Artur Hajzer: Żona nie zgodziła się na kochankę, ale zgodziła się na góry

W drugiej połowie października zakończyła się unifikacyjna wyprawa na Lhotse. Nie udało się zdobyć szczytu, ale jak mówi kierownik i jednocześnie twórca programu Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015: „minimalne cele zostały osiągnięte, a doświadczenia zdobyliśmy aż nadto”. Co ciekawe, celem wyprawy było sprawdzenie organizmów młodych, utalentowanych alpinistów na dużej wysokości, ale to Artur Hajzer był tym, który popisał się kondycją – a w wywiadzie poczuciem humoru.

Jak ocenia Pan wyprawę na Lhotse? Czy przybliży do zrealizowania celów, które pan sobie założył?

To była wyprawa w ramach programu Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015, który kierowany jest do młodego pokolenia utalentowanych alpinistów, żeby zapchać dziurę pokoleniową. Poza kilkoma wyjątkami, nasi najwspanialsi himalaiści są dzisiaj po sześćdziesiątce, więc potrzebujemy przygotować nowe kadry, aby miał kto zdobywać niezdobyte zimą ośmiotysięczniki. Lhotse to czwarta góra Ziemi, więc bardzo wysoki ośmiotysięcznik. Jest też niejako bocznym wierzchołkiem Mount Everestu, więc latem ze względu na komercjalizację himalaizmu, ciężko jest tam się wspinać, ale jesienią góra jest już pusta. Z jednej strony mieliśmy więc górę tylko dla siebie, ale warunki pogodowe były zbliżone do tych zimowych. Wyprawa nie weszła na szczyt, co nie znaczy, że nie odniosła sukcesu, ponieważ objawiły się nowe talenty, a młodzi ludzie zostali przygotowani na spotkanie z ośmiotysięcznymi szczytami. Nie weszliśmy na szczyt, ponieważ bardzo długo trwał monsun, aż do 10 września. Po monsunie od razu przyszły silne jesienne wiatry. Zdarzył się te z wypadek śmiertelny – zginął jeden z Szerpów.

Bierze pan pod swoje skrzydła młodych, obiecujących alpinistów i umożliwia im sprawdzenie się w górach wysokich. Podczas wyprawy na Lhotse w pewnym momencie w drodze na szczyt został już tylko pan. Kondycja to wciąż pana bardzo mocna strona.

Rzeczywiście w górach wysokich, na obecny moment, jako tako wypadam na tle młodych. Jeszcze mi się nie zdarzyło, żebym był najsłabszy, trzymam się peletonu. To wynika z tego, że przeżywam kryzys wieku średniego, a żona nie zgodziła się na kochankę… ale  zgodziła się na góry. Bardzo dużo czasu poświęcam na przygotowanie się do wypraw i na trening, taki jakiego nigdy w życiu wcześniej nie stosowałem. Gdy byłem młody, byłem silny w sposób naturalny. Zarówno zdrowotnie, jak i wytrzymałościowo i „wysokościowo” – urodziłem się stworzony do jeżdżenia w góry wysokie, ale w obecnym wieku muszę w to już włożyć bardzo dużo pracy. Współpracuję z trenerem, dbam o odpoczynek i odnowę biologiczną, a potem trenuję, trenuję i trenuję. Już czwarty rok jestem w takim cyklu przygotowań i to trzyma mnie w formie.

Od lewej u góry: Artur Hajzer, Andrzej Bargiel, Krzysztof Starek Od lewej u dołu: Artur Małek, Mateusz Grobel, Mateusz Zabłocki. Fot. Agnieszka Bielecka

To dobrze, że zarówno pan jest w kondycji, jak i cały program Polskiego Himalaizmu Zimowego prężnie działa. Podobno został już skopiowany przez inne kraje. Z kim w tej chwili najbardziej rywalizujemy zimą w górach wysokich?

Rywalizujemy z zespołem włosko-kazachskim, czyli Simonem Moro i Denisem Urubko. To świetni sportowcy. Denis Urubko ma ten komfort, że jest w Kazachstanie wojskowym i może cały czas trenować. Konkurujemy także z Rosjanami, którzy mają chrapkę na zimowe wejścia na ośmiotysięczniki, natomiast oni jeszcze nie skopiowali naszego pomysłu – działają w oparciu o starą generację i to im dało zimą na K2 strasznie po łapach.  Wysoko nie zaszli i szybko się wycofali. Z ich ekipy był z nami na Lhotse na naszym zezwoleniu Aleksiej Bołotow i z wytrzeszczonymi oczami patrzył i słuchał o naszym programie. On też jest orędownikiem tego, żeby w Rosji sięgnąć po kadrowe zasoby młodego pokolenia. Zaskoczeniem było dla nas to, że spotkaliśmy wyprawę koreańską, która była zupełną kopią naszego pomysłu. Była to wyprawa koreańskich dwudziestoparolatków wspieranych przez dwóch doświadczonych Koreańczyków. Ta wyprawa powstała w odpowiedzi na nasz program, ponieważ dużo o nim piszą międzynarodowe portale alpinistyczne, więc na odzew nie trzeba było długo czekać.

Często te portale podkreślają też, że zimowy himalaizm wpisany jest w pewnym stopniu w narodowe DNA Polaków. Sami trochę czujemy, że zimą Himalaje są polskie i musimy się bronić, żeby nam ich nie złoili.

Jest coś takiego. Bardzo wiele osób zastanowiło się, skąd bierze się ten polski fenomen. Bernadette McDonald poświęciła temu nawet książkę – „Ucieczkę na szczyt”. W latach osiemdziesiątych i w XXI wieku udało się nam w sumie zdobyć zimą 9 ośmiotysięczników. Jak się powiedziało A, trzeba powiedzieć i B i Z. Istnieje taka chęć, żeby to dokończyć. Chęć ugruntowania polskiej pozycji lidera w tej dyscyplinie. To piękna idea i z pasją ją realizuję.

Ta pasja trochę pana kosztuje i mam na myśli nie tylko koszty finansowe, ale też psychiczne. Program wzbudzał swego czasu wiele kontrowersji…

Pojawiają się nieprzychylne komentarze, ale nie jest ich jeszcze tak dużo, żebym bardzo musiał się przejmować. Raczej stosuję strategię, że trzeba robić swoje i tyle. Ale płacę cenę – przyjeżdżam z tych wypraw coraz bardziej zmęczony i psychicznie i fizycznie. Nie da się co roku być zimą w Karakorum, to zbyt wyczerpujące, dlatego działamy teraz na zmianę z moim przyjacielem Krzysztofem Wielickim, który poprowadzi najbliższą wyprawę.

Co zadecyduje o sukcesie?

Potrzeba nam więcej Adamów Bieleckich. On jest uosobieniem sukcesu tego programu. Jeszcze rok temu prawie nikt go nie znał, a dziś jest gwiazdą himalaizmu i to na arenie międzynarodowej. Adam będzie uczestnikiem kolejnej zimowej wyprawy pod wodzą Krzysztofa Wielickiego na Broad Peak, ale i tak potrzebujemy więcej Adamów Bieleckich.

Zdjęcia: Krzysztof StarekArtur Hajzer (ur. 1962) – zdobywca sześciu ośmiotysięczników (z tego Annapurna – jako pierwsze wejście zimowe 3 lutego 1987 roku). Twórca programu Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015 i kierownik działających w jego ramach wypraw. W 2012 był kierownikiem zakończonej sukcesem zimowej wyprawy na Gasherbrum I.

Nie pierwszy raz na Lhotse: wspólnie z Krzysztofem Wielickim trzykrotnie szturmował południową ścianę tej góry. Autor książek: „Atak rozpaczy” (właśnie wznowiona) i „Korona Ziemi: nie-poradnik zdobywcy”. Bardzo sympatyczny człowiek.

A szerzej o podsumowaniu Lhotse 2012 i dzisiejszej konferencji jeszcze napiszę nie dzisiaj.


Tagi: , ,

komentarze 3

  1. Anonim pisze:

    czas aby dziadków typu Hajzer= gdzie to ja nie byłem zastapiło młode pokolenie, które nie jest tak mocne w gębie jak Hajzer ale umie chodzic po górach :))))

    • Sir Galahad pisze:

      Młode pokolenie w „porównaniu” do dziadków ma słaby skill zanim się w ogóle w góry najwyższe wybierze jak się porówna przejścia w Tatrach, Alpach, Dolomitach, Hindukuszu, Andach…

  2. Anonim pisze:

    NIE DZIWIĘ SIĘ, ŻE ANONIM JAK TAKIE DEBILIZMY PISZESZ

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

UWAGA! Jeśli chcesz odpowiedzieć na wybrany komentarz kliknij przycisk "Odpowiedz" znajdujący się bezpośrednio pod tym komentarzem.

Komentarz

Możesz użyć następujących tagów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>