałem „histerie” Adama. Ze zdziwieniem stwierdzam że nic nie słyszałem. Sięgam po swe radio, jest wyłączone o czym w ferworze walki zupełnie zapomniałem.
    Już w bazie Artur mówi , że sytuacja wyglądała na groźną ale z drugiej strony uspokajał bo już na Makalu Adam podobnie się zachowywał i „lamentował” w jakiś tam okolicznościach gdzie jednak można było zachować się racjonalniej.
    Od tamtego zdarzenia moje radio zawsze było na ON. Jestem dumny z siebie, ze nie czekałem i asystowałem Adamowi przy gramoleniu się tylko pomogłem w potrzebie Allemu.

    PS. Alli ciężko był odmrożony (zdjęć nie zamieszczę bo są drastyczne) co okazało się tego samego dnia w bazie. Musiał niestety opuścić wyprawę.
    Z taternickim Janusz Gołąb
    2013-06-07 10:00 przez Janusz Gołąb.
    Wywiad z Arturem Małkiem, który zdobył B P, cudem po nocy udało mu się dotrzeć do obozu IV i udzielił jedynego na ten temat wywiadu w tygodniku Przegląd i ja wierzę Małkowi a nie Bieleckiemu
    http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/bo-sa-rozmowa-arturem-malkiem

  109. granit pisze:

    Z wywiadu z Piotrem Pustelnikiem

    … „Zastanawia się pan nad przyszłością polskiego himalaizmu?

    W jakim sensie?

    Artur był trochę takim łącznikiem między pana pokoleniem o kolejnym. Stworzył program, zabierał młodych na ośmiotysięczniki. Krzysztof Wielicki powiedział wczoraj w wywiadzie, że teraz ten program upadnie.

    – Ja już kiedyś wyraźnie powiedziałem, że nasze pokolenie jest już pasee. Nasz czas się skończył i teraz niech wyruszają młodsi.

    Jest Adam Bielecki.

    – Jest Adam i są też inni, którzy mają zupełnie inne możliwości techniczne. Sprawniejsi, silniejsi, tacy współcześni. Jestem za tym, ale jednocześnie chciałbym, by pewna rzecz w naszym środowisku pozostała niezmienna.

    Jaka?

    – Zasady. One powinny obowiązywać niezależnie od generacji. Powinny być cały czas takie, jakie wymyślili nasi pradziadowie. Ponadczasowe.

    Rozmawiał: Jakub Radomski”

  110. Leon pisze:

    Nie znam osobiście P.Adama, ale jest to niewątpliwie jedna z nielicznych osób w Polsce”parających” się himalaizmem mogących osiągnąć w górach wysokich godne uwagi wyniki na skalę światową. Niestety, ataki na jego osobę przybrały rozmiar
    niewspółmierny do sytuacji. Mam wrażenie, że ludzie Go atakujący rzeczywiście mają mu za złe to, że przeżył.Że nie poczekał na resztę… a czy P.Artur zaczekał?, a czy Maciej Berbeka zaczekał na Kowalskiego?. A jeżeli zaczekał to z wiadomym skutkiem.Przecież to Maciej Berbeka de facto decydował tam na Broad Peaku przed Rocky Summit o losach ataku szczytowego i jego uczestnikach.Ostatecznie wszak przesądziła nieskrępowana wola ludzi pełnoletnich, którzy samodzielnie podejmowali ryzyko NA WŁASNY RACHUNEK.
    ps.żal części członków rodzin do uczestników wyprawy jest pewnie uzasadniony emocjami.Można nie lubić Bieleckiego, ale oskarżać Go o to że nie poczekał i nie umarł razem z pozostałą dwójką wspinaczy….chyba nie tędy droga.
    pozdrowienia i słowa otuchy dla Adama Bieleckiego.

  111. Granit pisze:

    Do Leona,
    można się zgodzić z tym co napisałeś w odniesieniu do dnia 5 marca, kiedy zdobyto BP ale
    6 marca po raz kolejny Adam Bielecki schodzi do bazy zostawiając Artura Małka
    i Karima Hayyata a międzyludzkie ” Zasady. One powinny obowiązywać niezależnie od generacji. Powinny być cały czas takie, jakie wymyślili nasi pradziadowie. Ponadczasowe.” cytat z wywiadu z Piotrem Pustelnikiem

  112. Tomski"Londek" pisze:

    Adam nie popełnił żadnego błędu. Zazdrość środowiska innych starych himalaistów się odezwała. Nie mogą zdzierżyć że to teraz On zdobywa zimą najtrudniejsze ośmiotysięczniki w Karakorum a nie Oni. Nie mogą znieść że jest bardzo dobry. Niesamowicie silny fizycznie i psychicznie, szybki i zdecydowany. Na dzień dzisiejszy nie ma w Polsce partnera z którym mógłby się wspinać.
    Maciek mógł ocenić sytuację inaczej, widząc że Adam i Artur już zdobyli szczyt i wracają mógł zrezygnować z dalszej wspinaczki. Plan został wykonany. Szczyt został zdobyty. Adam mógł kontynuować zejście pierwszy a Maciek z Tomkiem powinni schodzić razem z Arturem.
    Czyżby Maćkowi zabrakło zdrowej oceny sytuacji że jest już późno i każda godzina jest na wagę przetrwania i życia. Dlaczego nie zatrzymał się, zawrócił Tomka i nie schodził razem z Arturem?

    • Justyna pisze:

      O ile zgodzę się z tym, że Adam Bielecki jest niesamowicie mocny fizycznie, o tle psychicznie zupełnie przeciwnie. Przecież odporność psychiczna to Pięta Achillesa Adama- mówił o tym w wywiadzie dla Exstremum Śp. Artur Hajzer cyt. ” Adam Bielecki nie ma rozbudowanej odporności psychicznej”…
      On jest po prostu histerykiem. Gdyby był bardziej opanowany, spokojny, nie rozbiłby zespołu- tzn. nie pozwoliłby w czasie wejścia na zrobienie takiego dystansu między sobą, a swoim partnerem. On porzucił Małka już w wejściu. Jak pojawiają się jakieś problemy facet traci głowę. Tak było też na G1 zimą. Pamiętam relacje Janusza Gołębia zaraz po zdobyciu G1 ( zresztą są filmiki na necie). Adam strasznie panikuje, ma lekko odmrożonego palucha( w sumie nic się takiego nie dzieje) i są ewakuowali helikopterem. Poza tym jego nerwówka jest widoczna.

      „Adam nie popełnił żadnego błędu”
      Jak to?
      1. rozbił zespół, zostawił Artura Małka- swojego partnera ( to b. poważny błąd)
      2. to on z Arturem Małkiem( a nie Karim Hayyat) powinien czekać w obozie 4
      ale pewnie Adam panicznie bał się, że być może trzeba będzie coś dodatkowo zrobić, pomóc…

    • Anonim pisze:

      Tylko takie adamowe wspinanie to pasozytnictwo.Zespol jest mu potrzebny do wniesienia lin i hakow i zaporeczowania. Stare pokolenie mu zazdrosci? chyba sobie zartujesz….!!!!!Czego ma mu zazdroscic???

  113. granit pisze:

    Tomski „L0ndku” , piszesz, że „Adam nie popełnił żadnego błędu” ale zachował się niewłaściwie,
    o ile 5 marca dzień zdobycia BP można jakoś tłumaczyć i oskarżać Maćka to dlaczego 6 marca Adam jak piszesz „Niesamowicie silny fizycznie i psychicznie, szybki i zdecydowany. Na dzień dzisiejszy nie ma w Polsce partnera z którym mógłby się wspinać.” po raz kolejny zabiera d…
    w troki , nie czeka na informację czy Maciek i Tomek żyją, zostawia w obozie Artura i Karima
    a sam zbiega do bazy – trochę człowieczeństwa panowie łojanci.

  114. Tomski"Londek" pisze:

    Do Justyny i Granit.
    Adam jest na tyle silny fizycznie że zdobył dwa ośmiotysięczniki w Karakorum zimą czego nie zdobył nikt inny. To po pierwsze. Zastanawiam się czego Janusz Gołąb nie wrócił pod Broad Peak razem z Adamem. Czyżby się obraził na niego. A może boi się po prostu wspinać zima w Karakorum. Adam się nie boi. I Wy to nazywacie słabą psychą, wrócić żeby się odmrażać, wrócić żeby cierpieć, wrócić żeby harować w ekstremalnych warunkach. Adam odmroził palucha po G1 i ciągle wraca w najbardziej skrajne fizycznie warunki. To jest słaba psycha. Podejrzewam że jakby Ci odmroziło palec a w krótkiej przyszłości resztę nogi i ręce to też byś biegła na dół żeby się ratować. Słaba psycha według Ciebie to iść samemu na szczyt, iść w niewiadomą. Ale Adam dokładnie wyjaśnia dlaczego się odłączył, jego partnerzy byli za słabi żeby dorównać mu tempem. Czy to zawsze jest tak że wchodzą dwaj razem w tym samym czasie, czy czasem ktoś idzie szybciej i pierwszy wchodzi na szczyt. Poza tym z ich czterech wchodzących ubrany był najsłabiej („cienko”).. Skoro jak mówi szybko się rozgrzewa to znaczy że musi iść szybciej żeby nie ostygnąć zbytnio. Ludzie – to jest Karakorum zimą , wiecie o czym my mówimy. Nikt do tej pory zimą tam nie był – nikt przez 5 tysięcy lat, ok niech będzie 2 tysiące lat. A tu nagle rodzi się taki a tu okazuje się że on za szybko idzie. Po prostu jest za szybki – dobrze mi się wydaje? Dlaczego Artur Małek nie szedł bezpośrednio za Adamem – bo jest słabszy, nie mówiąc o Maćku i Tomku. W którym momencie Adam traci głowę Justyna. To że szybciej idzie to oznaka że panikuje i traci głowę? Na szczyt zawsze wchodzą najlepsi, widząc nadchodzącą noc i dystans ostatni powinni zawrócić zwłaszcza że szczyt został zdobyty. Poza tym Justyna i Granit na takich wysokościach i zimą nie ma czasu za trzymanie za rączkę i klepanie po ramieniu. To są ekstrema i oni doskonale o tym wiedzą. Oni czyli najlepsi himalaiści. Wiedzą gdzie idą, po co idą i wiedza że mogą nie wrócić. Wiedzą po co chodzą. po górach wysokich w ekstremalnych warunkach. Wiedzą że tam nie ma miejsca na „czułości”. Tam jest ciężka praca i śmierć. Albo wygrywasz albo przegrywasz. Góra poddaje się tylko najlepszym, słabi odpadają z gry. Góra nie wybacza słabości, góra nie znosi czułości. Z górą trzeba walczyć i trzeba ją pokonać bezwzględnością swojej siły fizycznej i psychy. Jeśli twierdzicie że Adam ucieka z góry to się mylicie, jesteście w wielkim błędzie. On nie ucieka, on właśnie wygrywa „ostatnia rundę” i nokautuje górę która tym razem Mu wybacza, Jemu i Arturowi Małkowi. Nie wybacza za to Maćkowi i Tomkowi którzy przecenili swoje siły i nie chcieli się wycofać. Zabrakło im sił na to starcie – górę która nie wybacza. Przegrali to starcie.
    Dalej: Artur czeka a Adam schodzi. Próbował wyjść Adam, próbował wyjść Artur w górę żeby Ich wypatrywać – daleko uszli? Powiedzcie sami. Jak daleko doszedł Adam a jak daleko doszedł Artur. Łatwo powiedzieć – „poczekaj a później dawaj z powrotem pod górę i szukaj kolegów a tak w ogóle to zapomnij że przed chwilą zdobyłeś w Karakorum ośmiotysięcznik zimą”. Tak myślicie że to takie proste. Dlaczego Artur nie chciał iść dalej pod górę szukać kolegów do niezdolny do tego. Wyszedł, uszedł troszkę i wrócił. To samo Adam, wyszedł, uszedł troszke i wrócił. Co wy oczekujecie od tych facetów że są cyborgami. Są bardzo mocni ale jeszcze nie słyszałem żeby ktoś zimą w Karakorum zdobył szczyt i za chwilę poszedł z powrotem pod sam wierzchołek żeby znieść „na barana” swoich kolegów. Ludzie o czym wy mówicie. Jeśli myślicie że Oni byli w stanie ratować kogoś to się mylicie. Uratować siebie to jest wielki, wielki sukces. Ok to było do Justyny i Granita. Aha Granit – Karim był świeży i nie zdobył szczytu to mógł sobie wyjść w górę przy ładnej pogodzie. Ciekawe czy byłby taki mocny jakby wiało. Granit kolego wytłumacz mi dokładniej zasady o których piszesz jeśli Cię mogę prosić.

    • Justyna pisze:

      Dzielnie bronisz Adama, ale jednak chyba nie rozumiesz o czym pisze:)
      Jeśli chodzi o siłę psychiczną:
      1. Sam Śp. Artur Hajzer, który spędził wiele godzin na dwóch wyprawach z Adamem Bieleckim w ten sposób go broni: że jest mocny fizycznie, ale słaby psychicznie – naprawdę polecam ci ten wywiad- video na ForumExtremum z Arturem Hajzerem, może otworzą ci się oczy, co więcej Hajzer uważa że najpierw schodzą najsłabsi- może to ci się wydać absurdalne, ale w rzeczywistości tak jest: ten, kto jest pewny siebie, wytrzymały psychicznie nie musi zbiegać ze szczytu, ma ta pewność siebie, której właśnie brakuje Adamowi
      2. to, ze Adam panikuje widac na wielu filmikach z wypraw-panicznie bał się zejścia z Makalu( dlatego pewnie zostawia kolegów, nie idzie im na pomoc- tak jak to zrobił Hajzer), panikuje na G1- to widać na filmikach i w relacji Janusza Gołębia- tutaj zresztą przytoczonej wielokrotnie padają słowa o tym, że Adam panikuje. Nie chce tutaj tłumaczyć dlaczego Gołąb nie chce się wspinać z Bieleckim- bo Janusz gołąb nie raz o tym mówił, jemu tez nie podoba się zachowanie Bieleckiego, odniósł sie do tego w wywiadzie pt. ” Zabrakło poszanowania podstaw wspinania. Himalaiści o wyprawie na Broad Peak”.
      Fragment wypowiedzi Janusza Gołębia:

      Nigdy też nikt nie atakował ośmiotysięcznika zimą w tak dużej grupie.

      Janusz Gołąb: To prawda. To mogło dodawać złudnego poczucia bezpieczeństwa. Czteroosobowy zespół jest dobrym zespołem, jest mocnym zespołem, pod warunkiem że jest to zespół. Ludzie muszą iść jako zespół, a nie jak w tym przypadku, jak później się okazuje, że część idzie jako zespół, a część zupełnie indywidualnie. To mogło determinować pewne zagrożenie: z jednej strony poczucie bezpieczeństwa, ale nie u wszystkich, bo jak się okazało, niektórzy myśleli tam tylko o sobie.

      Maciej Pałahicki: To co się stało podczas zejścia to normalna sytuacja czy jednak nie jest to standard himalajski?

      Janusz Gołąb: Ostatnio stara się lansować taką teorię, że powyżej pewnej wysokości to jest standardem, iż każdy działa na własną odpowiedzialność. Ja się z nią absolutnie nie zgadzam. Dla mnie nie ma problemu, żeby poczekać na partnera czy dostosować do niego tempo, tak żeby iść razem. Dla mnie nie ma takiego problemu.

      Ten człowiek w przeciwieństwie do ciebie czy do mnie był w Karakorum zimą i zna Adama Bielckiego….. to wszystko w tym temacie

      Chodzi o zasady, które Adam na każdym kroku łamie. Myslę, że nie byłoby problemu, gdyby po początku szedł sam, a nie potem się nagle odłączył. Pan Krzysztof Wielicki na konferencji po powrocie z Broad Peaku wyraźnie powiedział, że zgodził się na zespół 4 osobowy, bo myślał, ze będzie bezpieczniej, że będą się wspierać, wzajemnie sobie pomagać… We wszystkich dostępnych nagraniach mówi, że mieli iść razem, czekać na siebie, że niepotrzebnie się rozdzielili. I tutaj jest pies pogrzebany- kierownik( chyba nie ma żyjącego bardziej doświadczonego himalaisty od Wielickiego) miał zupełnie inne wyobrażenie o tym jak powinno wyglądać partnerstwo w górach, na pewno nie tak, jak to wyglądało w wypadku Bieleckiego. Takie wyprawy „zespołowe” nie mają sensu. Niech działa solo, skoro twoim zdaniem jest silny też psychicznie- jeśli będzie w stanie solo- tak jak kiedyś Wielicki wejść na szczyt 8000m to przyznam ci racje, że jest silny psychicznie, póki co dla mnie jest tylko najlepszy wydolnościowo i nic więcej. A to, że wraca w góry nie świadczy o jego sile psychicznej, tylko jest to pewien rodzaj uzależnienia od emocji, adrenaliny i wcale się nie dziwię, bo sama w każdej wolnej chwili wracam w góry, żeby się powspinać- właśnie strach i adrenalina, a nie siła psychiczna o tym decydują.
      Nie wiem, czy się wspinasz, czy w ogóle wiesz o czym piszę- to jest jak narkotyk.
      Nie byłam nigdy na 8000m i nie wiem jak bym się zachowała, ale myślę, ze w każdym sporcie są pewne zasady, stałe które obowiązują, dotyczą one partnerstwa. Mnie na pewno byłoby b. wstyd gdybym się zachowała tak jak Adam. Po jego wystąpieniach publicznych nie widać, że czuje się z tym źle, w przeciwieństwie do Małka, który widać, że od początku ma z tym problem…,bo wie, ze to było nie tak…
      Nie ma co kruszyć kopii, niech robi co chce, może kiedyś przyjdzie refleksja, oby nie było za późno.

    • Justyna pisze:

      Odniosę się jeszcze do tego, co napisałeś o „wracaniu po kolegów”to oczywiście nie miało sensu jak byli już kilka godzin Początkiem końca było oddzielenie się Adama od grupy i jak sam to określił z Rocky Summit „wyścig na szczyt”. Przy wejściu jakoś mógł dostosować się do kolegów, jak przestali być potrzebni to dał dyla. Byłoby częściowo usprawiedliwione gdyby zaczekał chociaż na Małka, mógłby się wtedy tłumaczyć, że dbał o partnera, że działali w dwójkach, mniej doświadczonego Kowalskiego zostawił z doświadczonym Berbeką itp. a tak nie ma żadnego usprawiedliwienia. Gdyby wcześniej naprawił radio ( skoro Małek wymieniał 40 min. światło w latarce, to się dało przestawić częstotliwość w radio, nie wierzę, że nie widział, że chłopaki nie schodzą, ze coś złego się dzieje), miałby chociaż łączność radiową z chłopkami, a tak nic, totalna olewka. Małek spanikował (nie dziwię się), bo został sam w kompletniej ciemności, bez partnera, pogubił drogę, ale na szczęście jakoś doszedł. Musiał już wcześniej zauważyć- w zejściu- że chłopaki słabną, dlatego pewnie nie zgodził się żeby poczekać 5-10 minut i żeby poszli razem w dół. Jak tłumaczył gonił Adama…
      Taka wyprawa nie ma sensu. Mam nadzieję, że w raporcie e błędy będą dokładnie omówione. daje na to nadzieję przewodnictwo Piotra Pustelnika- myślę, że nie mnie czy granita, ale właśnie Pustelnika jak będziesz miał okazję zapytaj o to, czym są zasady w górach, bo on zna to w praktyce( nieraz udzielał pomocy na 8000m) my tylko w teorii.

      • Amatorka pisze:

        Małek spanikował…. Małek nic takiego nie powiedział z tego co wiem.Nie zgodził się z nimi spiąć bo nie chciał czekać,bo dostał drgawek z zimna. Wymieniał czołówkę 40 min,a radia nie umiał uruchomić???? Jak widzisz Justyna jak się chce to się zawsze znajdzie haka…. Małek wymienił czołówkę bo od tego zależało jego życie, z radiem dał sobie spokój chociaż niepokoił go brak ruchu za nim….. Zrobił wszystko żeby przeżyć. I tego nikt się nie czepia. A Bieleckiego ciągle i wciąż…..
        Jak już jedziemy po ludziach to równo i po wszystkich!!!

      • Amatorka pisze:

        Aha i jeszcze odniosę się do Twojej wypowiedzi gdzieś wyżej,że Berbeka zaproponował Małkowi spięcie się z nim liną bo już wtedy pewnie czuł się słabo,ale był zbyt ambitny żeby się do tego przyznać.
        Tą Twoją interpretacją tej propozycji wg mnie laika dyskredytujesz wszystkie osiągnięcia Berbeki jako człowieka,himalaisty i ratownika. Jeżeli taki człowiek jak Berbeka na 8000 m w zimie jest zbyt ambitny żeby się przyznać,że coś się z nim dzieje i jeszcze ciągnie za sobą młodego……… Jakie mu wystawiasz świadectwo?????

    • Justyna pisze:

      „Ale Adam dokładnie wyjaśnia dlaczego się odłączył, jego partnerzy byli za słabi żeby dorównać mu tempem”

      Nie, na konferencji prasowej po Broad Peaku Adam Bielecki mówi, że rozłączyli się w zejściu, bo był przekonany, że wszyscy są w dobrej formie takiej jak on- tak samo zmęczeni. Gdyby powiedział tak jak ty piszesz, „strzeliłby sobie w kolano”, to by było porzucenia partnera słabszego w górach( jeśli założymy, ze Małek był jego partnerem) lub partnerów- bo szli w 4 os. zespole.
      Nie mógłby tak powiedzieć, chociaż wiadomo, że mieli słabsze tempo.
      Tłumaczył się, że rozdzielili się, bo byli przekonani, że każdy ma tyle samo sił i że był pewien, że Artur – za którego był odpowiedzialny( jak sam powiedział)- sobie poradzi- nie wiem na jakiej podstawie tak sądził. Przecież w takich warunkach mogło się zdarzyć wszystko. Gdyby Małek nie wrócił, Bielecki jako jego partner miałby spore kłopoty, chyba że byłoby to inaczej przestawione, że Artur jednak nie był jego partnerem…
      Linią tłumaczenia Małka, że nie poczekał 5 minut na Berbekę i Kowalskiego, było to, że gonił Adama i że dostawiał drgawek jak przystawał. Ale i tak Artur zachowuje się lepiej w tej sytuacji, czeka w obozie 4 kolejną noc, nie udziela setek wywiadów z roześmianą facjatą po powrocie. Uśmiechnięta twarz Bieleckiego na konferencji prasowej była co najmniej niestosowna, nawet Wielicki w pewnym momencie odwrócił się bokiem do Bieleckiego, co było b. wymowne…Małek trzyma cały czas głowę w kolanach, widać, że ma wyrzuty sumienia.

    • Anonim pisze:

      Czy ty kolego wiesz o czym Ty w ogole piszesz??

  115. Tomski"Londek" pisze:

    Justyna, Ty posiłkujesz się że Artur Hajzer Powierział, albo Janusz Gołąb powiedział. Jeśli A Hajzer powiedział że Adam jest słaby psychicznie to tak jest? Ty w to tak od razu wierzysz i przyjmujesz jako pewnik? Dobrze będę powtarzał – czy człowiek słaby psychicznie i panikarz zdobywa ośmiotysięcznik zimą w Karakorum.
    Wiesz kiedy ma się pewność na górze że można spokojnie zejść kiedy się jest pewnym że jest się bezpiecznym. Powiedz mi który z nich czterech tak czół. Czyżby Tomek Kowalski i Maciek którzy wchodzili ostatni. Gdy więc wiedzieli że są tacy mocni to dlaczego nie zeszli – dlaczego?

    Jeśli Janusz Gołąb mówi o panice Adama to jak się ona objawia, i co widać na tych filmikach bo ja czegoś nie łapię.

    To iż Janusz Gołąb mówi iż potrafi dostosować tempo do innych to jeśli to prawda to dobry znak i może się przydać w zimie na K2 i Nanga Parbat albo Nanga Parbat i K2, bo myślę że teraz wszyscy o tym myślimy. Ale.. jeśli tak jest z Januszem to nie znaczy że Adam tez ma tak chodzić czy wchodzić. Widać styl Adama jest nieco inny, szybszy i niezwykle skuteczny. W miarę wchodzenia w górę opada się z sił i łatwo jest iść z innymi którzy nie maja sił. Trudno jest się zatrzymać i czekać na innych zwłaszcza przy -35 stopniach. Pisałem Ci wcześniej o stylu wspinania Adama o którym On opowiada w wywiadzie.

    Poczekajmy z tym solowym chodzeniem Adama, może jeszcze się wykaże, czas pokaże, jest jeszcze dużo nowych dróg do zrobienia. Ja by jednak wolał żeby zdobył zimą K2 i Nange Parbat Jeśli „Czapajew” Go nie przegoni albo raczej Ich. Szkoda że Polacy walczą z Polakami a mogło by być ….. inaczej.

    Dalej jeśli chodzi o grupę i zespoły, przecież byli podzieleni na dwa zespoły: Adam Artur, Tomek Maciek. Gdy nie potrzebowali asekuracji to się rozpięli – czy to coś nowego w górach? W najcięższych i najtrudniejszych momentach byli spięci liną to chyba zdążyłaś zauważyć.

    Jak zginęła Wanda Rutkiewicz? Czy Carsolio jest winny Jej śmierci?
    Jak zginął brat Rainholda Messnera? Czy Rainhold Mesner jest winny jego śmierci?
    Jak zginął Jerzy Kukuczka? Czy ktokolwiek jest winny jego śmierci?
    Jak zginął Artur Hajzer? Czy Marcin Kaczkan jest winny jego śmierci?

    Potrafisz odpowiedzieć na te pytania bo ja tak.

    Jestem pewny że gdyby Adam mógł im pomóc albo zrobić cokolwiek żeby nie dopuścić do ich śmierci to zrobiłby to. Postawmy się w Jego sytuacji wtedy na tej górze a gwarantuję Ci że wypadłabyś dużo gorzej, ja pewnie też.

    Co do tych „narkotyków górskich” to nigdy nie czułem czegoś takiego. Dla mnie wyprawy to forma sprawdzenia się i przekraczania granic bólu fizycznego i własnej słabości. Choroba wysokościowa, bród, syfiaste i brudne jedzenie, smród brudnych i spoconych ciał i ubrań w namiocie, lód z „sufitu” namiotu wpadający za kołnierz, robale łażące po karku w takich ciekawych miejscach jak Prijut pod Elbrusem, ciągła sraka itd. to nie są ciekawe rzeczy a jednak człowiek tam idzie. Dla mnie to nie jest narkotyk, nigdy takich nie zażywałem. Dla mnie to wyrzeczenie i najnormalniejsze w świecie fizyczne sprawdzenie się, bo po tych wszystkich syfiastych doświadczeniach trzeba jeszcze wejść i wtedy okazuje się kto jest kto. Ja nie czuje adrenaliny, czuję swoją niemoc i słabość organizmu. Serce by chciało ale ciało jest za słabe.

    Co do Adama to nie znajduję w jego zachowaniu nic a nic złego, błędnego czy niemoralnego. Jest himalaistą w każdym calu. To nie była popierdółka i wyprawa na Giewont. Nie było to też kółko wzajemnej adoracji jak niektórzy sugerują. Maciek i Tomek powinni wycofać się razem ze schodzącym Arturem i tu jest wielki błąd ostatniej dwójki. Widząc że Adam i Artur już schodzą też powinni zejść. Zapomnieli że trzeba zejść. Przeliczyli się z siłami.

    Myślę Justyna że idziesz z nurtem tabloidów jak zresztą chyba część ludzi którzy się tym interesują. Nie patrzysz na calą sprawę z perspektywy sportowej czyli wyczynu fizycznego a z perspektywy kto zawinił a kto nie. Gdyby Adam z Arturem zatrzymali się i poczekali na pozostałych a potem wszyscy zamarzli na grani to kto byłby wtedy winny? Postawmy się w sytuacji tych facetów tam na górze i doświadczmy tego cierpienia fizycznego co Oni a inaczej będziemy rozmawiali.

    My Polacy lubimy się „kopać” nawzajem tak żeby żadnemu z nas nie było zbyt dobrze. Nawet jak jest sukces to trzeba go zgnoić. Załóżmy taką hipotetyczną sytuację: schodzącemu Arturowi udaje się namówić Marcina i Tomka do zejścia. Prawie robi to „siłą”. Wszyscy schodzą bezpiecznie do bazy i wracają do Polski. W kraju obrażony Maciek I Tomek posądzają Adama i Artura o egoizm o to że nie chcieli aby dwaj ostatni weszli na szczyt. Po czyjej staniesz stronie…?

    • Justyna pisze:

      Czujesz się bardziej kompetentny od ludzi, którzy spędzili z Bieleckim w górach tyle czasu i znają go na wylot? Dla mnie opinie tych ludzi są kluczowe, bo oni tam byli, znają go, wspinali się z nim i nie sądzę, by ktoś z pozycji „miękkiego fotela” mógł być bardziej kompetentny od Janusza Gołębia,Artura Hajzera czy Krzysztofa Wielickiego.
      Jeśli nie łapiesz, to już nie moja wina;)
      Nie porównuj pozostawienia w górach kolegów, którzy szli w CZTEROOSOBOWYM zespole z sytuacjami, gdzie ktoś odpada od ściany i partner wspinaczkowy już nic nie może zrobić. Jeśli chodzi o Wandę, to Carlos namawiał ją na powrót, ale Wanda się nie zgodziła( zresztą było wokół tej sprawy wiele kontrowersji). Poza tym sytuacja była inna, pogoda totalnie się załamała i nie było jak wrócić po Wandę, osobom, które były w obozie 4( np. Śp.Arkowi Gąsienicy- Józkowy, który długo miał z tego powodu wyrzuty sumienia, że porzucili Wandę, że nic nie zrobili tylko „podwinęli ogon i uciekli”). Carlos tylko prosił, żeby zawróciła z nim, ale nie zgodziła się.

      Z tego, co piszesz wynika, że nie jesteś w temacie. Dlatego dalsza dyskusja nie ma sensu. Nikogo nie obwiniam o śmierć Tomka Kowalskiego czy Macieja Berbeki, tylko wskazuję na brak etyki w górach. Faktycznie nie patrzę z perspektywy tylko wyczynu sportowego, bo w górach chodzi o coś więcej. Wolę posiłkować się opiniami ludzi-himalaistów, którzy w praktyce mogą coś na ten temat powiedzieć, a nie dyskutować z zupełnie anonimową osobą, która pewnie nie ma pojęcia o wspinaniu i etyce w górach. Jeśli nie czujesz adrenaliny, tylko swoją słabość i niemoc, to raczej nie radzę się wspinać, bo może masz za słaby organizm i brak predyspozycji do przebywania na dużych wysokościach. Nie każdy może wysoko się wspinać, dużo ludzi szybko opada z sił- to już sprawy genetyczne i nie da się tego wypracować. Ja mam dobrą wydolność, przynajmniej pow.5000m i nie czuje słabości i niemocy, ale jak pisałam to sprawa genów. Ponadto jeśli widzisz smród brudnych ubrań, syfiaste jedzenia, to nie jedź na takie wyprawy, bo to nie dla ciebie. Dla mnie takie rzeczy nie mają znaczenia, liczą się przeżycia estetyczne, obcowania z piękną naturą, wysiłek fizyczny- endorfiny, które się wtedy wydzielają…i to jest właśnie „narkotyk”.

      Przeczytaj proszę- ze zrozumieniem;) komentarz osoby o niku esmeralda. Nie wiem czy ta osoba się wspina, ale moim zdaniem jest to najlepszy komentarz na tym forum, pod tym artykułem.

    • Anonim pisze:

      Wiesz Kolego. Himalaizm to troche inny sport niz podnoszenie ciezarow. A Ty chyba tej roznicy nie widzisz. Jest jeszcze jedna roznica-ZASADNICZA-Miedzy wypadkiem w gorach, jakim jest zerwanie liny, a smierc z powodu wycienczenie i nieotrzymania pomocy…Wiec jeszcze raz zapytam, czy wiesz o czym piszesz.

      • Amatorka pisze:

        Proszę o racjonalne wskazówki co mieli Bielecki z Małkiem zrobić tam na górze.
        Konkret!

        • Anonim pisze:

          byc zespolem!!!!!To wszystko.

          • Amatorka pisze:

            Konkret proszę.Jaki miało to wyglądać w praktyce? Być zespołem mnie nie satysfakcjonuje.To pisze każdy,ale nikt nie pisze konkretnie co należało zrobić…. A ja chce wiedzieć jak wg fachowców miało to być praktycznie przeprowadzone punkt po punkcie,bo każda organizacja ma jakieś schematy postępowań.Więc proszę o konkrety.

  116. Tomski"Londek" pisze:

    Justyna dlaczego nie piszesz o tym co się stało z radiem Maćka Berbeki, zapomniałaś ze on nie odzywał się od zdobycia szytu?

  117. Tomski"Londek" pisze:

    Justyna jeśli chodzi o Piotra Pustelnika to przypomnij mi proszę kogo uratował czy pomógł na 8 tysiącach. Pytanie dodatkowe: czy była to zima w Karakorum? Czy był podłączony do tlenu?

    • Justyna pisze:

      2005- Piotr Pustelnik z Donem Bowie opuszczają na linach ok. 3000m Artura Hajzera, który w „strefie śmierci” na Broad Peaku złamał nogę
      2006 na wschodniej Annapurnie( 8010m) Piotr Pustelnik+ Piotr Morawski + Peter Hamor, udzielają pomocy tybetańskiemu wspinaczowi, który doznał śnieżnej ślepoty, co sprowadzają go do namiotu, gdzie bez jedzenia i tlenu przez tydzień czekają aż odzyska siły.
      W 2011 po zdobyciu Gaszerbruma 2 zimą- Denis Urubko w zejściu ( cały czas idą razem, mają ze sobą kontakt) po lawinie śnieżnej sam się ratuje i odkopuje swoich kolegów Simona moro i Cory Richardsa. Gdyby zbiegał jak Bielecki nic nie byłby w stanie dla nich zrobić.

      Jeśli chodzi o zimę w Karakorum to pogoda na Broad Peaku była naprawdę komfortowa jak na tę porę roku( bezwietrznie, słonecznie) Obejrzyj sobie film „K2 na krawędzi”, gdzie ratują Marcina Kaczkana z 7650m, i zobaczysz jak wygląda prawdziwa zima w Karakorum- jak wygląda wschodzenia na szczyt w huraganowym wietrze.

  118. amatorka pisze:

    Tomski „Londek” daj sobie spokój…. Jak ktoś nie przyjmuje argumentów to nie przyjmuje i basta. Dobrze ktoś napisał (już nie pamiętam gdzie),że jak powiedział Małek,że Kowalski przed szczytem zaproponował mu,żeby się wrócił na szczyt zrobić sobie z nimi zdj to oznaczało już wtedy,że jest z nim bardzo źle. Wtedy jakoś Berbeka nie podjął decyzji o zejściu….. Myślę,że to był ostatni moment żeby go uratować.
    Kolejna sprawa. Justyna! Bardzo wnikliwie wczytuję się ostatnio w różne artykuły wywiady itp. Akcja ratunkowa Kaczkana była możliwa(przeczytaj wywiad z Wielickim) tylko dlatego,że Wielicki nie zdążył zastartować do ataku szczytowego razem z nimi i po prostu miał siłę,żeby po nich wyjść,a z dolnego obozu ruszyli Rosjanie z butlami z tlenem.Wielicki pokreślił to z tego co pamiętam kilkukrotnie,że gdyby on ruszył razem z nimi na atak szczytowy to prawdopodobnie nie udałoby się uratować Kaczkana.Po prostu szczęśliwy zbieg okoliczności. Na BP od początku było wiadomo,że jeżeli coś się stanie to są bez szans,bo w tym okresie na tej górze nie było żadnej innej wyprawy….

  119. amatorka pisze:

    I podkreślał(Wielicki),że tylko dzięki Rosjanom udało się tak szczęśliwie zakończyć tą akcję.

    • Justyna pisze:

      Oj, mylisz wyprawy:) W momencie tej akcji ratunkowej na K2 2003/04 nikogo ze wspinaczy rosyjskich już nie było. Wcześniej wycofali się z wyprawy. Został tylko Kazach- Denis Urubko i Krzysztof Wielicki, który ruszył z obozu 3 w górę.
      Polecam film dokumentalny, w których wszystko dokładnie zobaczysz „K2 na krawędzi”( jest na youtube) , z dolnego obozu ruszyło dwóch alpinistów do obozu 1, ale byli to Polacy, nie Rosjanie. Mówisz o innej akcji – k2 1996 sprowadzanie wycieńczonego Włocha-Marko z wys.7900m. Wielicki był wtedy na szczycie z Włochami i zaliczyli ” kibel” ( czyli biwak bez namiotu)na wys. 8300m. Wtedy Wielicki po ataku szczytowym i nocnym „kiblu”, wraz z kolegami Pustelnikiem i Pawłowskim opuszczali Marko w dół. Wtedy pomogli Rosjanie, wyszli do obozu 2 z lekarstwami i Marko dostał zastrzyk o działaniu narkotycznym, dzięki któremu mógł dalej schodzić.
      Tych akcji było trochę, więc mogło ci się pomylić. Wiele z udziałem Pustelnika i Morawskiego.

      • admin pisze:

        Justyno, czy można Cię prosić, żeby wszystkie Twoje komentarze przychodziły podpisane tym samym nickiem? Ułatwi to innym dyskusję, nam zmniejszy liczbę komentarzy anonimowych.

        Przy okazji do wszystkich komentujących – jeśli podpisujecie się tym samym imieniem/nickiem i podajecie ten sam adres e-mail (nie jest wyświetlany) to macie przypisanego stałego avatara i nie ma ryzyka, że komentarz trafi do spamu (staramy się na bieżąco tam zaglądać). To też zwiększa kredyt zaufania do komentującego, żadnych danych na tej podstawie nie gromadzimy. Jedna czy dwie osoby dostały maila z prośbą o przeredagowanie swojego komentarza, jeśli w jakiś sposób nie spełniał standardów. Z komentującymi anonimowo nie jesteśmy w stanie wejść niestety w taki dialog.

        • Justyna pisze:

          Przepraszam, staram się, żeby wszystkie były pod tym samym nickiem. Jeśli są jakieś pomyłki-coś przeszło, bez podania nicku, to można wykasować.Bo faktycznie pisałam, pisałam, a potem tego nie było na stronie, więc zorientowałam się, że nie wpisałam nicku i napisałam jeszcze następny post.

          • admin pisze:

            OK, postaram się wyszukać po IP Twoje anonimowe wpisy, przywrócić i podpisać. Pozdrawiam, Jagoda

      • Amatorka pisze:

        A jeszcze dodatek do tej wyprawy kiedy ratowano Kaczkana. Tam były liny poręczowe i Urubko nie musiał stać nad nim i czekać.Od biedy mógł do po prostu mówiąc brzydko skopać z tej góry. Do tego Wielicki był „świeży” i wyniósł herbatę i leki.A jak wiemy gorąca herbata w górach działa cuda 😉 Kolejna sytuacja,której nie można porównywać z tym co się działo na BP.

  120. amatorka pisze:

    A teraz mam więcej czasu więc coś jeszcze skrobnę.
    Każdy z nas ma prawo do swoje poglądu(osądu) na ten temat,ale i tak podkreślę jeszcze raz nie widzę żadnego powodu obarczania winą za to co się stało Bieleckiego. Abstrahując od tego jakim jest człowiekiem,myślę,że wtedy czegokolwiek by nie zrobił to i tak nie byłby w stanie pomóc. Jeżeli były błędy podczas tej wyprawy to było ich więcej i nie tylko Bielecki „kwalifikuje się pod sąd”.Jednak myślę,że teraz można tylko wyciągnąć wnioski na przyszłość,a nie robić z kogoś na siłę kozła ofiarnego w myśl zasady,że ktoś musi za to beknąć.
    To są i byli ludzie dorośli,którzy podjęli decyzję z pełną świadomością,że na górze może zdarzyć się wszystko.Dajmy spokój i żyjącym i umarłym bo niczego to już teraz nie zmieni. Bielecki z Małkiem czy popełnili błąd czy nie i tak będą żyli z tymi wydarzeniami do końca swoich dni.
    A do wszystkich którzy winią Bieleckiego.Skoro jest takim egoistą i narcyzem to po prostu nie chodźcie z nim w góry i tyle.

  121. amatorka pisze:

    Z tego, co piszesz wynika, że nie jesteś w temacie. Dlatego dalsza dyskusja nie ma sensu. Nikogo nie obwiniam o śmierć Tomka Kowalskiego czy Macieja Berbeki, tylko wskazuję na brak etyki w górach

    Bawią mnie zawsze takie hasła. 1.Nie jesteś w temacie to z Tobą nie gadam-nie ma to jak szacunek do współdyskutanta,a poza tym coś mi tu pachnie brakiem argumentów 😉
    2.Nikogo nie obwiniam ale nie ustąpię dopóki nie przyznasz mi racji,że jest winny….

    • Justyna pisze:

      Czy ktoś , kto porównuje okoliczności śmierci Kukuczki, Hajzera czy brata Meissnera jest w temacie? Przecież tamci odpadli od ściany, a nie zostali pozostawieni w górach przez partnerów…Argumentów napisałam tu mnóstwo, chyba nigdzie wcześniej się tak nie opisałam. W którym miejscu obwiniam Bieleckiego czy Małka o śmierć kolegów? Dyskutujemy o pozostawieniu kolegów w górach i nieetycznym zachowaniu- zresztą nie pierwszym w przypadku Bieleckiego ( patrz Makalu 2011). Zamiast zbiegać z góry, można było się zatrzymać naprawić radio, spytać kolegów co z nimi ( przecież widział, że nie idą, nie było światełek czołówek- mówił na konferencji, że nie widział światełek, ale go to nie zanipokoiło, bo mogli być za załamaniem terenu). Jeśli już stracił ich z oczu, to każdy, kto ma jakiś honor i nie jest skrajnym egoistą, pierwsze co by zrobił, naprawiłby radio, żeby wiedzieć co z nimi. W górach najważniejszy jest partner, zespół, a nie zaliczanie szczytów na zas. kto pierwszy, ten lepszy. Z nagrań, które udostępnił Wielicki i Rodzina Tomka, wyraźnie wynika, że ustalenie było takie, że idą w 4 osobowym zespole, nie ma nikogo w odwrocie i mają sobie pomagać, czekać na siebie, schodzić razem. To oni zaproponowali Wielickiemu, że w takim 4 os. zespole chcą iśc, a kierownik się na to zgodził. Trzeba ponosić konsekwencje takich decyzji i dostosować się do zespołu. Jeśli się nie da, to dać chłopakom jasny komunikat: schodzę sam-opuszczam zespół ( jak Maciek z Tomkiem byli na szczycie, Wielicki wyraźnie mówił , że Adam powinien na nich czekać), teraz każdy liczy tylko na siebie, a tak najlepiej mieć awarię telefonów i nie myśleć o partnerach, z którymi się wchodziło w zespole na atak. Najgorszą z możliwych decyzji było puszczenie takiego 4 os. zespołu na atak szczytowy( i tu jest ów winny= zła decyzja, jeśli szukać winnego tej sytuacji), ale pewnie Wielicki był przekonany, że- tak jak w innych wyprawach, którymi kierował- że będą sobie wzajemnie pomagać i zespół aż tak się nie podzieli. Nie pamiętam ( o ile w ogóle była taka wyprawa) żeby puścić 4 os. zespół, nikogo w odwrocie, do tego tyle „pechowych” sytuacji prawie wszystkie radia zepsute…chyba w historii himalaizmu drugiej takiej sytuacji nie znajdziesz.

      • Amatorka pisze:

        Wszystko ok,ale nie tylko Bieleckiemu nie działało radio.Małkowi też nie działało.Już nie pamiętam zamarzł mikrofon zdaje się i Małek podkreślił,że nie naprawiał radia bo to oznaczało odmrożenie.Też przyznał,że chciał przyśpieszyć żeby jak największy odcinek drogi powrotnej pokonać jeszcze w jako takim świetle i warunkach bo po zachodzie robiło się bardzo zimno,że nie mógł czekać bo nim trzepało.Tłumaczył dlaczego startowali o 5 rano nie wcześniej(też bali się temperatury). Mówił,że zaczął go niepokoić brak ruchu za nim i jakoś wtedy nie przystanął,żeby naprawić radio…. Moje pytanie jest cały czas takie samo dlaczego cięgi za to wszystko zbiera tylko Bielecki??? Bo doszedł pierwszy do obozu???Czy dlatego,że ma kontrowersyjną opinię i w tym momencie jest łatwym celem???
        Jeszcze co do wyprawy.To była pionierska wyprawa i wiele zasad nie miało racji bytu w tych warunkach(choćby godzina rozpoczęcia ataku szczytowego).Berbeka był najbardziej doświadczony i na pewno omawiali z Wielickim i resztą choćby to o której wyruszyć. Nie wierzę,że tak doświadczony himalaista nie wybrał optymalnej opcji ataku szczytowego.Po prostu się nie udało……

      • Amatorka pisze:

        A jeszcze w związku z obwinianiem o śmierć.Oczywiście nikt tego nie pisze wprost,ale każdy i Ty między wierszami to sugerujecie. Wg mnie gdyby Bielecki i Małek próbowali ich w jakikolwiek sposób ratować to używając stylu Bieleckiego:byłyby cztery ofiary,a nie dwie. Przykro mi z powodu Berbeki i Kowalskiego,ale cieszę się,że dwóch przeżyło …

    • Justyna pisze:

      ok, trochę straciłam cierpliwość, skoro ktoś porównuje śmierć-wypadek odpadnięcie od ściany himalaisty, z pozostawieniem partnerów z jednego zespołu w górach, to chyba w temacie nie jest;)
      Jeśli chodzi o winnego, jeśli już koniecznie chcesz;)- moim zdaniem:
      1. puszczenie 4 osobowego zespołu na atak szczytowy i nikogo w odwrocie-
      konsekwencje ponosi i kierownik( który się na to zgodził) i zespół, który proponując taki wariat, pewnie zastrzegł, że będą sobie pomagać wzajemnie, tak będzie bezpieczniej( musieli jakoś Wielickiego przekonać). I oni i kierownik wiedzieli, że w takiej sytuacji muszą działać zespołowo, bo nikt do nich tak wysoko nie wyjdzie. I tylko pomoc jeden drugiemu wchodzi tutaj w grę.
      2. późna pora ataku, w przypadku Tomka (nieznajomość swojego organizmu na wys.8000m). Dziwne, że nikt z kolegów wcześniej nie zauważył, że coś złego się dzieje z Tomkiem…Największa niewiadoma to Maciej Berbeka( czemu tez nie widział, że Tomek słabnie i go nie zawrócił.

      • Amatorka pisze:

        Biję się w pierś.Pomyliłam wyprawy.Było to w jednym artykule i mi się zlało…
        Jako jedna z niewielu odpowiadasz na moje posty.Bardzo mnie to cieszy bo lubię podyskutować.
        Zastanawia mnie wiele rzeczy.Szukam sobie różnych wyjaśnień jednak nadal będę trwać przy swoim,że tam się nie za bardzo dało coś zrobić.Prawdopodobnie gdyby Bielecki zwolnił to by tego też nie przeżył.I dlatego nie chcę tego oceniać. Odnosząc się do wywiadu z Januszem Gołębiem.Opisywał tam jak pomagał koledze,który zgubił rękawiczkę itp itd,pisze,że czuł się dumny,że pomaga słabszemu a nie „gramolącemu się” i „lamentującemu” Bieleckiemu.I tu ok wszystko pasuje. Zaczęłam się zastanawiać.Co by było gdyby Bielecki wtedy nie zszedł????Jakby to oceniono??? Bo tłumaczenia p. Gołębia były dosyć analogiczne do tłumaczeń Bieleckiego z BP.
        I to nie jest zaczepka czy zarzucanie komuś czegokolwiek.Chcę po prostu zwrócić uwagę,że każda z tych sytuacji w górach miała swoje okoliczności.Mniej lub bardziej szczęśliwe…. I dlatego jestem daleka od jednoznacznej oceny Bieleckiego i całej wyprawy. To był splot różnych decyzji i postaw. Jedno jest pewne,że każdy z nich szedł tam z własnej woli.
        Piszesz,że zagadką jest dla Ciebie postawa Berbeki ,że nie zauważył co się dzieje z Kowalskim.
        Raz w życiu miałam okazję rozmawiać ze zdobywcą ośmiotysięcznika chyba zresztą Geszerbrum(nie wiem który,jestem laik totalny).Opowiadał jakie na tych wysokościach umysł płata figle. Myślę,że oni tam wszyscy w mniejszym bądź większym stopniu mieli już zaburzoną ocenę sytuacji. I dlatego nie widzę powodu,żeby nie wierzyć w to co mówi i Bielecki i Małek.

  122. Justyna pisze:

    Chyba tylko jeden taki jest mój bez podania nicku- wypadek przy pracy:)
    Anonim
    16 czerwca 2013 o 17:56

    bzdura. Kukuczka nie był szybki, Wielicki był wtedy duzo od niego szybszy. Poza tym Kukuczka b. długo się aklimatyzowal. Nie widzę żadnych podobieństw między Bieleckim, a Kukuczką.

  123. Amatorka pisze:

    A z wpisami pod moim nickiem p.adminie to ja też gdzieś dałam plamę 😉

    • admin pisze:

      Też już w miarę możliwości poprawione 🙂

      • Dorota pisze:

        Jestem laikiem, niewiele o górach wiem, chodzę raczej rekreacyjnie, ale wciąż tak najnormalniej po ludzku nie daje mi spokoju wyprawa na Broad Peak. I choć starają się tlumaczyć nam merytorycznym i wywazonym tonem to wszystko się stało, to niejasna dla mnie jest postawa Bieleckiego i Małka. Ot.
        Chcę wkleić cytat jednego z użytkowników na portalu wspinanie.pl, pod którym mogłabym podpisać się obiema rękami :

        ” Chcę jednak zwrócić uwagę na to, czego dokonali Jacek Berbeka z Jackiem Jewieniem. Jestem przekonany o tym, że przejdzie to do historii himalaizmu. We dwójkę, działając bez tlenu i przy fatalnej pogodzie (huraganowy wiatr i silny opad śniegu) w ciągu sześciu godzin morderczej akcji przetransportowali i pochowali ciało Tomka Kowalskiego. Wszystko działo się na wysokości ponad 7900. O czymś takim dotąd nie słyszałem. Owszem, wyprawa wspomagana tragarzami, ale dwóch ludzi…
        W kraju mówiło się dużo o tym, że to niemożliwe, że to szaleństwo, że nie wiedzą na co się porywają, że mają za nisko obóz trzeci, że bez pomocy pakistańskich tragarzy nie mają właściwie żadnych szans. Niektórzy kręcili tylko głową mówiąc: „oby nie było kolejnych ofiar”.
        A jednak udało im się. Zrobili rzecz heroiczną i bardzo ludzką, a to ostatnio zdarza się coraz rzadziej. Przed Jackami czapki z głów! „

        • Dorota pisze:

          i jeszcze ciąg dalszy:

          ” … To daje także do myslenia w innej kwestii…

          Wszystkie wspólczesne „nowe gwiazdy” himalaizmu prześcigaja sie w patosie i w podnoszeniu wartości swoich dokonań w górach wysokich…
          A tutaj starszy pan z kolegą po prostu jadą sami na osmiotysiecznik, dochodza bez problemów na 7900 (prawdopodobnie, gdyby celem ich akcji nie były ciała Zmarłych doszliby bez problemu na szczyt!) i tam w kilka godzin dokonuja rzeczy (nie jestem pewien – niech mnie ktos poprawi w razie czego) bezprecedensowej…

          Jeszcze raz: SZACUNEK!

          W kontekście tego „wyścigów” w górach wysokich, to co zrobili, to genialne przypomnie o etosie ludzi związanych liną… „

  124. granit pisze:

    A to do przemyśleń dla uśmiechniętej Amatorki

    „NEWSWEEK: Pana brat w ostatnim e-mailu przed atakiem szczytowym zapewniał: „Stanowimy dobry zespół”.
    Przemek Kowalski: Tak, w e-mailach pisał, że fantastycznie się ze sobą dogadują, atmosfera w zespole jest świetna. Tymczasem już przy wejściu na szczyt zespół się rozsypał.
    Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że najsilniejszy w grupie – Adam Bielecki – oglądał się na partnerów tylko wówczas, gdy do pokonania były odcinki wymagające asekuracji. Z przełęczy ruszył sam, ale gdy się okazało, że dalej potrzebna jest lina, bo bez niej jednak sobie nie poradzi, próbował połączyć się z chłopakami, czekał na nich. Związali się. Ale już przed tzw. przedwierzchołkiem Rocky Summit rozwiązali i znów Adam Bielecki szedł, nie oglądając się na współtowarzyszy. Jeszcze wtedy co prawda łączył się z bazą, bo potrzebował wskazówek, żeby ustalić drogę na szczyt. Ale gdy kierownik wyprawy Krzysztof Wielicki prosił go, żeby poczekał, nie słuchał. Ostatni raz połączył się, żeby zakomunikować, że zmierza do szczytu. I koniec. Od tego momentu nie było z nim łączności.”

  125. Amatorka pisze:

    Ja już powiedziałam,że nikogo nie będę tutaj oceniać,a swoją opinię na ten temat pozostawiam dla siebie. Jeżeli ktoś uważa,że Bielecki jest nieetyczny i egoistyczny to niech się z nim nie wspina. Opinie o Bieleckim są kontrowersyjne nie od dziś. Berbeka,Małek i Kowalski dobrze o tym wiedzieli. Jeżeli się zgodzili iść w takim zespole to ich sprawa. Podkreślam tylko,że nie widzę żadnego powodu,żeby za to co się stało zrzucać całą winę na Bieleckiego. O ile można tu mówić o winie kogokolwiek.
    P.S. Widzę,że jak się ma odmienne zdanie to nawet jak się człowiek uśmiechnie to też mu się to liczy na minus…
    Pozdrawiam Granit 🙂

    • granit pisze:

      nie chce mi się z tobą gadać

      • Amatorka pisze:

        Chyba powinieneś zmienić nick na Franz Maurer…. 😉 Bo na pewno forum….
        Pozdrawiam!

        • granit pisze:

          A propos nicków prawie ze 100 % pewnością – Amatorka, Tomski”Londek”, Krakus, Takijeden, LeonProf, jowisz, tia 1 , harald, studnia, Ultima Thule ( użyczony przez Leszka Szumowskiego ) to nicki, które używa Adam Bielecki żeby bronić swojego egocentrycznego postępowania ( na K2 w stosunku do Marcina Kaczkana również „ Nie znam jeszcze szczegółów ataku szczytowego. Przyznam, że jestem nieco zaskoczony, gdyż po rozmowie odbytej w poniedziałek Adam i Marcin mieli inny plan. Dotarli na wysokość 7400 m i założyli trzeci obóz. Spędzili w nim dwie ostatnie noce, a we wtorek zamierzali osiągnąć 8000 m i zejść do bazy. Zaatakowanie K2 bez tlenu wymaga bowiem szczególnie dobrej aklimatyzacji. W nocy musieli jednak skorygować plan, który przyniósł powodzenie Adamowi – powiedział PAP kierownik projektu „Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015” Artur Hajzer. „)
          Amatorko pamiętaj – „Co dajesz to dostajesz”

          • Amatorka pisze:

            Granit „prawie” robi wielką różnicę.I tutaj pudło.Wiem,że mi nie uwierzysz,no ale cóż jakoś to przeżyję…. Ja też mogę napisać,że Ty,Justyna i jeszcze kilka osób jesteście np. przyjaciółmi pana Gołębia….
            Ja nie dyskutuję o postępowaniu Bieleckiego na innych wyprawach i nim jako człowieku,tylko o tym dlaczego winę za to co się stało wszyscy zrzucają na niego i jakim prawem???Nie był tam sam i nikomu tam iść nie kazał.

          • Amatorka pisze:

            A jeszcze tak a propos „Co dajesz to dostajesz”…. Życzę Ci żebyś nigdy nie znalazł się w sytuacji na którą nie będziesz miał wpływu i będziesz podlegał osądowi społecznemu.

          • admin pisze:

            100-procentowa pewność, którą wyrażasz nie ma potwierdzenia w danych dostępnych i widocznych dla admina strony. Komentarze pochodzą z absolutnie różnych IP w różnych sieciach. Dodatkowo dla każdego autora operatorzy sieci są niezmienni w czasie, jak i przybliżona geolokacja po IP. Jeśli posiadasz jakieś dane niedostępne dla admina prosiłbym o przekazanie ich w celu dokładniejszego zbadania sprawy.

            Gdy pojawiały się wątpliwości co do prawdziwości komentarzy za każdym razem kontaktowaliśmy się z autorami komentarzy. M.in. były próby podszywania się pod osoby „znane”, których fałszywe wypowiedzi mogłyby podgrzać atmosferę. Nie są to te same osoby i z pewnością nie jest to Adam Bielecki. Zresztą ktokolwiek by nie próbował tak działać, po prostu nie ma na to naszej zgody.

          • mariusz pisze:

            To już zakrawa na jakąś paranoję! Weź ty człowieku się ogarnij! Uważasz, ze każdy kto ma odmienne zdanie od twojego jest Adamem Bieleckim? To żałosne!

            Nie rozumiem twoich insynuacji odnośnie akcji na K2. Przeczytaj sobie relacje z wyprawy. Adam i Marcin mieli 31-go lipca aklimatyzacyjnie „klepnąć” 8000 i zejść do bazy aby szczyt zaatakować w następnym wyjściu. Po dojściu na „ramię” Adam czekał na Marcina aby zaproponować mu atak szczytowy – wcześniej w trójce rozważali taką możliwość! Marcin stwierdził, że idzie zbyt wolno i nie czuje się na siłach aby iść do szczytu. Postanowili więc, że Marcin zejdzie do trójki a Adam spróbuje iść dalej. Podjął ogromne ryzyko – zaatakował 8611m bezpośrednio z trójki na 7400 bez wcześniejszej aklimatyzacji – to ryzyko mu się opłaciło – zdobył szczyt. Marcin miał później swoją szansę – zaatakował wraz z Litwinem Marksaitisem w następnym wyjściu 4-go lipca. Niestety, okazało się, że 31 lipca – 1 sierpnia to były JEDYNE dwa dni okna pogodowego na K2 w sezonie 2012. Gdyby Adam 31-go lipca nie poszedł do szczytu, to wyprawa skończyłaby się niepowodzeniem. Nie rozumiem co insynuujesz swoją wypowiedzią na temat tej wyprawy. Komentarz Hajzera:”Przyznam, że jestem nieco zaskoczony, gdyż po rozmowie odbytej w poniedziałek Adam i Marcin mieli inny plan.” jest raczej formą wyrażenia podziwu dla Adama niż dezaprobaty. Swój podziw dla śmiałego ataku Adama na K2 później wyrażało jeszcze wielu, m.in. Pustelnik, Kurczab, Lwow i inni.
            Wydaje mi się, że na siłę szukasz możliwości zdyskredytowania Adama.

            Opis wyprawy na K2 – ze wszystkimi szczegółami – znajdziesz na http://polskihimalaizmzimowy.pl/pages/aktualna-wyprawa/k2-2012.php

          • Amatorka pisze:

            Mariusz no co Ty? Przecież Granit ma zawsze rację!!! Tylko argumentów brak.Bo zdania wyrwane z kontekstu ciężko uznać za argument… 😉

  126. granit pisze:

    Adminie , obecnie IP jest dynamiczne a „dane niedostępne dla admina ” to po prostu czytanie tekstów ze zrozumieniem.

    • admin pisze:

      Granit, w jaki sposób to, że „obecnie IP jest dynamiczne” potwierdza Twoją tezę? Poza tym co najmniej jedna ze wskazanych przez Ciebie osób używa stałego IP. Przyjmij na słowo, że nad stroną strony czuwają osoby, które może i mogłyby teraz wchodzić w polemiki na tematy technologiczne, ale zwyczajnie nie mają na to czasu. Zwłaszcza, że zignorowałeś wcześniejsze argumenty.

      Rzucasz oskarżenia i po Twojej stronie jest dowiedzenie racji, po sprawdzeniu danych, którymi dysponujemy nie możemy Ci jej przyznać. Nie ma w tym co piszesz nic na skalę Edwarda Snowdena. Umożliwiamy Wam dyskusje, to jak to wykorzystacie, zależy od Was – nie jest w naszym interesie kogoś faworyzować, cenzurować itp. Sprawdziliśmy sygnał – nie ma nic podejrzanego.

  127. Amatorka pisze:

    Justyna gdzie jesteś?Dlaczego się nie odzywasz? Granitowi nie chce się za mną gadać to już wiem.A Ty?

  128. Malgosia pisze:

    Naprawdę ubawiłam się czytając komentarze. Nie wiedziałam, że Polska dysponuje tak zacnym gronem specjalistów i znawców Himalaizmu szczególnie zimowego zwlaszcza od strony organizowania akcji ratunkowych…Panie Adamie wywiad klasa!! Jako wielka fanka alpinizmu trzymam kciuki za kolejne wyprawy!! A reszcie chciałabym tyko przypomnieć, że ostatecznie w himalajach wspinają się dorośli, świadomi ryzyka sportowcy których to po części fascynuje właśnie to balansowanie na cienkiej granicy życia i śmierci. Pomagać i ratować siebie na wzajem trzeba wszędzie, nie tyko w górach.

  129. Anonim pisze:

    Adam wierzę że będziesz`więkiszy` od Jurka Kukuczki który według mnie
    jest .był nawiększym himalaistą na drugim miejscu stawam na pana Krzysztof Wielickiego
    a ta nagonka to tylko przez śmierć pana Berbeki a przecież mógł razem z panem lub Arturem wracać a nie walczyc o śmierć i szczyt i ciągnąć za sobą Tomka.

    • Anonim pisze:

      To co przeraza mnie w naszej naturze to to wiecznie krytykowanie za wszystko!! Zamiast gratulacji jest obwinianie za czyjas smierc. Jeszcze rozumiem gdyby Adami i Artur zepchneli pozostala dwojke w przepasc. Ta wyprawa zaczyna konkurowac ze smolenskiem a to jest
      bardzo niepokojace.
      Nauczmy sie wreszcie cieszyc sukcesami!!!

  130. LeonProof pisze:

    Do „granita”
    Dla Twojej informacji osiołku: nie jestem Adamem Bieleckim tylko człekiem o wiele ( delikatnie to ująwszy ) od niego starszym. Trzeba być intelektualnym bonsai, żeby pisać takie głupoty jak „prawie ze 100% pewnością”. Pomijam już brak spójności logicznej to w dodatku, tak po ludzku wnioskowanie Ci szwankuje. Argumentacja z dynamicznym ip niczym z dyskusji podwórkowych hakerów: nie znajdą nas bo mamy dynamiczne ip… 🙂 Nie spinaj się tylko bądź rzeczowy i logiczny.

    do Justyny

    „Czujesz się bardziej kompetentny od ludzi, którzy spędzili z Bieleckim w górach tyle czasu i znają go na wylot? Dla mnie opinie tych ludzi są kluczowe, bo oni tam byli, znają go, wspinali się z nim i nie sądzę, by ktoś z pozycji „miękkiego fotela” mógł być bardziej kompetentny od Janusza Gołębia,Artura Hajzera czy Krzysztofa Wielickiego.
    Jeśli nie łapiesz, to już nie moja wina;)

    Z tego, co piszesz wynika, że nie jesteś w temacie. Dlatego dalsza dyskusja nie ma sensu. Nikogo nie obwiniam o śmierć Tomka Kowalskiego czy Macieja Berbeki, tylko wskazuję na brak etyki w górach. Faktycznie nie patrzę z perspektywy tylko wyczynu sportowego, bo w górach chodzi o coś więcej. Wolę posiłkować się opiniami ludzi-himalaistów, którzy w praktyce mogą coś na ten temat powiedzieć, a nie dyskutować z zupełnie anonimową osobą, która pewnie nie ma pojęcia o wspinaniu i etyce w górach. Jeśli nie czujesz adrenaliny, tylko swoją słabość i niemoc, to raczej nie radzę się wspinać, bo może masz za słaby organizm i brak predyspozycji do przebywania na dużych wysokościach. Nie każdy może wysoko się wspinać, dużo ludzi szybko opada z sił- to już sprawy genetyczne i nie da się tego wypracować. Ja mam dobrą wydolność, przynajmniej pow.5000m i nie czuje słabości i niemocy, ale jak pisałam to sprawa genów. Ponadto jeśli widzisz smród brudnych ubrań, syfiaste jedzenia, to nie jedź na takie wyprawy, bo to nie dla ciebie. Dla mnie takie rzeczy nie mają znaczenia, liczą się przeżycia estetyczne, obcowania z piękną naturą, wysiłek fizyczny- endorfiny, które się wtedy wydzielają…i to jest właśnie „narkotyk”. ”

    Nie będę się wdawał we wszystkie drobiazgi i wykazywał miejsca gdzie wnioski są życzeniowe ale parę rzeczy wspomnę. Rośnij w siłę, że się wspinasz i jesteś w temacie a np. już nie. Akurat znam „Tomskiego” i dla Twej wiadomości akurat on jest w temacie. Tylko małe pytanie jeszcze: co to znaczy być w temacie? Czytam, że ktoś spędził sporo czasu z Adamem Bieleckim w górach to zna go na wylot. Życzeniowy wniosek (nawet Ci powiem, że Tomski był razem z Adamem w Himalajach – sorka Tomski 🙂 ). Czy też byciem w temacie jest przyjmowanie „kluczowych opinii” pewnych ludzi? Też odważna tudzież niemądra postawa ze względu na ułomność ludzi ( bo tak, wspinacze to ludzie i mają swoje wady i zalety przez pryzmat których wydają oceny ). A może byciem w temacie jest założenie, iż góry to przeżycia estetyczne i obcowanie z piękną naturą? Ech… W górach, i w ogóle w życiu ważne jest tylko to co jest ważne dla tego co właśnie to czyni. Niestety ale wniosek z tego jest jeden: każdy ma SWOJE rzeczy i wartości ważne. Piszesz również o c zytaniu ze zrozumieniem a już tekst Tomskiego przerósł Twoje pojmowanie ( taki wniosek nasuwa się wprost po Twoim komentarzu ). Jeszcze taka perełka: „Dlatego dalsza dyskusja nie ma sensu” po czym w te pędy wdajesz się w dalszą dyskusję 🙂
    Ogarnij się trochę 🙂

    ogólnie:
    To byli dorośli ludzie, którzy wiedzieli w co się pakują i nawet wiedzieli, że jakiekolwiek założenia czy ustalenia w obliczu śmierci mogą być nic nie warte kiedy skonfrontuje się je z chęcią przeżycia. Każdy ma swój świat w wysokich górach i własny system wartości czy to się komuś podoba czy nie. I to determinuje różne zachowania w ekstremalnych sytuacjach. Są ludzie, którzy z wysokości fotela widzą góry i tacy, którzy podejmą każde ryzyko, które ich przybliży do upragnionego celu jakkolwiek niezrozumiały i absurdalny wydawałby się okupującemu fotel.

    • LeonProof pisze:

      Errata
      jest: Rośnij w siłę, że się wspinasz i jesteś w temacie a np. już nie.

      powinno być: Rośnij w siłę, że się wspinasz i jesteś w temacie a np. Tomski już nie

  131. petrol pisze:

    A wszystko sprowadza się do jednego.
    W podobnych sytuacjach nie należy nikogo osądzać.Tym bardziej,nie mając
    w temacie ni wiedzy ni doświadczenia.
    Sam ,w przypływie emocji ,gdzieś tam się odezwałem i teraz nie jestem
    z tego ekstremalnie dumny.
    Pozostawmy osąd Panu Pustelnikowi jeśli już.
    Ani śp.Hajzer ani Pan Wielicki nie czuli się na siłach.
    A byli to i są ludzie ,niewątpliwie,najbardziej wtajemniczeni.
    Pozdrawiam

  132. petrol pisze:

    Mówi się o moralności ,etyce itp
    Nie moralnym jest ocenianie Adama Bieleckiego czy Artura Małka z pozycji
    wygodnego fotela.
    A już zupełnie śmieszne są komentarze powołujące się na to kto do kogo
    siedział bokiem,kto jak wyglądał jak mówił i temu podobne.
    Ludzie są różni i w różny sposób okazują ból.

  133. 34221810 pisze:

    Jestem z tych tysiecy co sie nie znaja na himalaizmie, ale chce powiedziec swoje zdanie, chociaz nie jestem w zaden sposob zwiazany z uczestnikami broad peak, bardzo do samego poczatku to przezywalem do konca nawet do teraz. Chcialbym zaznaczyc ,ze nie bylo mnie na broad peaku i nawet nie umiem sie wcielic w role wspinaczy na 8tys przy -45 czy na nawet -50, wiem natomiast ,ze jest to Wasza pasja,a takze wielki wyczyn wchodzic na 8tys, ja niestety nie mam tego przywileju wchodzic na wysokosci bo nie moge i ubolewam. Meritum otoz wydaje mi sie, ze wchodzenie na 8tysiow jest tak wielkim wyzwaniem, juz u podnoza gory zapewne czuje sie moc i szept ducha takiej gory . Na rozne sposoby mozna to rozpatrywac jednak jak sie wchodzi w 4 osoby to powinno sie schodzic w 4 osoby, tym bardziej tacy doswiadczeni ludzie , ktorzy nie sa amatorami i wiedza ze atak choroby moze nastapic nagle i jest nieprzewidywalny, ciakwy jestem czy jesli wchodzilibyscie np ze swoimi siostrami lub bracmi, tez pognalisbyscie na dol, patrzac tylko na siebie ?, nie chce nikogo oceniac bo daleki jestem od tego, jednak…. zal mi Tomka K. mogl zejsc. Powinno sie o nim wiecej mowic bez urazy niz o Was, poniewaz, byl malo doswiadczony, poza tym, nie skarzyl sie tam na gorze, umieral jak prawdziwy twardziel. Szkoda mi rowniez M B. poniewaz musialbyc niesamocie wrazliwym czlowiekiem skoro sie wrocil a tak z tego wynika, samo CV swiadczy o jego wrazliwosci. Nawiasem mowiac cos po drodze poszlo nie tak, moze za malo wyobrazni, albo po prostu za duzo egozimu,ktorego w gorach nie powinno byc.
    Tak mnie natchnelo ostanio, ze o tym sporcie nie wiele wiemy, my smiertelnicy, moze najwyzszy czas zrobic wlasnie jakis film na faktach albo jakis porzadny dokument, ale bardziej taki ktory pokaze nam wspinanie na 8ty oczami wpisnacza.

    • petrol pisze:

      ” Na rozne sposoby mozna to rozpatrywac jednak jak sie wchodzi w 4 osoby to powinno sie schodzic w 4 osoby,”
      Bro.Też się nie znam ale jest tutaj pewien punkt który trafia do mnie.
      I to jest to :
      Jakby tak można było sobie wędrować zimą po Karakorum ,jak nie przymierzając u mnie w białostockiem po puszczy białowieskiej,to pewnie ci 4rej himalaiści
      nie Byli By Pierwszymi na Broad Peak.
      A skoro jednak,zimą, byli pierwszymi ,to zachowajmy swoje emocje dla siebie

    • Amatorka pisze:

      Masz rację.Może zabrakło wyobraźni ….. Tylko pytanie czyjej???? A w związku z wchodzeniem z braćmi,siostrami jak to ująłeś… Nie jestem znawcą,ale z tego co wiem to w każdym zawodzie czy zajęciu,pasji ekstremalnej odradza się tzw. „rodzinne” wejścia itp.Właśnie dlatego,że to są sporty ekstremalne i nigdy nie wiesz co się tak naprawdę stanie.Bardzo żal mi Tomka Kowalskiego…. Tylko podstawowe pytanie dla mnie czy można kogoś za jego śmierć obarczać winą????? Spełnił warunki,wypełnił kryteria i poszedł tam bo chciał tego…..

    • Amatorka pisze:

      A tak z czystej ciekawości,gdzie poszła inf,że MB się wrócił?

  134. 34221810 pisze:

    Wlasnie , dlatego napisalem, Nikogo nie oceniam, nie bylo mnie tam. Kto wie, moze postapil bym tak samo. Faktycznie na poczatku czytajac fora byla nagonka na AB AM, ale w tej chwili wszytko juz jest wyjasnione. Moim zdaniem zeby ludzie na przyszlosc bardziej rozumieli istote wspinania, np ja, powinno sie zrobic jakis film ze wspianania, mzoe z kamera live ?. Ja tak to widze, gdyby ktorys mial kamerke ze soba, moze bardziej bysmy byli wtajemniczeni w cala ta sytuacje i byc moze wtedy nie bylo by zadnych zali i pretensji.

  135. 34221810 pisze:

    Z pierwszych informacji jakie przekazaly media wynikalo tzn wiadomo ,ze nikt dokladnie nie wie, nawet Ci ,ktorzy byli tam fizycznie, ale mozna przypuszczac ,ze tak bylo. Natomiast mozna tez przypuszczac ze tak nie bylo, bo tak jak mowie, nikt tam na gorze w tym momencie nie byl i to sa spekulacje. Mi – mowie za siebie latwiej jest przyjac ze jednak ktos tam sie wrocil po tego chlopaka, poniewaz cala ta wyprawa na broad peak nabiera wtedy takiego mocnego brzmienia. Uwazam natomiast , to jest moje zdanie, ze za malo nam sie mowi o tym sporcie – pasji, mowi sie dopiero wtedy kiedy ktos zgonie i wtedy dopiero robi sie z tego wydarzenie, a tak to nie, a tak to w tv sie mowi 1 min weszli zeszli gratulujemy, chyba troche za malo przynajmniej jak dla mnie.

  136. Amatorka pisze:

    Dobrze,że sprostowałeś bo inaczej można by to nazwać insynuacją,a jak wiesz cały spór w tej sprawie rozbija się o to,że ludzie różne rzeczy tej sprawie wypisują,które właśnie nie są poparte żadnymi faktami…. Dzięki za informację.

  137. 34221810 pisze:

    sledze od poczatku ta wyprawe, powiem nawet ze dla przecietnego czlowieka nawet w sieci za malo informacji o tych ludziach, szczerze mowiac , troche mnie to drazni np wezmy taki mecz, lub F1 realcja jest caly czas i z boksow i z toru , czlowiek ktory sie interesuje wszytko wie co i jak, tutaj zero informacji, ja to rozumiem ,ze miedzy nami na pakistanem to nie jest rzut beretem,ale to wszytko potem mozna zobaczyc jakby offline. Natomiast tak jak mowie nikt do konca nie wiem co tam u gory sie wydarzylo i co sie dzialo wiec ciezko oceniac cala ta sytuacje i mysle, ze kazdy pewnie interpretuje sobie po swojemu mi tak jak mowie pasuje bardziej ze jednak Pan Maciej wrocil z wielu powodow, np bo byla wrazliwym czlowiekiem i czul potrzebe , po drugie byl najstarszy i czul sie odpowiedzialny za tych mlodych, po trzecie jednak byl najbardziej doswiadczony, po czwarte patrzac na niego jakos pasuje mi do niego taki schemat i jeszcze wiele innych powodow. Natomiast z tego co pamietam pierwsze info jakie przekazala TV do wlasnie tak brzmialo. Mysle tez ze nie ma co oceniac tych ktorych zeszlo, bo kiedys slyszlalem fajna rzecz, ze nie ma co oceniac innych poniewaz na tym samym miejscu i w tej sytuacji kto wiem jakbysmy sie my zachowali, jak tu czytalem wczesniej z pozycji miekkiego fotela fajnie sie mowi i z piwkiem w rece. to chyba tyle. Aaaa i mam lek przestrzeni wiec na 4 pietrze jak jestem to juz cala czasoprzestrzen mi sie zagina i inne takie leki.

    • Amatorka pisze:

      Ja tam nie jestem zwolenniczką relacji na żywo z pionierskiej wyprawy na 8000 m…. Już sobie wyobrażam jaką by to wzbudzało niezdrową sensację.Wtedy to dopiero uczestnicy byliby poddani osądowi.Wg mnie ciężko porównywać relację z meczu czy nawet z F1 gdzie jest obsługa, służby ratownicze itp itd…. Jakoś tego nie widzę….. Myślę,że zamiast wyjaśniać wiele kwestii tylko pogłębiło by to spory i zbyt łatwe osądy….

  138. patiperro pisze:

    Przeczytałem całą tę polemikę pod nota bene bardzo dobrym wywiadem z Adamem Bieleckim i oprócz tego, że dyskusja kręci się wokół własnego ogona, bo obie strony okopały się na swoich pozycjach, przychodzi na myśl jeden komentarz, który pojawił się w związku z katastrofą smoleńską: „Prawie nikt nie wie dlaczego samoloty latają, niemniej każdy Polak czuje się kompetentny wyjaśnić dlaczego spadają.”

    Co zrobiliście zimą w Karakorum, że (niektórzy) wydajecie tak autorytatywne opinie. Zostawcie już tych żywych i tych martwych i zróbcie coś sami, niekoniecznie w górach.

  139. Joanna pisze:

    Panie Adamie, szacun!

  140. magda pisze:

    Nic i nikt nie zmieni faktu, że Pan Adam jest WIELKI. Pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów.

  141. Mike pisze:

    Panie Adamie,

    Ta cała sytuacja to Pana kolejna góra, i z nią musi sobie Pan poradzić.

    Wszystkiego dobrego.

  142. raport pisze:

    po Raporcie i po chlopie

  143. petrol pisze:

    W końcu oczekiwany raport
    Jeszcze przed przeczytaniem można by zapytać czy Komisja i cały PZA nie znajdowały się pod presją opinii publicznej,pod presją opinii sponsorów wypraw
    w himalaje.Ludzie oczekiwali jakiegoś wytłumaczenia dla tragedii z 5/6 marca.
    Przypominam sobie oglądany wywiad z Maciejem Berbeką,jeszcze z przed wyprawy gdzie ten doświadczony alpinista brał pod uwagę rozdzielanie się
    i indywidualne zejścia.Czy przypadkiem nie jest tak że młodzi wspinacze,tacy
    jak Adam Bielecki czy Artur Małek „wychowali”się w atmosferze właśnie sportowej rywalizacji,wydania z siebie maksymalnego wysiłku w celu osiągnięcia
    sukcesu,pozostawiając niewiele rezerwy na cokolwiek innego {ratowanie,pomoc
    itp.)Jesliby ta wyprawa zakończyła się sukcesem nie byłoby żadnych ocen ani
    negatywnych ani pozytywnych,tak było do tej pory.Sama wyprawa nie została by
    tak upubliczniona .Ogrom tragedii na Broad Peak spowodował że PZA,zostało
    zmuszone do oceny takiej a nie innej .
    Nasuwa się pytanie ,dlaczego ani K.Wielicki ani ś&p A.Hajzer tuż po wyprawie
    nie decydowali się na potępianie A.Bieleckiego czy A.Małka.Przecież mogli.
    K.Wielicki miał dowód w postaci nagrań rozmów że sugerował Maciejowi Berbece
    odwrót z powodu zbyt póżnej pory.Podobnie A.Hajzer w dzień zdobycia szczytu wzywał do powstrzymania radości do czasu aż wszyscy uczestnicy zejdą ze szczytu
    Z czasem,byli,są tylko ludzmi,otwarli się na możliwości innych wariantów
    zejścia ze szczytu.Moim zdaniem najważniejsza część raportu to ta mówiąca o tym że „że uczestnicy wyjścia szczytowego
    nie uzgodnili ze sobą
    podstawowych zasad taktycznych, tzn. zasad postępowania w przypadku
    słabego tempa wspinaczki (nieprzekraczalna godzina odwrotu), za
    sad
    postępowania w przypadku drastycznego osłabnięcia któregokolwiek z
    uczestników ataku wymagającego sprowadzenia oraz nie zostało wyraźnie
    powiedziane, kto jest liderem wyjścia”

    • Justyna pisze:

      Jeszcze przed przeczytaniem można by zapytać czy Komisja i cały PZA nie znajdowały się pod presją opinii publicznej,pod presją opinii sponsorów wypraw
      w himalaje

      Co niby na to wskazuje? Opinia publiczna była podzielona i pewnie nikt nie spodziewał się, że wszystko zostanie tak bezpośrednio i odważnie powiedziane. Ja osobiście spodziewałam się, że Adamowi jak zwykle się „upiecze” i wszystko zostanie zamiecione pod dywan. Nadzieją był Piotr Pustelnik- człowiek, który uczestniczył w wielu akcjach ratowania ludzi w Himalajach i Karakorum, miałam nadzieje, że on tego tak nie zostawi. Histeryczna reakcja Adam Bieleckiego specjalnie mnie nie zdziwiła. Niestety, teraz będzie musiał szukać samodzielnie sponsorów, już nie dostanie pieniążków z PZA na kolejne wyprawy i pewnie to go najbardziej rozwścieczyło.

      Nasuwa się pytanie ,dlaczego ani K.Wielicki ani ś&p A.Hajzer tuż po wyprawie
      nie decydowali się na potępianie A.Bieleckiego czy A.Małka.Przecież mogli.

      Krzysztof Wielicki trochę krytykował zachowanie Adama- w wywiadach m.in do Newsweeka potępiał system zero-jedynkowy Bieleckiego, nie zgadzał się z nim, w innym wywiadzie, twierdził, że Adam powinien czekać na Artura Małka, że powinni razem schodzić, więc tak różowo wcale nie było. Śp. Artur Hajzer próbował tłumaczyć Bieleckiego, że jest słaby psychicznie, nieodporny na zimno itd. Nieetyczne zachowanie Bieleckiego, brak partnerstwa i działania zespołowego, to były kwestie, o których wielu himalaistów mówiło wprost. Potem te glosy ucichły, ponieważ tylko komisja dysponowała pełnym materiałem i tylko ona mogła to ocenić w sposób najbardziej rzetelny. Wielickiemu jako kierownikowi wyprawy trochę nie wypadało tak bezpośrednio najeżdżać na swoich kompanów.
      Nie zastanawialiście się, dlaczego Artur Małek nie robi z siebie ofiary i nie wypłakuje się w licznych wywiadach, jaki to on biedny, źle osądzony? Raport też nie jest dla niego korzystny, a jednak potrafi z pokorą przyjąć te argumenty i nie chodzi po telewizjach się wybielać. Nie potrafię zrozumieć takiego zachowania u Adama. Czego się spodziewał? że napiszą: jesteś bohaterem, bo wbiegłeś i zbiegłeś ze szczytu nie oglądając się na kolegów. Trochę pokory. Nie dostrzegłam niestety niczego pozytywnego w zachowaniu. Wręcz nie potrafię pojąć, jak można być takim bezrefleksyjnym wobec siebie. Chyba że to taki mechanizm obronny, żeby uciszyć sumienie…, ale specjalistą od psychologii jest Adam, więc pewnie on coś na ten temat wie.

      • petrol pisze:

        Może nie tyle pod presją opinii publicznej ile pod presją sponsorów.Opozycja
        nigdy nie wybaczy Prezydentowi RP firmowania swoją osobą czegoś w czym
        ludzie giną,i to nie od nieszczęśliwych wypadków tylko, w zasadzie, z wyczerpania
        Justyno psiłkujesz sie opinią jaką Adam Bielecki ma w tzw.środowisku.
        Czy słusznym jest dołączanie jakichś resentymentów do oceny postawy A Bieleckiego na BP .Mam watpliwości.Należy osądzać sam czyn naganny a nie
        to co ktoś do kogoś czuł przed zajsciem.

    • Justyna pisze:

      Moim zdaniem najważniejsza część raportu to ta mówiąca o tym że „że uczestnicy wyjścia szczytowego
      nie uzgodnili ze sobą
      podstawowych zasad taktycznych, tzn. zasad postępowania w przypadku
      słabego tempa wspinaczki (nieprzekraczalna godzina odwrotu), za
      sad
      postępowania w przypadku drastycznego osłabnięcia któregokolwiek z
      uczestników ataku wymagającego sprowadzenia oraz nie zostało wyraźnie
      powiedziane, kto jest liderem wyjścia”

      Z tym się zgadzam w 100% i tu nawalił kierownik wyprawy, który zupełnie się w tej roli nie sprawdził.

  144. petrol pisze:

    Dodatkowo,reguła ze w ostatnim obozie przed szczytem musi znajdować się tlen,
    wydaje sie jak najbardziej rozsądna

  145. Amatorka pisze:

    Justyna! Nadal czekam na odpowiedź do wszystkiego co napisałam w odpowiedzi na Twoje posty.

  146. petrol pisze:

    Adam Bielecki jest winien jednego,rozwiązania się z Arturem Małkiem.
    Od tego momentu wszyscy szli na szczyt swoim tempem .
    Można zadać pytanie czy samo rozwiązanie się z A Małkiem i ,w efekcie wejscie
    na szczyt indywidualnie było czynem nagannym.Być może.Ale historia zna
    takie przypadki,vide ” Amatorka
    18 września 2013 o 23:52

    http://podroze.onet.pl/ciekawe/anna-czerwinska-o-pierwszym-kobiecym-wejsciu-na-nanga-parbat-bylo-ze-mna-slabo/bp4jr
    Przy okazji Anna Czerwińska była członkiem komisji.
    Czy Adam Bielecki powinien zostać na szczycie i czekać na pozostałych członków
    wyprawy (różnica wejść 40 min) ?.Być może.Artur Hajzer wzywał do nie robienia
    z A Bieleckiego nadczłowieka.Szczyt został zdobyty.W ocenie wszystkich znających się na rzeczy komentatorów ,przekroczono tą tzw.granicę czasową
    gdzie powinien nastąpić odwrót.Logicznie biorąc reszta wyprawy powinna w imię
    zdrowego rozsądku zawrócić wraz z powracającym Adamem Bieleckim.
    Nie zrobiono tego bo nie było komu o tym zadecydowac. Mozna by zadać
    następne pytanie ,kto popełnił większy błąd :Maciej Berbeka że kontynuował wraz z Tomkim Kowalskim wspinaczkę czy Adam Bielecki że uprzednio rozłączył
    się z A.Małkiem i szedł samodzielnie.Obydwaj znajdowali się od dłuższego czasu
    w „strefie smierci”ich zdolność do analizy sytuacji była ograniczona.Tytaj widac
    jak ważna jednak jest dyscyplina i podporzadkowanie się woli kierownika który
    z bazy potrafi chłodnym okiem ocenić sytuację.Ale zawiodła łączność.
    Krzysztof Wielicki powiedział że kiedyś spyta Macieja Berbekę dlaczego ten nie
    łączył sie z bazą.Szacunek dla Wszystkich uczestników wyprawy.
    Zawiedli nie ludzie tylko mechanizm.

    • petrol pisze:

      Ciekawym jest że w tych spontanicznych kilku rozmowach ze szczytu z bazą nie było
      w głosie Macieja Berbeki ani cienia krytycyzmu względem Adama Bieleckiego.
      Komunikował tylko kierownikowi wyprawy że A Bielecki już schodzi.
      Cóż ,Artur Hajzer,organizator zimowych wypraw potrzebował aż wejść na
      Gasherbrum zeby ochłonąc.

    • petrol pisze:

      dziekuje za zamieszczenie tego linku.Nie watpliwie Pan Pustelnik wie co mowi
      To stwierdzenie jednak siega zbyt daleko
      ” On wiedział doskonale, że przesterowało mu się radio i nie będzie miał żadnego kontaktu radiowego, i że nie będzie w żaden sposób indagowany przez radiotelefon.”

      • petrol pisze:

        Szanuje zdanie Pana Pustelnika ze zmarlym win sie nie wytyka ale co do
        diaska mial robic Bielecki, w drodze powrotnej ze szczytu napotkawszy
        M Berbeke i T Kowalskiego,bic sie z nimi?
        niech mi kto odpowie

        • Justyna pisze:

          Mógł wcześniej poinformować, że oddziela się od zespołu- sam przyznał wczoraj w wywiadzie, że to był błąd. W drodze powrotnej ze szczytu już zrobił duży dystans pomiędzy sobą, a chłopakami. Małek był wtedy w bliskiej odległości od Berbeki i Kowalskiego. Co mógł zrobić w drodze powrotnej?Ocenił, że Kowalski i Berbeka byli w takim samym stanie jak on- więc nie wiem skąd sugestia, że niby miał się bić z chłopakami, żeby wracali. W ogóle nie było takiej opcji, skoro był przekonany o ich dobrym stanie. Później nie widział za sobą światełek mógł, zamiast gnać na dół, zatrzymać się na moment, naprawić radio, poczekać na Małka. Mógł zrobić cokolwiek, wykonać gest w kierunku chłopaków, a nie zrobił nic. Takie zachowanie nie mogło zostać pozytywnie ocenione przez komisje-to chyba oczywiste.
          Artur Małek tez nie zachował się dobrze, jednak zostawił poręczówkę dla chłopaków, później wykonał ten symboliczny gest( bo szanse na powrót Berbeki byłby znikome) i pozostał jeszcze jedną noc w obozie 4, narażając swoje życie. Powinien być tam z Adamem, a nie z Pakistańczykiem, którego specjalnie o to musiał prosić. Adam sam zapracował swoim zachowaniem na taką opinię.

          • Amatorka pisze:

            Justyna nadal czekam…..
            Bielecki przyznał się,że rozdzielenie się to był błąd.Pytanie jakie mi się nasuwa co było genezą tego błędu???(odnoszę się tu do postu Petrola).
            Czy gest Bieleckiego wobec reszty coś by dał??? Czy byłoby czterech zaginionych????

          • Justyna pisze:

            Bielecki przyznał się,że rozdzielenie się to był błąd.Pytanie jakie mi się nasuwa co było genezą tego błędu???(odnoszę się tu do postu Petrola).
            Czy gest Bieleckiego wobec reszty coś by dał??? Czy byłoby czterech zaginionych????

            Ok. powołam się na słowa Adama. Według tego, co mówi, Tomkowi Kowalskiemu najbardziej zależało na tym, żeby wspinali się w zespole 4 osobowym i – jak mówi Adam- TYLKO W TAKIM ZESPOLE widział dla siebie Tomek szansę zdobycia szczytu- czy taka odpowiedź jest wystarczająca?
            Nie? ok. dalej, gdyby Tomek wiedział, że już nie są zespołem, i najmocniejszy Bielecki oddala się od reszty, nie będzie można już na niego liczyć, być może zrezygnowałby ze swoich ambicji zdobywania szczytu.
            Czy to by coś dało? Myśle, że być może obudziłoby jaką czujność u chłopaków, Adam już wielokrotnie ich wyprzedzał w podejściu, a potem ZAWSZE CZEKAŁ- bo się wzajemnie asekurowali. Krzysztof przez radio prosił, żeby na nich czekał. Myślę, ze zdał sobie z tego sprawę, ze będą sami Maciej Berbeka jak już miał- według relacji Artura Małka- 5-10 minut do szczytu. Prosił wtedy Artura żeby się razem związali. Myślę, że Małek teraz żałuje, że tego nie zrobił, bo może to ocaliłoby chociaż życie Maćka. ale Małek był b. mało doświadczony. był jedynie na wyprawie na Lhotse i to pół km od szczytu. Zresztą w kolejnym dniu- jak wcześniej napisałam został w obozie 4 , wiec zrobił jakiś gest w kierunku chłopaków, zaryzykował życie, co zostało docenione.
            Tak jak napisałam, Adam powinien był coś zrobić, chociaż naprawić radio, mieć kontakt z pozostałymi, zwolnić, poczekać chociaż na Małka, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie schodzą, bo nie widział czołówek za sobą.
            W pełni zasłużył na ocenę, jaką dostał, mam nadzieję, ze wyciągnie z tego wnioski na przyszłość, bo sam kiedyś możę potrzebować pomocy.

  147. Justyna pisze:

    Dla równowagi powiem tylko, że moim zdaniem Krzysztof Wielicki również powinien otrzymać negatywną ocenę, bo zupełnie nie sprawdził się w roli kierownika zespołu. Może okolicznością łagodząca był brak łączności z pozostałymi w zejściu i de facto nie mógł w tamtej sytuacji wiele zdziałać. Błędy były popełnione wcześniej. I po części sam ponosi odpowiedzialność za to, że teraz główne ciosy spadają na Bieleckiego. Uczynił go trochę takim nieformalnym leaderem zespołu, nie jak twierdzi Macieja Berbekę. Skąd taki wniosek? Dlaczego pytania Wielickiego o to, czy wszyscy się dobrze czują jest zadawane- jak wynika z nagrań- Adamowi? Z Berbeką nie było kontaktu, bo nie używał swojego radiotelefonu, ale np. Tomek Kowalski używał i jego trzeba było pytać, a nie Adamowa, który był w sporej odległości od reszty i co mógł na to odpowiedzieć?
    Maciej Berbeka źle ocenił swoje siły, ale przecież miał 15 lat przerwy w działalności w górach najwyższych i pomimo ogromnego doświadczenia już trochę wypadł z obiegu, nie wiem jak w takiej sytuacji : przy braku bezpośredniej łączności z nim, takiej przerwie w ekstremalnej wspinaczce, mógłby być liderem? Bielecki -wschodząca gwiazda himalaizmu, silny, wytrzymały, torujący drogę na szczyt i ze szczytu, był takim nieformalnym liderem, to on informował Krzysztofa o wszystkim co się działo w drodze na szczyt, a nie słabszy już Berbeka, stąd geneza takiej oceny Adama Bieleckiego.
    Tak naprawdę nie wiadomo jak zginał Berbeka, może wrócił po Tomka i spadł do szczeliny?Nie można go ocenić negatywnie, bo za mało mamy danych na temat tego, co tam się działo, jak się zachowywał w tych najtrudniejszych momentach. Zawiodło wiele czynników, na co wskazuje raport. Nikt nie pisze w nim, że Adam Bielecki był winny śmierci kolegów. Jest jedynie ocena jego zachowania w zaistniałej sytuacji. Adam musi przełknąć gorzką pigułkę i wyciągnąć wnioski na przyszłość, bo na pewno jeszcze dużo przed nim, jeśli chodzi o himalajską przyszłość.

    • petrol pisze:

      „Tomkowi Kowalskiemu najbardziej zależało na tym, żeby wspinali się w zespole 4 osobowym i – jak mówi Adam- TYLKO W TAKIM ZESPOLE widział dla siebie Tomek szansę zdobycia szczytu- czy taka odpowiedź jest wystarczająca?”
      Nie .Nie jest.Tomek Kowalski wiedział że jesli atak zostałby rozdzielony na dwa zespoły,w odstepie 1dniowym ,to on szedłby w tym drugim zespole i miałby
      mniejsze szanse na zdobycie szczytu z powodu zmiany pogody.
      Czy Tomek miał prawo oczekiwać że 4osobowy zespół pomoże my zdobyć szczyt ?
      -Nie
      ” dalej, gdyby Tomek wiedział, że już nie są zespołem, i najmocniejszy Bielecki oddala się od reszty, nie będzie można już na niego liczyć, być może zrezygnowałby ze swoich ambicji zdobywania szczytu.”
      Czy Tomek miał prawo oczekiwać że Adam Bielecki wciągnie go na szczyt ?
      -Nie.Był na to zbyt mądry
      Czy Tomek Kowalski miał prawo oczekiwać że Adam Bielecki zniesie go ze szczytu?
      -Niech odpowie ten wywiad „Ludzie w drodze-Rozmowa z Maciejem Berbeką”
      Dalej
      „Krzysztof przez radio prosił, żeby na nich czekał.” Adam Bielecki tego nie słyszał
      gdyż jego radio nie pracowało.Jak powiedział Piotr Pustelnik „zakładamy ze
      wszyscy z którymi rozmawiamy mówią prawdę,w dobrej wierze”Stara maksyma
      mówi Każdy Jest Niewinny Do Chwili Udowodnienia Winy Ponad Wszelką
      Wątpliwość
      ” Myślę, ze zdał sobie z tego sprawę, ze będą sami Maciej Berbeka jak już miał- według relacji Artura Małka- 5-10 minut do szczytu. Prosił wtedy Artura żeby się razem związali.”
      Czy w drodze powrotnej ze szczytu Artur Małek miał prawo odmówić Maciejowi
      Berbece związania się liną z MB i TK w chwili kiedy ci nie prosili o pomoc
      w zejściu tylko dalej szli do szczytu ?
      -Niech odpowiedzią ,znowuż,będzie wywiad” Ludzie w drodze-Rozmowa
      z Maciejem Berbeką”
      dalej
      „Tak jak napisałam, Adam powinien był coś zrobić, chociaż naprawić radio, mieć kontakt z pozostałymi, zwolnić, poczekać chociaż na Małka, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie schodzą, bo nie widział czołówek za sobą.”
      W momencie kiedy mógł to to radio naprawił.Jak miał czekać na Artura Małka?
      Usiąść na skale i czekać? Niech odpowiedzią będzie znowu wywiad z Maciejem
      Berbeką „Ludzie w drodze-Rozmowa z Maciejem Berbeką”
      Dalej
      „W pełni zasłużył na ocenę, jaką dostał, mam nadzieję, ze wyciągnie z tego wnioski na przyszłość,”
      Jasne.Następnym razem ,w obozie 4 nagra film ze sobą szlochającym.
      I nie będzie za dużo mówił bo będzie wiedział że to zostanie uzyte przeciwko niemu

      • Justyna pisze:

        „Tomkowi Kowalskiemu najbardziej zależało na tym, żeby wspinali się w zespole 4 osobowym i – jak mówi Adam- TYLKO W TAKIM ZESPOLE widział dla siebie Tomek szansę zdobycia szczytu- czy taka odpowiedź jest wystarczająca?”
        Nie .Nie jest.Tomek Kowalski wiedział że jesli atak zostałby rozdzielony na dwa zespoły,w odstepie 1dniowym ,to on szedłby w tym drugim zespole i miałby
        mniejsze szanse na zdobycie szczytu z powodu zmiany pogody.

        Przytoczona przez ze mnie słowa powiedział Adam Bielecki wiec ty możesz jedynie gdybać, chyba Adam wie co mówi, bo był na miejscu i wie kto optował za zespołem 4 osobowym i jakie miał argumenty. WEDŁUG ADAMA „TOMEK CHCIAŁ IŚC W 4 OSOBOWYM ZESPOLE BO TYLKO W TAKIM WIDZIAŁ SZANSE DLA SIEBIE ZDOBYCIA SZCZYTU”.

        Czy Tomek miał prawo oczekiwać że 4osobowy zespół pomoże my zdobyć szczyt ?
        -Nie
        TAK, według Śp. Artura Hajzera gdyby poszedł zespół mniejszy byłby dużo mniejsze szanse na zdobycie szczytu, ze względu na dużej trudności po drodze- z opinią mistrza się chyba nie dyskutuje? chyba ze uważasz się za większy autorytet w tej dziedzinie, udowodnij, to pogadamy… Hajzer wręcz stwierdził, że gdyby szli w dwójkach jego zdaniem cel nie zostałby osiągnięty.

        dalej, gdyby Tomek wiedział, że już nie są zespołem, i najmocniejszy Bielecki oddala się od reszty, nie będzie można już na niego liczyć, być może zrezygnowałby ze swoich ambicji zdobywania szczytu.”
        Czy Tomek miał prawo oczekiwać że Adam Bielecki wciągnie go na szczyt ?
        -Nie.Był na to zbyt mądry

        Na co byłby za mądry? Na rezygnację ze zdobywania szczytu? Ja pisałam o rezygnacji, a nie wciąganiu. Zdanie o wciąganiu jest przez ciebie wymyślone i kompletnie nie ma sensu.

        „Krzysztof przez radio prosił, żeby na nich czekał.” Adam Bielecki tego nie słyszał
        gdyż jego radio nie pracowało

        Słyszał, słyszał. To nagranie, kiedy Wielicki prosi Adama, żeby zaczekał na resztę, było w drodze na szczyt- pojawiało się bodaj dwa razy. Telefon Adama dzialał jeszcze wtedy.

        .Jak powiedział Piotr Pustelnik „zakładamy ze
        wszyscy z którymi rozmawiamy mówią prawdę,w dobrej wierze”Stara maksyma
        mówi Każdy Jest Niewinny Do Chwili Udowodnienia Winy Ponad Wszelką
        Wątpliwość

        a jakiej winie piszesz???? kto i w którym miejscu obaracza kogoś winą? Dlaczego Piotr Pustelnik miałby zakładać, że ktoś z uczestników kłamie i po co miałby to robić? mowa jest o błędach i nieetycznym zachowaniu, a nie o winnych.

        ” Myślę, ze zdał sobie z tego sprawę, ze będą sami Maciej Berbeka jak już miał- według relacji Artura Małka- 5-10 minut do szczytu. Prosił wtedy Artura żeby się razem związali.”
        Czy w drodze powrotnej ze szczytu Artur Małek miał prawo odmówić Maciejowi
        Berbece związania się liną z MB i TK w chwili kiedy ci nie prosili o pomoc
        w zejściu tylko dalej szli do szczytu ?
        Prawo miał i odmówił. Czy zrobił dobrze, to już kwestia jego sumienia. Widać po Małku, że nie czuł się z tym dobrze i miał wyrzuty sumienia. skoro szli do szczytu, wiadomo, ze będą również z tego szczytu wchodzić, to logiczne. i Maciej prosił, żeby związali się liną nie w wejściu, tylko przy schodzeniu. Był mały dystans czasowy między nimi.
        Jak miał czekać na Artura Małka?
        Mógł zwolnić. Małek byl jego partnerem od liny, a nie miła z nim żadnego kontaktu, ani wzrokowego, ani radiowego ( bo obaj mieli ponoć awarię…)Usiąść na skale i czekać? nic by się nie stało, jakby chwile poczekał, skoro Małek wymieniał baterie 40 minut i nawet nie miła żadnych odmrożeń i nie było tak ekstremalnie. Zwłaszcza, ze Małek mówił, że szedł z zapasową rękawicą-łapawica, bo tę właściwą zgubił.
        W momencie kiedy mógł to to radio naprawił.
        Nic by się nie stało, gdyby naprawił go wcześniej, skoro Małek mógł wymieniać baterię z czołówce 40 minut, Adam też spokojnie dałby radę. Zwłaszcza, że chodziło o odblokowanie jednego przycisku, nie trzeba bylo do tego ściągać rękawic.

        „W pełni zasłużył na ocenę, jaką dostał, mam nadzieję, ze wyciągnie z tego wnioski na przyszłość,”
        Jasne.Następnym razem ,w obozie 4 nagra film ze sobą szlochającym.

        Już takie coś było, w czasie wyprawy na Makalu, kiedy znowu zawiódł- wtedy coś tam ponoć nagrał, że nie może iść, bo nie ma jedzenia, zbliża się noc itp. Także ogólnie panika u Adama jest znana i nie budziłby zaskoczenia u nikogo.

        I nie będzie za dużo mówił bo będzie wiedział że to zostanie uzyte przeciwko niemu
        Fakt , milczenie jest złotem. Adam tymi wywiadami, szkodzi sobie, bo coraz więcej szczegółów wychodzi na jaw…Artur Małek robi lepiej, nie udzielając setek wywiadów.

        • petrol pisze:

          ” według Śp. Artura Hajzera gdyby poszedł zespół mniejszy byłby dużo mniejsze szanse na zdobycie szczytu, ze względu na dużej trudności po drodze- z opinią mistrza się chyba nie dyskutuje? chyba ze uważasz się za większy autorytet w tej dziedzinie, udowodnij, to pogadamy… Hajzer wręcz stwierdził, że gdyby szli w dwójkach jego zdaniem cel nie zostałby osiągnięty.”Arturowi Hajzerowi chodziło
          o przeniesienie większej ilości lin,ubezpieczanie się przy przechodzeniu/omijaniu
          szczelin a nie ciągłej pomocy w marszu na szczyt.
          „Z opinią mistrza się nie dyskutuje”.Ja nie nie dyskutuje z opinią Artura Hajzera
          tylko zwykłe poczucie sprawiedliwości każe mi zabrać głos,kiedy widze że wśród
          ekspertów górę zaczynaja brać jakieś animozje,uprzedzenia itp.
          Najnędzniejszy adwokat byłby w stanie wybronić Adama Bieleckiegi i od jakiejkolwiek winy i jakiejkolwiek moralnej odpowiedzialności.
          „Czy Tomek miał prawo oczekiwać że Adam Bielecki wciągnie go na szczyt ?
          -Nie.Był na to zbyt mądry

          Na co byłby za mądry? Na rezygnację ze zdobywania szczytu? Ja pisałam o rezygnacji, a nie wciąganiu. Zdanie o wciąganiu jest przez ciebie wymyślone i kompletnie nie ma sensu.”
          Czy rezygnacja albo kontynuowanie ataku szczytowego ,w wypadku Tomka, miało
          opierać się na czyjejś pomocy?Jesli tak by było to nie powinien brać udziału
          w ataku szczytowym.Jakakolwiek pomoc mogła dotyczyć tylko wspólnego
          rozwieszenia lin poręczowych asekuracji na trudniejszych odcinkach,nie ciągłej
          asekuracji.
          To tyle.Ustosunkowywanie się do reszty nie wydaje mi się konieczne.
          Nie twierdze że mi się to podoba bo wolałbym ten himalaizm w formie bardziej
          „ludzkiej”gdzie „Towarzysza nie zostawia się nawet wtedy gdy jest tylko bryłką
          lodu”ale niestety takie było oblicze Polskiego Himalaizmu .Jak powiada Krzysztof Wielicki ,Adam Bielecki nie był ani pierwszym,ani,prawdopodobnie,nie będzie
          ostatnim który złamał formację i szedł na szczyt jak potrafił.
          Jesli on jest winien,choćby tylko etyczno/moralnie -to winien jest cały Polski
          Himalaizm

          • Justyna pisze:

            o przeniesienie większej ilości lin,ubezpieczanie się przy przechodzeniu/omijaniu
            szczelin a nie ciągłej pomocy w marszu na szczyt.

            A kto mówi o ciągłej pomocy w marszu? to było uzasadnienie dla powołania zespołu 4 osobowego. Przeczytaj jeszcze raz, to co napisałam:)

            tylko zwykłe poczucie sprawiedliwości każe mi zabrać głos,kiedy widze że wśród
            ekspertów górę zaczynaja brać jakieś animozje,uprzedzenia itp.
            Najnędzniejszy adwokat byłby w stanie wybronić Adama Bieleckiegi i od jakiejkolwiek winy i jakiejkolwiek moralnej odpowiedzialności.

            Ja nie widzę tutaj żadnych uprzedzeń, tylko trzeźwą oceną sytuacji, analizę faktów i przesadzoną reakcję Adama na to. Jeśli chodzi o sprawy etyczne i moralne to nie ma adwokatów od sumienia… to sprawy, z którymi każdy sam sobie musi poradzić, a o winie jak już sto razy pisałem nie mam mowy.

            Czy rezygnacja albo kontynuowanie ataku szczytowego ,w wypadku Tomka, miało
            opierać się na czyjejś pomocy?
            Tak jak pisałem wcześniej, wg. Adama Bieleckiego, Tomasz przeforsowywał na zabraniu by atak byl w zespole 4 osobowym i TYLKO W JAKIM ZESPOLE widział dla siebie szansę na zdobycie szczytu, wiec logicznie rozumując gdyby Tomek wiedział, że ten zespół się rozsypał, to może by zrezygnował. był człowiekiem bez żadnego doświadczenia w górach 8000 tysięcznych, zespól dawał mu poczucie bezpieczeństwa, jakiego na pewno by nie miał gdyby wiedział, że to się posypie. Byc może wtedy zapaliłaby się czerwona lampka by zadziałał i zacząłby schodzić z którymś z chłopaków.

            Jakakolwiek pomoc mogła dotyczyć tylko wspólnego
            rozwieszenia lin poręczowych asekuracji na trudniejszych odcinkach,nie ciągłej
            asekuracji.
            Nie chodziło o ciągłą asekurację, wcześniej stan Tomka niczego takiego nie wymagał. W sytuacji w jakiej znalazł się Tomek nawet pomoc w zapięciu raka, podanie lekarstw, zdopingowanie przez radiotelefon- nie z namiotu, kiedy tomek wiedział, że nikt po niego nie wróci, tylko z trasy… kolegów, którzy też zmagają się z podobnymi trudnościami, dalej
            może np. oni pamiętaliby numery leku, o których zapominał Wielicki i szukał- tak twierdzi rodzina Tomka- przez 15 minut odpowiedniego numeru.
            Nie szukaj proszę cały czas winnych, bo to już robi się obsesyjne:)

          • petrol pisze:

            „Ja nie widzę tutaj żadnych uprzedzeń, tylko trzeźwą oceną sytuacji, analizę faktów i przesadzoną reakcję Adama na to. Jeśli chodzi o sprawy etyczne i moralne to nie ma adwokatów od sumienia… to sprawy, z którymi każdy sam sobie musi poradzić”Adam Bielecki sobie poradzi .Sam najlepiej wie co tam wtedy czuł.Znający się na rzeczy twierdzą że zimą na szczycie 8tysięcznika w Karakorum można usiąść na kamieniu i czekać 40 minut.Jeśli fachowcy tak twierdzą to tak jest.Z tym że wspinanie to nie partia szachów a rzecz emocjonalna ,akcja rozwija
            się spontanicznie .Można popełnić błąd.Jesli autorytet Maciej Berbeka popełnia
            błąd to może się to zdarzyć też Adamowi Bieleckiemu.
            Więc nie ma mowy o nie etycznym,nie moralnym zachowaniu a o popełnieniu
            błędu-a to różnica .Nie etyczne,nie moralne zachowanie miałoby miejsce wtedy
            kiedy AB umyślnie na szczycie wyłączyłby telefon.Nie ma na to dowodów.
            Nie etyczne nie moralne zachowanie miałoby miejsce wtedy kiedy by Adam
            Bielecki odmówił pomocy w zejściu Tomkowi Kowalskiemu i Maciejowi Berbece
            W drodze ze szczytu AB spotkał MB i TK idących w odwrotnym kierunku.
            Tam na szczycie ,subiektywne,może irracjonalne widzenie sytuacji było dla
            niego jedynym. AB nie wspina się po to żeby umrzeć tylko po to zeby żyć.
            Nie ma niemoranego zachowania .Co najwyżej można mówić o błędzie.
            Mądry weteran himalaizmu Pan Krzysztof Wielicki wie co mówi.
            Niepotrzebnie Adam Bielecki udzielał ,żądnym sensacji mediom,wywiadów.
            Starał się logicznie tłumaczyć kazdy swój krok,kiedy jedynym tłumaczeniem
            mogło być to ze widział szczyt i do niego parł.W końcu jego własne słowa używane są przeciwko niemu.
            Nie żadna komisja tylko jego własne sumienie będzie jego sędzią (jego zachowania na BP)

          • petrol pisze:

            „Nie żadna komisja tylko jego własne sumienie będzie jego sędzią (jego zachowania na BP)”
            to powiedziawszy,dobrze się stało ze komisja była i wyciągnięto wnioski .
            Zespół jest zespołem i ,jak to już zostało powiedziane,dopóty ktoś się wspina za
            pieniądze podatnika musi sobie zdawać sprawę,że godząc się na partycypowanie
            w zespole ,bierze na siebie odpowiedzialnośc za zespół,na dobre i złe.Niezależnie czy
            był sukces,czy nie,czy były ofiary czy nie,każdy kto zdecydowawszy się na zespół
            wyłamie się z niego ,powinien zostać zdyskwalifikowany .
            Do tej pory tak nie było,o czym świadczą liczne relacje

    • petrol pisze:

      „Krzysztof Wielicki również powinien otrzymać negatywną ocenę, bo zupełnie nie sprawdził się w roli kierownika zespołu”
      Jak mówił Artur Hajzer w Polskim alpinizmie są dwie szkoły kierowania wyprawami :Scentralizowana (Andrzej Zawada) i Zdecentralizowana.
      Wyraznie Krzysztof Wielicki jest wyznawcą tej drugiej.W rozmowie z Maciejem Berbeką z Rocky Summit ,kiedy to zasugerował odwrót z powodu późnej pory,
      pozostawił Maciejowi Berbece decyzję.Można to różnie oceniać ale nie można
      zarzucić winy bo nie ma żadnego „Regulaminu Zdobywania Szczytów” którego
      reguły zostałyby złamane.
      Krzysztof Wielicki Adama Bieleckiego „Uczynił go trochę takim nieformalnym leaderem zespołu, nie jak twierdzi Macieja Berbekę. Skąd taki wniosek? Dlaczego pytania Wielickiego o to, czy wszyscy się dobrze czują jest zadawane- jak wynika z nagrań- Adamowi?”
      Na podstawie jednego zapytania nie można wysnuwać takiego wniosku.Krzysztof
      Wielicki wyrażnie miał zaufanie do Macieja Berbeki i stosunek między nimi był
      bardziej partnerski niż jakikolwiek inny.
      ” Bielecki -wschodząca gwiazda himalaizmu, silny, wytrzymały, torujący drogę na szczyt i ze szczytu, był takim nieformalnym liderem, to on informował Krzysztofa o wszystkim co się działo w drodze na szczyt, a nie słabszy już Berbeka, stąd geneza takiej oceny Adama Bieleckiego.”
      Nic za tym nie przemawia.
      Z opisów uczestników wyprawy przebija bardziej to że to Maciej Berbeka miał
      lepszy stosunek z „młodymi”.W jednym z wywiadów Krzysztof Wielicki pytany
      o szanse Macieja Berbeki na przeżycie stwierdził że młodzi są dobrzy do jednostkowego ,natychmiastowego wysiłku ale to starszych wspinaczy stać na
      dłuzszy zdeterminowany wysiłek.Wierzył w Macieja Berbekę a nie Adama
      Bieleckiego .
      „Maciej Berbeka źle ocenił swoje siły, ale przecież miał 15 lat przerwy w działalności w górach najwyższych i pomimo ogromnego doświadczenia już trochę wypadł z obiegu,”
      -To prawda.
      -I poniższe też
      „Tak naprawdę nie wiadomo jak zginał Berbeka, może wrócił po Tomka i spadł do szczeliny?Nie można go ocenić negatywnie, bo za mało mamy danych na temat tego, co tam się działo, jak się zachowywał w tych najtrudniejszych momentach. Zawiodło wiele czynników, na co wskazuje raport.”

      • petrol pisze:

        Nie można oceniać negatywnie Macieja Berbekę ale też żywym trzeba dać żyć

      • Justyna pisze:

        Jak mówił Artur Hajzer w Polskim alpinizmie są dwie szkoły kierowania wyprawami :Scentralizowana (Andrzej Zawada) i Zdecentralizowana.
        Wyraznie Krzysztof Wielicki jest wyznawcą tej drugiej.W rozmowie z Maciejem Berbeką z Rocky Summit ,kiedy to zasugerował odwrót z powodu późnej pory,
        pozostawił Maciejowi Berbece decyzję.Można to różnie oceniać ale nie można
        zarzucić winy bo nie ma żadnego „Regulaminu Zdobywania Szczytów” którego
        reguły zostałyby złamane.

        Znowu, chodzi o błędy, a nie o winę. Wielicki wiele spraw zaniedbał:
        -nie zabezpieczył nikogo w odwodzie, a wypadek, gdyby coś się stało, nie było nawet tlenu w obozie szturmowym- gdyby np. potrzebowali go Adam czy Artur, nie mówiąc już o pozostałych
        – niech pokaże nagranie, w którym wyraźnie sugerował odwrót, bo z tych udostępnionych, pyta jedynie Berbekę, czy zamierzają iść do szczytu, na odpowiedź, że tak, mówi: no, świetnie Maćku, jakby się tak udało, bo my tu wszyscy w nerwach na dole…” jakoś nie widać, żeby ich odwodził, czy siał wątpliwości…Chyba, że jest jeszcze jakieś inne nagranie, nieudostępnione.
        – do Adama Bieleckiego było więcej niż jedno zapytanie, z nim Wielicki rozmawiał najwięcej razy, podczas ataku szczytowego. Był liderem, bo przewodził grupą, torował drogę na szczyt i ze szczytu- grupa szła za nim, po jego śladach. Informował Wielickiego gdzie są pozostali, jak się czują
        – Wielickiego nikt nie słuchał, a przede wszystkim nie ustalił żadnej strategii działania, na wypadek gdyby któryś z uczestników miał problemy, nie ustalił do której godziny mogą iść na góry- NIC nie ustalił, wszystko szło na żywioł,
        na czym polegało jego kierowanie zespołem? Równie dobrze mogło go tam nie być i pewnie by weszli- o ile Bielecki znalazłby drogę na szczyt, bo w tym jedynie mu Wielicki pomagał.
        – zawiódł, jeśli chodzi o podanie numeru leku Kowalskiemu, nawet początkowo nie kazał mu nic brać, a chłopak pytał go o radę( nagrania udostępnione przez rodzinę Kowalskiego) Sprawa potem motywacji Kowalskiego tez budzi wątpliwości…Więcej można by się spodziewać, bo tak doświadczonym himalaiście. Widać,że nie spodziewał się takiego obrotu sprawy i nie był na to przygotowany. Już do mediów podał, że szczyt zdobyty i on wie, że chłopcy na pewno mają siłę na zejście. Tez nie przewidział, że coś może iść nie tak.

        Z opisów uczestników wyprawy przebija bardziej to że to Maciej Berbeka miał
        lepszy stosunek z „młodymi”.W jednym z wywiadów Krzysztof Wielicki pytany
        o szanse Macieja Berbeki na przeżycie stwierdził że młodzi są dobrzy do jednostkowego ,natychmiastowego wysiłku ale to starszych wspinaczy stać na
        dłuzszy zdeterminowany wysiłek.Wierzył w Macieja Berbekę a nie Adama
        Bieleckiego .

        Wielicki wiedział, że największe szanse na zdobycie szczytu ma Bielecki, bo jest najszybszy, młody i najbardziej wydolny. Twierdził też, że nie spodziewał się, że Maciej będzie w takiej dobrej formie, by atakować szczyt, Berbeka go zaskoczył. A o wytrzymałości mówił w kontekście przeżycia w tej ekstremalnej sytuacji- Maciek w 1988r był młody i sobie poradził, warunki były nieporównywalnie gorsze, a teraz niestety… wiek zrobił swoje, już nie był tak sprawny i silny. Wielicki na niego nie liczył, to było bardziej życzeniowe. Pewniakiem był Bielecki- dlatego go wzięli.
        Jak liderem może być, ktoś kto ciągnie się w ogonie??? Dużo słabszy o d młodszych wilczków, kto wiele lat miał przerwy w działalności górskiej. Tu nic do rzeczy nie miał fakt, że w obozie był dobry kontakt z młodymi. Fakt do przełączy Berbece dobrze szło, ale potem coraz gorzej. Liderem nieformalnym był Bielecki- bo on przewodził grupie, de facto prowadził wszystkich na szczyt- szli za nim.
        Ja nie rozumiem jak kierowanie zespołem przez Wielickiego mogło zostać ocenione pozytywnie, skoro tak ważne sprawy zaniedbał. Może ufał Maćkowi, ale kierownikiem załogi był on i nic tego nie zmieni. Bardzo go cenię jako himalaistę, i jestem w 100% przekonana, że bardziej by się sprawdził tam na górze, niż z bazy „kierował” zespołem, ale niestety jego tam nie było z nimi na grani.
        Bielecki w Tygodniku Powszechnym też dobrze nie wypowiada się o Krzysztofie jako kierowniku wyprawy i trochę się mu nie dziwię. Taki styl kierowania „Zdecentralizowany”-jak określiłeś do niczego dobrego nie doprowadził i może być do przyjęcia w przypadku kierowania zespołem ludzi doświadczonych w górach. Ten „zespół” się nie znał ze sobą przed wyprawą, doświadczony był Berbeka- ale miał przerwę w górach najwyższych i swoje lata, Adam jakieś tam doświadczenia niewielkie, ale miał, a reszta…

        • petrol pisze:

          Ciekawe czy Adam Bielecki wiedział o tym ze to on jest „Nieformalnym Leaderem”?
          Czy na Rocky Summit miał wpływ na kontynuowanie albo ewent.odwrót w większym stopniu niż Maciej Berbeka który w rozmowie z Krzysztofem Wielickim
          stwierdził”po to tu przyjechaliśmy żeby iśc dalej”
          W relacji z tego momentu Adam Bielecki powiedział że uznał słowa Macieja
          Berbeki jako decyzję do dalszej kontynuacji ataku.
          W 2011 podczas zimowej wyprawy kiedy to 2 młodych wspinaczy „in trening”
          poodmrazało sobie palce,według relacji Artura Hajzera,Adam Bielecki
          w twardych słowach domagał się od jednego z nich zaprzestania wspinaczki
          Czy w podobny sposób mógł wpływać na Macieja Berbekę? Wątpie
          Wielicki-„- zawiódł, jeśli chodzi o podanie numeru leku Kowalskiemu, nawet początkowo nie kazał mu nic brać, a chłopak pytał go o radę( nagrania udostępnione przez rodzinę Kowalskiego) Sprawa potem motywacji Kowalskiego tez budzi wątpliwości…”
          Czy te nagrania w posiadaniu rodziny Kowalskiego ktoś słyszał ,czy to tego
          samego rodzaju dowód jak te domniemane rozmowy Macieja Berbeki z bazą
          po północy 6 marca ?

          • Justyna pisze:

            Ciekawe czy Adam Bielecki wiedział o tym ze to on jest „Nieformalnym Leaderem”?
            Czy na Rocky Summit miał wpływ na kontynuowanie albo ewent.odwrót w większym stopniu niż Maciej Berbeka który w rozmowie z Krzysztofem Wielickim
            stwierdził”po to tu przyjechaliśmy żeby iśc dalej”

            Nie wiem, czy wiedział, ale przewodził grupie, torował drogę na szczyt, wszystko uzgadniał z Krzysztofem,więc takim nieformalnym liderem grupy był. Co to słów, o których piszesz, na nagraniach to trochę inaczej wygląda, ale moze nie wszystko zostało nagrane i polegamy na słowach Wielickiego. z nagrań wynika,że Krzysztof pyta:
            ” to będziecie drałować na szczyt…?
            M: no, nie mieliśmy innego planu…?
            W: no, to świetnie Macku, żeby się tak udało….”
            a czy to było z kimkolwiek z grupy konsultowane, tego przynajmniej na tym nagraniu publicznym, nie było.

            W 2011 podczas zimowej wyprawy kiedy to 2 młodych wspinaczy „in trening”
            poodmrazało sobie palce,według relacji Artura Hajzera,Adam Bielecki
            w twardych słowach domagał się od jednego z nich zaprzestania wspinaczki.

            Nie domagał się niczego w twardych słowach, poczytaj relację Tomasza Wolfarta z tej wyprawy. Owszem, podobno namawiał go do zejścia, ale ważniejsze jest jak potem zachował się Bielecki- miał donieść tlen i tego nie zrobił, bo się znowu bał. Gdyby nie szerpowie, którzy ruszyli na ratunek chłopkom, byłby finał taki jak na Broad Peaku. Drugiego Stańczyka do niczego nie namawiał, sam się wycofał z ataku szczytowego, a pomimo to bardzo potrzebował pomocy, bo był zdetoriowany. Do jednego z nich dotarł Artur Hajzer, do drugiego miał dotrzeć Bielecki, ale się przestraszył i zawrócił… do czego potem się przyznał, że to był błąd i tak nigdy już by się nie zachował.

            Czy w podobny sposób mógł wpływać na Macieja Berbekę?
            Nikt tego nie oczekiwał, mógł po prostu powiedzieć, że oddziela się do grupy i zamierza samodzielnie kontynuować atak, nie czekając nawet na swojego partnera od liny- Artura Małka. Rozbił zespół i to jest faktem.

            Wielicki-”- zawiódł, jeśli chodzi o podanie numeru leku Kowalskiemu, nawet początkowo nie kazał mu nic brać, a chłopak pytał go o radę( nagrania udostępnione przez rodzinę Kowalskiego) Sprawa potem motywacji Kowalskiego tez budzi wątpliwości…”
            Czy te nagrania w posiadaniu rodziny Kowalskiego ktoś słyszał ,czy to tego
            samego rodzaju dowód jak te domniemane rozmowy Macieja Berbeki z bazą
            po północy 6 marca ?
            Stenogramy tych rozmów, nie w całości, ale zostały udostępnione przez rodzinę Kowalskiego-wystarczy wygooglować list rodziny Tomasza Kowalskiego do PZA- na końcu tego listu jest stenogram jednej z rozmów, gdzie Tomek informuje kierownika o tym, że nie może oddychać i że może powinien coś wziąć, bo ma apteczkę. Wielicki mówi, że nic mu nie pomoże i niczego nie zaleca do wzięcia. Jeśli chodzi o długie szukanie numeru leku, to nie został udostępniony ten stenograf, ale taka rozmowa miała miejsce, bo gdyby to było kłamstwo i takiego nagrania by nie było, natychmiast Wielicki by to dementował. Zatem nagranie nie są domniemane, tylko prawdziwe- zarejestrowane.

          • Justyna pisze:

            Czy te nagrania w posiadaniu rodziny Kowalskiego ktoś słyszał ,czy to tego
            samego rodzaju dowód jak te domniemane rozmowy Macieja Berbeki z bazą
            po północy 6 marca ?
            „Kierownik wyprawy nie potrafił ponadto odnaleźć się w sytuacji kryzysowej. Dawał Tomkowi demobilizujące komunikaty: „Chłopcy są już poniżej przełęczy”(nagr. 108), Widzimy światełka (w domyśle Maćka i Artura) poniżej przełęczy” Mimo zgłaszanych przez Tomka, już godzinie po zdobyciu szczytu, problemów nie zalecił mu żadnych leków. Nie był też wystarczająco dobrze zorientowany w zawartości apteczki nie wiedział, który numer leku należy zalecić na odmrożenia (nagr. 132 oryginał)”.

            „W ostatniej nagranej rozmowie z Tomkiem ( 132) prosi on Krzysztofa Wielickiego o podanie mu numeru środka na odmrożenia, nie może bowiem znaleźć listy leków i nie wie który pod którym numerem ma w apteczce heparynę. Krzysztof Wielicki odpowiada, że będzie szukał. Dalej jest 16 minut odgłosów szukania …
            Kolejne nagranie jest jedynie relację Krzysztofa Wielickiego z rozmowy z Tomkiem, gdzie tłumaczy jakie leki mu zalecił.

            Fikcja wymyślona przez rodzinę? Numery nagrań też fikcyjne?
            Czy na podstawie choćby tego można dać kierownikowi wyprawy ocenę pozytywną…?

      • Justyna pisze:

        odp. na post Petrola 24.09 7:59

        „…Z tym że wspinanie to nie partia szachów a rzecz emocjonalna ,akcja rozwija
        się spontanicznie”
        Miałam już nie zabierać głosu, ale nie mogę tego czytać! Przepraszam, że to powiem, ale to zdanie jest niedorzeczne. W każdej wyprawie w góry, nawet w dużo niższe musi być plan działania, jakaś strategia, jeśli to zawodzi to często dochodzi do wypadków. Tu chodzi o eksplorację najwyższych gór w zimie, to nie zabawa, czy gra w szachy, to ważą się ludzie losy. Ok każdy podejmuje decyzję za siebie, ale weź pod uwagę okoliczności, nie zawsze taki wspinacz jest w stanie obiektywnie ocenić sytuację na górze, może mu się subiektywnie wydawać, że da rade, a nawet, że szybko idzie, podczas gdy tak naprawdę drepcze w miejscu. Tu jest rola kierownika, żeby wszystko kontrolować- najważniejsza kontrola czasu, a nie kierować się sentymentami- o ostatnim wywiadzie dla GW Wielicki stwierdził, że nawet gdyby miał wtedy łączność z Berbeką, nie wie czy byłby w stanie poprosić go o rezygnację z wejścia na szczyt.
        Bardzo ciekawa analiza z wywiadu, który poniżej zalinkuje poniżej, nie ma tu oskarżeń, tylko trzeźwa ocena sytuacji –
        http://wiadomosci.wp.pl/kat,1027139,title,Etyk-dr-hab-Pawel-Lukow-na-Broad-Peak-zabraklo-przewidywalnosci,wid,16013053,wiadomosc.html

        Pisałeś też, że „nie ma żadnego „Regulaminu Zdobywania Szczytów” którego reguły zostałyby złamane”
        Otóż pragnę Cię oświecić, że taki kodeks jest! Jest to Górska Deklaracja Etyczna UIAA przyjęta w październiku 2009
        http://wspinanie.pl/serwis/201105/10-Gorska-Deklaracja-Etyczna-UIAA.php

        „Nie ma niemoranego zachowania .Co najwyżej można mówić o błędzie.
        Mądry weteran himalaizmu Pan Krzysztof Wielicki wie co mówi”

        „Mądry” weteran niestety przez brak odpowiednich decyzji i przede wszystkim brak wypracowania odpowiedniej strategii działania w sytuacji kryzysowej, jeszcze przed atakiem szczytowym, całkowicie się skompromitował jako kierownik wyprawy i to zaważyło na tym, że odpowiedzialność za tragedię spada teraz na zmianę albo na Berbekę albo na Bieleckiego, a powinna spadać na Wielickiego, bo to on popełnił najwięcej błędów, które w skutkach okazały się tragiczne. Wielicki dopiero po ogłoszeniu raportu stanął za Bieleckim i Małkiem, ale wcale nie uważał, że raport jest miażdżący, tylko normalny, a oceny moralne powinny zostać jego zdaniem w środowisku. Nie wypowiedział się w sposób zdecydowany, że Bielecki czy Małek nie złamali zasad etycznych w górach, tylko powiedział ” nie wiem, czy złamali”.,”to nie powinno znaleźć się w raporcie” itp. W sposób jednoznaczny i zdecydowany w obronie chłopków wypowiedział się na ten temat TYLKO Aleksander Lwow. We wcześniejszych wywiadach, przed raportem, Wielicki, odcinał się od chłopaków, wystarczy prześledzić wywiady z nim- których tez było dużo.
        a o raport prosili się sami zainteresowani, więc musieli być przygotowani na oceny, niekoniecznie po ich myśli.

        • petrol pisze:

          „„…Z tym że wspinanie to nie partia szachów a rzecz emocjonalna ,akcja rozwija
          się spontanicznie”
          Miałam już nie zabierać głosu, ale nie mogę tego czytać! Przepraszam, że to powiem, ale to zdanie jest niedorzeczne. W każdej wyprawie w góry, nawet w dużo niższe musi być plan działania, jakaś strategia, jeśli to zawodzi to często dochodzi do wypadków.”
          W szachach przyjmuje się strategię, plan i następnie ,beznamiętnie się go wykonuje
          ,są gotowe wzorce ,rozgrywki ,gambity.W życiu tak nie ma .Jeśli jesteś tak
          ograniczona że widzisz tylko białe albo czarne to zostań szachistką,nie próbuj
          oceniać innych.O Adamie Bieleckim wszystko zostało powiedziane.
          Krzysztofa Wielickiego przed atakami w twoim wydaniu bronić nie ma potrzeby.
          Bez odbioru .

          • Justyna pisze:

            Pozwolę sobie odebrać;):)
            Polecam zalinkowany artykuł:
            http://wiadomosci.wp.pl/kat,1027139,title,Etyk-dr-hab-Pawel-Lukow-na-Broad-Peak-zabraklo-przewidywalnosci,wid,16013053,wiadomosc.html

            Wyprawa bez taktyki i planu działania na wypadek sytuacji kryzysowych, niestety kończy się tak jak na Broad Peaku czyli totalnym chaosem i działaniem na oślep ” ratuj się kto może”… Tu nie może być spontanu, nie wiem, jak można tego nie rozumieć.

            „Krzysztofa Wielickiego przed atakami w twoim wydaniu bronić nie ma potrzeby”
            Oczywiście, Wielicki jest dla wielu postacią absolutnie posągową, która ma „immunitet” ze względu na szczególne zasługi dla himalaizmu, ok i tego się trzymajmy, nie ma co ruszać „świętości” ;);)
            Jakkowiek pamiętajmy, że nie zawsze dobry zawodnik na boisku, będzie dobrym trenerem… tutaj taki casus niestety….

          • Amatorka pisze:

            Szkoda… Kto mnie tu będzie wspierał??? 😉

  148. petrol pisze:

    Reasumując .Nie Ma Winnych.Raport Komisji niestety nie jest zadowalający.
    Zbyt duzo w nim przypuszczeń ,założeń itp.
    Polski Himalaizm Zimowy nie sprawdza się według reguł wypracowanych
    w poprzednich latach.Warunki są zbyt ekstremalne.
    Należy wprowadzić ścisłą dyscyplinę.Kierowanie wyprawą musi być dyktaturą
    Tylko doświadczony ,madry człowiek na dole w bazie ma decydować co się
    dzieje na szczycie (wspinacze na szcycie mają ograniczoną zdolnośc analizy sytuacji).Łączność między bazą a szczytem musi być utrzymana cały czas ,jeśli
    są problemy tech.to zakupić nowe radia.Każdy ma się łączyć a jak nie to
    -przepraszam za wyrażenie-fora ze dwora.Przed kazdym atakiem szczytowym
    musi być opracowany plan postępowania w detalach.
    Tak ,mniej więcej powinien wyglądać raport.
    Zwalenie winy na jednego człowieka nic nie da.Pozdrawiam

    • Justyna pisze:

      Polski Himalaizm Zimowy nie sprawdza się według reguł wypracowanych
      w poprzednich latach.Warunki są zbyt ekstremalne.

      oj, bywały dużo gorsze. warunki. Tutaj warunki nie były aż tak ekstremalne jak w 1988r. na Broad Peaku, czy w 1982 kiedy wchodzili na Mount Everest Wielicki z Cichym- wtedy były nieporównywalnie gorsze warunki, bardziej ekstremalne od tych. Jakby prześledzić wszystkie zimowe wyprawy, to ta chyba miała najbardziej komfortowe warunki atmosferyczne. nikt chyba lepszych nie miał.
      i zrozum nikt na nikogo nie zwala winy, tylko jest dyskusja o błędach.
      Co do reszty wywodu, zgadzam się,ale przede wszystkim właściwy dobór ludzi-to jest najważniejsze.
      Pozdrawiam

      • petrol pisze:

        Ok.Nie chodzi o winę .Jednak doczepienie do człowieka metki
        bezdusznego cyborga/terminatora nie jest na miejscu.
        Też pozdrawiam

        • Justyna pisze:

          Ja nie doczepiam takiej łatki, jeśli ktoś tak pisze, to jego problem. Ja napisałam tylko o braku myślenia zespołowego. Ciekawy zresztą wywiad Wielickiego, który o tym pisze http://wyborcza.pl/magazyn/1,126715,14643544,O_tym_nie_myslelismy.
          Nie chodzi o napiętnowanie człowieka, tylko o wnioski na przyszłość. Mam nadzieję, że Wielicki też je wyciągnie. Dobór uczestników- b.ważny wątek tego wywiadu i tu odpowiedzialny był człowiek, którego już niestety z nami nie ma…i nie może się bronić przed ewentualnymi atakami.

      • Ania pisze:

        raczej w 1980:)

  149. granit pisze:

    Pełny komentarz Zarządu na stronie PZA — http://www.pza.org.pl/news.acs?id=2117949

  150. petrol pisze:

    w nawiązaniu do postu – Justyna
    21 września 2013 o 13:54
    „W 2011 podczas zimowej wyprawy kiedy to 2 młodych wspinaczy „in trening”
    poodmrazało sobie palce,według relacji Artura Hajzera,Adam Bielecki
    w twardych słowach domagał się od jednego z nich zaprzestania wspinaczki.

    Nie domagał się niczego w twardych słowach, poczytaj relację Tomasza Wolfarta z tej wyprawy. Owszem, podobno namawiał go do zejścia, ale ważniejsze jest jak potem zachował się Bielecki- miał donieść tlen i tego nie zrobił, bo się znowu bał. Gdyby nie szerpowie, którzy ruszyli na ratunek chłopkom, byłby finał taki jak na Broad Peaku.”
    W jednym z wywiadów Artur Hajzer opowiadał o sobie,latach 80 ,o tym co go
    skłoniło do zaprzestania wspinania i co,następnie,spowodowało że wrócił
    w góry wysokie.Nie miał o sobie jakiegoś wygórowanego mniemania,nie miał się za frontmana Polskiego Himalaizmu .Odnajdywał się bardziej w roli organizatora/biznesmana Kierował kilkoma wyprawami w góry wysokie w ramach PHZ min.w 2011 na Makalu.Jego kierownictwo,jak mówił,nie było
    w stylu Andrzeja Zawady który twardo egzekwował swoje polecenia.Właśnie na
    Makalu w 2011r.nie zdobył się na stanowcze zakazanie Tomaszowi Wolfartowi
    zdobywania szczytu.Jedynie sugerował.Jak mówił Artur Hajzer to 27-letni wtedy
    Adam Bielecki namawiał Wolfarta do zaprzestania dalszej wspinaczki.I to tak
    intensywnie-według słów AH- że aż ten się zdziwił.Co się działo dalej na Makalu
    wszyscy wiedzą.Ta historia jest zamknięta i nie powinna mieć wpływu na ocenę
    postępowania Adama Bieleckiego na Broad Peak 2013.Mozna się zastanowić
    czy wtedy,o 15:00 stojąc na Rocky Summit w obecności Macieja Berbeki-kiedy ten decydował o kontynuacji ataku szczytowego-
    ,Adam Bielecki powinien,zaglądając-jak to mówił-w głąb siebie widzieć Zespół
    i jego szanse/siły/możliwości,czy tylko samego siebie ?.
    Byc może powinien widzieć zespół.Chyba tylko na tej zasadzie można tłumaczyć
    negatywną ocenę AB wydaną przez Komisję.
    Tylko ci wszyscy co go teraz krytykują Niech mają to na uwadze kiedy sami znajdą się w podobnej sytuacji.

  151. Justyna pisze:

    Adam Bielecki powinien,zaglądając-jak to mówił-w głąb siebie widzieć Zespół
    i jego szanse/siły/możliwości,czy tylko samego siebie ?.
    Byc może powinien widzieć zespół.Chyba tylko na tej zasadzie można tłumaczyć
    negatywną ocenę AB wydaną przez Komisję.

    Przeczytaj uważnie raport, to zobaczysz za co Adam Bielecki został negatywnie oceniony. Nie „MOŻE POWINIEN WIDZIEĆ ZESPÓŁ”- TYLKO TO ZŁAMANIE PODSTAWOWEJ ZASADY KONTAKTU WZROKOWEGO sformuowanej w głównych założeniach Polskiego Himalaizmu Zimowego przez Artura Hajzera i tu nie ma dyskusji. Artur zresztą po tej tragedii na Broad Peaku odnosił się do tego, że Adam doskonale tę zasadę znał i musial świadomie ją złamać.
    Jeśli chodzi o Makalu, to tez niejedna osoba łącznie ze mną, pisała jak Adam się zachował, uszło mu to na sucho, bo to była jego pierwsza wyprawa, ale to nie znaczy, że zawsze takie zachowanie będzie mu uchodzilo płazem.
    Artur Hajzer doskonale zdawał sobie sprawę komu proponuje zbadanie tej sprawy- o czym tez mówil w niejednym wywiadzie. Piotr Pustenik i reszta zespołu- to według opinii Hajzera odpowiednie osoby, które byłby w stanie sprostać temu zdaniu. Powoływał się wtedy Artur na solidarną postawę Pustelnika w górach, który w 2005r. razem z Donem Bowie uratował Hajzera nomen omen na Broad Beaku. Wtedy Artur złamał nogę i tylko dzięki pomocy Pustelnika i Dona Bowie, którzy ściągali go na linach z wys. prawie 8000m, przeżył. Podobnie wraz z innymi uratował Hajzera podczas lawiny w Tatrach na Ciemniaku. Artur bardzo to doceniał i często o tym mówił. Powtarzał, że KTO JAK KTO, ale Piotr Pustelnik będzie w stanie to obiektywnie ocenić, pomimo iż w górach zimą nie był, to nie raz znajdował się w bardzo trudnych warunkach w górach, gdzie ryzykując własnym życiem ratował inne osoby, często zupełnie obce.- np. tybetańskiego wspinacza z Annapurny, który doznał ślepoty śnieżnej. Razem z Śp. Piotrem Morawskim spędzili z nim klika dni bez jedzenia, picia, gazu i tlenu na b. dużej wysokości i byli w 100% przekonani, że dopóki ten nie odzyska wzroku, będą z nim do końca, nawet za cenę własnego życia. Takich akcji w wykonaniu Piotra Pustelnika było wiele, dlatego Artura Hajzer na pewno proponując zbadanie okoliczności tej tragedii m.in Pustelnikowi na pewno nie spodziewał się, że oceni zachowanie Bieleckiego pozytywnie.
    Dyskredytowanie członków komisji, ze nie byli w zimie w Karakorum jest absurdem, bo cala załoga zgodnie twierdzi, że warunki atmosferyczne na Broad Peaku były wtedy doskonałe- noc bezwietrzna, relatywnie wysokie temp. jak na tę porę roku. Sam Adam na konferencji prasowej po Broad Peaku powiedział, że podczas swoich wszystkich wypraw, nawet latem,nie miał takiej pięknej pogody, a Wielicki określił ją ” Hawaje”. Zatem w tym kontekście chyba nie ma co demonizować tej zimy.
    Wracając do komisji, to jej członków wybrał Arutr Hajzer- zna tych ludzi o lat ich osiągnięcia, to jakimi są ludźmi i świadomie taki zespół powołał. Osoby, które były zimą w Himalajach i Karakorum, to są większości ze środowiskach zakopiańskiego i z tego powodu Artur ich nie powołał, aczkolwiek były konsultacje z każdym z zimowych zdobywców, łącznie z Januszem Gołębiem, który akurat dobrego zdania o zachowaniu Adama nie ma…i świadomie odmówił bycia członkiem tej komisji…

  152. Amatorka pisze:

    Tak sobie to wszystko czytam i dochodzę do wniosku,że do niczego ta dyskusja nie prowadzi.Każdy ma swoją rację i pogląd na to co się stało.Ja osobiście zgadzam się w 100% z wypowiedziami PETROLA. Zwłaszcza tych 21.09 godz 9.31 i 21.09 godz 11.52. Błędy były popełnione dużo dużo wcześniej,zanim jeszcze zaczęła się ta wyprawa…
    Co do Ciebie Justyna.Nie,nie wystarczy mi to co napisałaś,bo nadal nie ustosunkowałaś się do moich wcześniejszych wypowiedzi.Ja nie chcę żebyś mi po raz enty pisała jak wg Ciebie powinien zachować się Bielecki.Petrol pisze,że należy wypracować taktykę żelaznych zasad ponieważ tam są warunki ekstremalne.Ty od razu zasypujesz go przykładami wypraw gdzie warunki były jeszcze gorsze i jakoś wszyscy dali radę,a Bielecki jak zwykle ma problem(to tak w skrócie).Ja Ci podałam kilka razy przykłady tego,że wielu himalaistów zachowywało się jak Bielecki lub nawet gorzej….Mieli to szczęście,że wszystko zakończyło się dobrze i nikt ich z tego nie rozliczał.Chcę żebyś się do tego ustosunkowała,bo póki co mam wrażenie,że pozostajesz głucha na argumenty nie po Twojej myśli.
    Poza tym razi mnie Twoja nadinterpretacja tego co ktoś powiedział czy zrobił i o czym to świadczy.”Małek spanikował”,”Berbeka zaproponował Małkowi spięcie się liną,bo pewno czuł się słabo,a był zbyt ambitny żeby się do tego przyznać”,”Małkowi jest głupio i się przynajmniej nie odzywa,a nie lata i udziela wywiadów jak Bielecki” itp itd. Co Cię uprawnia do wypisywania takich tez??? Może Małek ma w głębokim poważaniu co sobie o nim ktoś myśli i mu to lata???A Bielecki jest inny więc się tłumaczy???Nie wiesz tego,no chyba,że znasz obu osobiście.
    Kolejna sprawa.Zauważyłam,że po takich inf jak np. odniesienie się PZA do wypowiedzi p.Gołębia troszkę zaczyna atmosfera schładzać.Nagle zaczynają się pojawiać opinie nieco bardziej wyważone i powściągliwe.Nawet Ty nagle zaczęłaś zauważać błędy innych uczestników,nie tylko Bieleckiego….. Więc jak to jest?
    Tak na koniec.To jest pierwsze forum,w którym biorę udział.Wasze wypowiedzi (m.in.Justyna,Granit)sprowokowały mnie do tego.Podobnie jak Petrol uważam,że nie wolno opluwać człowieka bezkarnie.Bo opluć człowieka można szybko i łatwo.Zwrócić mu dobre imię rzadko się udaje….I ja to napisała już raz na tym forum,że nie życzę nikomu takiej sytuacji,w której podlegasz osądowi społecznemu i nie masz na to wpływu.
    A tak już całkiem na koniec.Raz sobie pomyślałam co by było gdyby z tej góry zszedł tylko Berbeka……
    Pozdrawiam.

    • Justyna pisze:

      „Tak sobie to wszystko czytam i dochodzę do wniosku,że do niczego ta dyskusja nie prowadzi.Każdy ma swoją rację i pogląd na to co się stało.Ja osobiście zgadzam się w 100% z wypowiedziami PETROLA. Zwłaszcza tych 21.09 godz 9.31 i 21.09 godz 11.52. Błędy były popełnione dużo dużo wcześniej,zanim jeszcze zaczęła się ta wyprawa…”

      Co masz na myśli? Jeśli dobór uczestników, to selekcji dokonywał Śp. Artur Hajzer, więc zostawmy zmarłych w spokoju. Później też były błędy. Jesli ktoś jest głuchy na argumenty innych czy nie przyjmuje ich do wiadomości, to wiadomo, że dyskusja nie ma sensu:)

      „Co do Ciebie Justyna.Nie,nie wystarczy mi to co napisałaś,bo nadal nie ustosunkowałaś się do moich wcześniejszych wypowiedzi.Ja nie chcę żebyś mi po raz enty pisała jak wg Ciebie powinien zachować się Bielecki”

      Nie piszę jak wg. mnie powinien zachować się Bielecki- ewentualnie pisze jak nie powinien się zachować, nie tyle wg.mnie , ponieważ ja nie jestem autorką zasady kontaktu wzrokowego sformowanej w PHZ.

      „Ja Ci podałam kilka razy przykłady tego,że wielu himalaistów zachowywało się jak Bielecki lub nawet gorzej”

      Napisałaś tylko o Gołębiu i wcale nie uważam, że ratując Aliego zachował się gorzej, zważywszy jakim tamten był stanie. Byłam kiedyś na spotkaniu, na którym Janusz Gołąb o tym opowiadał i potem czytałam jeszcze z tego relacje jego autorstwa, ale zgadzam się co do tego, że były sytuacje podobne i nie wiem czy nikt ich z tego nie rozliczał. To po prostu nie wyciekało poza środowisko, ale jak ktoś czyta literaturę górską, to wie, kto i jak w górach się zachowywał i jaką opinię ma wśród kolegów. Bielecki jest świeżym wspinaczem, więc jeszcze teoretycznie można go „naprawić”, dlatego taki zimny kubeł na głowę uważam, że jest bezcenny, bo wydarzenia z wcześniejszych wypraw jakoś nic z nim nie zmieniły.

      „Poza tym razi mnie Twoja nadinterpretacja tego co ktoś powiedział czy zrobił i o czym to świadczy.”Małek spanikował”,”Berbeka zaproponował Małkowi spięcie się liną,bo pewno czuł się słabo,a był zbyt ambitny żeby się do tego przyznać”,”Małkowi jest głupio i się przynajmniej nie odzywa,a nie lata i udziela wywiadów jak Bielecki” itp itd. Co Cię uprawnia do wypisywania takich tez??? ”

      Każdy ma prawo do swojej opinii z ocen, dla ciebie to nadinterpretacja, a dla mnie logiczne myślenie, analiza faktów. Jeśli chodzi o Berbekę, to do takich samych wniosków doszła komisja, w której zasiadły osoby jak najbardziej uprawnione do takich ocen:):) Jeśli chodzi o Małka, to od razu widać było różnicę z jego zachowaniu, w porównaniu z Adamem. Dało się to zauważyć już na konferencji po Broad Peaku, a i potem nie latał po gazetach i wątpię, żeby to wynikało z ignorancji otoczenia, jak sugerujesz, ale to moje zdanie i mam do niego prawo.

      „kolejna sprawa.Zauważyłam,że po takich inf jak np. odniesienie się PZA do wypowiedzi p.Gołębia troszkę zaczyna atmosfera schładzać.Nagle zaczynają się pojawiać opinie nieco bardziej wyważone i powściągliwe.Nawet Ty nagle zaczęłaś zauważać błędy innych uczestników,nie tylko Bieleckiego….. Więc jak to jest?”

      Jakie było odniesienie się PZA do wypowiedzi Janusza Gołębia? Z tego, co wiem to przy raporcie wzieto też pod uwagę jego opinie:
      ” zebranie odpowiedzi na indywidualnie sformułowane pytania do
      następujących osób, które wspinały się zimą powyżej 8000 m:
      •Leszek Cichy;
      •Ryszard Gajewski;
      •Artur Hajzer;
      •Maciej Pawlikowski;
      •Janusz Gołąb;
      •Marcin Kaczkan;
      •Robert Szymczak.
      To chyba tyle, nie znalazłam krytycznych wypowiedzi PZA odnośnie Janusza Gołębia.
      W wielu postach powyżej- jeszcze w lipcu pisałam:
      „Jeśli chodzi o winnego, jeśli już koniecznie chcesz;)- moim zdaniem:
      1. puszczenie 4 osobowego zespołu na atak szczytowy i nikogo w odwrocie-
      konsekwencje ponosi i kierownik( który się na to zgodził) i zespół, który proponując taki wariat, pewnie zastrzegł, że będą sobie pomagać wzajemnie, tak będzie bezpieczniej( musieli jakoś Wielickiego przekonać). I oni i kierownik wiedzieli, że w takiej sytuacji muszą działać zespołowo, bo nikt do nich tak wysoko nie wyjdzie. I tylko pomoc jeden drugiemu wchodzi tutaj w grę.
      2. późna pora ataku, w przypadku Tomka (nieznajomość swojego organizmu na wys.8000m). Dziwne, że nikt z kolegów wcześniej nie zauważył, że coś złego się dzieje z Tomkiem…Największa niewiadoma to Maciej Berbeka( czemu tez nie widział, że Tomek słabnie i go nie zawrócił” , więc dlaczego piszesz, że NAGLE zaczęłam widzieć błędy innych, widziałam je wcześniej:)

      „Podobnie jak Petrol uważam,że nie wolno opluwać człowieka bezkarnie.Bo opluć człowieka można szybko i łatwo.”
      Ok pokaż mi wśród wszystkich postów, gdzie opluwam Bieleckiego. I wyjaśnij może co rozumiesz przez słowo „opluwanie”? Ja nikogo nigdzie nie opluwałam, chyba że pod słowem „opluwanie” rozumiesz krytyczne opinie, ale to byłoby dużo nadużycie.

      „I ja to napisała już raz na tym forum,że nie życzę nikomu takiej sytuacji,w której podlegasz osądowi społecznemu i nie masz na to wpływu”
      hmm może to i dobrze, że nie masz na to wpływu, bo gdyby było inaczej, byłaby cenzura, nikt nie mógłby wypowiadać swojego zdania, a mam nadzieję, że do tych czasów już nie wrócimy. Dlaczego Bielecki i inni podlegają osądowi społecznemu? Pojechali m.in za państwowe pieniądze z PZA, więc mamy prawo się wypowiadać. Jakby pojechali tylko i wyłącznie za swoje i pieniądze sponsorów, byłaby to ich prywatna spraw i nikomu nic do tego. Dlatego słuszną decyzję podjął zarząd PZA, żeby upublicznić ten raport, dzięki czemu naturalną sprawą jest osąd społeczny- oni wszyscy mieli Godła Polski na kombinezonach, reprezentowali nasz kraj, pojechali za pieniądze z budżetu, dlatego mamy prawo to oceniać. Tak będzie Adam jechał za pieniądze prywatne i będzie reprezentował tylko siebie, nikt nie będzie miał prawa się odezwać w sprawie jego ew. etycznego czy nieetycznego zachowania. Tyle w tej sprawie.

  153. Amatorka pisze:

    Oki Justyna.Wygrałaś!
    Jak zwykle się pomyliłam.Przepraszam panie Gołąb chodziło mi o pana Gajewskiego.
    hmm może to i dobrze, że nie masz na to wpływu, bo gdyby było inaczej, byłaby cenzura, nikt nie mógłby wypowiadać swojego zdania, a mam nadzieję, że do tych czasów już nie wrócimy. Dlaczego Bielecki i inni podlegają osądowi społecznemu? Pojechali m.in za państwowe pieniądze z PZA, więc mamy prawo się wypowiadać. Jakby pojechali tylko i wyłącznie za swoje i pieniądze sponsorów, byłaby to ich prywatna spraw i nikomu nic do tego. Dlatego słuszną decyzję podjął zarząd PZA, żeby upublicznić ten raport, dzięki czemu naturalną sprawą jest osąd społeczny- oni wszyscy mieli Godła Polski na kombinezonach, reprezentowali nasz kraj, pojechali za pieniądze z budżetu, dlatego mamy prawo to oceniać. Tak będzie Adam jechał za pieniądze prywatne i będzie reprezentował tylko siebie, nikt nie będzie miał prawa się odezwać w sprawie jego ew. etycznego czy nieetycznego zachowania.
    Nie obawiaj się cenzura nie wróci.Pan Bielecki pojechał też za moje pieniądze i dlatego ja też mam prawo się w tej sprawie wypowiadać nawet jako totalny laik(zresztą nie ukrywam tego).Próbuje tylko zwrócić uwagę,że skala ataku na Bieleckiego jest dla mnie ogromna.Nie był tam sam,każdy pojechał bo chciał … To był ich wybór.I musieli mieć świadomość,że zdarzyć może się wszystko.Popełnił błąd,do czego się przyznał.Nie on jeden….Wg mnie jego błąd nie miał już większego wpływu na resztę wydarzeń…. Ale to moja opinia i mam do niej prawo 🙂 Nie będę się zagłębiać co o tym tak naprawdę myślę,bo jak napisałaś dajmy spokój zmarłym…. Faktem jest,że Bielecki zbiera za wszystkich.
    Każdy ma prawo do swojej opinii z ocen, dla ciebie to nadinterpretacja, a dla mnie logiczne myślenie, analiza faktów. Jeśli chodzi o Berbekę, to do takich samych wniosków doszła komisja, w której zasiadły osoby jak najbardziej uprawnione do takich ocen:):) Jeśli chodzi o Małka, to od razu widać było różnicę z jego zachowaniu, w porównaniu z Adamem. Dało się to zauważyć już na konferencji po Broad Peaku, a i potem nie latał po gazetach i wątpię, żeby to wynikało z ignorancji otoczenia, jak sugerujesz, ale to moje zdanie i mam do niego prawo.
    Owszem sugeruję.Myślę,że Małek bardzo to przeżywa,daję Ci tylko przykład,że Ty odbierasz zachowanie Małka w taki sposób,ale odbiór może być różny bo ludzie są różni 🙂 i każdy może sobie dorobić swoją wersję…
    Ok pokaż mi wśród wszystkich postów, gdzie opluwam Bieleckiego. I wyjaśnij może co rozumiesz przez słowo „opluwanie”? Ja nikogo nigdzie nie opluwałam, chyba że pod słowem „opluwanie” rozumiesz krytyczne opinie, ale to byłoby dużo nadużycie.
    Oki! Źle się wyraziłam.Raczej bym to nazwała zaszczuwaniem.I tu zdania nie zmienię.Tak dla wyjaśnienia nie tyczy to Ciebie tylko ogólnej atmosfery.
    Napisałaś tylko o Gołębiu i wcale nie uważam, że ratując Aliego zachował się gorzej, zważywszy jakim tamten był stanie. Byłam kiedyś na spotkaniu, na którym Janusz Gołąb o tym opowiadał i potem czytałam jeszcze z tego relacje jego autorstwa, ale zgadzam się co do tego, że były sytuacje podobne i nie wiem czy nikt ich z tego nie rozliczał. To po prostu nie wyciekało poza środowisko, ale jak ktoś czyta literaturę górską, to wie, kto i jak w górach się zachowywał i jaką opinię ma wśród kolegów. Bielecki jest świeżym wspinaczem, więc jeszcze teoretycznie można go „naprawić”, dlatego taki zimny kubeł na głowę uważam, że jest bezcenny, bo wydarzenia z wcześniejszych wypraw jakoś nic z nim nie zmieniły.
    Co do tej sytuacji się zgodzę,udzielał pomocy innemu.Podałam to jako przykład.Miałam też na myśli ten wywiad http://podroze.onet.pl/ciekawe/anna-czerwinska-o-pierwszym-kobiecym-wejsciu-na-nanga-parbat-bylo-ze-mna-slabo/bp4jr .Fakt-posłałam tego linka Granitowi.
    Zdaję sobie sprawę,że jestem laikiem,a Ty nie.I nie będę się z Tobą przegadywać na fakty,bo zdaję sobie sprawę,że wygrasz 🙂 Po prostu po ludzku nie umiem zrozumieć skali tej nagonki.
    I jeszcze jedno.
    ok, trochę straciłam cierpliwość, skoro ktoś porównuje śmierć-wypadek odpadnięcie od ściany himalaisty, z pozostawieniem partnerów z jednego zespołu w górach, to chyba w temacie nie jest;)
    Jeśli chodzi o winnego, jeśli już koniecznie chcesz;)- moim zdaniem:
    1. puszczenie 4 osobowego zespołu na atak szczytowy i nikogo w odwrocie-
    konsekwencje ponosi i kierownik( który się na to zgodził) i zespół, który proponując taki wariat, pewnie zastrzegł, że będą sobie pomagać wzajemnie, tak będzie bezpieczniej( musieli jakoś Wielickiego przekonać). I oni i kierownik wiedzieli, że w takiej sytuacji muszą działać zespołowo, bo nikt do nich tak wysoko nie wyjdzie. I tylko pomoc jeden drugiemu wchodzi tutaj w grę.
    2. późna pora ataku, w przypadku Tomka (nieznajomość swojego organizmu na wys.8000m). Dziwne, że nikt z kolegów wcześniej nie zauważył, że coś złego się dzieje z Tomkiem…Największa niewiadoma to Maciej Berbeka( czemu tez nie widział, że Tomek słabnie i go nie zawrócił.
    To jest Twoja pełna wypowiedź i te wnioski napisałaś dopiero jak ludzie troszkę zaczęli Cię kontrować 🙂 I oki .Napisałaś to przed ogłoszeniem raportu.Fakt.Tylko jakie z tego można wnioski wyciągnąć? Pytanie jest retoryczne oczywiście i każdy powinien na nie odpowiedzieć sobie sam.Zwłaszcza każdy wspinacz moim zdaniem …

    • Justyna pisze:

      Amatorko, odpiszę jeszcze Tobie, żeby było sprawiedliwie;)
      Moje poglądy na temat tej tragedii też ewaluowały, nie tyle dlatego, że ktokolwiek zaczął mnie kontrować, ile dlatego, że w miarę upływu czasu, wyciekania nowych danych w tej sprawie- o których nie było wcześniej wiadomo (np. stenogramy rozmów ujawnione przez rodzinę Kowalskiego), czy ustaleń zawartych w raporcie – np. że nie było żadnej ustalonej taktyki działania na wypadek sytuacji kryzysowej, ani że nie było wyznaczonej osoby do podejmowania decyzji w grupie, zaczęłam dostrzegać błędy, które też mogły zaważyć na tej tragedii.
      Początkowo faktycznie skoncentrowałam się tylko na Bieleckim i dalej podtrzymuję to co napisałam, że złamał podstawową zasadę etyki w górach- rozłączył się i podzielił ten zespół, był b. silny, mógł chociaż pomyśleć o grupie i np. naprawić wcześniej radiotelefon, nie zachował zas. kontaktu wzrokowego. Wiedział, że w tyłu nie dzieje się dobrze, bo nie widział czołówek schodzących kolegów, nie poczekał na Małka-partnera od liny, stąd zasłużył na negatywną ocenę.
      ALE…przyznam, że nie doceniałam roli autorytetów w tym wszystkim, a była ona ważna:
      1. Dla Tomka Kowalskiego WIELKIM autorytetem był Wielicki. Tomek pisał na swoim blogu:
      „Jestem tu i nie mogę w to uwierzyć. Jestem uczestnikiem zimowej wyprawy Polskiego Związku Himalaizmu. To jest coś o czym marzyłem odkąd pamiętam, ale tak naprawdę nigdy nie sądziłem, że może się to spełnić. I teraz jestem tu, jakby nigdy nic żartując sobie przy stole z Krzyśkiem Wielickim, gościem który jest dla mnie bohaterem. Czuje się tak jakbym był jakimś młodym gitarzysta z początkującego zespołu i zagrał razem z Mickiem Jaggerem i rolling stonesami na pełnym stadionie Wemblay. to chyba dobre porównie:)”
      Tomek ufał mu bezgranicznie, a Wielicki w najbardziej krytycznym momencie zbagatelizował zagrożenie i na pytanie Tomka, który nie może oddychać i prosi o radę, co na wziąć ze swojej apteczki- Wielicki nie zaleca brać niczego, bo nic mu nie pomoże…
      2. Autorytetem był bez wątpienia Maciej Berbeka, którego niektórzy uważali za NADCZŁOWIEKA:
      -Wielicki twierdził- co wynika z nagrań-” że jak Maciek będzie na górze, to on błędu nie popełni”; Adam z kolei z Lądku Zdroju powiedział ” że był przekonany, że Maciej da radę przetrzymać tę noc”, która przecież w przekonaniu Bieleckiego była zabójcza na tej wysokości w Karakorum…i dlatego oddzielił się od grupy, by ratować swoje życie…
      Pytanie retoryczne, czy Maciej Berbeka był Nadczłowiekiem?
      Trudno obiektywnie ocenić, kto jakimi wartościami/autorytetami kierował się podejmując indywidualną decyzję o kontynuowaniu ataku, a nie np. zawróceniu.
      Adam Bielecki był megasilny, być może, ktoś powodowany jego autorytetem szedł ślepo „na drugą stronę lustra”? Jego celem było zdobycie szczytu i pokonanie za dnia grani, grupa i jej ew. problemy były poza nim, podobnie było chyba myślał Małek. Motywacja Berbeki i Kowalskiego tez jest znana…
      Cóż można dodać… najlepszym artykułem, który dotąd przeczytałam na ten temat był zalinkowany już :

      http://wiadomosci.wp.pl/kat,1027139,title,Etyk-dr-hab-Pawel-Lukow-na-Broad-Peak-zabraklo-przewidywalnosci,wid,16013053,wiadomosc.html
      Zgadzam się, geneza tego wszystkiego była wcześniej- przed atakiem szczytowym, Bielecki i Małek zostawili słabszych kolegów, czy można uniknąć tych błędów w przyszłości? Mam nadzieję, że historia się nie powtórzy. I każdy wyciągnie dla siebie wnioski na przyszłość.

      Pozdrawiam serdecznie

  154. Amatorka pisze:

    Dziękuję za odpowiedź.Artykuł bardzo dobry.Pozdrawiam też.

  155. Amatorka pisze:

    I jeszcze jedno.Najbardziej to się zgadzam z opinią Petrola z 18.09 o godz 18.53. Trafił w samo sedno sprawy.

    • Justyna pisze:

      „Moim zdaniem najważniejsza część raportu to ta mówiąca o tym że „że uczestnicy wyjścia szczytowego
      nie uzgodnili ze sobą
      podstawowych zasad taktycznych, tzn. zasad postępowania w przypadku
      słabego tempa wspinaczki (nieprzekraczalna godzina odwrotu), zasad
      postępowania w przypadku drastycznego osłabnięcia któregokolwiek z
      uczestników ataku wymagającego sprowadzenia oraz nie zostało wyraźnie
      powiedziane, kto jest liderem wyjścia”

      Tylko ten fragment ma sens z tego postu i tylko z tym się zgadzam.

      Natomiast z pewnością nikt z komisji nie był pod żadną presją, wręcz przeciwnie, dopóki żył Artur Hajzer, raczej była…presja czy zalecenie.. żeby tego nie ujawniać i raczej Artur robił wszystko, żeby usprawiedliwić Adama- np. na forum Extremum w wywiadzie mówił, że Adam jest słaby psychicznie, przytaczał przykłady z innych wypraw, gdzie Adam tez nie radził sobie psychicznie np. z tym, że będzie nocował bez śpiwora, co dla Gołębia i Hajzera było normalne, a Adam histeryzował…
      Wielicki nie potępiał otwarcie chłopaków, ale trudno mówić, że trzymał ich stronę, bo w wywiadach wyraźnie mówił: ” może Adam mógł poczekać”, albo w odpowiedzi na stwierdzenia Adama, że w górach jest sytuacja zero-jedynkowa,
      Wielicki mówi: ” między zerem, a jedynką, jest jest jeszcze pół, jest przestrzeń na decyzję. Ja też z umierającym człowiekiem bym nie został, poszedłbym na dół, ale pytanie brzmi: kiedy jest ta jedynka? Czy to już jest jedynka? Czy jeszcze można coś zrobić? Tu ogromną rolę odgrywa doświadczenie – doświadczony wspinacz potrafi na grani, w temperaturze minus 40 stopni, właściwie ocenić swoje możliwości fizyczne”
      W innym wywiadzie Wielicki mówi, że jego zdaniem Bielecki powinien czekać na Małka… Nie wyciągnęłabym z tego wniosku, że Wielicki stał murem na chłopakami…raczej się od nich odcinał i próbował tłumaczyć ich brak empatii. Liną obrony Wielickiego było to, że Adam i Artur nie wiedzieli, że zespół z tyłu ma jakichś problem. Teraz już wiemy, że przynajmniej domyślali się, bo nie widzieli czołówek chłopaków, a Małek wprost mówi ( punkt na odwagę), że wiedział, że chłopaki nie schodzą, bo nie było za nim żadnego ruchu. Adam też mówił, że nie widział światełek pozostałej dwójki, ale go to specjalnie nie zaniepokoiło, bo za każdym razem jak patrzył mogli być za załamaniem terenu;)
      Czyli świadomość, że coś może być nie tak, mieli.
      Pod czyją niby presją miał być zespół badający tę tragedię? Nikt nie spodziewał się takiego otwartego i odważnego raportu. Brawo za odwagę dla Pustelnika.
      Widać jaka jest presja teraz…i oczekiwania, znajdują teraz wyraz w reakcjach publicznych. Pustelnik i reszta zespołu poszła „pod prąd”. Nigdy w dziejach polskiego himalaizmu nie było takiego raportu, wiele razy zamiatali takie sytuacje pod dywan…, nawet gdy ginęli ludzie.
      „Czy przypadkiem nie jest tak że młodzi wspinacze,tacy
      jak Adam Bielecki czy Artur Małek „wychowali”się w atmosferze właśnie sportowej rywalizacji,wydania z siebie maksymalnego wysiłku w celu osiągnięcia
      sukcesu,pozostawiając niewiele rezerwy na cokolwiek innego {ratowanie,pomoc
      itp.)”.
      To ich w żaden sposób nie usprawiedliwia, nie może usprawiedliwiać, bo nie o to w alpinizmie chodzi. To nie są wyścigi. To było działanie zespołowe, a nie indywidualne. Adam nie byłby w stanie wejść na szczyt- potrzebował kolegów do zakładania obozów, ubezpieczenia terenu poręczówkami, pomocy przy pokonywaniu szczelin w drodze na szczyt. Jest możliwość działania indywidualnego w Karakorum czy Himalajach, ale w tym przypadku nie było to możliwe. Sam Adam nic by nie zrobił, nie trafiłby nawet na szczyt- bo prowadził go Wielicki, nie pokonałby szczelin w drodze bez asekuracji chłopaków( wtedy na nich czekał).

      Powołałaś jeszcze Amatorko przykład Anny Czerwińskiej, która też miała sytuację na Nanga Parbat, że nie schodziła razem z Wandą. Zobacz, jaka jest różnica między reakcją na to Czerwińskiej, która przyznała się publicznie do błędu i wyciągnęła z tego wnioski, i Adama, który idzie w zaparte i wręcz czuje się pokrzywdzony, że ktoś śmie uważać rozdzielenie się za błąd.

  156. Amatorka pisze:

    Przypominam sobie oglądany wywiad z Maciejem Berbeką,jeszcze z przed wyprawy gdzie ten doświadczony alpinista brał pod uwagę rozdzielanie się
    i indywidualne zejścia.Czy przypadkiem nie jest tak że młodzi wspinacze,tacy
    jak Adam Bielecki czy Artur Małek „wychowali”się w atmosferze właśnie sportowej rywalizacji,wydania z siebie maksymalnego wysiłku w celu osiągnięcia
    sukcesu,pozostawiając niewiele rezerwy na cokolwiek innego {ratowanie,pomoc
    itp.)Jesliby ta wyprawa zakończyła się sukcesem nie byłoby żadnych ocen ani
    negatywnych ani pozytywnych,tak było do tej pory.Sama wyprawa nie została by
    tak upubliczniona

    Zgadzam się tak dla ścisłości z tym fragmentem. Masz Justyna prawo mieć swoje zdanie. Ja mam prawo mieć swoje. Ja wyznaję zasadę „kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamieniem”. Nie zamierzam nikogo oceniać. Anna Czerwińska owszem przyznała się do błędu. Po prostu miała więcej szczęścia niż Bielecki. Pozdrawiam.

  157. Justyna pisze:

    „Anna Czerwińska owszem przyznała się do błędu. Po prostu miała więcej szczęścia niż Bielecki. Pozdrawiam.’

    U Czerwińskiej była to jedna sytuacja, u Adama już kilka. A może po prostu po Piz Bernina, Makalu limit szczęścia dla Adama się wyczerpał?
    Jest jednak światełko w tunelu, dzięki raportowi Pustelnika nastąpiła nieoczekiwana metamorfoza Adam Bieleckiego:
    „Dla mnie partnerstwo w górach zawsze pozostanie świętością i wartością, przeciwny jestem takiemu relatywizowaniu, że na wysokości 8000 metrów, zimą w Karakorum, te zasady etyczne są inne. Nie, te zasady etyczne są takie same. Natomiast czasami warunki działania ograniczają nas na tyle że możemy tylko uniknąć większej liczby ofiar” .( wywiad z Bieleckim- jego słowa!-szok)
    Jak tylko Adam wcieli w życie te piękne myśli o partnerstwie i zasadach etycznych, to Piotr Pustelnik odniesie prawdziwy sukces pedagogiczny i jeszcze Adam mu podziękuje za to alpinistyczne oświecenie:)

    Pozdrawiam

    • Amatorka pisze:

      U Czerwińskiej była to jedna sytuacja, u Adama już kilka. A może po prostu po Piz Bernina, Makalu limit szczęścia dla Adama się wyczerpał?

      Ja wiem,że czytałaś dużo książek na ten temat,ale skąd masz pewność,że była tylko jedna taka sytuacja?O jednej opowiedziała. Teraz żaden himalaista przy zdrowych zmysłach do niczego się nie przyzna… 😉 Czy się limit szczęścia Bieleckiego się wyczerpał to nie wiem,ale już dawno temu napisałam,że opinie o Bieleckim są kontrowersyjne i jeżeli ktoś pomimo tego idzie z nim w góry to jest jego świadomy wybór jeszcze tu na dole,gdzie brak tlenu nie zaburza zdrowego oglądu sytuacji. A jak ktoś mu nie ufa to się po prostu nie ładuje w takie wyprawy i tyle.

      „Dla mnie partnerstwo w górach zawsze pozostanie świętością i wartością, przeciwny jestem takiemu relatywizowaniu, że na wysokości 8000 metrów, zimą w Karakorum, te zasady etyczne są inne. Nie, te zasady etyczne są takie same. Natomiast czasami warunki działania ograniczają nas na tyle że możemy tylko uniknąć większej liczby ofiar”

      Ja się oczywiście nie znam,ale mnie te słowa nie szokują.

  158. Amatorka pisze:

    PAP: Na szczy­cie sta­nę­ły panie razem?

    A.​Cz.: Skąd­że. Każda szła swoim tem­pem. Wanda miała zresz­tą ja­kieś pro­ble­my ze zdro­wiem i przez pół go­dzi­ny mu­sia­ła na le­żą­co „od­po­czy­wać” na wy­so­ko­ści 8000 m. Zo­sta­łam przy niej i nawet się bałam, że stra­cę szczyt. Kryś­ka jak zwy­kle była naj­szyb­sza i po­szła to­ro­wać drogę. W końcu Wanda po­czu­ła się le­piej i mo­głam kon­ty­nu­ować wspi­nacz­kę. Po­zo­sta­wa­łam w kon­tak­cie wzro­ko­wym z Kryś­ką, która we­szła pierw­sza, ale na mnie nie po­cze­ka­ła. Twier­dzi­ła, że za­wsze się grze­bię. Dzie­li­ło nas może 15 me­trów. Mia­łam nawet o to do niej pre­ten­sję, bo była pięk­na po­go­da, poza tym chcia­łam mieć w końcu ja­kieś wspól­ne zdję­cie. Wanda we­szła ponad go­dzi­nę po nas. Po­win­nam za­cze­kać na nią, ale bałam się, że nie zdążę zejść przed nocą i po­gna­łam na dół.

    Ja zresztą nie wiem czy to można uznać za przyznanie się do błędu. Raczej do niewłaściwego zachowania. Reszta tłumaczeń analogiczna do Bieleckiego. Wniosek dla mnie? Bardzo wielu himalaistów łamie zasady. Z tego wywiadu zresztą wynika, że nie tylko p. Czerwińska na tej wyprawie je łamała…

    • Justyna pisze:

      „Wniosek dla mnie? Bardzo wielu himalaistów łamie zasady. Z tego wywiadu zresztą wynika, że nie tylko p. Czerwińska na tej wyprawie je łamała”

      Nie chcę już rozpisywać się o tym konkretnym przykładzie. Zauważ tylko, że rozdzielone panie miały ze sobą kontakt wzrokowy, a Wanda była bardziej doświadczona od nich. Anna Czerwińska przyznała się do błędu i to jest najważniejsze.
      Lepiej opierać się na pozytywnych przykładach i z nich czerpać wzór do naśladowania, a nie powielać złe zachowania, tylko dlatego, że większość tak robi. Jednym się uda, inni zginą i właśnie celem raportu było to, żeby w przyszłości zminimalizować ryzyko takich sytuacji, a nie przejść nad nimi do porządku dziennego. Dobrze, że Piotr Pustelnik odważył się iść pod prąd- jasno wskazać błędy i podać zalecenia na przyszłość. Himalaizm w wydaniu Bieleckiego czyli kto pierwszy na szczycie i potem w obozie, nie może być dla nikogo wzorem do naśladowania, bo to nie są wyścigi. Nawet jeśli Adam znajdzie drugiego wyścigowca, to zawsze może się któremuś noga powinąć czy wpaść do szczeliny, i co wtedy? Partner szybko pogna do namiotu i nawet nie będzie wiedział, że z drugim coś się stało… tak nie może być.

  159. Amatorka pisze:

    Berbeka też był bardziej doświadczony od pozostałych….

  160. Justyna pisze:

    „Zauważ tylko, że rozdzielone panie miały ze sobą kontakt wzrokowy, a Wanda była bardziej doświadczona od nich”- słowa klucze: kontakt wzrokowy.
    Dalsza część postu, też wydaje się ważna:)

    Pozdrawiam i wyjeżdżam, także już nie podyskutujemy;)

  161. Amatorka pisze:

    Udanej wyprawy! Pozdrawiam!

  162. Amatorka pisze:

    Postscriptum
    Przeczytasz sobie jak powrócisz.
    Jednak nie mogę się powstrzymać 😉

    „Zauważ tylko, że rozdzielone panie miały ze sobą kontakt wzrokowy, a Wanda była bardziej doświadczona od nich”- słowa klucze: kontakt wzrokowy”

    Przez większość wyprawy na pewno tak,ale w tej mgle to myślę,że Czerwińska to miała kontakt z Bogiem. Widziała Bory Tucholskie,a nie swoje koleżanki.Pierwsze co zobaczyła to nogi wystające z namiotu…
    Jak widzisz przyczepić się można zawsze i do wszystkiego 😉 Szła,żeby dojść i przeżyć.Na szczęście się jej udało.I tego życzę wszystkim idącym w Himalaje.)

    Co do dalszej części postu to oczywiście zgoda,że lepiej czerpać z dobrych wzorców.Tego absolutnie nie neguję,ale jak napisał Petrol życie nie jest czarno-białe…..

    Tak na koniec.Kończę tę farsę jaką jest dyskusja na tym forum bo suche gadki już niczego nie zmienią,a myślę,że rodzinom ofiar,żyjącym uczestnikom tej wyprawy i ich rodzinom to mówiąc kolokwialnie się bebechy wywracają jak czytają coś takiego.

    Życzę Ci Justyna żeby Twoja kariera wspinacza układała się jak najlepiej.Żebyś doszła do takiego poziomu jak Wielicki,Pustelnik i cała reszta.I żebyś nigdy nie popełniła takiego błędu w górach jak Bielecki z Małkiem bo płaci się za takie błędy do końca życia.

    Mam nadzieję,że pomimo mojej amatorszczyzny nie żywisz do mnie urazy.
    Pozdrawiam!

  163. Ekipa szwajcarska pisze:

    Adam,
    99,9% krytykujacych ciebie to ludzie, ktorzy ze wspinaczki znaja najwyzej wchodzenie po schodach a porecze kojarza im sie z klatka schodowa.
    Badz soba i rob to co kochasz.
    Masz wielu zwolennikow i zyczymy ci dalszych himalajskich sukcesow.
    Ekipa ze Szwajcarii

  164. Anonim pisze:

    Panie Adamie, podziwiam Pana i zarazem wspolczuje. Przeczytalem sporo artykulow na temat BROAD PEAK. Ataki na Pana wynikaja prawdopodobnie z faktu ze ktos chce ukryc prawdziwe przyczyny ktora spowodowala ta tragedie. Ja Pana rozumiem bo sam troche chodze po gorach nie tak wysokich bo w Kaliforni nie ma . Ja chodze tylko w lecie. Dla tych ktorzy maja problem w pozytywnej ocenie Pana polecam film „Czekajc na Joe”. Moze ogladajac ten film Panscy krytycy wezma pod uwage ze w gorach jest sie troche egoista. Ja bym zrobil to samo co Simon- odcial bym mojego partnera kiedy bym sie upewnil ze nie ma zadnego kontaku . Podziwiam Joe ktory mimo ze byl w beznadziejnej sytuacji sila woli przetrwal. Natomiast Simon mial przez wiele lat problem z ostracyzmem strodowiska. Bardzo bym chcial sie z Panem spotkac. Poznac czlowieka gor. Niech Pan bedzie twardy tak jak TAM. Psy szczekaja karawana idzie dalej. Gratuluje

  165. Ania S. pisze:

    przypomina mi się historia Roba Hall’a… Nie zszedł, bo postanowił zostać z Hansenem, który nie chciał zawrócić, mimo, że było już bardzo późno i minął czas bezpiecznego odwrotu. Hansen chciał wejść, bo poprzednim razem musiał zawrócić spod szczytu. Teraz albo nigdy. Rob został, żeby mu pomóc i zapłacił za tę decyzję życiem. Czy w ogóle mógł mu pomóc? za marzenie jednego zapłaciło życiem dwóch.
    Adam cieszę się że Ty zszedłeś!:) Żyj chłopaku i spełniaj swoje marzenia jak do tej pory. Nikt nie ma prawa Cię osądzać ani umoralniać. A już szczególnie Ci, którzy nigdy nie byli na 8000 zimą w Karakorum!!!

  166. petrol pisze:

    Niedawno minęła rocznica wydarzeń z Broad Peak’a.Jak ten czas leci.Przez ten rok przelano
    wiele atramentu,powiedziano wiele słów,często,początkowo przynajmniej pod wpływem emocji,nie do końca przemyślanych.Dla wielu,tak jak dla mnie,historia tej wyprawy była motorem do przeczytania
    iluś tam książek, obejrzeniu iluś tam filmów,wysłuchania iluś tam wypowiedzi związanych
    z tematem himalaizmu,alpinizmu,wspinania.
    Gdy emocje już opadły,to to co pozostaje,to szacunek i respekt dla Maćka i Tomka.
    I ta myśl,początkowo tylko oparta na intuicji ,że trzeba być bardzo ostrożnym w ocenianiu
    Adama,dzisiaj jest już zdecydowanym przekonaniem.
    Wymownym jest fakt że kilka dni temu Adam,poprzez polakpotrafi.com, zwrócił się o pomoc w dofinansowaniu swojej kolejnej wyprawy.
    Ludzie zareagowali błyskawicznie, przekazując ponad 2 razy tyle ile potrzebował.

Skomentuj Anna Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

UWAGA! Jeśli chcesz odpowiedzieć na wybrany komentarz kliknij przycisk "Odpowiedz" znajdujący się bezpośrednio pod tym komentarzem.

Komentarz

Możesz użyć następujących tagów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>