Zgodnie z obietnicą od dzisiaj zaczynamy prezentowanie recenzji wyróżnionych w konkursie. I miejsce zdobyła Małgorzata Kowalska za recenzję książki „Pokonać Everest” Beara Gryllsa. Zapraszam do lektury i oczywiście dzielenia się swoimi wrażeniami.
Kiedy w księgarni spojrzałam na książkę, na okładce której widniało zdjęcia znanego, angielskiego „survivalowca”, pomyślałam z dużym niesmakiem : „O nie, facet idzie w komercję. Oto następna książka, w której kolejny raz będzie tłumaczył harcerzom i ludziom lasu, jak przeżyć dzień bez wody i jak znaleźć jedzenie w lesie. Kolejnej książki Gryllsa w naszym domu nie będzie.”
I nagle, prócz zdjęcia autora, zauważyłam górę. Nie byle jaką. Górę gór! Wzięłam książkę do ręki, przeczytałam informacje umieszczone na tylnej okładce, przewertowałam kartki i pomyślałam: „No chłopie, sorki, byłeś na Evereście, nie znałam Cię od tej strony.” Książkę oczywiście kupiłam. Szybko przeczytałam.
Nigdy niczego nie recenzowałam, nie wiem nawet jak się to robi. To mój debiut. Ale co tam.
Dlaczego wybrałam książkę Beara Gryllsa „Pokonać Everest”, chociaż zastanawiałam się nad innymi tytułami? Niech odpowiedź na tak postawione pytanie będzie zarazem recenzją.
Młody Grylls, zakochany w Evereście (pisze o tym, jak wpatrywał się w zdjęcie Góry już od wczesnego dzieciństwa) na łamach książki odkrywa siebie, swoje emocje. Powie ktoś, niby nic wielkiego, przecież większość alpinistów, tak naprawdę, odkrywa swoje wnętrze zmagając się z górami. Pokazują zazwyczaj, jacy są twardzi albo jak potrafią pokonywać bariery – wydawać by się mogło, nie do pokonania. Grylls idzie dalej, odsłania najbardziej subtelne cechy swojej osobowości, pozwala nam wejść wgłąb swojego jestestwa. Bez wstydu, bez zadufania, za to w subtelny, delikatny sposób. Grylls jest człowiekiem pokornym – to rzadko już dziś spotykane. Jego pokora jest autentyczna. Autor pisze:
Nigdy nie zdobyliśmy Everestu. Everest cudem pozwolił nam wejść na szczyt, a potem nas wypuścił, byśmy uszli z życiem w miejscu, w którym wielu zmarło. Warto powtórzyć, nie zdobyliśmy Everestu. Jeżeli udało mi się zrozumieć coś ważnego, to mogę to zawrzeć właśnie w tych słowach.
Przypomniał mi się w tym miejscu wątek związany z Wandą Rutkiewicz, która w 1982 roku zorganizowała kobiecą wyprawę na K-2. Całą, trwającą około dwa tygodnie, drogę do bazy, przebyła wtedy o kulach, będąc po wypadku, któremu uległa rok wcześniej na Elbrusie. Jedni ją podziwiali, inni przeklinali. Z całą pewnością Wanda Rutkiewicz, kierując całym przedsięwzięciem, pragnęła sukcesu wyprawy, sukcesu innych, na pewno nie swojego. Zaledwie cztery lata później to właśnie ta góra, dziwnym zbiegiem okoliczności, zaprosiła Wandę Rutkiewicz, by była pierwszą kobietą na jej szczycie. Pokora Wandy czy wybór góry? Może jedno i drugie… Dlatego wierzę Gryllsowi, że to nie on zdobył Everest, ale góra pozwoliła się zdobyć. Pokora Beara czy wybór góry? Może jedno i drugie…?
Nieczęsto zdarza się, by piszący alpiniści w jakikolwiek sposób łączyli wyprawy w góry wysokie ze swoim stosunkiem do, nazwijmy to, „spraw wyższych i nieziemskich”. Pokora Gryllsa idzie w parze z wiarą w Pana Boga – warto na ten aspekt zwrócić uwagę. Góry są potęgą pełną majestatu (niby to banał, ale prawda). Często słyszymy, że są mistyczne. Przeczytać o tej mistyce jest już dużo trudniej. Grylls w piękny sposób we wtrącanych raz po raz notatkach z dziennika wyprawy, opowiada o Panu Bogu. Jemu wszystko zawierza w sposób szczególny i absolutny zarazem. I mówi o tym szczerze, bez wątpliwości, bez nadęcia, bez umizgiwania się i bez problemu. Nigdy bym go o to nie podejrzewała… Trudny temat na dzisiaj. Pomijany. Rozdział „Wielkanoc na lodzie” jest niesamowitym przykładem tego, jak być świadkiem swojej wiary, jak szczerze i mądrze pisać o swoich poglądach i przekonaniach. Bear, pełen szacunek!
To nie jest chyba poprawna recenzja. Nie zaprezentowałam książki w uszeregowanym ciągu, nie ustosunkowałam się do języka, przedstawionych zdarzeń, czy wyjaśnień autora na tematy związane z wspinaczką wysokogórską. Książka jest piękną opowieścią o górach, przyjaźni, wytrwałości, pokorze i Panu Bogu. Dwie cechy Grylla są wystarczająco mocne i szczere, by sięgnąć po tę książkę. Warto polecić ją młodym ludziom – tym, którzy czytali już „Szkołę przetrwania”, „Kurz, pot i łzy” czy „Poradnik surviwalowy”. Odkryją swojego bohatera jakiego jeszcze nie znali. Ale może warto polecić książkę szczególnie tym, którzy o Gryllsie jeszcze nie słyszeli. W podtytule polskiego przekładu napisano „opowieść o sile charakteru i woli życia” – czyli o tym, czego tak bardzo życzymy naszym dzieciom, młodym ludziom, może przyszłym wspinaczom…. Warto coś z książki Gryllsa wziąć dla siebie. Po prostu warto! Małgorzata Kowalska
„Pokonać Everest” Bear Grylls, Wydawnictwo Pascal
Takich recenzji właśnie nam trzeba, prawdziwych! Brawo! Dzięki Małgosiu!
Gdy zobaczyłam książkę Gryllsa na półce w empiku pomyślałam – o czym może pisać gość, który biega z ekipą telewizyjną po lasach i pustyniach, zajada się robaczkami i śpi w brzuchu wielbłąda? Nie spodziewałam się, że mógł zdobyć Everest – a to niespodzianka! Kupiłam książkę, przeczytałam… i jestem pełna podziwu. Mimo poważnego urazu kręgosłupa – nie poddał się, nie rozpaczał, nie skazywał swojego życia na koniec i pustkę. Osiągnął coś niezwykłego, pokazał siłę charakteru, wytrwałość, dążenie do realizacji marzeń. Polecam książkę i spotkanie z odrobinę innym Bearem Gryllsem niż ten, którego znamy z telewizji.