„Mnie się marzy żeby zrobić międzynarodową wyprawę zimową na K2, w skład której wejdą Polacy oraz Denis Urubkowski i Simone Morowski” – powiedział podczas Przeglądu Filmów Górskich w Lądku, Krzysztof Wielicki. Coś w tym jest, ponieważ obaj zagraniczni wspinacze są nie tylko stałymi bywalcami na polskich imprezach górskich, mają tu przyjaciół, a nawet zdarza im walczyć o dobre imię polskiego himalaizmu – nawet wtedy, gdy samo środowisko jest skłócone. Jednym słowem – Denis i Simone: zapraszamy do Polski, jak najczęściej, z obywatelstwami też nie powinno być problemu. Poniżej tekst Izy Wysockiej, z wypowiedziami, które zebrała dla Was w Lądku.
Denis Urubko i Simone Moro – duet wspinaczy światowej klasy. Pomimo różnego pochodzenia i wychowania w różnych szkołach alpinizmu, łączy ich wiele – również to, że obydwaj byli gośćmi 18. Przeglądu Filmów Górskich w Lądku Zdroju. Ten pierwszy opowiadał o urokach centralnego Tien-Chanu, drugi mówił o marzeniach. Obie prelekcje miały rzecz jasna wspólny mianownik, jakim są góry. Czym jest dla nich alpinizm?
„Jeżeli traktować alpinizm jako sztukę, to odkrywanie nowego nigdy się nie kończy” – mówił w trakcie swojej prelekcji Denis Urubko. Zapytaliśmy go więc, jak można porównać te dwie rzeczy i czy wspinanie jest dla niego jedynie sztuką, czy może czymś więcej.
„Alpinizm to wolność” – odpowiedział. „Ponieważ reguły kontrolują naszą mentalność, podążając za zasadami, nie jesteśmy w stanie odkryć czegoś poza naszą wizją. Alpinizm to możliwość zrobienia czegoś, czego nikt wcześniej nie dokonał, i to nie dla pracy, nie dla pieniędzy, nie dla jedzenia, nie dla przetrwania. To możliwość zrobienia czegoś dla mojej wizji i zaprezentowania jej innym ludziom. Robię to w ten właśnie sposób, ponieważ sprawia mi to przyjemność. Sztuka nie jest zależna od pieniędzy. Na przykład taki malarz: jest w szkole, uczy się, jest doskonale przygotowany od podstaw, jak malować, jak używać barw, a potem odtwarza na przykład telefon, drzewo, czyjąś twarz, cokolwiek innego. Potem wpada na pomysł, żeby namalować coś tak jak w jego konkretnej wizji, ma jakiś nietypowy pomysł, żeby przełożyć to na papier. I z takim naciskiem płynącym z jego duszy, z jego umysłu, odkrywa nowe rzeczy i może w ciągu jednego, dwóch dni zrobić fantastyczny obraz, który nie jest na sprzedaż – zrobi to dla siebie, aby zademonstrować to innym ludziom. I to jest sztuka. Tak samo jest w alpinizmie – zostałem przygotowany od podstaw w szkole, jak przetrwać, jak się zachować. Potem podążałem za różnymi przykładami, według trudnych reguł, podnosiłem swój poziom i kiedy nagle zorientowałem się, że chcę wspiąć się na konkretną ścianę, np. ChoOyu czy Broad Peak, zostałem przygotowany do tego już wiele lat wcześniej: mam logistykę, pieniądze i czas, jestem wytrenowany… I w ciągu 5-6 dni jestem w stanie to marzenie zrealizować, zrobić tę konkretną rzecz, a potem okazuje się, że zrobiłem coś nowego, czego jeszcze nikt nie dokonał. I to jest moje. Moja wizja, moja pasja – to jest sztuka w alpinizmie. A prawdziwym artyzmem jest szczyt. To jest prawdziwa sztuka. Jeśli zrobisz zdjęcie i jest ono ładne, nie jest ono sztuką. Jeśli robisz zdjęcie, na przykład osoby i ustawiasz specjalne tło, jej oczy patrzą na przykład gdzieś obok, to jest prawdziwa sztuka, to jest ten szczyt. Niemożliwe jest, żeby zrobić coś innego, w inny sposób. Tak samo w alpinizmie, nie jest możliwe żeby zostać 5, 10 czy 15 metrów przed – musisz być na wierzchołku, nie poza nim.”
„Alpinizm jest sztuką wolności, a ja szanuję każdy wyraz wolności” – wypowiadał się w podobnym duchu podczas swojej prelekcji w Lądku Simone Moro. Już na początku podkreślił, iż Polska jest dla niego drugą ojczyzną i czuje się tu jak w domu; dodał też, że nie mówi tego jedynie z grzeczności. „Wystarczyłoby policzyć moich najlepszych przyjaciół – większość z nich pochodzi z Polski”– argumentował. Zaznaczył również, że został zainspirowany przez starsze pokolenie polskich wspinaczy i że wiele się od nich nauczył.
Dla mnie również jest to rodzaj sztuki, ponieważ jeżeli wspinasz się nowymi drogami, to tak jakbyś malował swoją własną linię, hodował własne pomysły. Powiedzieć, że jest to sztuka, to dla mnie nie wszystko. Byłoby to bowiem pewne redukowanie aspektów alpinizmu, ponieważ nie jestem jak Denis – i dlatego tak bardzo do siebie pasujemy, uzupełniamy się. On żyje dla wspinania, dla niego wspinanie jest wszystkim. Dla mnie jest wszystkim pod względem motywacji, ale staram się żyć wspinając się i jednocześnie inspirować innych, żeby nie byli artystami, ale dobrymi ludźmi – nie tylko na ośmiu tysiącach,ale również w życiu codziennym. Dlatego też nie chcę być najlepszym zimowym wspinaczem, tylko chcę być wspinaczem, który się zestarzeje, aby pokazać sens tego co robię, ponieważ wspinanie nie zmienia historii, a ocalenie życia jednego dziecka tak. Nie patrzę więc tylko na część artystyczną i nawet jeśli się z Denisem zgadzam, to nie jest to tylko sztuka. Sztuka jest bowiem czymś, co podziwiasz, a życie czymś, czym się dzielisz.
Zapytany o dalsze plany, o zimową wyprawę na Nanga Parbat i ewentualnego partnera po rezygnacji Urubki, Simone odpowiedział:
„Wyprawa na Nanga Parbat jest sponsorowana przez The North Face, mojego głównego sponsora, i jest to sponsor dla nas trzech: dla mnie, Denisa Urubko i Cory Richardsa. Cory nie chce nigdzie jechać, ma dość po Gaszerbrumie II, Denis boi się terrorystów, będę więc całkowicie sam, ale wybieram już partnera , właściwie to czekam na niego – on jest teraz na Sziszapangmie, jest to Hiszpan i jeszcze o niczym nie wie. Niby ma pojęcie, ponieważ przed wyjazdem na Sziszapangmę powiedział mi: „Simone, chciałbym pojechać z Tobą na Nanga Parbat”, ale w tamtym czasie powiedziałem mu coś w rodzaju „ok, może to będzie możliwe”. Teraz wiem, że Denis nie chce, mogę więc powiedzieć mu, żeby ze mną pojechał. Jestem pewien, że będzie chętny, planuje bowiem dokończyć resztę z czternastu ośmiotysięczników i brakuje mu do tego Nanga Parbat. Jest poza tym bardzo, bardzo dobrym filmowcem, pracuje w tym charakterze dla wielu wspinaczy, mógłby więc być idealną osobą. Znam go bardzo dobrze, jest bardzo szanowany i jednocześnie silny, możemy więc stworzyć dobry duet. Czekam teraz na jego powrót, będzie zaaklimatyzowany, a więc nawet mocniejszy ode mnie. Wątpliwością natomiast jest to, na którą stronę Nanga Parbat się wybiorę. Pierwszą decyzją była flanka Diamir – jest tam droga, która wraz z Denisem odnaleźliśmy w 2012 roku i myślę, że jest fantastyczna, bardzo logiczna i bezpieczna do wspinania w zimie. Ale to po stronie Diamir terroryści zabili tak wiele osób. Teoretycznie nie powinienem się martwić, ponieważ zbudowałem tam schronisko, a teraz buduję szpital. Powinienem więc czuć się chroniony. Prowadzę jednak dochodzenie z pewną kluczową osobą w dolinie, dlatego że ten atak, , na pewno był kryty również poprzez udział lokalnych ludzi, ponieważ do tej doliny nie można wejść ot tak sobie. Jednocześnie dojrzewa we mnie decyzja o wyborze ściany Rupal – po tej stronie jest słońce, co jest korzystne w zimie, a droga Schella jest zupełnie logiczna i nie aż tak skomplikowana, żeby nie dało się zrobić jej zimą. Po stronie Rupal będzie również polska ekspedycja. Mam z jej członkami bardzo dobre relacje, zresztą oni nie ustawiają się w roli pierwszoligowych wspinaczy, są na luzie. Wiem też, że po stronie Diamir także będzie inna, trzyosobowa ekspedycja z Węgrem i Amerykaninem w składzie. O wyborze drogi zadecyduję pewnie w ciągu kilku dni, może tygodnia. Procentowo jestem zorientowany bardziej na ścianę Rupal, gdzie do bazy dociera się w 3 godziny marszu. To miejsce wygląda bezpieczniej, również z tego powodu, że w razie ataku terrorystycznego ludzie mogą uciec wieloma drogami, nie jak po stronie Diamir, gdzie jest tylko jedna dolina. Możliwe więc, że będę dzielił bazę z Polakami, taki jak w roku 2012, kiedy wszyscy byli bardzo przyjaźni. To był wspaniały czas.”
Denis Urubko po swojej prelekcji wspominał Polskę jako „wspaniałe miejsca, wspaniałą przyrodę, wspaniałych ludzi”, dziękował również swoim polskim partnerom za wspólne chwile w górach. Wypowiedział też jakże znaczącą kwestię o tym, jak jego żona kazała mu obiecać dwie rzeczy: że nie będzie jeździł na motocyklu i że nie będzie wspinał się na K2. Ale jedyną słuszną odpowiedzią na propozycję Krzysztofa Wielickiego odnośnie zimowej wyprawy na K2 było „TAK!”.
„To byłoby cudowne marzenie” – powiedział na ten sam temat Simone Moro. „Ale jeśli zastanowić się nad tym tak dokładniej, to również mogłaby to być opcja na ten rok, gdybym zrezygnował z Nangi. Rozmawialiśmy o tym z Denisem w przeciągu ostatniego tygodnia. (…) Mamy nawet wybraną drogę, którą chcielibyśmy wejść na K2 zimą. Ale jest jeszcze jedna rzecz, z którą muszę sobie poradzić – kilka dni po naszym zimowym wejściu na Gaszerbrum II z Denisem i Cory Richardsem mojej żonie śniło się jak ginę podczas zimowej próby wejścia na K2. (…) Jeżeli ten sen okazałby się prawdą, to wolę jednak latać helikopterem albo jechać na Nanga Parbat”.
Zarówno Simone Moro, jak i Denis Urubko poprzez swoje mocne powiązania z Polska i Polakami są poniekąd częścią naszego himalaizmu. Ciekawe jest również to, że Polska leży pośrodku pomiędzy ich rodzimymi krajami. I pomimo różnic, jakie dzielić mogą wspinacza zachodniego od tego z kraju byłego Związku Radzieckiego, obydwaj poprzez swój mocny wkład w historię eksploracji gór wysokich są po prostu „nasi”, bo zainspirowani przez największych Polaków. W górach istotne są bowiem wspólne cele, a to chyba najmocniej spaja duet Moro-Urubko i polskich himalaistów. Wydaje się więc, że zdobycie K2 zimą to tylko kwestia czasu…