Anegdotki z zimowego Everestu – „od A do 8848”

everest-1980Nie wiem, chyba udzieliła mi się portalowa stylistyka – „5 rzeczy, których nie wiesz o…” a może to bezsilność, że nie potrafię po raz kolejny, ale na inny sposób, napisać czegoś o wydarzeniach zarejestrowanych na filmie „Gdyby to nie był Everest…”. Dlatego po spotkaniu z Leszkiem Cichym, które zorganizował Sklep Podróżnika świętując 25. rok swojej działalności postanowiłam raz na dobre rozprawić się ze wszystkimi anegdotkami dotyczącymi zimowego wejścia Polaków. Oczywiście to temat otwarty, więc liczę na Was(z współudział…).

Na początek wypowiedź lektora, która otwiera film „Gdyby to nie był Everest…”. Zawsze się uśmiecham, gdy słyszę to połączenie podniosłego tonu i wyrafinowanego języka, no i na myśl o późniejszych (choć nielicznych) wulgaryzmach, które pojawiają się w filmie.

Wejście na Mount Everest zimą. Jedno z największych wyzwań rzucone przez człowieka wielkim górom. Narodową wyprawę zorganizował Polski Związek Alpinizmu, kierownictwo powierzono najbardziej doświadczonemu w zimowych ekspedycjach – Andrzejowi Zawadzie. Jest to pierwsza w zimie próba wejścia na Everest, a pamiętajmy, że w sprzyjających letnich warunkach, dopiero jedenasta wyprawa zdobyła szczyt. Jakie są zatem szanse powodzenia?

Przed wyjazdem z kraju było wielu sceptyków. Wszak późno udzielone zezwolenie władz nepalskich kończy się 15 lutego, a są już ostatnie dni grudnia. Do skrajnie ciężkich warunków atmosferycznych dołącza się trudność dodatkowa, kwestia czasu. Kto wytrzyma tę próbę? Już samo  podjęcie zimowej wyprawy jest sukcesem wyobraźni, a o zdobyciu szczytu tym bardziej zadecyduje kondycja psychiczna i wiara w sukces.

Do niedawna powszechny był pogląd, że zimą powyżej wysokości 7 tys. metrów niemożliwa jest jakakolwiek działalność. Jako piersi odważyli się przekroczyć tę wysokość Polacy. W roku 1973 zdobywają Noszak, rok później próbują wejść na Lhotse, sąsiada Everestu. Wyprawa załamuje się, ale przynosi cenne obserwacje. Himalajska zima jest wolna od śniegu.

Błękitne niebo, słońce, które nie grzeje, 40-stopniowe mrozy. Wichury niszczące obozy i ludzkie nerwy. Stoki pokryte gołą, lodową skorupą. W zimie Himalaje zmieniają się jak w baśniach w szklane góry.

Leszek_Cichy_EverestAmerykański namiot

Mieliśmy jeden namiot goreteksowy. Chyba pierwszy, jaki pojawił się na świecie – pożyczony od Amerykanów. Był wyniesiony i z pewnymi trudnościami rozbity dopiero w obozie IV. Ponieważ był pożyczony i kosztował wtedy niebagatelną sumę 150 dolarów, to oczywiście po zejściu ze szczytu znieśliśmy go. Dzisiaj nikt by się czymś takim nie przejmował” – opowiadał Leszek Cichy. A jak się miało okazać, amerykański namiot wcale nie był taki niezawodny. „Maszty były za długie w stosunku do materiału, w którym miały się zmieścić, a goretex się nie rozciąga”.

Chiński maszt

Kilka lat przed naszym, zimowym sukcesem licznej chińskiej wyprawie udało się dokończyć drogę Mallory’ego i żeby nie było żadnej wątpliwości (ich wcześniejsze wejście kwestionowano) na szczyt wynieśli aluminiowy maszt (trójnóg, łączka i duża, 2-metrowa sztyca). „Gdy byliśmy na wierzchołku maszt już był wtopiony, wystawała tylko 10-centymetrowa rurka i w tej rurce znaleźliśmy kartkę owiniętą w folię. 30 lat trzymałem ją w domu, dziś można ją zobaczyć w Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie. Była to karta od wspinacza, który był na jesieni i zginął podczas zejścia. Wzięliśmy tę kartkę i zostawiliśmy swoje rzeczy: termometr minimalno-maksymalny i różaniec”

Łyżki i antidotum na wszystko

Rozmawiają Andrzej Zawada i jego zastępca Zygmunt Andrzej Heinrich.

Zawada: Powiedz mi jedno – czy w bazie jest tyle łyżek, żebyśmy nareszcie mogli mieć na górze dostateczną ich liczbę? Odbiór.
Heinrich: Proponuję, żeby zrobić remanent. A najlepiej byłoby, gdyby każdy swoją łyżkę nosił ze sobą.
Zawada: Zyga, czy my żyjemy przed pierwszą wojną światową? Co ty proponujesz? Kazałem kupić dwieście łyżek, do jasnej cholery! Ma pójść do góry pięćdziesiąt łyżek!
Heinrich: Tylko musimy wiedzieć mniej więcej, ile łyżek jest w obozie I i II?
Zawada: W obu obozach zliczyłem trzy złamane łyżki.
Heinrich: Rozumiem. Doniesiemy łyżki, doniesiemy łyżki.
Zawada: Wkurza mnie, że muszę jedną łyżkę myć, bo jadłem gulasz z papryką, a potem muszę ją myć, bo chcę zamieszać herbatę, potem muszę myć do kisielu – szlag może trafić człowieka! – mamy jedną łyżkę wspólnie w jednym namiocie.
Heinrich: Andrzej ja ci radzę, nie trzeba myć, wystarczy oblizać.
Zawada: Takimi prymitywnymi metodami to myśmy jeździli tylko w Hindukusz i do Etiopii. Między wyprawami poważnymi musi się przemycić zawsze jakaś głupia wyprawa.

„Od tego czasu, gdy ktoś się skarżył, że ma problem np. tępe raki, wszyscy chórem odpowiadali: Wystarczy oblizać – wspomina Leszek Cichy.

krzysztof_wielickiKrzysztof Wielicki – optymista

„Ja nie widzę żadnych problem z kondycją, w ogóle ze zdobyciem tego szczytu. Tu w ogóle nie ma żadnych problemów” – Krzysztof Wielicki przed założeniem obozu IV.

Przepis na sukces. Proste?

„Sukces wyprawy zależy w tej chwili od wytrzymałości fizycznej i od wytrzymałości psychicznej. Od kondycji. Nawet nie od tych specjalnych, superumiejętności technicznych. Jak wiadomo nie potrzeba specjalnej techniki wspinaczkowej, żeby wejść normalna drogą na Everest. Tylko wytrzymałość i twardość, siła charakteru – to się liczy!” – Andrzej Zawada podaje przepis na sukces.

Relacja „na żywo”

Ewenementem było, że zimowa wyprawa na Everest, jeszcze przed erą telefonów satelitarnych, miała stałą łączność z Polską. „Była akurat świetna propagacja fal radiowych i mieliśmy dobre radio Kenwooda na częstotliwości amatorskiej. Codziennie Bogdan Jankowski łączył się z Warszawą. Przesunięcie czasu o cztery godziny powodowało, że gdy kończyliśmy o 14 ruchy między obozami, to w Polsce była 10 i wszystkie relacje trafiały do gazet, ponieważ wtedy jeszcze wychodziły popołudniówki (w Warszawie „Ekspres Wieczorny” i „Kurier Polski”, a w Krakowie „Echo Krakowa”). W gazecie popołudniowej było napisane, co tego dnia Polacy zrobili na Evereście. Dla nas to był szok. Jak  transmisja na bieżąco z meczu piłkarskiego” – wspominał Leszek Cichy.

Historia różańca od Jana Pawła II

W 1974 roku podczas późnojesiennej wyprawy na Lhotse poniżej obozu III zginął w zejściu filmowiec Staszek Latało. Gdy w 1979 roku uczestnicy wyprawy Andrzeja Zawady pakowali się na Everest do magazynu przyszła matka Staszka Latały, która parę miesięcy wcześniej spotkała się z Janem Pawłem II, gdy był na pierwszej pielgrzymce w Polsce. Podczas krótkiego spotkania dostała od papieża różaniec. „Przyniosła go z intencją, żebyśmy go zanieśli jak najwyżej. Różaniec został dołączony do pakietu szczytowego i wyniesiony na szczyt. Na wiosnę znowu ktoś był na wierzchołku. Wszedł Szerpa z Baskiem. Podzielili się: Szerpa wziął termometr, a Bask różaniec. Trzy lata później spotkaliśmy się z tym Baskiem w Katmandu i okazało się, że to właśnie on wziął różaniec. „To był najlepszy prezent, jaki mogłem sprawić swojej matce, która jest tak wierzącą katoliczką, że uznała za cud, że z Everestu przyniosłem jej różaniec” – powiedział. Przy okazji historii jednego różańca można sporo powiedzieć o historii Everestu”  kolejna anegdotka Leszka Cichego.

Sezon bikini – czyli, ile można schudnąć na Evereście

Koniec lutego to w Nepalu już początek wiosny, więc po zejściu z Everestu polska wyprawa chciała skorzystać z pogody. „Zatrzymaliśmy się przy strumieniu, woda oczywiście lodowata, ale przy kamieniu na słoneczku każdy chciał się trochę opalić. Nasz filmowiec stanął, popatrzył na nas i powiedział: „K… jaka piękna wystawa kości”. Można się było anatomii uczyć na żywym organizmie”.

Urszula Sipińska

Polskim Himalaistom na wyprawie towarzyszyła Urszula Sipińska. Jej utworów słuchali w bazie na jednym z pierwszych radiomagnetofonów Kasprzak na licencji Grundig – przynajmniej wtedy, kiedy pozwalały na to warunki pogodowe. “Słońce było od 10 do 14 i gdy świeciło na namiot w namiocie panowała temperatura dodatnia to radiomagnetofon działał. Siedzieliśmy w śpiworach, czytali i słuchali. Ulubioną kasetą była pani Sipińska. Gdy słońce zachodziło za grań, Sipińska śpiewała coraz wolniej. Zamarzała. Wtedy padało hasło: weź Sipińską do śpiwora! Nastawiało się głośniej i było ok” – opowiadał Leszek Cichy.

 „Gdyby to nie był Everest… to byśmy chyba nie weszli. Odbiór”.

Źródło cytatów: Leszek Cichy i film „Gdyby to nie był Everest…”

everest-1980-1

 


Tagi: , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

UWAGA! Jeśli chcesz odpowiedzieć na wybrany komentarz kliknij przycisk "Odpowiedz" znajdujący się bezpośrednio pod tym komentarzem.

Komentarz

Możesz użyć następujących tagów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>